Prof. Marek Jan Chodakiewicz dla "TS": Największy pasożyt Europy

Oleksandr Łukaszenka zwany jest przez zachodnie media ostatnim dyktatorem Europy. Celniej nazwać go największym pasożytem Europy. Pasożytuje bowiem od 1994 r. na kraju, którym rządzi: Białorusią. Nie znosi konkurencji, a więc nie pozwolił na powstanie tam ani oligarchii, ani mafii w postsowieckim znaczeniu tych słów.
By CSTO Collective Security Council meeting Kremlin, Moscow 2012-12-19 01.jpeg: Presidential Press and Information Office - CSTO Collective Security Council meeting Kremlin, Moscow 2012-12-19 01.jpeg, Prof. Marek Jan Chodakiewicz dla "TS": Największy pasożyt Europy
By CSTO Collective Security Council meeting Kremlin, Moscow 2012-12-19 01.jpeg: Presidential Press and Information Office - CSTO Collective Security Council meeting Kremlin, Moscow 2012-12-19 01.jpeg, / CC BY 3.0, Wikimedia Commons
Naturalnie można polemizować, czy to nie Putin jest największym pasożytem Europy, ale, po pierwsze, Federacja Rosyjska składa się z europejskiej i azjatyckiej części, po drugie, Rosjanie sami nie wiedzą, czy są Europejczykami czy Azjatami, a po trzecie, oligarchowie i mafia wciąż w Rosji istnieją, chociaż naturalnie muszą się przed władcą Kremla korzyć. Jednak Putin rządzi państwem o charakterze pluralistycznym „suwerennej demokracji”. A więc zdolności pasożytnicze moskiewskiego władcy są ograniczone przez ten pluralizm, bez względu na to, że jest on patologiczny. Stąd upieram się, że Łukaszenka trzyma palmę pierwszeństwa w pasożytnictwie w Europie.
Trudno jest być dyktatorem. Trzeba się utrzymać u władzy, cwanie rozgrywając gry wewnętrzne i międzynarodowe. Nie można się potknąć, bo kończy się to smutnie: utratą władzy, a czasami nawet i życia. Batko Łukaszenka uwija się jak w ukropie, aby tego losu uniknąć. Ostatnio musiał sobie dać radę z demonstracjami antypodatkowymi.

Wprowadzony w kwietniu 2015 r. „podatek przeciw pasożytom” nakłada obowiązek płatności ok. 700 złotych na każdego, kto pozostaje bez pracy przez ponad 6 miesięcy. W Ameryce mamy obowiązkowy podatek w ramach „reformy” służby zdrowia, płacą go ludzie, którzy nie posiadają ubezpieczenia w ramach tego systemu. Pozyskane fundusze mają iść na koszty służby zdrowia. Podobnie podatek Łukaszenki ma pokryć wydatki związane z ubezpieczeniem społecznym „pasożytów”.

Chyba batko spodziewał się, że Białorusini będą się cieszyć tym „usprawnieniem”. Za Sowietów bowiem „pasożyty” społeczne lądowały w gułagu. A teraz tylko podatek. Ale próba wprowadzenia go w lutym 2017 r. wywołała protest w kilkunastu miastach: od Mołodeczna, Brześcia i Pińska przez Mińsk do Orszy i Bobrujska. Przy okazji odbyła się nawet opozycyjna blokada w Kuropatach, miejscu masowych straceń za rządów Stalina, gdzie związana z dyktaturą firma budownicza chciała zbezcześcić cmentarz. Jednak w większości miejsc mieliśmy do czynienia z klasycznym protestem ekonomicznym – ludzie sprzeciwili się nowym podatkom.

Nowe prawo dotknęło szczególnie Białorusinów, którzy pracują okresowo za granicą albo zatrudnieni są tymczasowo w małych prywatnych przedsiębiorstwach, albo gospodarstwach rolniczych. Oprócz tego „podatek przeciw pasożytom” stał się ostatnią kroplą, która przepełniła czarę goryczy. Stan gospodarki Białorusi jest tragiczny. Bieda jest powszechna. Ludzie mają dość.

Uprzednio destabilizacja na Białorusi nastąpiła w 2011 r. Miała również podłoże ekonomiczne. Rząd zdewaluował wtedy walutę o 56 proc. Podczas tzw. niemych protestów ludzie gromadzili się na placach i bili brawo. Nie skandowali, nie mieli transparentów. KGB-iści stłumili owe protesty nad wyraz brutalnie. Bicie brawa stało się przestępstwem, a nieme protestowanie uznano za wyraz „terroryzmu”. Demonstracje zamarły. Zresztą ograniczone były wtedy głównie do Mińska.

Obecnie miały miejsce w wielu miastach prowincjalnych, jak i w stolicy. Brały w nich udział za każdym razem setki ludzi; razem przewinęło się przez nie w całym kraju tysiące niezadowolonych. Biorąc pod uwagę normy białoruskiej pasywności, są to statystyki zaprawdę imponujące. Łukaszenka ocenił zagrożenie właściwie. I zastosował taktykę kija i marchewki.

Najpierw dyktator zrzucił odpowiedzialność za egzekwowanie podatku na biurokratów niższych szczebli. Zachęcił ich do stosowania ulg. Nie uspokoiło to ludzi. Stąd w marcu 2017 r. miński władca zawiesił zbieranie podatku na rok. Spotkał się również z Iosifem Siaredzičem, redaktorem naczelnym niezależnej gazety „Narodnaya Volya”. Ponieważ demonstracje wciąż wybuchały, aresztowano przywódców, niektórych potraktowano brutalnie. Oskarżono dysydentów o bycie agentami Polski, Ameryki, a nawet Ukrainy. Zgodnie z przywidywaniem ulice się opróżniły. Porządek panuje w Mińsku. Gdzie indziej też. Na razie. I na razie Łukaszenka dalej będzie na Białorusach pasożytować.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, 25 marca 2017
www.iwp.edu


Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (14/2017) dostępnego także w wersji cyfrowej tutaj.

#REKLAMA_POZIOMA#

 

POLECANE
Tadeusz Płużański: Kibicom Maccabi Hajfa tylko u nas
Tadeusz Płużański: Kibicom Maccabi Hajfa

15 sierpnia 1940 r. do Auschwitz przybył pierwszy transport ludności z Warszawy. To głównie więźniowie Pawiaka oraz Polacy schwytani podczas ulicznych łapanek. Razem około 1600 osób. W nocy z 21 na 22 września 1940 r., w drugim transporcie z Warszawy, Niemcy przywieźli do obozu Auschwitz kolejnych więźniów.

Trump i Putin przy jednym stole. Trwa spotkanie przywódców z ostatniej chwili
Trump i Putin przy jednym stole. Trwa spotkanie przywódców

Na terenie bazy wojskowej Elmendorf-Richardson na Alasce rozpoczęło się spotkanie prezydenta USA Donalda Trumpa z przywódcą Rosji Władimirem Putinem oraz ich najbliższych doradców.

Spotkanie Trump-Putin. Prezydenci ruszyli na rozmowy Wiadomości
Spotkanie Trump-Putin. Prezydenci ruszyli na rozmowy

Prezydent USA Donald Trump i przywódca Rosji Władimir Putin przywitali się na płycie lotniska bazy Elmendorf-Richardson w Anchorage na Alasce.

Samolot Putina wylądował na Alasce z ostatniej chwili
Samolot Putina wylądował na Alasce

Rosyjski samolot rządowy z Władimirem Putinem na pokładzie wylądował w piątek w bazie Elmendorf-Richardson w Anchorage na Alasce. To pierwsza wizyta rosyjskiego prezydenta na amerykańskiej ziemi od 10 lat.

Tȟašúŋke Witkó: Za kilka miesięcy Polska znajdzie się w strefie zgniotu tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Za kilka miesięcy Polska znajdzie się w strefie zgniotu

Komunistka z Niemieckiej Republiki Demokratycznej, Angela Dorothea Merkel, rozłożyła Niemcy – i, praktycznie, również Europę – w ciągu, raptem, 16 lat i 16 dni; misję zniszczenia rozpoczęła 22 listopada 2005 roku, a zakończyła 8 grudnia roku 2021. Kolejny kanclerz, Olaf Scholz, na pozostawionych przez nią gruzach zdołał wysiedzieć nieco ponad trzy lata, po czym – chcąc ratować resztki poparcia dla własnego ugrupowania – doprowadził do rozpisania nowych wyborów.

Trump i Putin spotkają się w większym gronie Wiadomości
Trump i Putin spotkają się w większym gronie

Zamiast planowanej na początku szczytu na Alasce rozmowy Donalda Trumpa i Władimira Putina w cztery oczy w pierwszym spotkaniu przywódców udział wezmą również sekretarz stanu Marco Rubio i specjalny wysłannik ds. Bliskiego Wschodu Steve Witkoff. Nie jest jasne, kto będzie w składzie rosyjskiej delegacji.

Air Force One Trumpa wylądował na Alasce z ostatniej chwili
Air Force One Trumpa wylądował na Alasce

Prezydent USA Donald Trump przybył na pokładzie Air Force One do bazy wojskowej Elmendorf-Richardson w Anchorage na Alasce.

Znana dziennikarka wyszła ze szpitala gorące
Znana dziennikarka wyszła ze szpitala

- Miejsce dzikuski jest w lesie. Pa, pa szpitalu, oczywiście: tfu, tfu, żeby nie zapeszać. Mówiłam, że ciężko jest się mnie pozbyć. Dzięki, że dodawaliście mi otuchy - napisała Agnieszka Burzyńska w mediach społecznościowych.

Zmiany w „M jak miłość” po wakacjach Wiadomości
Zmiany w „M jak miłość” po wakacjach

Serial „M jak miłość” od lat cieszy się ogromną popularnością na TVP2. Już od 25 lat przyciąga przed ekrany kolejne pokolenia widzów, którzy śledzą losy rodziny Mostowiaków i ich bliskich. Po wakacyjnej przerwie fani zastanawiają się, kiedy znów zobaczą swoje ulubione postacie.

Ks. Janusz Chyła: Dogmat o Wniebowstąpieniu proroczym znakiem dla czasów kwestionowania godności człowieka tylko u nas
Ks. Janusz Chyła: Dogmat o Wniebowstąpieniu proroczym znakiem dla czasów kwestionowania godności człowieka

Prawda o wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny została przez Kościół dogmatycznie potwierdzona dopiero przez papieża Piusa XII w 1950 roku.

REKLAMA

Prof. Marek Jan Chodakiewicz dla "TS": Największy pasożyt Europy

Oleksandr Łukaszenka zwany jest przez zachodnie media ostatnim dyktatorem Europy. Celniej nazwać go największym pasożytem Europy. Pasożytuje bowiem od 1994 r. na kraju, którym rządzi: Białorusią. Nie znosi konkurencji, a więc nie pozwolił na powstanie tam ani oligarchii, ani mafii w postsowieckim znaczeniu tych słów.
By CSTO Collective Security Council meeting Kremlin, Moscow 2012-12-19 01.jpeg: Presidential Press and Information Office - CSTO Collective Security Council meeting Kremlin, Moscow 2012-12-19 01.jpeg, Prof. Marek Jan Chodakiewicz dla "TS": Największy pasożyt Europy
By CSTO Collective Security Council meeting Kremlin, Moscow 2012-12-19 01.jpeg: Presidential Press and Information Office - CSTO Collective Security Council meeting Kremlin, Moscow 2012-12-19 01.jpeg, / CC BY 3.0, Wikimedia Commons
Naturalnie można polemizować, czy to nie Putin jest największym pasożytem Europy, ale, po pierwsze, Federacja Rosyjska składa się z europejskiej i azjatyckiej części, po drugie, Rosjanie sami nie wiedzą, czy są Europejczykami czy Azjatami, a po trzecie, oligarchowie i mafia wciąż w Rosji istnieją, chociaż naturalnie muszą się przed władcą Kremla korzyć. Jednak Putin rządzi państwem o charakterze pluralistycznym „suwerennej demokracji”. A więc zdolności pasożytnicze moskiewskiego władcy są ograniczone przez ten pluralizm, bez względu na to, że jest on patologiczny. Stąd upieram się, że Łukaszenka trzyma palmę pierwszeństwa w pasożytnictwie w Europie.
Trudno jest być dyktatorem. Trzeba się utrzymać u władzy, cwanie rozgrywając gry wewnętrzne i międzynarodowe. Nie można się potknąć, bo kończy się to smutnie: utratą władzy, a czasami nawet i życia. Batko Łukaszenka uwija się jak w ukropie, aby tego losu uniknąć. Ostatnio musiał sobie dać radę z demonstracjami antypodatkowymi.

Wprowadzony w kwietniu 2015 r. „podatek przeciw pasożytom” nakłada obowiązek płatności ok. 700 złotych na każdego, kto pozostaje bez pracy przez ponad 6 miesięcy. W Ameryce mamy obowiązkowy podatek w ramach „reformy” służby zdrowia, płacą go ludzie, którzy nie posiadają ubezpieczenia w ramach tego systemu. Pozyskane fundusze mają iść na koszty służby zdrowia. Podobnie podatek Łukaszenki ma pokryć wydatki związane z ubezpieczeniem społecznym „pasożytów”.

Chyba batko spodziewał się, że Białorusini będą się cieszyć tym „usprawnieniem”. Za Sowietów bowiem „pasożyty” społeczne lądowały w gułagu. A teraz tylko podatek. Ale próba wprowadzenia go w lutym 2017 r. wywołała protest w kilkunastu miastach: od Mołodeczna, Brześcia i Pińska przez Mińsk do Orszy i Bobrujska. Przy okazji odbyła się nawet opozycyjna blokada w Kuropatach, miejscu masowych straceń za rządów Stalina, gdzie związana z dyktaturą firma budownicza chciała zbezcześcić cmentarz. Jednak w większości miejsc mieliśmy do czynienia z klasycznym protestem ekonomicznym – ludzie sprzeciwili się nowym podatkom.

Nowe prawo dotknęło szczególnie Białorusinów, którzy pracują okresowo za granicą albo zatrudnieni są tymczasowo w małych prywatnych przedsiębiorstwach, albo gospodarstwach rolniczych. Oprócz tego „podatek przeciw pasożytom” stał się ostatnią kroplą, która przepełniła czarę goryczy. Stan gospodarki Białorusi jest tragiczny. Bieda jest powszechna. Ludzie mają dość.

Uprzednio destabilizacja na Białorusi nastąpiła w 2011 r. Miała również podłoże ekonomiczne. Rząd zdewaluował wtedy walutę o 56 proc. Podczas tzw. niemych protestów ludzie gromadzili się na placach i bili brawo. Nie skandowali, nie mieli transparentów. KGB-iści stłumili owe protesty nad wyraz brutalnie. Bicie brawa stało się przestępstwem, a nieme protestowanie uznano za wyraz „terroryzmu”. Demonstracje zamarły. Zresztą ograniczone były wtedy głównie do Mińska.

Obecnie miały miejsce w wielu miastach prowincjalnych, jak i w stolicy. Brały w nich udział za każdym razem setki ludzi; razem przewinęło się przez nie w całym kraju tysiące niezadowolonych. Biorąc pod uwagę normy białoruskiej pasywności, są to statystyki zaprawdę imponujące. Łukaszenka ocenił zagrożenie właściwie. I zastosował taktykę kija i marchewki.

Najpierw dyktator zrzucił odpowiedzialność za egzekwowanie podatku na biurokratów niższych szczebli. Zachęcił ich do stosowania ulg. Nie uspokoiło to ludzi. Stąd w marcu 2017 r. miński władca zawiesił zbieranie podatku na rok. Spotkał się również z Iosifem Siaredzičem, redaktorem naczelnym niezależnej gazety „Narodnaya Volya”. Ponieważ demonstracje wciąż wybuchały, aresztowano przywódców, niektórych potraktowano brutalnie. Oskarżono dysydentów o bycie agentami Polski, Ameryki, a nawet Ukrainy. Zgodnie z przywidywaniem ulice się opróżniły. Porządek panuje w Mińsku. Gdzie indziej też. Na razie. I na razie Łukaszenka dalej będzie na Białorusach pasożytować.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, 25 marca 2017
www.iwp.edu


Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (14/2017) dostępnego także w wersji cyfrowej tutaj.

#REKLAMA_POZIOMA#


 

Polecane
Emerytury
Stażowe