Piotr Bernatowicz nie odpuszcza po tym, jak został odwołany: Trzeba się ostro przeciwstawić
– Jak się Pan odnajduje w nowej sytuacji po usunięciu ze stanowiska dyrektora CSW i jak się Pan odniesie do kampanii prowadzonej przed samym tym aktem? Mam tu oczywiście na myśli list 500 celebrytów, tudzież „osób artystycznych”. Trochę już o tym rozmawialiśmy wcześniej, ale czy jest Pan mimo wszystko zdziwiony, czy udało się Pana zaskoczyć przy tej okazji?
– Ujmując to wszystko w całość, myślę, że była to przygotowana z rozmysłem operacja. Uważam, że decyzja o tym, żeby mnie usunąć ze stanowiska niezależnie od jakichkolwiek przyczyn, zapadła dużo wcześniej. Jest to po prostu element pewnej gry politycznej, którą realizował minister Bartłomiej Sienkiewicz, a której wcielanie w życie przejęła następnie minister Hanna Wróblewska.
Brudna gra
– Co to za gra?
– Zrywanie kontraktów z dyrektorami instytucji kultury, którzy byli powoływani w czasach poprzednich rządów – niezależnie od tego, czy są jakieś racjonalne podstawy do takich decyzji. Sądzę, że cały ten proces został rozpoczęty zwolnieniem dyrektora Janusza Janowskiego, kompletnie kuriozalnym, bez uzasadnienia. Chodziło tylko o to, żeby nie dopuścić do pokazania w polskim pawilonie na Biennale w Wenecji wystawy Ignacego Czwartosa. Podobnie rzecz miała się z moim odwołaniem. Przed samym Biennale, kiedy wiadomo było, że jednak wystawa Ignacego Czwartosa zostanie tam pokazana, media mainstreamowe, liberalno-lewicowe, które wspierają politykę rządu oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zaczęły się domagać usunięcia mnie ze stanowiska. Pan minister zapowiedział w metaforyczny sposób, ale chyba dosyć precyzyjnie, że stanie się to przed wakacjami.
Po tym nastąpił szereg działań, takich jak wprowadzenie nadzwyczajnej kontroli do CSW czy właśnie przygotowanie listu 500 celebrytów, którego inicjatorem było Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej – organizacja blisko związana z minister Hanną Wróblewską. Pani minister, oczywiście w czasach, kiedy nie była ani ministrem, ani dyrektorem Zachęty, zakładała tę organizację. Zresztą ta właśnie organizacja w dużym stopniu przyczyniła się do tego, że Hanna Wróblewska objęła stanowisko dyrektora Zachęty. Został zatem wobec mnie wdrożony przygotowany wcześniej plan.
– Zwróciłam się do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z prośbą o podanie pełnej listy sygnatariuszy listu przeciwko Panu. Spotkałam się z odmową.
– Nie wiadomo do końca, kto jest na tej liście, czy są to po prostu np. członkowie rodziny pani minister i rodzin artystów, których nazwiska zostały upublicznione, czy też rzeczywiście list podpisało tak szerokie grono twórców.
– Jak przebiegło odwołanie Pana z funkcji dyrektora CSW?
– Idealnie tak, jak przepowiedział pan minister Bartłomiej Sienkiewicz, który uciekł do Brukseli. Na początku wakacji otrzymałem decyzję o moim odwołaniu ze stanowiska. Normalny tryb postępowania wygląda tak, że po przeprowadzonej kontroli ministerstwo przesyła dyrektorowi instytucji projekt wystąpienia pokontrolnego, żeby mógł się on jeszcze z nim zapoznać i ewentualnie odpowiedzieć na różne kwestie, które zostały w nim ujęte. Ja takiej możliwości nie miałem, bo w momencie, kiedy ten protokół otrzymałem na biurko, jednocześnie zostałem pilnie wezwany do ministerstwa, gdzie pan wiceminister Andrzej Wyrobiec wręczył mi odwołanie. Pani Hanna Wróblewska nie pofatygowała się, żeby osobiście mi je wręczyć, mimo że przez wiele miesięcy na łamach mediów zapewniała, jak bardzo zależy jej na tym, żeby ze mną się spotkać i żeby wyjaśnić różne kwestie.
Po każdym takim medialnym doniesieniu zwracałem się do pani Wróblewskiej w formie mailowej, ale też publicznie deklarowałem, że chętnie się z nią spotkam. Zresztą znamy się, wspólnie byliśmy kuratorami wystawy Marka Sobczyka w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu. Jesteśmy zatem kolegami po fachu. Szkoda, że pani Wróblewskiej zabrakło przyzwoitości, żeby osobiście wręczyć mi odwołanie. Druga sprawa to kwestie polityczne. Hanna Wróblewska stała się po prostu politykiem wykonującym polecenia swojego szefa, czyli premiera, który dokonuje zemsty na osobach powołanych do instytucji publicznych przez poprzedni rząd. Mamy tutaj do czynienia z próbą zerwania ciągłości instytucji, niezależnie od wszelkich argumentów merytorycznych.
Niewysłuchany głos
– W reakcji na petycję celebrytów domagających się Pańskiego odwołania powstała także petycja z poparciem dla Pańskich działań.
