Mira Suchodolska dla Tysol.pl: Tysol, napieraj, czyli Pane Havranek, to se asi vratit

W 1981 roku Tygodnik Solidarność był niczym bomba atomowa. 500 tys. nakładu pomnożone przez przynajmniej dziesięć kolejnych osób, dla których zabrakło gazety - życzy Tysol.pl Mira Suchodolska Dziennik Gazeta Prawna
screen YouTube Mira Suchodolska dla Tysol.pl: Tysol, napieraj, czyli Pane Havranek, to se asi vratit
screen YouTube / screen YouTube
Gdybym chciała zacząć z wysokiego C, napisałabym, że tytuły prasowe są jak imperia: rosną, zagarniają- zbrojne słowem tudzież ideami - kolejne terytoria i rzesze dusz. Każdy dobry tekst jest jak łuk tryumfalny, zaznaczający kolejne zwycięstwo. Zwycięstwo nad rzeczywistością, którą można zmienić nie kulą, rakietą, nie bagnetem, armią pustoszącą miasta i wioski, ale właśnie słowem. No, wszyscy wiedzą - na początku było słowo. To najpotężniejsza broń. I w 1981 roku Tygodnik Solidarność był niczym bomba atomowa. 500 tys. nakładu pomnożone przez przynajmniej dziesięć kolejnych osób, dla których zabrakło gazety. Przekazywaliśmy go sobie, czasem przepisując przez kalkę co ważniejsze teksty. Od 3 kwietnia 1981, kiedy - a jakże, ocenzurowany,  poijawił się w kioskach, do 13 grudnia kiedy musiał zejść do podziemia, nie minęło wiele czasu, ale wystarczyło, aby stał się najbardziej pożądaną gazetą. Czytali go wszyscy - od robotnika w stoczni, po ubeka znudzonego swoją beznadziejną robotą. Był tzw. stanem odniesienia - tematy poruszane przez TS,  idee, których był przekaźnikiem, dyskusje prowadzone na jego łamach były tym, czym żyliśmy w tamtych czasach. Aż do 1989 roku. Potem było tylko gorzej i gorzej. Wojna na górze  czy dole, podawanie prawych i lewych kończyn, konkurencja innych mediów - nie będę pisała o Gazecie Wyborczej, bo nie jestem Rafałem Ziemkiewiczem, ani o tabloidach, bo nie jestem Grzegorzem Linderbergiem... Ważne, że czytelnik się zmęczył/znudził/zirytował, przeszedł do konkurencji lub przestał w ogóle czytać. Bo zamiast idei, słowa, które porywa, a potem staje się ciałem, dostał papkę niestrawną, mało pożywną. Rozstrój żołądka, wymioty, dieta.

Gdybym chciała zacząć ten tekst tak bardziej lajtowo i rynkowo, dałabym pewnie inny przykład na początek. Restauracji. Pubu. Klubu. Albo czegoś w tym stylu. Wielu ludziom, którzy marzą o tym, aby zmienić swoje życie na lepsze (a przy okazji kilkuset, albo kilku tysięcy znajomych) wydaje się, że najfajniejszym pomysłem jest otworzyć knajpę. Wystarczy dobry kucharz, niezła lokalizacja, jakiś ogarnięty PR. Opowieść, że my tutaj tylko wegetariańsko, vegańsko, z poszanowaniem robaków żyjących na sałacie, które uwalniamy i przenosimy w jeszcze lepszy dla nich ekosystem.

Albo przeciwnie - byki na wasze steki mordujemy na bieżąco, możesz sam wyciąć kawałek z parującego ciała i ochlapać się krwią w bonusie dla najlepszych klientów. Jest szał, ludzkość wali jak w dym, bije się o stoliki. A potem nagle nasz lokal jest pusty. Pani sprzątająca umiera z nudów, barman wpadł w alkoholizm i onanizuje się do lustra w szatni, gdzie numerki na wieszakach zaszły patyną, bo szatniarz przed rokiem popełnił samobójstwo z desperacji. W rozmrożonych lodówkach porastają kolejnymi pokoleniami pleśni ekogruszki i strzępy tofu w zaślimaczonej folii. 
Jak to? Gdzie oni wszyscy? Zdradzili. Nie dotrzymali słowa. Nikomu już nie można wierzyć. W tej dziwnej rzeczywistości polskiej nie da się zrobić nawet biznesplanu!

Głupcy. Zarozumiali, próżni, cyniczni. Cwaniacy, którzy myślicie, że pozjadaliście wszystkie rozumy, że lud durny, każdy kit mu wciśniecie, byle ładnie opakowany. 

Tak, słowem da się zmieniać i stwarzać światy. Ale jest jeszcze coś takiego, jak prawda. Ona wyzwala i zwycięża. Ten durny lud, którym tak gardzicie, nie jest taki głupi. Trzeba mu czasu, w porządku, żeby oddzielić ziarno od plew. Trzeba mu czasu, żeby zrozumieć, co jest prawdą, a co mamieniem. Ale w końcu ta tłuszcza, ci Janusze, srający na wydmach i zajadający się hot-dogami, te durne lemingi, amatorzy mleka sojowego i kiełków zbieranych w nowiu, pójdą po rozum do głowy. 

Teraz znów będzie o gazetach. Pracowałam w wielu. Miałam to wielkie szczęście, że każdy z tych tytułów był w danym czasie wielkim. Trybuna Śląska - 800 tys. sprzedawanych wydań magazynowych. Superexpress - milion piątkowych, grubych, jak katalog popularnej galerii sztuki, gazet. Newsweek - oh, to był mega sukces. Kiedy wystartował w 2001 roku, jaraliśmy się tym, że młodzi ludzie jadący na zajęcia na swoich uczelniach trzymali tę gazetę niczym tarczę, zasłaniając się nią w tramwajach i autobusach. Ile to było? 240 tys. egzemplarzy tygodniowo? 300 tys? Mieliśmy niedosyt. Ale to wciąż była czołówka. 

Co się stało? Skąd ta pleśń w lodówkach? Jak może zgnić słowo i idea? 

Tak samo, jak chleb. Tak samo, jak nieświeża parówka. Mimo konserwantów. Nic się nie da zrobić.

Kłamstwo jest kłamstwem. I na tę prawdę wpadnie nawet najtępszy klient. Także ten nawalony. Naćpany. Zabierze ze sobą swoje pieniądze. I swój mózg. Będzie szukał innego lokalu. Innej narracji. Czegoś zdrowego do zjedzenia i napicia się, bo go już boli wątroba. 

Znam wiele historii z happy endem dotyczących reaktywacji knajp. Nie, nie chodzi mi o Magdalenę Gessler, ale o ludzi na tyle kumatych, empatycznych, zakręconych, że byli w stanie zmienić menu. Pomyśleć, czego ich klientom tak na prawdę trzeba, ile są w stanie dać za obiad, za piwo, czego oczekują w zamian, bo przecież nie tylko bufetowej, która podaje im kufel obtarty brudną ścierą z resztą w moniakach na dnie tego pucharu. 

Nie znam, niestety, historii z dobrym zakończeniem, dla tytułów prasowych. Z nimi jest jak ze sterylnymi opatrunkami. Jak się naruszy, to włażą bakterie. Można się starać, stosować jodynę, zastrzyk z penicyliny, krzyczeć: siostro, tlen, ale zwykle jest już za późno. Pamiętacie Przekrój? Dobry tytuł, od lat umiera pod respiratorem, mało kto go pamięta. Wprost wszedł w stan agonii. Może podwójna morfina będzie tym, czego mu potrzeba? Uciekają ludzie, niczym  z oblężonej twierdzy, kto nie ucieknie, tego dobiją. Kto przyjdzie na ich miejsce? Jeden z moich naczelnych, nie powiem który, wychodził z założenia, że wystarczy mieć komputerowy program z korektą błędów, a ochroniarz napisze równie dobry tekst, jak dziennikarz. I w dodatku nie trzeba mu za to tyle płacić. 

Zbigniew Herbert już nie żyje, nie musi się wkurzać. Jego teksty pisane dla Tygodnika Solidarność przykrył biblioteczny kurz (i co z tego, że większość tekstów zdigitalizowano, wiadomo, o co chodzi). Ale myślę sobie, że jego wędrówka po złote runo nicości mogłaby się dziś odbyć pod ramię z chłopakiem/dziewczyną pracującym na hemoroidy w call center. Albo wydającym hamburgery/kawę w dużym #kubkuzpokrywką w którejś z globalnych sieci. Pokazałby, jak się prostować. Jak iść. Jak zatknąć pióra, które wypadły z opuszczonych skrzydeł, za opaskę na głowie wojownika. Jak się bić. I jeszcze, jak opiekować się słabszymi. Nie trwonić słów. Działać. 

