Olaf Scholz - zakładnik niemieckiej „Ostpolitik” i zwolennik „status quo ante”

Olaf Scholz - zakładnik niemieckiej „Ostpolitik” i zwolennik „status quo ante”

Rozmawiałem niedawno – „sam na sam” , a to ułatwia szczerą konwersację - z byłym premierem jednego z niemieckich landów. Kierował istotnym krajem związkowym na terenie dawnej Niemieckiej Republiki Federalnej w czasie, kiedy obecny kanclerz Olaf Scholz był premierem landu – miasta Hamburga. Panowie spotykali się regularnie w Bundesracie, czyli izbie wyższej niemieckiego parlamentu. System polityczny Niemiec jest tak skonstruowany, że tamtejszy „Sejm” to Bundestag, wybierany w wyborach powszechnych, a tamtejszy „Senat” z kolei tworzą przedstawiciele krajów związkowych, co odzwierciedla zmieniające się poparcie dla partii politycznych, tych rządzących i tych opozycyjnych na szczeblu federalnym – w poszczególnych landach. Stąd mój rozmówca poznał dość dobrze ówczesnego premiera landowego, a dziś kanclerza federalnego Olafa Scholza. Przyznaję: mógł być subiektywny, bo sam jest z CDU, gdy obecny lokator „Kanzleramtu” to „od zawsze” towarzysz - „Parteigenosse” z SPD. Mój chadecki interlokutor opowiadał mi lekko rozemocjonowany, że Scholz nie ma żadnych własnych poglądów i żadnej własnej wizji, jest wyłącznie odtwórczy. Stwierdził, oczywiście wiedząc z kim rozmawia: „Merkel ma poglądy, Kaczyński ma poglądy – Scholz ich nie ma”. Myślę, że to dość charakterystyczna opinia i chyba w dużej mierze oddająca istotę rzeczy.

 

Od aktywisty osiedlowego do kanclerza

 

Trzy tygodnie temu Scholz obchodził swoje 64 narodziny. Ten, trawestując tytuł książki Roberta Musila „niemiecki człowiek bez właściwości”, urodził się 14 czerwca 1958 w Osnabrück. Do polityki nie przyszedł z nauki czy biznesu, robił karierę w oparciu o struktury Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD). Był jej sekretarzem generalnym (w latach 2002-2004), a także krótko pełnił obowiązki jej przewodniczącego (rok 2018). Był ministrem pracy i polityki społecznej w rządzie federalnym (2007-2009), a potem przez trzy lata i dziewięć miesięcy był wicekanclerzem i ministrem finansów. Nie toczył specjalnej walki z kanclerz Merkel, dbał o swoje – jeżeli już z kimś krzyżuje szpady to… z dziennikarzami, co zresztą świadczy o nim, że jest politykiem raczej starszego typu. Ważnym okresem w jego politycznej karierze, który przesądził, jak się wydaje, że został główną osobą z ramienia socjaldemokratów w koalicyjnym czwartym rządzie Angeli Merkel, był okres siedmiu lat, gdy był szefem landowego rządu w Hamburgu (w latach 2011-2018).

 

Z Hamburgiem był związany od wielu pokoleń. Jego rodzice, kupcy z branży tekstylnej, mieszkali w znanej hamburskiej dzielnicy Altona. Do szkół chodził w Hamburgu, studiował również tam – prawo na Uniwersytecie Hamburskim. Mając 27 lat podjął pracę adwokata we własnej kancelarii prowadzonej z kolegą. Specjalizował się w prawie pracy, co akurat przydało mu się w czasie, gdy przez dwa lata kierował resortem pracy w Berlinie. W dekadzie lat 1990-tych pracował również jako prawnik w federalnej organizacji zrzeszającej spółdzielnie konsumenckie.