– Tak, podpisało ją ponad 500 historyków sztuki i artystów. Twierdzą oni coś zupełnie odwrotnego do tego, co w swoim manifeście ujęli protestujący przeciwko mnie celebryci.
– Ich głos nie został jednak wzięty pod uwagę, odwołano Pana ze stanowiska.
– Tryb, w którym się to odbyło, to nie jest mój styl. Na moje miejsce została wyznaczona osoba, która pojawiła się w Zamku Ujazdowskim tego samego dnia, kiedy ja zostałem odwołany. Byłem wtedy w biurze, miałem umówione spotkania, wykonywałem swoje obowiązki, byłem otwarty na rozmowę – chociażby po to, żeby udzielić odpowiedzi na pytania, przekazać kwestie, które są do załatwienia, poinformować o stanie instytucji na dany dzień. Pani Kamila Bondar nie chciała jednak się ze mną spotkać. Czekała, aż opuszczę biuro, żeby następnego dnia już do niego wejść. Takie to są standardy.
Niby przypadkowo moje odwołanie zbiegło się usunięciem z wystawy w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku ważnych dla Polski i świata postaci historycznych, ale to wszystko razem stanowi pewną całość działań antycywilizacyjnych. Czym innym jest cywilizacja, jeśli nie właśnie zbiorem pewnych zasad publicznego funkcjonowania? Obecnie te zasady są łamane i dzieje się to na najbardziej podstawowym poziomie, aż do kwestii symbolicznych. Widzę po głosach różnych komentatorów, którzy do tej pory zajmowali stanowisko zdystansowane do tych działań, że do szerszej opinii publicznej zaczyna docierać, że mamy do czynienia nie tylko ze zmianą polityczną, co jest normalne w systemie demokratycznym, ale z nastaniem rządów formacji, która łamie podstawowe standardy cywilizacyjne.
Czytaj także: Katastrofa samolotu w Gdyni: są nowe informacje
Czytaj także: Fake news ws. zamachu na Trumpa zdemaskowany
Dalsze plany
– Jakie ma Pan plany na przyszłość?
– Będę kontynuował swoją działalność polegającą na przywracaniu rzeczy na właściwe tory. Szefowanie Centrum Sztuki Współczesnej było pewnym epizodem w mojej działalności, ważną próbą zastopowania niekorzystnych wydarzeń w sferze kultury i sztuki współczesnej. W szerokiej sferze społecznej widzimy niekorzystne antycywilizacyjne działania czy nawet wrogość wobec zasad cywilizacyjnych, ale też wrogość wobec polskości. To widać wyraźnie, mamy do czynienia z naciskiem na zniszczenie ważnych kulturowych i narodowych zasad, ideałów, odejście od nich i zastąpienie ich pedagogiką wstydu, budowaniem raczej pogardy wobec swojego narodu niż dumy.
Tylko że jeżeli przyjrzymy się temu, co działo się w sztuce współczesnej od wielu dekad, zobaczymy, że tam wszystkie te procesy zaszły o wiele dalej. Jeżeli teraz dyrektor muzeum usuwa z wystawy ojca Maksymiliana Kolbego i zaczyna nazywać go antysemitą albo usuwa rotmistrza Witolda Pileckiego, uważając, że to nie jest postać ważna dla II wojny światowej opisywanej z perspektywy polskiej, to zaczyna to budzić zdumienie szerokich grup społecznych. Ludzie na całym świecie interesują się tymi postaciami, piszą o nich książki, kręcą filmy…
– Przeciwstawia się Pan nowej odsłonie cenzury w sztuce.
– Moja działalność polega na tym, aby ruch rewolucji kulturowej w świecie sztuki kontrować, żeby poszerzać, otwierać obszar sztuki współczesnej, pluralizować go. To jest moja zasada i praca, którą realizuję od wielu, wielu lat. Lewicowy świat sztuki reaguje na to niesamowicie alergicznie, czego przykładem było chociażby pozbawienie mnie funkcji dyrektora Galerii Miejskiej Arsenał, mimo że wygrałem konkurs na to stanowisko. Zostałem jednak usunięty wbrew wszelkim zasadom.
Później pojawiło się CSW, gdzie przez 4,5 roku próbowałem realizować podobną misję – z dużymi sukcesami także na arenie międzynarodowej. To chyba jeszcze bardziej przeraziło świat sztuki polskiej, ten wąski, hermetyczny, o mocno zideologizowanej agendzie. Będziemy jednak działać dalej, mówię: będziemy, bo nie jestem sam, mam cały zespół współpracowników, z którymi realizowaliśmy kolejne projekty w CSW. Jestem pewien, że będziemy to kontynuować. Mam kilka pomysłów, które niedługo będziemy upubliczniać. Ani ja, ani moi współpracownicy nie mamy zamiaru odpuszczać, to są zbyt ważne kwestie, żeby je zostawić. Przeciwnie – to, co się teraz dzieje, pokazuje, że naprawdę doszliśmy do momentu, kiedy trzeba się temu ostro przeciwstawić.
Piotr Bernatowicz
Piotr Bernatowicz jest historykiem sztuki, krytykiem sztuki, kuratorem, nauczycielem akademickim i menadżerem kultury. W latach 2020–2024 był dyrektorem Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie.