[Felieton "TS"] Waldemar Biniecki: W cieniu amerykańskiej kampanii prezydenckiej
Senacka Komisja ds. Służb Specjalnych kontynuuje przesłuchania w sprawie domniemanego udziału w pierwszej kampanii Trumpa służb specjalnych Rosji. Jak wiemy, przesłuchania w sprawie „Mueller report” nie wykazały żadnych powiązań kampanii Trumpa ze służbami Rosji. W tej chwili na podstawie nowego raportu sporządzonego przez Departament Sprawiedliwości pod przewodnictwem generalnego inspektora Michaela Horowitza przesłuchuje się osoby związane z amerykańskimi służbami specjalnymi. Raport Horowitza wskazuje bowiem na aż 17 poważnych uchybień w zakresie śledztw FBI na temat wpływu rosyjskich służb specjalnych w pierwszej kampanii Trumpa. Niezwykle ciekawe są pytania senatora Toma Cruza do byłego szefa FBI Jamesa Comeya, w których teksaski senator skonfrontował byłego szefa FBI z faktami przedstawionymi w raporcie Horowitza. Konkluzja tego wydarzenia rzuca światło na fakty, że zarówno ówczesny prezydent Obama, Joe Biden oraz kandydatka demokratyczna na prezydenta USA Hilary Clinton wiedzieli, że śledztwo FBI jest wykorzystywaniem pozycji demokratów i doszło do naruszenia władzy przez demokratów. Jednym z takich uchybień jest zmiana, jakiej dokonało FBI w liście CIA, w którym zmieniono wpis na temat agenta rosyjskiego. Polegało to na tym, iż FBI zmieniła wpis z „nie był zamieszany” na „był zamieszany”. W Senacie wywołało to wielkie oburzenie, że agencje federalne używane są do bezkompromisowej walki politycznej i są skorumpowane politycznie przez opcję demokratyczną. Warto odnotować, że w kręgach republikańskich rośnie pozycja Toma Cruza. Trzeba tutaj przytoczyć nową książkę senatora „One Vote Away”, która opisuje kulisy walki politycznej w Stanach Zjednoczonych. Książkę promuje także prezydent Trump, który skomentował ją jako „Walkę o pierwszą i drugą poprawkę do Konstytucji USA oraz prawo do wiary w Boga i wielu innych aspektów. To wszystko sprowadza się do jednego miejsca w Sądzie Najwyższym”. I właśnie przechodzimy do meritum sprawy, a mianowicie do nominacji prezydenta Trumpa dla Amy Coney Barrett na stanowisko sędziny Sądu Najwyższego. Dlaczego demokraci na wszelkie możliwe sposoby pragną tę kandydaturę zmieść w pył? Pojawiły się już oskarżenia Demokratów, że fakt adopcji dwojga dzieci z Haiti jest tylko zwykłym działaniem PR-owym, które ma pomóc jej w karierze. Często jest także podnoszona wola zmarłej sędziny Ruth Bader Ginsburg, która zażyczyła sobie, aby wybór na jej miejsce odbył się po wyborach prezydenckich. Prezydent Trump odniósł się do tego faktu w debacie prezydenckiej. Tylko jemu Konstytucja USA daje prawo nominowania do Sądu Najwyższego. Wniosek jest prosty. Amy Coney Barrett jest ikoną wartości konserwatywnych. Jest katoliczką, doskonale wykształconym i utytułowanym profesorem prawa z ogromnym dorobkiem naukowym. Jest szczęśliwą matką siedmiorga dzieci, wspaniałą żoną amerykańskiej rodziny. Nawet po ewentualnej przegranej Trumpa fakt przewagi konserwatystów w Sądzie Najwyższym może na lata blokować zmiany ustrojowe w Ameryce i dać czas republikanom na budowę nowej wizji Ameryki.