Do SPD przystąpił w wieku zaledwie 17 lat, a w wieku 24 został wiceprzewodniczącym jej młodzieżówki - „Jusos”. Kariera partyjna toczyła się stopniowo – towarzysz Scholz przeszedł przez naprawdę wszystkie jej szczeble: był szefem dzielnicowej organizacji partyjnej, z której to funkcji awansował na szefa SPD w całym Hamburgu. Jednocześnie został po raz pierwszy, mając aż 43 lata członkiem władz krajowych partii. Wtedy ,dzięki ówczesnemu kanclerzowi Schröderowi, jego kariera niesłychanie przyspieszyła: zaledwie rok po tym, jak został członkiem władz SPD i dwa lata po rezygnacji z funkcji szefa SPD w dzielnicy Altona, został wskazany przez Schrödera na sekretarza generalnego. Gdy w 2004 roku odchodził kanclerz Schröder , wraz z nim rezygnację z „gen-seka” partii złożył lojalny do bólu Olaf Scholz. To ważny moment, bo pokazujący, że obecny kanclerz, zresztą pierwszy szef rządu RFN z SPD od czasów Gerharda Schrödera, był wobec swojego promotora absolutnie lojalny. W partii i poza nią odbierano go jako „pretorianina” Schrödera. Umiał jednak współpracować z chadekami, skoro w drugim rządzie Angeli Merkel został ministrem pracy i spraw społecznych. Objął ministerialna funkcję jako szef klubu parlamentarnego SPD – na tym kluczowym w Bundestagu stanowisku, Gerhard Schröder chciał mieć „swojego” człowieka.

 

Pracowity, ale bez charyzmy...

 

Najboleśniejszą porażkę poniósł niedawno, dwa lata przed zwycięskimi dla SPD wyborami parlamentarnymi. W 2019 roku starał się o przywództwo w SPD – już je kiedyś sprawował, ale tylko tymczasowo, przez dwa miesiące, po ustąpienie Martina Schulza w lutym 2018 roku - jednak przegrał wyścig wyborczy w drugiej turze, ustępując kandydatom lewicowego skrzydła SPD.

 

Gdy był wicekanclerzem i ministrem finansów, oceniano go jako człowieka pracowitego i koncyliacyjnego wobec Merkel, ale kompletnie pozbawiony charyzmy i zupełnie niewyrazistego. Rok przed wyborami SPD była daleko w tyle nie tylko za CDU, która wydawała się zmierzać po piąty triumf wyborczy z rzędu, choć już bez Merkel (ta wcześniej zapowiedziała rezygnację), ale nawet ustępowała o kilka punktów procentowych Zielonym, którzy zagarniali pełnymi garściami wielkomiejski elektorat SPD i to nawet w miastach, które były twierdzami socjaldemokratów. Ba, w szeregu sondaży SPD - co było dla tej partii szczególnym ideologicznym wstydem –  czuła na plecach gorący oddech Alternatywy dla Niemiec, nie dość, że eurosceptycznej, to jeszcze niechętnej imigrantom, co dla socjalistów było szczególnym policzkiem: jak można mieć poparcie niemal na tym samym poziomie, co skrajna prawica?

 

Scholz to polityczny wychowanek Schrödera, a Schröder to polityczny „ojciec chrzestny” Scholza. Nie tylko w sensie personalnego wsparcia u źródeł jego kariery na szczeblu federalnym i potem, ale również w politycznej praktyce, gdy chodzi o „Ostpolitik”. Na przestrzeni ostatnich trzech dekad jeden i drugi Herr S. uważali, że Rosja to Rosja, z Moskwą trzeba grzecznie, najlepiej ściśle z nią współpracować, ba, w tej  współpracy być europejskim prymusem. Taka postawa wynikała także z historii relacji obu tych wielkich państw, o której pisałem w GPC ze środy, 29 czerwca 2022, w artykule „Stara miłość nie rdzewieje”. Ale wynikało też z kompleksów oraz charakterystycznej dla dużych narodów tendencji, aby zawierać polityczne „deale” ponad głowami narodów małych czy mniejszych, a nawet średnio-dużej wielkości, jak Polacy.

 

Moskwa i Berlin: oni zawsze grają razem...

 

W rozważaniach o „Ostpolitik” kanclerzy  Brandta i Schmidta w czasach Niemieckiej Republiki Federalnej oraz Schrödera w czasach Republiki Federalnej Niemiec często pomijane są jeszcze trzy aspekty.

Pierwszy z nich to oczekiwanie sporej części społeczeństwa niemieckiego, aby „dogadać się” z Rosją – „czerwoną” czyli Sowietami, a potem z Rosją Putina, bo jest to korzystne gospodarczo i geopolityczne dla Bonn/Berlina. Stąd zresztą nie wierzę, że pomimo sporych ataków medialnych koalicja SPD/Zieloni- liberałowie z FDP przestanie funkcjonować i w Niemczech nastąpią wcześniejsze wybory. Cały czas bowiem spora część Niemców, nawet jeśli nie jest to większość, ale akceptuje politykę głaskania Rosji, nawet jeśli Rosja jest militarnym agresorem. To problem zresztą nie tylko Niemców, ale też Francuzów oraz – o czym się w Polsce mniej mówi – Włochów. W zeszłym tygodniu spędziłem cztery dni w Rzymie i informowano mnie o sondażach, z których wynika, że 39% Włochów za wojnę w Europie Wschodniej oskarża Rosję, ale 37% uważa, że to „wina”… Ukrainy, USA czy szeroko rozumianego Zachodu.

 

Drugi powód, dla którego SPD grała z ZSRS, a następnie z Federacją Rosyjską, to fakt reprezentowania interesów niemieckich firm zainteresowanych ekspansją na Wschód – wielkim sowieckim (rosyjskim) rynkiem zbytu lub inwestycjami tam. Wreszcie trzeci powód, to swoista socjaldemokratyczna „poprawność polityczna” w myśl której należy mieć szczególne relacje z najpotężniejszymi ofiarami Niemiec Hitlera i eksterminacji prowadzonej przez Berlin w latach II wojny światowej – konkretnie wobec Żydów i Rosjan, bo to załatwi sprawę tzw. „deutsche Schuld”, czyli niemieckiej winy , niemieckiego długu, który już oczywiście w znacznie mniejszym stopniu obejmuje Polaków, mimo że z ręki Niemców zginęło sześć milionów obywateli Rzeczypospolitej.

 

To wszystko sprawiło, że Olaf Scholz jest taki, jaki jest i ani nie potrafi  ani nie chce zerwać pępowiny łączącej niemieckich socjaldemokratów z Rosją – krajem, z którym przecież od lat robi się interesy i od lat ustala się europejskie „status quo”.

 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (04.07.2022)


 

POLECANE
Trudna sytuacja w prawie całym kraju. IMGW ostrzega: najgorzej będzie w nocy gorące
Trudna sytuacja w prawie całym kraju. IMGW ostrzega: najgorzej będzie w nocy

Gołoledź i marznące opady sparaliżowały drogi w niemal całej Polsce. IMGW ostrzega przed bardzo trudnymi warunkami do jazdy, a służby apelują o ostrożność po serii groźnych wypadków i kolizji.

Tȟašúŋke Witkó: Opadające rosyjskie portki tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Opadające rosyjskie portki

Emmanuel Jean-Michel Frédéric Macron odebrał w ostatnim czasie publiczną lekcję pokory, zafundowaną mu przez Siergieja Wiktorowicza Ławrowa. Wyłącznie ze względu na panującą obecnie świąteczno-noworoczną porę, nie wskażę części ciała, w którą Francuz otrzymał od Rosjanina sążnistego, dyplomatycznego kopniaka, a jedynie dla ułatwienia dodam, że nad Loarą tytułują ją słowem „fesses”.

Samuel Pereira: Polityczna amnezja i świąteczna projekcja tylko u nas
Samuel Pereira: Polityczna amnezja i świąteczna projekcja

Wigilia to nie jest zwykły wieczór. To moment czuwania – nie tylko w sensie religijnym, ale też ludzkim. Zatrzymania się. Wyłączenia szumu i odkładania sporów na bok. Nawet jeśli ktoś nie wierzy, rozumie intuicyjnie, że to most między codziennością a czymś ważniejszym. Dlatego właśnie tak boleśnie widać, gdy ktoś próbuje ten most zamienić w kolejną barykadę.

Wiadomo, ilu Polaków musi opuścić USA. MSZ podał liczbę z ostatniej chwili
Wiadomo, ilu Polaków musi opuścić USA. MSZ podał liczbę

MSZ ujawniło skalę deportacji Polaków z USA. Jak podano w komunikacie, na dzień 6 listopada 2025 r. 68 osób było w rękach amerykańskiego Urzędu Celno-Imigracyjnego, a około 130 obywateli Polski ma w tym roku opuścić kraj.

Tragedia w Boże Narodzenie. Śmiertelnie ugodził partnerkę z ostatniej chwili
Tragedia w Boże Narodzenie. Śmiertelnie ugodził partnerkę

Makabryczne Boże Narodzenie w Strzale pod Siedlcami. Podczas świątecznej kolacji, 53-letni mężczyzna w trakcie kłótni śmiertelnie ugodził nożem swoją 55-letnią partnerkę.

Uszkodzone tory kolejowe na Opolszczyźnie. Jest komunikat z ostatniej chwili
Uszkodzone tory kolejowe na Opolszczyźnie. Jest komunikat

Policja poinformowała w piątek po południu, że funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei stwierdzili brak fragmentu szyny kolejowej na linii kolejowej relacji Sławięcice - Rudziniec. Badane są przyczyny zdarzenia.

Tego najbardziej obawiają się Polacy w 2026 roku. Jest sondaż z ostatniej chwili
Tego najbardziej obawiają się Polacy w 2026 roku. Jest sondaż

W 2026 roku Polacy najbardziej obawiają się problemów z dostępem do służby zdrowia oraz pogorszenia zdrowia własnego lub bliskich - wynika z badania pracowni United Surveys na zlecenie Wirtualnej Polski.

Prezydent Karol Nawrocki rozmawiał z Donaldem Trumpem. Jest komunikat z ostatniej chwili
Prezydent Karol Nawrocki rozmawiał z Donaldem Trumpem. Jest komunikat

Odbyła się kolejna rozmowa telefoniczna prezydenta Karola Nawrockiego z prezydentem USA Donaldem Trumpem - poinformowała w piątek po godz. 15 Kancelaria Prezydenta Karola Nawrockiego.

Karambol na S8. Trasa do Warszawy zablokowana z ostatniej chwili
Karambol na S8. Trasa do Warszawy zablokowana

Dziewięć samochodów osobowych uczestniczyło w karambolu, do którego doszło na drodze ekspresowej S8 pod Rawą Mazowiecką w woj. łódzkim. Pięć osób zostało poszkodowanych. Trasa w stronę Warszawy jest nieprzejezdna.

Komunikat dla mieszkańców woj. kujawsko-pomorskiego z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców woj. kujawsko-pomorskiego

Gołoledź występuje na trasie A1 od 190. do 196. kilometra w kierunku Łodzi. Auta wpadają w poślizg i wypadają z drogi - podała w piątek kujawsko-pomorska straż pożarna. Dotychczas nie odnotowano osób rannych.

REKLAMA

Olaf Scholz - zakładnik niemieckiej „Ostpolitik” i zwolennik „status quo ante”

Olaf Scholz - zakładnik niemieckiej „Ostpolitik” i zwolennik „status quo ante”

Rozmawiałem niedawno – „sam na sam” , a to ułatwia szczerą konwersację - z byłym premierem jednego z niemieckich landów. Kierował istotnym krajem związkowym na terenie dawnej Niemieckiej Republiki Federalnej w czasie, kiedy obecny kanclerz Olaf Scholz był premierem landu – miasta Hamburga. Panowie spotykali się regularnie w Bundesracie, czyli izbie wyższej niemieckiego parlamentu. System polityczny Niemiec jest tak skonstruowany, że tamtejszy „Sejm” to Bundestag, wybierany w wyborach powszechnych, a tamtejszy „Senat” z kolei tworzą przedstawiciele krajów związkowych, co odzwierciedla zmieniające się poparcie dla partii politycznych, tych rządzących i tych opozycyjnych na szczeblu federalnym – w poszczególnych landach. Stąd mój rozmówca poznał dość dobrze ówczesnego premiera landowego, a dziś kanclerza federalnego Olafa Scholza. Przyznaję: mógł być subiektywny, bo sam jest z CDU, gdy obecny lokator „Kanzleramtu” to „od zawsze” towarzysz - „Parteigenosse” z SPD. Mój chadecki interlokutor opowiadał mi lekko rozemocjonowany, że Scholz nie ma żadnych własnych poglądów i żadnej własnej wizji, jest wyłącznie odtwórczy. Stwierdził, oczywiście wiedząc z kim rozmawia: „Merkel ma poglądy, Kaczyński ma poglądy – Scholz ich nie ma”. Myślę, że to dość charakterystyczna opinia i chyba w dużej mierze oddająca istotę rzeczy.

 

Od aktywisty osiedlowego do kanclerza

 

Trzy tygodnie temu Scholz obchodził swoje 64 narodziny. Ten, trawestując tytuł książki Roberta Musila „niemiecki człowiek bez właściwości”, urodził się 14 czerwca 1958 w Osnabrück. Do polityki nie przyszedł z nauki czy biznesu, robił karierę w oparciu o struktury Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD). Był jej sekretarzem generalnym (w latach 2002-2004), a także krótko pełnił obowiązki jej przewodniczącego (rok 2018). Był ministrem pracy i polityki społecznej w rządzie federalnym (2007-2009), a potem przez trzy lata i dziewięć miesięcy był wicekanclerzem i ministrem finansów. Nie toczył specjalnej walki z kanclerz Merkel, dbał o swoje – jeżeli już z kimś krzyżuje szpady to… z dziennikarzami, co zresztą świadczy o nim, że jest politykiem raczej starszego typu. Ważnym okresem w jego politycznej karierze, który przesądził, jak się wydaje, że został główną osobą z ramienia socjaldemokratów w koalicyjnym czwartym rządzie Angeli Merkel, był okres siedmiu lat, gdy był szefem landowego rządu w Hamburgu (w latach 2011-2018).

 

Z Hamburgiem był związany od wielu pokoleń. Jego rodzice, kupcy z branży tekstylnej, mieszkali w znanej hamburskiej dzielnicy Altona. Do szkół chodził w Hamburgu, studiował również tam – prawo na Uniwersytecie Hamburskim. Mając 27 lat podjął pracę adwokata we własnej kancelarii prowadzonej z kolegą. Specjalizował się w prawie pracy, co akurat przydało mu się w czasie, gdy przez dwa lata kierował resortem pracy w Berlinie. W dekadzie lat 1990-tych pracował również jako prawnik w federalnej organizacji zrzeszającej spółdzielnie konsumenckie.

Do SPD przystąpił w wieku zaledwie 17 lat, a w wieku 24 został wiceprzewodniczącym jej młodzieżówki - „Jusos”. Kariera partyjna toczyła się stopniowo – towarzysz Scholz przeszedł przez naprawdę wszystkie jej szczeble: był szefem dzielnicowej organizacji partyjnej, z której to funkcji awansował na szefa SPD w całym Hamburgu. Jednocześnie został po raz pierwszy, mając aż 43 lata członkiem władz krajowych partii. Wtedy ,dzięki ówczesnemu kanclerzowi Schröderowi, jego kariera niesłychanie przyspieszyła: zaledwie rok po tym, jak został członkiem władz SPD i dwa lata po rezygnacji z funkcji szefa SPD w dzielnicy Altona, został wskazany przez Schrödera na sekretarza generalnego. Gdy w 2004 roku odchodził kanclerz Schröder , wraz z nim rezygnację z „gen-seka” partii złożył lojalny do bólu Olaf Scholz. To ważny moment, bo pokazujący, że obecny kanclerz, zresztą pierwszy szef rządu RFN z SPD od czasów Gerharda Schrödera, był wobec swojego promotora absolutnie lojalny. W partii i poza nią odbierano go jako „pretorianina” Schrödera. Umiał jednak współpracować z chadekami, skoro w drugim rządzie Angeli Merkel został ministrem pracy i spraw społecznych. Objął ministerialna funkcję jako szef klubu parlamentarnego SPD – na tym kluczowym w Bundestagu stanowisku, Gerhard Schröder chciał mieć „swojego” człowieka.

 

Pracowity, ale bez charyzmy...

 

Najboleśniejszą porażkę poniósł niedawno, dwa lata przed zwycięskimi dla SPD wyborami parlamentarnymi. W 2019 roku starał się o przywództwo w SPD – już je kiedyś sprawował, ale tylko tymczasowo, przez dwa miesiące, po ustąpienie Martina Schulza w lutym 2018 roku - jednak przegrał wyścig wyborczy w drugiej turze, ustępując kandydatom lewicowego skrzydła SPD.

 

Gdy był wicekanclerzem i ministrem finansów, oceniano go jako człowieka pracowitego i koncyliacyjnego wobec Merkel, ale kompletnie pozbawiony charyzmy i zupełnie niewyrazistego. Rok przed wyborami SPD była daleko w tyle nie tylko za CDU, która wydawała się zmierzać po piąty triumf wyborczy z rzędu, choć już bez Merkel (ta wcześniej zapowiedziała rezygnację), ale nawet ustępowała o kilka punktów procentowych Zielonym, którzy zagarniali pełnymi garściami wielkomiejski elektorat SPD i to nawet w miastach, które były twierdzami socjaldemokratów. Ba, w szeregu sondaży SPD - co było dla tej partii szczególnym ideologicznym wstydem –  czuła na plecach gorący oddech Alternatywy dla Niemiec, nie dość, że eurosceptycznej, to jeszcze niechętnej imigrantom, co dla socjalistów było szczególnym policzkiem: jak można mieć poparcie niemal na tym samym poziomie, co skrajna prawica?

 

Scholz to polityczny wychowanek Schrödera, a Schröder to polityczny „ojciec chrzestny” Scholza. Nie tylko w sensie personalnego wsparcia u źródeł jego kariery na szczeblu federalnym i potem, ale również w politycznej praktyce, gdy chodzi o „Ostpolitik”. Na przestrzeni ostatnich trzech dekad jeden i drugi Herr S. uważali, że Rosja to Rosja, z Moskwą trzeba grzecznie, najlepiej ściśle z nią współpracować, ba, w tej  współpracy być europejskim prymusem. Taka postawa wynikała także z historii relacji obu tych wielkich państw, o której pisałem w GPC ze środy, 29 czerwca 2022, w artykule „Stara miłość nie rdzewieje”. Ale wynikało też z kompleksów oraz charakterystycznej dla dużych narodów tendencji, aby zawierać polityczne „deale” ponad głowami narodów małych czy mniejszych, a nawet średnio-dużej wielkości, jak Polacy.

 

Moskwa i Berlin: oni zawsze grają razem...

 

W rozważaniach o „Ostpolitik” kanclerzy  Brandta i Schmidta w czasach Niemieckiej Republiki Federalnej oraz Schrödera w czasach Republiki Federalnej Niemiec często pomijane są jeszcze trzy aspekty.

Pierwszy z nich to oczekiwanie sporej części społeczeństwa niemieckiego, aby „dogadać się” z Rosją – „czerwoną” czyli Sowietami, a potem z Rosją Putina, bo jest to korzystne gospodarczo i geopolityczne dla Bonn/Berlina. Stąd zresztą nie wierzę, że pomimo sporych ataków medialnych koalicja SPD/Zieloni- liberałowie z FDP przestanie funkcjonować i w Niemczech nastąpią wcześniejsze wybory. Cały czas bowiem spora część Niemców, nawet jeśli nie jest to większość, ale akceptuje politykę głaskania Rosji, nawet jeśli Rosja jest militarnym agresorem. To problem zresztą nie tylko Niemców, ale też Francuzów oraz – o czym się w Polsce mniej mówi – Włochów. W zeszłym tygodniu spędziłem cztery dni w Rzymie i informowano mnie o sondażach, z których wynika, że 39% Włochów za wojnę w Europie Wschodniej oskarża Rosję, ale 37% uważa, że to „wina”… Ukrainy, USA czy szeroko rozumianego Zachodu.

 

Drugi powód, dla którego SPD grała z ZSRS, a następnie z Federacją Rosyjską, to fakt reprezentowania interesów niemieckich firm zainteresowanych ekspansją na Wschód – wielkim sowieckim (rosyjskim) rynkiem zbytu lub inwestycjami tam. Wreszcie trzeci powód, to swoista socjaldemokratyczna „poprawność polityczna” w myśl której należy mieć szczególne relacje z najpotężniejszymi ofiarami Niemiec Hitlera i eksterminacji prowadzonej przez Berlin w latach II wojny światowej – konkretnie wobec Żydów i Rosjan, bo to załatwi sprawę tzw. „deutsche Schuld”, czyli niemieckiej winy , niemieckiego długu, który już oczywiście w znacznie mniejszym stopniu obejmuje Polaków, mimo że z ręki Niemców zginęło sześć milionów obywateli Rzeczypospolitej.

 

To wszystko sprawiło, że Olaf Scholz jest taki, jaki jest i ani nie potrafi  ani nie chce zerwać pępowiny łączącej niemieckich socjaldemokratów z Rosją – krajem, z którym przecież od lat robi się interesy i od lat ustala się europejskie „status quo”.

 

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (04.07.2022)



 

Polecane