Liban w cieniu krzyża

Liban w cieniu krzyża

Pniemy się samochodem w górę, metr po metrze, powoli, w małej kolumnie. Obok nas przepaść. Nieswojo. Pod górę jeszcze jako tako, ale przecież mamy tędy wracać...

Mam cały czas świadomość, że jestem gościem na ziemi, na której chrześcijanie mieszkają od tysiąca kilkuset lat. I tutaj wiara traktowana jest bardzo serio. Tu nasi bracia w wierze nie znają pojęcia „wierzący – niepraktykujący”. Albo-albo.

 

Zderzenie wyborczych kultur

 

Slalom między domkami, ale nie jak ten narciarski w dół - ten jest w górę i to krętą drogą. Wreszcie gdzieś, hen, wysoko, lokal wyborczy. Szkoła podstawowa. Oczywiście krzyże na ścianach klas i krzyżyki na szyjach "mężów zaufania"- głównie zresztą kobiet. Nagle awaria elektryczności. Miejscowi przyjmują to tak, jakby na chwilę spadł przelotny deszcz. W komisji wszyscy przedstawiciele partii politycznych mówią po francusku, wielu komunikuje się po angielsku. Nic dziwnego: nad szkolną tablicą liczby od 1 do 10 po francusku, a na niej lekcja francuskiego dla najmłodszych dzieci: krowa – mleko  - ser- masło. Też daję radę...

Kabina wyborcza jest raczej kabinką albo czymś na jej kształt. Za to ma napisy w dwóch językach: po arabsku i angielsku ("Lebanon Elections"), flagę i godło razy dwa. Mam prawo przeglądać listy wyborcze i to czynię. Proszę o wyjaśnienie, dlaczego przy jednych kandydatach są białe pola, a przy innych ciemne? Okazuje się, że jedni, „biali” są z tego okręgu - i na nich można głosować - a drudzy, „ciemni” z innego i na nich oddać głosu nie wolno. Skomplikowane. Po co w takim razie na jednej liście są jedni i drudzy ? Polsce jest to jednak prostsze.

    Słyszę, że chrześcijanie wolą francuski, a muzułmanie - angielski. Ale dzieci z chrześcijańskich rodzin i tak błyskawicznie przyswajają mowę Szekspira i Churchilla dzięki telewizji. Trójjęzyczność jest więc dość powszechna, przynajmniej na poziomie „komunikacyjnym”.

 

Chrześcijanie nie pozwolą marnować głosów wyborczych

 

Miejscowość Amchit (pol. Amszit). Dużo przydrożnych kapliczek. Wrosły w krajobraz, stały się jego częścią. Miasto o swojsko brzmiącej nazwie Barbara. Burmistrz o wyglądzie emerytowanego kulturysty. W komisji wyborczej nie ma przedstawiciela islamskich radykałów z Hezbollahu, jak w całym tym chrześcijańskim dystrykcie. Nie mają tu czego szukać. Na wyborach  jest tu gra do jednej bramki. A w zasadzie do paru, ale wszystkie są chrześcijańskie. W komisjach i wśród wyborców niemało kobiet z tatuażami. Dużo z nich zapewnia poprzez nie swojego wybranka o miłości... Przed lokalem komisji snują się dwa identyczne psy. Rodzeństwo ? W pobliżu wiele sklepów na szyldach ma europejskie nazwy czy imiona.

Miasto Batroun. W centralnym punkcie - duży kościół z wysoką dzwonnicą. Grupka kilkuletnich brzdąców wiesza się wspólnie na sznurze - i rozlega się donośny głos dzwonu. Nie odmawiam dzieciakom - razem dzwonimy donośniej...

Nasz przewodnik ma na imię Rabin – ale nie jest Żydem. A jego nazwisko często słyszy się w języku arabskim: „Nasr” to wiosna!

Miasto Kfaraabida. Na budynku wielki portret kapłana. To ojciec Boulos Feghali. Autorytet miejscowej wspólnoty, teolog, biblista, specjalista od Starego Testamentu, charyzmatyczny przewodnik młodzieży, zmarł całkiem niedawno. To właśnie w tym mieście w walkach z Palestyńczykami przed 1,5 dekady zginęło 14 młodych libańskich chrześcijan. Wszyscy mieli między 16 a 20 rokiem życia...

Kolejny lokal wyborczy - i znów w szkole. Nad tablicą flaga narodowa Libanu, a na niej słowa po arabsku i trzy po angielsku:           „Jezus is Love”.

Do komisji wyborczej przychodzi staruszeczka. Ledwo słyszy. Potem mi mówią, że urodziła się w roku 1925. Podtrzymywana przez inną starszą – ale nie aż tak! - panią 97-latka powolutku zmierza do urny. Tu nie może zmarnować się ani jeden chrześcijański głos. Znów brzmi to, jak metafora...

Kolejna szkoła, kolejne krzyże na ścianach, kolejni uzbrojeni w automaty żołnierze i ponownie długie kolejki wyborców. Spotykam obserwatorów z Unii Frankofońskiej, a za chwile Francuza, który w Libanie mieszka na stałe i jest w komisji mężem zaufania. Na rogu ulicy widzę nagle flagę Armenii: granatowo - pomarańczowo - czerwoną. Żadna to niespodzianka - przedstawiciele tutejszych Ormian, oczywiście chrześcijan zasiadają w parlamencie w Bejrucie, zgodnie z parytetami.

Kolejna staruszeczka, z chodzikiem i wypełnioną kartką wyborczą. Te wybory są ważne, niosą nadzieję na zmianę, być może złudną, są dowodem patriotyzmu biorących w nich udział.

 

Chrześcijańska siła

 

Czuję zmęczenie. Położyłem się spać przed wpół do drugiej w nocy - wstałem około szóstej. Ale jak tu drzemać w samochodzie, gdy co chwilę widzisz kolejną kapliczkę przy drodze, kolejny... bilbord (!) z Chrystusem, Matką Boską czy czczonym tu szczególnie XIX-wiecznym świętym Szarbelem (ur.1828-zmarły w Wigilię 1898 roku). Przez wiele dni po śmierci nad jego grobem unosić się miała łuna. Gdy współbracia przybyli w końcu, aby otworzyć trumnę, okazało się, że zwłoki przyszłego świętego w ogóle nie uległy rozkładowi... Jego wizerunki widać w Bejrucie i małej wiosce, koło muzułmańskiej kawiarni i obok maronickiej świątyni.

Obiad w Byblos. Niespodziewane zaproszenie do domu trzypokoleniowej libańskiej rodziny. Przy stole paręnaście osób. Chyba większość mówi po angielsku. Profesor matematyki, przedsiębiorca, właściciel pensjonatu, urzędniczka międzynarodowej organizacji, finalistka konkursu Miss Libanu. Prawie wszyscy za formacją Siły Libańskie, bardzo przeciw Hezbollahowi. Jedna z kobiet mówi: „Nie Bejrut ,a Byblos to prawdziwy Liban”. Jemy kaftę - mielone mięso wołowe z cebulą i pietruszką. Grono bardzo rozpolitykowane. Słyszę, że prawdziwa demokracja jest tylko na terenach zamieszkałych przez chrześcijan: nikt nie wywiera presji, jak mają głosować - inaczej niż na terenach szyitów, gdzie przymusza się muzułmanów nie tylko, żeby nie startowali z list innych niż Hezbollah, ale wprost mówi się, jak mają głosować całe rodziny. U chrześcijan rodziny nieraz są podzielone...

Wreszcie - jako koordynator Komisji Kontroli Budżetu europarlamentu - znajduję ślad pieniędzy z UE: Bruksela finansuje tu budowę kanalizacji! Ale jako historyka bardziej imponuje mi to, że niemal z każdych pięciu metrów kwadratowych tchnie tutaj historią. Oglądam - w czyimś ogrodzie, a nie żadnym tam muzeum - fenicki sarkofag z III tysiąclecia przed Chrystusem, odnaleziony przypadkiem przy budowie domu. Oglądam amforę rzymską z drugiego wieku po narodzeniu Chrystusa („naszej ery” - tak nam wmawiano w zindoktrynowanej szkole...). O takich znaleziskach należy informować władze, ale i tak ich nie zabiorą: mają ich pod dostatkiem. Pod tym względem Liban jest szczęśliwym krajem.

Przestrzegają mnie, że Libańczyk, nie tylko chrześcijanin - choć szczególnie on - ale też muzułmanin obrazi się, jak zostanie nazwany Arabem. Nie - on jest Libańczykiem! Wolę jednak tego nie sprawdzać...

 

Wielki problem Libanu: emigracja

 

Sławna restauracja Chez Pepe w Byblos nad samym brzegiem morza. Droższa niż knajpy w 5-gwiazdkowych fotelach w Bejrucie. Szklanka piwa kosztuje tu pięć dolarów. Specjalność: owoce morza i szczególni goście. Tu jedli prezydent Francji Jacques Chirac i francuski premier Francois Fillon, Brigitte Bardot i zespół „Scorpions”. Ale czy przynosi ona szczęście swoim znanym biesiadnikom? Chiraca i Fillona skazano przecież na kary więzienia we własnej ojczyźnie...

Liban to kraj olbrzymiej, od dziesięcioleci, emigracji. Do Europy, krajów Zatoki Perskiej, obu Ameryk. Emigranci przyjeżdżają później na paromiesięczne wakacje latem albo krótsze, w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. I zostawiają bezcenną, w sytuacji zapaści gospodarczej kraju - kasę. Jednak pomagają także ci, których nie stać na przyjazd do ojczyzny albo przyjechać nie mogą. Na obiedzie w Byblos poznaję panią, której jedynym źródłem utrzymania jest 100 dolarów przysyłanych miesiąc w miesiąc przez brata z Kanady. To równowartość więcej niż 120 tysięcy funtów libańskich - nazwa waluty lokalnej.

Pijąc libańskie słodkie, czerwone wino domowej roboty rozmyślam o tym kraju paradoksów. Mają tu ciężki kryzys, ale każda średniozamożna rodzina ma dwa domy i zwykle co najmniej dwa samochody. Państwem rządzą sami mężczyźni, ale kobiety, zwłaszcza z chrześcijańskich rodzin, są bardzo wykształcone, często mają po kilka fakultetów. Kiedy ruszą ławą do polityki ?

 

 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (02.06.2022)


 

POLECANE
Pałac Buckingham. Pierwsza taka wizyta króla Karola III od blisko 20 lat Wiadomości
Pałac Buckingham. Pierwsza taka wizyta króla Karola III od blisko 20 lat

Brytyjski monarcha Karol III złoży prawdopodobnie w kwietniu 2026 r. oficjalną wizytę w USA – poinformował w piątek „Times”, powołując się na źródło bliskie sprawie. W nadchodzącym roku, Stany Zjednoczone ma także odwiedzić, ale w innym terminie, syn króla, książę Walii William.

Wojna na Ukrainie obnażyła bezsilność projektu europejskiego superpaństwa tylko u nas
Wojna na Ukrainie obnażyła bezsilność projektu europejskiego superpaństwa

Prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział w sobotę podczas rozmowy z dziennikarzami, że Ukraina potrzebuje silnych gwarancji bezpieczeństwa. Problem w tym, że te ostatnie mogą dać jedynie Stany Zjednoczone, ale wcale nie jest pewne, czy będą mogły i czy zechcą to uczynić.

Rosyjska gospodarka hamuje. Wzrost bliski zera, miliony na skraju ubóstwa z ostatniej chwili
Rosyjska gospodarka hamuje. Wzrost bliski zera, miliony na skraju ubóstwa

Po dwóch latach napędzania wzrostu wydatkami wojennymi rosyjska gospodarka wyraźnie wyhamowała. Dane pokazują stagnację, a jej skutki coraz mocniej uderzają w zwykłych obywateli.

Komunikat dla mieszkańców woj. małopolskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. małopolskiego

Świąteczni goście zaczęli wyjeżdżać z Zakopanego, a na ich miejsce przyjeżdżają turyści, którzy planują spędzić pod Tatrami Sylwestra. Wymiana turnusów spowodowała w sobotę duże utrudnienia w ruchu na popularnej Zakopiance oraz w samym Zakopanem.

Przyszłość Lewandowskiego w Barcelonie. Sprawa trafiła na okładkę Wiadomości
Przyszłość Lewandowskiego w Barcelonie. Sprawa trafiła na okładkę

Przyszłość Roberta Lewandowskiego w FC Barcelonie wciąż pozostaje otwarta i wzbudza coraz większe emocje w Hiszpanii.

Korupcja w ukraińskim parlamencie. Działania służb NABU blokowane przez ochronę państwa gorące
Korupcja w ukraińskim parlamencie. Działania służb NABU blokowane przez ochronę państwa

Ukraińskie Narodowe Biuro Antykorupcyjne informuje o utrudnianiu czynności śledczych w parlamencie. W tle pojawia się wątek zorganizowanej grupy przestępczej, w której skład mieli wchodzić obecni deputowani.

30 grudnia ogólnopolski protest rolników przeciwko umowie UE z Mercosur gorące
30 grudnia ogólnopolski protest rolników przeciwko umowie UE z Mercosur

„30 grudnia rolnicy w całym kraju staną w obronie polskiej wsi i naszego bezpieczeństwa żywnościowego” - o planowanym proteście poinformował Oddolny Ogólnopolski Protest Rolników.

Zełenski: Potrzebujemy silnych gwarancji bezpieczeństwa z ostatniej chwili
Zełenski: Potrzebujemy silnych gwarancji bezpieczeństwa

Prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział w sobotę podczas rozmowy z dziennikarzami, że Ukraina potrzebuje silnych gwarancji bezpieczeństwa, a w obecnej sytuacji nie ma możliwości przeprowadzenia referendum w sprawie porozumienia pokojowego z Rosją. Zełenski jest w drodze do USA.

IMGW wydał ostrzeżenia I i II stopnia: gołoledź i silny wiatr uderzą w wiele regionów Polski z ostatniej chwili
IMGW wydał ostrzeżenia I i II stopnia: gołoledź i silny wiatr uderzą w wiele regionów Polski

IMGW wydał ostrzeżenia I i II stopnia przed gołoledzią oraz silnym wiatrem. Alerty obejmują kilkanaście województw – lokalnie drogi i chodniki będą śliskie, a porywy wiatru mogą sięgać nawet 100 km/h, powodując zagrożenie dla zdrowia i bezpieczeństwa.

Kopernikański zwrot w polityce bezpieczeństwa, którego nikt nie zauważa tylko u nas
Kopernikański zwrot w polityce bezpieczeństwa, którego nikt nie zauważa

Rzecznik Komisji Europejskiej poinformował, że szefowa KE Ursula von der Leyen będzie uczestniczyć w sobotniej rozmowie telefonicznej prezydenta Ukrainy i przywódców krajów europejskich, w której udział weźmie również prezydent USA Donald Trump. Jest to sygnał, którego społeczeństwa państw Unii Europejskiej nie powinny lekceważyć.

REKLAMA

Liban w cieniu krzyża

Liban w cieniu krzyża

Pniemy się samochodem w górę, metr po metrze, powoli, w małej kolumnie. Obok nas przepaść. Nieswojo. Pod górę jeszcze jako tako, ale przecież mamy tędy wracać...

Mam cały czas świadomość, że jestem gościem na ziemi, na której chrześcijanie mieszkają od tysiąca kilkuset lat. I tutaj wiara traktowana jest bardzo serio. Tu nasi bracia w wierze nie znają pojęcia „wierzący – niepraktykujący”. Albo-albo.

 

Zderzenie wyborczych kultur

 

Slalom między domkami, ale nie jak ten narciarski w dół - ten jest w górę i to krętą drogą. Wreszcie gdzieś, hen, wysoko, lokal wyborczy. Szkoła podstawowa. Oczywiście krzyże na ścianach klas i krzyżyki na szyjach "mężów zaufania"- głównie zresztą kobiet. Nagle awaria elektryczności. Miejscowi przyjmują to tak, jakby na chwilę spadł przelotny deszcz. W komisji wszyscy przedstawiciele partii politycznych mówią po francusku, wielu komunikuje się po angielsku. Nic dziwnego: nad szkolną tablicą liczby od 1 do 10 po francusku, a na niej lekcja francuskiego dla najmłodszych dzieci: krowa – mleko  - ser- masło. Też daję radę...

Kabina wyborcza jest raczej kabinką albo czymś na jej kształt. Za to ma napisy w dwóch językach: po arabsku i angielsku ("Lebanon Elections"), flagę i godło razy dwa. Mam prawo przeglądać listy wyborcze i to czynię. Proszę o wyjaśnienie, dlaczego przy jednych kandydatach są białe pola, a przy innych ciemne? Okazuje się, że jedni, „biali” są z tego okręgu - i na nich można głosować - a drudzy, „ciemni” z innego i na nich oddać głosu nie wolno. Skomplikowane. Po co w takim razie na jednej liście są jedni i drudzy ? Polsce jest to jednak prostsze.

    Słyszę, że chrześcijanie wolą francuski, a muzułmanie - angielski. Ale dzieci z chrześcijańskich rodzin i tak błyskawicznie przyswajają mowę Szekspira i Churchilla dzięki telewizji. Trójjęzyczność jest więc dość powszechna, przynajmniej na poziomie „komunikacyjnym”.

 

Chrześcijanie nie pozwolą marnować głosów wyborczych

 

Miejscowość Amchit (pol. Amszit). Dużo przydrożnych kapliczek. Wrosły w krajobraz, stały się jego częścią. Miasto o swojsko brzmiącej nazwie Barbara. Burmistrz o wyglądzie emerytowanego kulturysty. W komisji wyborczej nie ma przedstawiciela islamskich radykałów z Hezbollahu, jak w całym tym chrześcijańskim dystrykcie. Nie mają tu czego szukać. Na wyborach  jest tu gra do jednej bramki. A w zasadzie do paru, ale wszystkie są chrześcijańskie. W komisjach i wśród wyborców niemało kobiet z tatuażami. Dużo z nich zapewnia poprzez nie swojego wybranka o miłości... Przed lokalem komisji snują się dwa identyczne psy. Rodzeństwo ? W pobliżu wiele sklepów na szyldach ma europejskie nazwy czy imiona.

Miasto Batroun. W centralnym punkcie - duży kościół z wysoką dzwonnicą. Grupka kilkuletnich brzdąców wiesza się wspólnie na sznurze - i rozlega się donośny głos dzwonu. Nie odmawiam dzieciakom - razem dzwonimy donośniej...

Nasz przewodnik ma na imię Rabin – ale nie jest Żydem. A jego nazwisko często słyszy się w języku arabskim: „Nasr” to wiosna!

Miasto Kfaraabida. Na budynku wielki portret kapłana. To ojciec Boulos Feghali. Autorytet miejscowej wspólnoty, teolog, biblista, specjalista od Starego Testamentu, charyzmatyczny przewodnik młodzieży, zmarł całkiem niedawno. To właśnie w tym mieście w walkach z Palestyńczykami przed 1,5 dekady zginęło 14 młodych libańskich chrześcijan. Wszyscy mieli między 16 a 20 rokiem życia...

Kolejny lokal wyborczy - i znów w szkole. Nad tablicą flaga narodowa Libanu, a na niej słowa po arabsku i trzy po angielsku:           „Jezus is Love”.

Do komisji wyborczej przychodzi staruszeczka. Ledwo słyszy. Potem mi mówią, że urodziła się w roku 1925. Podtrzymywana przez inną starszą – ale nie aż tak! - panią 97-latka powolutku zmierza do urny. Tu nie może zmarnować się ani jeden chrześcijański głos. Znów brzmi to, jak metafora...

Kolejna szkoła, kolejne krzyże na ścianach, kolejni uzbrojeni w automaty żołnierze i ponownie długie kolejki wyborców. Spotykam obserwatorów z Unii Frankofońskiej, a za chwile Francuza, który w Libanie mieszka na stałe i jest w komisji mężem zaufania. Na rogu ulicy widzę nagle flagę Armenii: granatowo - pomarańczowo - czerwoną. Żadna to niespodzianka - przedstawiciele tutejszych Ormian, oczywiście chrześcijan zasiadają w parlamencie w Bejrucie, zgodnie z parytetami.

Kolejna staruszeczka, z chodzikiem i wypełnioną kartką wyborczą. Te wybory są ważne, niosą nadzieję na zmianę, być może złudną, są dowodem patriotyzmu biorących w nich udział.

 

Chrześcijańska siła

 

Czuję zmęczenie. Położyłem się spać przed wpół do drugiej w nocy - wstałem około szóstej. Ale jak tu drzemać w samochodzie, gdy co chwilę widzisz kolejną kapliczkę przy drodze, kolejny... bilbord (!) z Chrystusem, Matką Boską czy czczonym tu szczególnie XIX-wiecznym świętym Szarbelem (ur.1828-zmarły w Wigilię 1898 roku). Przez wiele dni po śmierci nad jego grobem unosić się miała łuna. Gdy współbracia przybyli w końcu, aby otworzyć trumnę, okazało się, że zwłoki przyszłego świętego w ogóle nie uległy rozkładowi... Jego wizerunki widać w Bejrucie i małej wiosce, koło muzułmańskiej kawiarni i obok maronickiej świątyni.

Obiad w Byblos. Niespodziewane zaproszenie do domu trzypokoleniowej libańskiej rodziny. Przy stole paręnaście osób. Chyba większość mówi po angielsku. Profesor matematyki, przedsiębiorca, właściciel pensjonatu, urzędniczka międzynarodowej organizacji, finalistka konkursu Miss Libanu. Prawie wszyscy za formacją Siły Libańskie, bardzo przeciw Hezbollahowi. Jedna z kobiet mówi: „Nie Bejrut ,a Byblos to prawdziwy Liban”. Jemy kaftę - mielone mięso wołowe z cebulą i pietruszką. Grono bardzo rozpolitykowane. Słyszę, że prawdziwa demokracja jest tylko na terenach zamieszkałych przez chrześcijan: nikt nie wywiera presji, jak mają głosować - inaczej niż na terenach szyitów, gdzie przymusza się muzułmanów nie tylko, żeby nie startowali z list innych niż Hezbollah, ale wprost mówi się, jak mają głosować całe rodziny. U chrześcijan rodziny nieraz są podzielone...

Wreszcie - jako koordynator Komisji Kontroli Budżetu europarlamentu - znajduję ślad pieniędzy z UE: Bruksela finansuje tu budowę kanalizacji! Ale jako historyka bardziej imponuje mi to, że niemal z każdych pięciu metrów kwadratowych tchnie tutaj historią. Oglądam - w czyimś ogrodzie, a nie żadnym tam muzeum - fenicki sarkofag z III tysiąclecia przed Chrystusem, odnaleziony przypadkiem przy budowie domu. Oglądam amforę rzymską z drugiego wieku po narodzeniu Chrystusa („naszej ery” - tak nam wmawiano w zindoktrynowanej szkole...). O takich znaleziskach należy informować władze, ale i tak ich nie zabiorą: mają ich pod dostatkiem. Pod tym względem Liban jest szczęśliwym krajem.

Przestrzegają mnie, że Libańczyk, nie tylko chrześcijanin - choć szczególnie on - ale też muzułmanin obrazi się, jak zostanie nazwany Arabem. Nie - on jest Libańczykiem! Wolę jednak tego nie sprawdzać...

 

Wielki problem Libanu: emigracja

 

Sławna restauracja Chez Pepe w Byblos nad samym brzegiem morza. Droższa niż knajpy w 5-gwiazdkowych fotelach w Bejrucie. Szklanka piwa kosztuje tu pięć dolarów. Specjalność: owoce morza i szczególni goście. Tu jedli prezydent Francji Jacques Chirac i francuski premier Francois Fillon, Brigitte Bardot i zespół „Scorpions”. Ale czy przynosi ona szczęście swoim znanym biesiadnikom? Chiraca i Fillona skazano przecież na kary więzienia we własnej ojczyźnie...

Liban to kraj olbrzymiej, od dziesięcioleci, emigracji. Do Europy, krajów Zatoki Perskiej, obu Ameryk. Emigranci przyjeżdżają później na paromiesięczne wakacje latem albo krótsze, w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. I zostawiają bezcenną, w sytuacji zapaści gospodarczej kraju - kasę. Jednak pomagają także ci, których nie stać na przyjazd do ojczyzny albo przyjechać nie mogą. Na obiedzie w Byblos poznaję panią, której jedynym źródłem utrzymania jest 100 dolarów przysyłanych miesiąc w miesiąc przez brata z Kanady. To równowartość więcej niż 120 tysięcy funtów libańskich - nazwa waluty lokalnej.

Pijąc libańskie słodkie, czerwone wino domowej roboty rozmyślam o tym kraju paradoksów. Mają tu ciężki kryzys, ale każda średniozamożna rodzina ma dwa domy i zwykle co najmniej dwa samochody. Państwem rządzą sami mężczyźni, ale kobiety, zwłaszcza z chrześcijańskich rodzin, są bardzo wykształcone, często mają po kilka fakultetów. Kiedy ruszą ławą do polityki ?

 

 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (02.06.2022)



 

Polecane