Karo Glazer ujawnia największe problemy polskich muzyków: Chcemy kopiować zamiast kreować
– Czym jest hook w muzyce?
– „Hook” to jest haczyk. Trzeba wymyślić taki hook, żeby słuchacze go złapali i nucili konkretną frazę. Gdy prowadzę warsztaty, nieustannie o tym mówię.
– A melodia powinna być catchy i sexy.
– Powiem Ci, że gdy zaczynasz używać takich fraz, to mnie to nie śmieszy.
– Dlaczego?
– Bo żyję z boku tych wszystkich trendów. W USA czy w Niemczech słowo „sexy”, nie jest już modne. I widzisz, nawet takie rzeczy dochodzą do nas z opóźnieniem.
– Tak jak i trendy, które pojawią się u nas o 4–5 lat za późno.
– Fakt. Smutne jest to, że chcemy kopiować zamiast kreować.
– Jaka jest tego geneza? Brak ryzyka? Brak środków finansowych?
– To jest bardzo dobre pytanie. Cały czas o tym myślę i stwierdzam, że na świecie szuka się oryginalności, bo wszystko już zostało wymyślone w muzyce, ale nie w Polsce.
– Dlatego mamy czas post-postmodernizmu.
– Zgadza się. W związku z czym musisz najpierw zrobić dekonstrukcję, żeby później przeprowadzić analizę i zrobić coś nowego. Potem musisz wykreować to, co jest najważniejsze dla artysty, czyli styl – mówił o tym nawet Miles Davis. Chodzi o to, żeby tak zaśpiewać dwa słowa, by wszyscy wiedzieli, że to Ty.
– Co byś wtedy zaśpiewała?
– „I feel that I'm stronger”.
– Czyli czujesz się silna.
– Tak. Ważne jest dobre podejście.
Problemy polskich artystów
– Polskie wokalistki umieją śpiewać?
– Może odpowiem inaczej na Twoje pytanie. Dobre śpiewanie to jest opowiadanie historii. To nie jest tak, że nagle śpiewam i jestem wokalistką.
– To co się musi wydarzyć by być wokalistą?
– Jest takie słowo w języku polskim, którego nie trawię, a najlepiej opisuje to, co robią polskie wokalistki.
– Jakie?
– Występ.
– Rozwiń, proszę, tę myśl.
– Polskie wokalistki występują, a nie śpiewają. One zachowują się tak, jakby uczestniczyły w szkolnej akademii. Przebierają się za kogoś innego, występują i nagle są artystkami. A to nie w tym rzecz.
– Ale w trakcie rozmowy ze mną nie zaśpiewają [śmiech].
– No tak. Bo one muszą mieć warunki, odsłuch, zespół. Śmiech na sali [śmiech].
– Co jest tego przyczyną?
– Nie lubię krytykować. Po co mam się kimś zajmować? To nie jest zgodne z moją filozofią życia.
– Jaka jest Twoja filozofia życia?
– Jestem otwarta. Szukam wartościowych ludzi, którzy mają pasję, do tego, co robią.
– A Ty masz pasję?
– Tak i ludzie, z którymi pracuje, również. Oni pracują tak samo, gdy zarabiają przy tym duże pieniądze i gdy robią coś wyłącznie dla zajawki. A co do filozofii życia – ważna jest miłość, empatia i szacunek, którego w muzycznym świecie jest za mało. Wracając do wokalistek i wokalistów, u nich nie ma pasji. Tam jest tresura i karmienie swoich kompleksów, a ja nie mam ochoty brać udziału w tym wyścigu. Bycie prawdziwym artystą czy kompozytorem, to jest tworzenie pięknej sztuki, która później jest produktem. Nawet Mozart komponował produkty, bo ktoś mu za to płacił. To nie jest nic złego. To jest nasza praca i trzeba mówić o tym głośno, bo na przykład ja żyję z muzyki.
– Gratuluję!
– Jestem szczęściarą! Żyję z pasji. Nie jestem na ściankach, bo szkoda mi czasu na to, żeby tylko tam pójść, żeby być. Wolę zostać w studiu czy w domu i napisać bardzo dobrą piosenkę.
– A co w tym wszystkim jest ważne?
– Relacje. Biznes muzyczny to jest biznes relacji. Jeżeli nie stworzysz prawdziwych relacji, to ten cię przeżuje i wymieli, a potem nastąpi twój koniec.
– I wtedy pojawiają się kompleksy u artystów…
– Bo nie budują prawdziwych relacji. A przede wszystkim nie uczą nas pracy w zespole.
– Czy istnieje szansa, żeby to przełożyć na polski grunt?
– Wierzę, że tak.
– Bardzo często scatujesz. Poza Urszulą Dudziak mało jest wokalistek w głównym nurcie, które śpiewają scatem.
– Urszula to moja mistrzyni. Pamiętam, że gdy poznałam Ulę, pomyślałam, że, ona ma amerykański flow. Jeżeli przeżyłeś kilka lat w USA, zetknąłeś się z tamtejszą branżą muzyczną, to musisz zmienić swoje podejście do ludzi. Albo zaczniesz być znaczącym graczem i nauczysz się grać zespołowo, albo odpadasz. Tam nie ma szans na wybujałe ego. Wracając do scatu, to jest on szerokim zjawiskiem. Scat to twój język, który może być instrumentem wiodącym albo perkusyjnym. Zapoczątkował go Louis Armstrong, czyli legenda trąbki jazzowej. Pewnego dnia to, co miał zagrać na trąbce, zaśpiewał. Scat to czysta improwizacja.
– Dlaczego przyjęło się, że jazzu trzeba słuchać w garniturze i w sukience?
– Pojedź do Nowego Jorku i zobacz, jak wygląda jazz.
– Dlaczego nie wyskakujesz z lodówki?
– Robię swoje, a do tego nie trzeba wyskakiwać z lodówki. Naprawdę lepsza jest praca w studiu niż siedzenie na kanapach w śniadaniówkach.
– Co to znaczy profesjonalizm w branży muzycznej?
– Trzeba być przygotowanym do pracy. Mieć otwartą głowę i grać zespołowo – to są podstawowe aspekty profesjonalizmu.
Muzyczne problemy
– To słychać i widać – jeśli robi się wszystko samemu, to efekty są bardzo słabe.
– Są dwa realne problemy. Zacznę od pierwszego – problem wychowania. Jesteśmy wychowani w duchu zosi samosi, że jak czegoś nie umiemy, to musimy to zrobić sami. Trzeba się z tego wyleczyć jak najszybciej. Na moim przykładzie – umiem grać na fortepianie, ale nie jestem wybitną pianistką. Jeśli potrzebuję partii klawiszowych, co wtedy robię? Angażuję wybitnych pianistów. Jestem kompozytorką i wokalistką. Nie muszę robić wszystkiego.
– A drugi problem?
– Pieniądze. Budżety w polskim przemyśle muzycznym nie są duże.
– Ale wypełniają Stadion Narodowy.
– Super. To niech dostarczają jakość na poziomie Stadionu Narodowego. Problem w tym, że trzeba nauczyć się dzielić i szanować pracę każdej osoby w zespole.
– Prowadzisz warsztaty na ten temat?
– Oczywiście, że tak.
– Mamy na rynku problem z deficytem osobowości?
– Tak. Są archetypy i artystów buduje się wokół nich. To nie jest nowość. Najważniejsza w budowaniu osobowości artysty jest jego motywacja. Zamiast rozwijać skrzydła, to sami je bardzo często podcinamy.
– A Ty wierzysz w ludzi?
– Tak i to bardzo. Widzę, że nie wykorzystujemy swojego potencjału. Wierzę, że umiemy dużo więcej. Wystarczy się otworzyć na nowe rzeczy i na ludzi.
– Jak odnajdujesz się w dość specyficznym środowisku jazzowym?
– Dobra szkoła jazdy. Jeżeli umiesz ogarnąć męskie towarzystwo z dużym ego, to dasz radę. Potrafię wybaczyć egoistom, jeżeli mają olbrzymi talent.
– Dlaczego wielu zdolnych artystów nie potrafi się przebić?
– Bo ma za dużo szacunku do muzyki.
– Ciekawa teza. A co to znaczy?
– Że masz pokorę, która mówi ci, że nie jesteś gorszy ani lepszy. Po prostu jesteś dzisiaj tu i teraz. Grasz dla ludzi z całego serca to, co czujesz. Nie będziesz mówić światu, że jesteś najlepszy i twoja muza jest genialna, bo nie tobie to oceniać, tylko publiczności.
– Czy wykonawcom chce się dziś pracować nad warsztatem?
– Nie. Jednak w młodych ludziach jest nadzieja i to duża.
Muzyczny autorytet
– Kto jest Twoją inspiracją, muzycznym autorytetem?
– Na pewno Ula Dudziak jest bardzo ważną osobą w moim życiu. Jest moją mistrzynią. Dorzuciłabym Krysię Prońko, która podeszła do mnie po moim koncercie i powiedziała mi, że mam głos i muszę coś z tym zrobić. Wtedy grałam też na gitarze.
– To jak można Cię najlepiej opisać?
– Wokalistka, producentka, kompozytorka i multiinstrumentalistka. A prościej to robię muzykę i to kocham najbardziej.
Czytaj także: Euroestablishment brzydzi się ludem
Czytaj także: [Felieton „TS”] Jan Wróbel: O Kaczyńskim bez obsługi emocji
Kim jest Karo Glazer?
Obdarzona 4-oktawowym głosem Karo Glazer konsekwentnie tworzy swój własny, unikalny, muzyczny język. Jest wokalistką, kompozytorką, aranżerką i producentką w jednej osobie. Po premierze debiutanckiej płyty „Normal” w 2009 roku jej talent dostrzeżono nie tylko w Polsce, czego konsekwencją były trasy koncertowe promujące płytę na największych europejskich scenach jazzowych. Prawdziwym sukcesem było jednak przyjęcie jej ostatniego album „Crossing Project” wydanego w 2013 roku przez EMI Music. Płyta nagrana została w prawdziwie gwiazdorskim międzynarodowym składzie. Z Karo Glazer tworzą m.in.: Mike Stern, John Taylor, Lars Danielsson, Klaus Doldinger oraz Joo Kraus. Całość została zmiksowana i zmasterowana przez wielokrotnego laureata nagrody Grammy – Martina Waltersa. O Karo Glazer pisał m.in. niemiecki „Der Spiegel”, a jej twórczość obecna była na antenie Deutsche Welle i NDR. Koncertowała m.in. na festiwalach Shleswig Holstein Musik Festival, Women In Jazz, Haarlem Jazzstadt, francuskim Festivaldu Bout du Monde, Heineken Open’er Festival, Hofer Jazztage, Ingolstadtar Jazztage czy Dresden Jazztage. Do jej sukcesów należy również seria koncertów w legendarnym berlińskim klubie „Quasimodo”. Grała supporty przed takimi gwiazdami jak Gotan Project czy James Carter. Koncertowała m.in. w Szwecji, Finlandii, Norwegii, Luksemburgu, Francji, Niemczech, Holandii, Austrii, Czechach i na Ukrainie, a w sierpniu 2012 roku zaśpiewała gościnnie koncert z zespołem Mike’a Sterna w „55 Bar” w Nowym Jorku. Jak sama mówi, fascynują ją w muzyce dwa zagadnienia: istota rytmu i jego różnorodności oraz przestrzeń i możliwości jej kreacji, dlatego w jej kompozycjach można usłyszeć zarówno afrykańskie podziały rytmiczne, jak i skandynawskie pejzaże.