Słowo może rujnować. Ranić. Może także budować. Może, niczym wedyjski Brahman, niszczyć świat, a potem stwarzać go od nowa. 

Są tacy, którzy mówią, że dziś już nic nie da się zrobić, że musi przyjść wojna, że musi popłynąć krew, abyśmy mogli się odnaleźć i dogadać. Na trochę. Że, jak w tym starym dowcipie, panie Havranek, ja sem nie boim, bo mam rakovinu. Więc po nas choćby potop. 

Nie. Mamy słowa, mamy idee. Chcemy. Możemy. A przynajmniej postarajmy się chcieć i móc. 

Nie ma Herberta. Ale jesteśmy my.

Więc Tysol.pl - do przodu. Naginaj. 

Mira Suchodolska Dziennik Gazeta Prawna
 

 

POLECANE
USA: Powstała nowa komisja ds. Ukrainy. Marco Rubio na czele z ostatniej chwili
USA: Powstała nowa komisja ds. Ukrainy. Marco Rubio na czele

Utworzono wspólną amerykańsko-europejsko-ukraińską komisję, która ma sformułować propozycję dotyczącą gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy - podał we wtorek amerykański serwis Axios. Według źródeł na jej czele stoi sekretarz stanu USA Marco Rubio.

To jest dywersja. Szokujące doniesienia ws. polskich F-35 z ostatniej chwili
"To jest dywersja". Szokujące doniesienia ws. polskich F-35

Serwis Niezależna.pl poinformował o poważnych zastrzeżeniach dotyczących infrastruktury dla polskich myśliwców F-35. Według ustaleń portalu, przy budowie hangarów w bazie w Łasku zastosowano materiały tańsze i słabsze niż te, które zalecał producent samolotów – firma Lockheed Martin. Amerykanie mieli nie wyrazić zgody na takie zmiany, co – jak twierdzi Niezależna – stawia pod znakiem zapytania bezpieczeństwo maszyn oraz warunki gwarancyjne.

Rozgrywka Trump - Putin - Zełenski. Trzy kluczowe punkty tylko u nas
Rozgrywka Trump - Putin - Zełenski. Trzy kluczowe punkty

Najpierw miało być Monachium/Jałta w Anchorage, podczas spotkania prezydentów USA i Rosji. Konferencja prasowa, bardzo krótka i sucha, chyba zawiodła wszelkich zwolenników tezy o zaprzedaniu się Donalda Trumpa Moskwie. Ale i tak pisali o zdradzie Stanów Zjednoczonych i o tym, że Rosja przez 20 lat nie podbiła Ukrainy, no ale teraz ma po swej stronie Trumpa. Głosili, że o Monachium/Jałcie dowiemy się dopiero podczas rozmów Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim i liderami Europy. No i znów nie wyszło. Jak żyć?

Prezydent Karol Nawrocki szykuje ogromne zmiany w konstytucji. Powstanie specjalna rada z ostatniej chwili
Prezydent Karol Nawrocki szykuje ogromne zmiany w konstytucji. Powstanie specjalna rada

Na przełomie września i października prezydent Karol Nawrocki powoła specjalną radę, która zajmie się opracowaniem projektu nowej konstytucji – ustalił reporter RMF FM Jakub Rybski. To jedna z najpoważniejszych inicjatyw politycznych od lat.

Pilny komunikat Białego Domu ws. spotkania Zełenski-Putin z ostatniej chwili
Pilny komunikat Białego Domu ws. spotkania Zełenski-Putin

W wydanym we wtorek po południu komunikacie Biały Dom informuje, że prezydent Rosji Władimir Putin wyraził zgodę na spotkanie z prezydentem Ukrainy, Wołodymirem Zełenskim. Podkreślono, że pozwala to na rozpoczęcie następnego etapu pokojowego. Równocześnie serwis Politico informuje nieoficjalnie, że Biały Dom widzi Budapeszt jako miejsce rozmów pokojowych Trump-Zełenski-Putin.

Notowania rządu Tuska najgorsze w historii. Jest najnowsze badanie OGB z ostatniej chwili
Notowania rządu Tuska najgorsze w historii. Jest najnowsze badanie OGB

Rząd Donalda Tuska znalazł się w najgorszym punkcie od początku swojej kadencji. Najnowszy sondaż Ogólnopolskiej Grupy Badawczej pokazuje rekordowo niski poziom ocen pozytywnych i najwyższy dotąd odsetek opinii negatywnych. Nawet wśród wyborców koalicji 13 grudnia topnieje poparcie dla rządu Tuska. 

Szefowa KRS o próbie nieuprawnionego wejścia do Krajowej Rady Sądownictwa: Tak tego nie zostawimy tylko u nas
Szefowa KRS o próbie nieuprawnionego wejścia do Krajowej Rady Sądownictwa: Tak tego nie zostawimy

Według pozyskanych przez Tysol.pl informacji, do siedziby Krajowej Rady Sądownictwa próbowała wejść grupa ludzi prawdopodobnie z Ministerstwa Sprawiedliwości. Zażądano wydania kluczy do pomieszczeń KRS. Zapytaliśmy szefową KRS Dagmarę Pawełczyk-Woicką o to jakie kroki KRS zamierza teraz podjąć.

Próba bezprawnego wejścia do KRS. Nowe informacje z ostatniej chwili
Próba bezprawnego wejścia do KRS. Nowe informacje

Według nieoficjalnych, pozyskanych przez Tysol.pl informacji, do siedziby Krajowej Rady Sądownictwa próbują wejść na razie "niezidentyfikowani" ludzie. Głos w sprawie podczas konferencji prasowej zabrali sędziowie - Zbigniew Łupina (KRS), Przemysław Radzik (zastępca Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych), Michał Lasota (zastępca Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych) i Piotr Schab (Rzecznik Dyscyplinarny Sędziów Sądów Powszechnych).

Spotkanie Putin-Zełenski. Nowe informacje z ostatniej chwili
Spotkanie Putin-Zełenski. Nowe informacje

Przywódca Rosji Władimir Putin zaproponował podczas poniedziałkowej rozmowy telefonicznej z prezydentem USA Donaldem Trumpem zorganizowanie w Moskwie dwustronnego spotkania z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim - poinformowała agencja AFP, powołując się na źródła zaznajomione ze sprawą.

Karol Nawrocki nie odpuścił Onetowi. Sprawa o Grand Hotel trafiła do sądu z ostatniej chwili
Karol Nawrocki nie odpuścił Onetowi. Sprawa o Grand Hotel trafiła do sądu

Wygląda na to, że Karol Nawrocki nie zamierza odpuszczać Onetowi głośnej publikacji z prostytutkami i Grand Hotelem w tle. Do sądu w maju trafił pozew cywilny, a także prywatny akt oskarżenia przeciwko dziennikarzom portalu. Wiele wskazuje na to, że sprawa ruszy na początku września.

REKLAMA

Mira Suchodolska dla Tysol.pl: Tysol, napieraj, czyli Pane Havranek, to se asi vratit

W 1981 roku Tygodnik Solidarność był niczym bomba atomowa. 500 tys. nakładu pomnożone przez przynajmniej dziesięć kolejnych osób, dla których zabrakło gazety - życzy Tysol.pl Mira Suchodolska Dziennik Gazeta Prawna
screen YouTube Mira Suchodolska dla Tysol.pl: Tysol, napieraj, czyli Pane Havranek, to se asi vratit
screen YouTube / screen YouTube
Gdybym chciała zacząć z wysokiego C, napisałabym, że tytuły prasowe są jak imperia: rosną, zagarniają- zbrojne słowem tudzież ideami - kolejne terytoria i rzesze dusz. Każdy dobry tekst jest jak łuk tryumfalny, zaznaczający kolejne zwycięstwo. Zwycięstwo nad rzeczywistością, którą można zmienić nie kulą, rakietą, nie bagnetem, armią pustoszącą miasta i wioski, ale właśnie słowem. No, wszyscy wiedzą - na początku było słowo. To najpotężniejsza broń. I w 1981 roku Tygodnik Solidarność był niczym bomba atomowa. 500 tys. nakładu pomnożone przez przynajmniej dziesięć kolejnych osób, dla których zabrakło gazety. Przekazywaliśmy go sobie, czasem przepisując przez kalkę co ważniejsze teksty. Od 3 kwietnia 1981, kiedy - a jakże, ocenzurowany,  poijawił się w kioskach, do 13 grudnia kiedy musiał zejść do podziemia, nie minęło wiele czasu, ale wystarczyło, aby stał się najbardziej pożądaną gazetą. Czytali go wszyscy - od robotnika w stoczni, po ubeka znudzonego swoją beznadziejną robotą. Był tzw. stanem odniesienia - tematy poruszane przez TS,  idee, których był przekaźnikiem, dyskusje prowadzone na jego łamach były tym, czym żyliśmy w tamtych czasach. Aż do 1989 roku. Potem było tylko gorzej i gorzej. Wojna na górze  czy dole, podawanie prawych i lewych kończyn, konkurencja innych mediów - nie będę pisała o Gazecie Wyborczej, bo nie jestem Rafałem Ziemkiewiczem, ani o tabloidach, bo nie jestem Grzegorzem Linderbergiem... Ważne, że czytelnik się zmęczył/znudził/zirytował, przeszedł do konkurencji lub przestał w ogóle czytać. Bo zamiast idei, słowa, które porywa, a potem staje się ciałem, dostał papkę niestrawną, mało pożywną. Rozstrój żołądka, wymioty, dieta.

Gdybym chciała zacząć ten tekst tak bardziej lajtowo i rynkowo, dałabym pewnie inny przykład na początek. Restauracji. Pubu. Klubu. Albo czegoś w tym stylu. Wielu ludziom, którzy marzą o tym, aby zmienić swoje życie na lepsze (a przy okazji kilkuset, albo kilku tysięcy znajomych) wydaje się, że najfajniejszym pomysłem jest otworzyć knajpę. Wystarczy dobry kucharz, niezła lokalizacja, jakiś ogarnięty PR. Opowieść, że my tutaj tylko wegetariańsko, vegańsko, z poszanowaniem robaków żyjących na sałacie, które uwalniamy i przenosimy w jeszcze lepszy dla nich ekosystem.

Albo przeciwnie - byki na wasze steki mordujemy na bieżąco, możesz sam wyciąć kawałek z parującego ciała i ochlapać się krwią w bonusie dla najlepszych klientów. Jest szał, ludzkość wali jak w dym, bije się o stoliki. A potem nagle nasz lokal jest pusty. Pani sprzątająca umiera z nudów, barman wpadł w alkoholizm i onanizuje się do lustra w szatni, gdzie numerki na wieszakach zaszły patyną, bo szatniarz przed rokiem popełnił samobójstwo z desperacji. W rozmrożonych lodówkach porastają kolejnymi pokoleniami pleśni ekogruszki i strzępy tofu w zaślimaczonej folii. 
Jak to? Gdzie oni wszyscy? Zdradzili. Nie dotrzymali słowa. Nikomu już nie można wierzyć. W tej dziwnej rzeczywistości polskiej nie da się zrobić nawet biznesplanu!

Głupcy. Zarozumiali, próżni, cyniczni. Cwaniacy, którzy myślicie, że pozjadaliście wszystkie rozumy, że lud durny, każdy kit mu wciśniecie, byle ładnie opakowany. 

Tak, słowem da się zmieniać i stwarzać światy. Ale jest jeszcze coś takiego, jak prawda. Ona wyzwala i zwycięża. Ten durny lud, którym tak gardzicie, nie jest taki głupi. Trzeba mu czasu, w porządku, żeby oddzielić ziarno od plew. Trzeba mu czasu, żeby zrozumieć, co jest prawdą, a co mamieniem. Ale w końcu ta tłuszcza, ci Janusze, srający na wydmach i zajadający się hot-dogami, te durne lemingi, amatorzy mleka sojowego i kiełków zbieranych w nowiu, pójdą po rozum do głowy. 

Teraz znów będzie o gazetach. Pracowałam w wielu. Miałam to wielkie szczęście, że każdy z tych tytułów był w danym czasie wielkim. Trybuna Śląska - 800 tys. sprzedawanych wydań magazynowych. Superexpress - milion piątkowych, grubych, jak katalog popularnej galerii sztuki, gazet. Newsweek - oh, to był mega sukces. Kiedy wystartował w 2001 roku, jaraliśmy się tym, że młodzi ludzie jadący na zajęcia na swoich uczelniach trzymali tę gazetę niczym tarczę, zasłaniając się nią w tramwajach i autobusach. Ile to było? 240 tys. egzemplarzy tygodniowo? 300 tys? Mieliśmy niedosyt. Ale to wciąż była czołówka. 

Co się stało? Skąd ta pleśń w lodówkach? Jak może zgnić słowo i idea? 

Tak samo, jak chleb. Tak samo, jak nieświeża parówka. Mimo konserwantów. Nic się nie da zrobić.

Kłamstwo jest kłamstwem. I na tę prawdę wpadnie nawet najtępszy klient. Także ten nawalony. Naćpany. Zabierze ze sobą swoje pieniądze. I swój mózg. Będzie szukał innego lokalu. Innej narracji. Czegoś zdrowego do zjedzenia i napicia się, bo go już boli wątroba. 

Znam wiele historii z happy endem dotyczących reaktywacji knajp. Nie, nie chodzi mi o Magdalenę Gessler, ale o ludzi na tyle kumatych, empatycznych, zakręconych, że byli w stanie zmienić menu. Pomyśleć, czego ich klientom tak na prawdę trzeba, ile są w stanie dać za obiad, za piwo, czego oczekują w zamian, bo przecież nie tylko bufetowej, która podaje im kufel obtarty brudną ścierą z resztą w moniakach na dnie tego pucharu. 

Nie znam, niestety, historii z dobrym zakończeniem, dla tytułów prasowych. Z nimi jest jak ze sterylnymi opatrunkami. Jak się naruszy, to włażą bakterie. Można się starać, stosować jodynę, zastrzyk z penicyliny, krzyczeć: siostro, tlen, ale zwykle jest już za późno. Pamiętacie Przekrój? Dobry tytuł, od lat umiera pod respiratorem, mało kto go pamięta. Wprost wszedł w stan agonii. Może podwójna morfina będzie tym, czego mu potrzeba? Uciekają ludzie, niczym  z oblężonej twierdzy, kto nie ucieknie, tego dobiją. Kto przyjdzie na ich miejsce? Jeden z moich naczelnych, nie powiem który, wychodził z założenia, że wystarczy mieć komputerowy program z korektą błędów, a ochroniarz napisze równie dobry tekst, jak dziennikarz. I w dodatku nie trzeba mu za to tyle płacić. 

Zbigniew Herbert już nie żyje, nie musi się wkurzać. Jego teksty pisane dla Tygodnika Solidarność przykrył biblioteczny kurz (i co z tego, że większość tekstów zdigitalizowano, wiadomo, o co chodzi). Ale myślę sobie, że jego wędrówka po złote runo nicości mogłaby się dziś odbyć pod ramię z chłopakiem/dziewczyną pracującym na hemoroidy w call center. Albo wydającym hamburgery/kawę w dużym #kubkuzpokrywką w którejś z globalnych sieci. Pokazałby, jak się prostować. Jak iść. Jak zatknąć pióra, które wypadły z opuszczonych skrzydeł, za opaskę na głowie wojownika. Jak się bić. I jeszcze, jak opiekować się słabszymi. Nie trwonić słów. Działać. 

Słowo może rujnować. Ranić. Może także budować. Może, niczym wedyjski Brahman, niszczyć świat, a potem stwarzać go od nowa. 

Są tacy, którzy mówią, że dziś już nic nie da się zrobić, że musi przyjść wojna, że musi popłynąć krew, abyśmy mogli się odnaleźć i dogadać. Na trochę. Że, jak w tym starym dowcipie, panie Havranek, ja sem nie boim, bo mam rakovinu. Więc po nas choćby potop. 

Nie. Mamy słowa, mamy idee. Chcemy. Możemy. A przynajmniej postarajmy się chcieć i móc. 

Nie ma Herberta. Ale jesteśmy my.

Więc Tysol.pl - do przodu. Naginaj. 

Mira Suchodolska Dziennik Gazeta Prawna
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe