Waldemar Żyszkiewicz: Barbarzyńcy w polszczyźnie

Zewsząd słychać ubolewanie nad poziomem debaty publicznej, nad rozpadem wspólnoty. Ale ten proces degradacji ciągnął się przez całe pokolenie. I nie byłby możliwy bez naszych nagannych zaniechań, bez przyzwolenia na dzikie swawole barbarzyńców.
/ morguefile.com
Jeśli nawet część aktywności ośrodkowego układu nerwowego (OUN) obywa się bez języka, przebiegając poniżej progu świadomości, to badacze są jednak zgodni, że tzw. myślenie racjonalne i dyskursywne bez udziału języka nie byłoby możliwe. Precyzyjna siatka pojęciowa, subtelne kategorie są niezbędne, żebyśmy mogli zbudować sobie sensowny (czyli odpowiadający temu, co istnieje) obraz świata, żebyśmy byli zdolni do refleksji nad rzeczywistością. I żebyśmy – co równie istotne, jak oczywiste – mogli się naszymi rozpoznaniami czy opiniami podzielić z drugim człowiekiem.  
 
*
Skoro język umożliwia myślenie i warunkuje jakość komunikowania się pomiędzy osobami przynależącymi do określonej wspólnoty (etnicznej, więc także językowej i kulturowej) to troska o tak ważne narzędzie wydawałaby się czymś naturalnym i rozumnym. Tym bardziej że wbrew groźnym do dziś złudzeniom oświeceniowych myślicieli nie istnieje jakiś człowiek w ogóle, są natomiast m.in. Polacy, Węgrzy, Bułgarzy, Anglicy czy Niemcy.

Przypadki językowych mód oraz imperialnych sukcesów – kiedyś łaciny i francuskiego, obecnie angielszczyzny i hiszpańskiego, w przyszłości być może chińskiego – wskazują na nieprzewidywalność, by nie rzec kapryśność, procesów kulturowej czy cywilizacyjnej dominacji. Co powinno raczej zachęcać do przezornej dbałości o jakość własnego języka narodowego, w nim bowiem wyraża się i doskonali człowieczeństwo. I tylko znajomość wyższych rejestrów polszczyzny pozwala Polakom (dzięki staraniom tłumaczy) czerpać satysfakcję z uczestnictwa w kulturze wysokiej innych narodów.

Przywołuję te oczywistości, które u progu lat 90. zeszłego stulecia zostały skutecznie (i chyba celowo) usunięte z pola widzenia ludzi mieszkających pomiędzy Bugiem a Odrą, żeby pokazać, że troska o komunikacyjną czy estetyczną jakość używanego języka powinna wynikać z samego sposobu istnienia człowieka jako istoty społecznej. A tradycyjne wartości patriotyzmu, przywiązania do tradycji oraz wiary ojców, stygmatyzowane w ramach stosowanej wobec Polaków po roku 1989 pedagogiki wstydu, warto kultywować, gdyż dowiodły swej przydatności jako gwarant trwania wspólnoty narodowej.
 
*
Demontaż myślenia w kategoriach wspólnotowych zaczął się w III RP od absolutyzowania anarchicznej wolności, promocji liberalizmu w różnych jego odmianach, radykalnego obniżenia poziomu edukacji, a także natrętnej popularyzacji wszelkich form irracjonalizmu. Szanowany dotąd rozum, czyli przyzwoite myślenie miało ustąpić pierwszeństwa tzw. inteligencji emocjonalnej. Natomiast słowa, czyli nośniki sensu oddały pole emotikonom, w tym np. infantylnym serduszkom, zastępującym czasownik ‘kochać’.

Działanie poszło wielotorowo: zmieniły się uniwersytety i zmieniła się prasa w kioskach. Wystarczy porównać nazwy przedmiotów w uniwersyteckich programach nauczania oraz okładki i spisy treści starych oraz nowych roczników wydawanych w Polsce czasopism. Media elektroniczne też starały się dotrzymywać kroku „postępowi”.

Produkty książkopodobne z ulicznych stołów, które miały zaspokoić głód spowodowany działaniem cenzury i trwającym blisko półwiecze brakiem kontaktu z budzącym ciekawość światem spoza żelaznej kurtyny, stały się pasem transmisyjnym pseudokulturowego śmiecia, przed którym ostrzegał Polaków Czesław Miłosz. Ciekawe, że w tym przypadku aspirujące do rządu dusz lewicowe elity zignorowały przestrogi noblisty. Pornografię, prostytucję i dewiacje nobilitowano. Nawet piosenka chodnikowa epatowała przaśnym erotyzmem, a niekiedy obleśnym seksualizmem. Temu „nadrabianiu zaległości wobec Zachodu” towarzyszyło dość powszechne przyzwolenie na zaśmiecanie, psucie, potem już wręcz niszczenie polszczyzny.  
 
*
Wielowątkowego procesu nie da się przedstawić w krótkim tekście. Sporo istotnych szczegółów uszło też zapewne mojej uwagi, ale u początków udanej barbaryzacji naszego języka legło przekonanie, że normy językowe, a zwłaszcza reguły polszczyzny wysokiej, literackiej można lekceważyć. Unieważnianie norm zaczęto dość zręcznie od ortografii, rzekomo zbyt trudnej i nie do opanowania.

Kompromitujące kiedyś kłopoty z wyborem właściwych liter z opozycji binarnych ch – h, ó – u, rz – ż, zostały teraz niby uczenie uzasadnione i usprawiedliwione. Cała rzesza ofiar dysgrafii, zasilona nieszczęśnikami z dyskalkulią i wzmocniona przez tłum dyslektyków wymachuje dziś stosownymi certyfikatami niczym kiedyś obca szlachta indygenatem.

Ortograficzną nonszalancję wzmocniły nowinki technologiczne: wpuszczono na nasz rynek sprzęt z oprogramowaniem i klawiaturami bez polskiego alfabetu, a operatorzy telefonii komórkowej za esemesy z użyciem właściwych polszczyźnie znaków diakrytycznych nadal biorą wyższe opłaty. Argumentacja, że dostosowanie klawiatur byłoby nieopłacalne, nie wytrzymuje krytyki. Szwecja, kraj o trzy i pół raza mniejszym rynku, potrafiła sobie to zawarować.
 
*
Zapyta ktoś, czy to takie ważne, żeby pisać z kreseczkami. Może dla osób starszych, dobrze już język znających, pisanie bez polskich znaków jest korzystnym ułatwieniem, ale dla wchodzącego dopiero w życie pokolenia przyszłych użytkowników polszczyzny mejle, esemesy, twitty czy komenty (komentarze) z zapałem wystukiwane na smartfonach lub tabletach, to jest właśnie – jak wskazuje Hanna Dobrowolska, z Solidarnych 2010 – językowy matecznik. A czym skorupka za młodu...  

Fakt, że w sieci pisze się szybko i niechlujnie: bez interpunkcji, bez wielkich liter, nieraz bez spacji, bez redagowania tekstu. Bo tak jest wygodnie. Wspomniana wyżej Hanna Dobrowolska, dziennikarka i autorka podręczników dla klas początkowych, mówi o swoistej aortograficznej manierze pisania na elektronicznych gadżetach.

Co ciekawe, rewersem lekceważenia polskiej ortografii wydaje się obserwowana tendencja do hiperpoprawności w zakresie nazwisk i marek anglosaskich. Zaczęło się przed laty od szyldów w rodzaju KODAK Produkty czy hasełek reklamowych typu Kupujcie w IKEA. Zadowolenie oficerów globalizacji w mundurkach od Bossa czy Armaniego, być może czymś tam okupione, okazało się ważniejsze niż przepisy wynikające z ustawy o języku polskim.

Dziś skutkuje to kamerdynerską postawą młodych i mało wprawnych użytkowników polszczyzny, którzy z pietyzmem chroniąc kształt anglosaskiego mianownika polski dopełniacz nawet dobrze znanych nazwisk zapisują: John’a Lennon’a, Kevin’a Spacey’a, Francis’a Bacon’a. Śmieszne? Owszem, ale to trochę śmiech przez łzy.
 
*
Psucie polszczyzny w III RP zaczęło się od zaburzeń frekwencji oraz frazeologizmów. O ile u progu lat 90. nerwowe panienki (prototyp późniejszych lemingów) mówiły o wszystkim, że jest „tak jakby”, co w tamtej epoce zamazywania sensów mogło być nawet traktowane jako mimowolne wygadanie się w czym rzecz, o tyle po upływie ćwierćwiecza analogiczna społecznie grupa nadużywa frazy „tak naprawdę”. Jednak sztandarowym przykładem zaburzeń ówczesnej polszczyzny było wyrażenie „w tym kraju”. Świetnie ilustrowało nie tylko dystans do Polski odczuwany przez osoby, które tak mówiły, ale i wskazywało na ich zdecydowanie negatywną ocenę naszej ojczyzny.

W tym kraju nie da się żyć. Za pieniądze wszystko załatwisz w tym kraju. Dwa sztandarowe przykłady użycia frazy manifestującej pełne zbrzydzenie Polską. Po latach trochę się odwróciło. Teraz młodzi, noszący koszulki firmy Redisbad, podśmiewają się z lemingów żyjących w „tenkraju”...

Polszczyzna się od tego nie poprawi. Lektorzy z agresywnych reklam radiowych nadal skutecznie niszczą prozodię polskiej mowy. Zamiast myślenia króluje przerzucanie się konceptami, często obscenicznymi, wulgarnymi, prowokującymi rechot. Młode dziewczyny w miejscach publicznych klną, nie myśląc przy tym wcale, że używają języka współczesnych parlamentarzystów RP.

Pytany, jak doszło do modelowego wręcz pognębienia polszczyzny, odrzekłbym, że proces był wieloczynnikowy. Np. współczesne dzidzie uroczo sepleniące: dz’jenkuję, dz’jen dobry, dz’jewjęc – fachowo to się nazywa semipalatalizacja – są zasługą Joanny Bukowskiej, niezłej reporterki telewizyjnej z lekką wadą wymowy. Sama Bukowska jest OK, okazała się skuteczną trend-setterką. Winę ponosi ten, kto ją wpuścił na wizję.

Za językową polucję, wulgaryzmy, bluzgi odpowiadają autorzy i wydawcy tzw. literatury rozporkowej. Zasługi w tym zakresie położył też czerwonowłosy kiczmen, który na scenie amfiteatru w Opolu użył wyzywającego wulgaryzmu. Niestety, brygada sceny nie zareagowała wtedy, jak należy. I tama puściła.
 
Waldemar Żyszkiewicz
 
[pierwodruk w Obywatelskiej. Gazecie Kornela Morawieckiego, nr 143/2017]

 

POLECANE
Prezydent Karol Nawrocki odwiedził żołnierzy i funkcjonariuszy SG na granicy z ostatniej chwili
Prezydent Karol Nawrocki odwiedził żołnierzy i funkcjonariuszy SG na granicy

Prezydent RP Karol Nawrocki spotkał się z żołnierzami Wojska Polskiego i funkcjonariuszami Straży Granicznej, stacjonującymi na wschodniej granicy Polski.

Tom Rose przekazał Polakom życzenia świąteczne od prezydenta Trumpa z ostatniej chwili
Tom Rose przekazał Polakom życzenia świąteczne od prezydenta Trumpa

Ambasador USA w Polsce Thomas Rose, składając w środę Polakom życzenia świąteczne w imieniu swoim oraz prezydenta Donalda Trumpa, podkreślił, że Boże Narodzenie to czas, w którym wszyscy ludzie mogą dziękować Bogu za błogosławieństwa wiary, rodziny i wolności.

KO wygrywa wybory, ale nie ma z kim rządzić, spadki największych. Zobacz najnowszy sondaż z ostatniej chwili
KO wygrywa wybory, ale nie ma z kim rządzić, spadki największych. Zobacz najnowszy sondaż

W środę opublikowano najnowsze badanie poparcia dla partii politycznych. Z sondażu United Surveys by IBRiS dla Wirtualnej Polski wynika, że Koalicja Obywatelska wygrałaby wybory, jednak Donald Tusk właściwie nie miałby z kim utworzyć rząd - potencjalni koalicjanci właściwie nie wchodzą do Sejmu.

Zełenski ujawnił amerykański plan pełnego porozumienia pokojowego. Co zawiera? z ostatniej chwili
Zełenski ujawnił amerykański plan pełnego porozumienia pokojowego. Co zawiera?

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przekazał, że amerykański plan pokojowy, dotyczący zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej, przewiduje zamrożenie konfliktu na obecnych liniach kontaktowych - poinformowały w środę media, w tym m.in. agencja AFP. Ukraiński prezydent rozmawiał z dziennikarzami we wtorek, ale wypowiedzi ze spotkania zostały opublikowane dopiero w środę. 

W Wigilię na straży bezpieczeństwa kraju stoi 20 tys. polskich żołnierzy z ostatniej chwili
W Wigilię na straży bezpieczeństwa kraju stoi 20 tys. polskich żołnierzy

W Wigilię Świąt Bożego Narodzenia na straży bezpieczeństwa państwa polskiego i naszych sojuszników stoi około 20 tysięcy żołnierzy - powiedział w środę wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz podczas spotkania z żołnierzami służącymi w Centrum Logistycznym Rzeszów-Jasionka.

Jest nowy ranking zaufania. Karol Nawrocki ponownie na czele [SONDAŻ] z ostatniej chwili
Jest nowy ranking zaufania. Karol Nawrocki ponownie na czele [SONDAŻ]

W Wigilię portal Onet.pl opublikował grudniowy sondaż zaufania do polityków. Na pierwszym miejscu ponownie znalazł się prezydent Karol Nawrocki. W badaniu widać też powrót Jarosława Kaczyńskiego do pierwszej dziesiątki oraz pogarszającą się sytuację Mateusza Morawieckiego.

„Niech ucichną dzisiaj wszelkie spory”. Świąteczne życzenia Pary Prezydenckiej z ostatniej chwili
„Niech ucichną dzisiaj wszelkie spory”. Świąteczne życzenia Pary Prezydenckiej

Para Prezydencka skierowała do Polaków w kraju i za granicą życzenia świąteczne. W bożonarodzeniowym przesłaniu podkreślono znaczenie wspólnoty, tradycji oraz nadziei płynącej z Narodzenia Pańskiego. W komunikacie znalazły się także słowa wdzięczności dla osób pełniących służbę w święta.

Tragiczna Wigilia na Opolszczyźnie. Nie żyje sześć osób po wypadku na DK39 z ostatniej chwili
Tragiczna Wigilia na Opolszczyźnie. Nie żyje sześć osób po wypadku na DK39

Sześć osób zginęło w wypadku na drodze krajowej nr 39 w województwie opolskim w Wigilię o g. 6:30 rano. Po zderzeniu dwóch samochodów osobowych trasa została całkowicie zablokowana, a na miejscu pracują służby pod nadzorem prokuratury – poinformowała policja.

Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy

W świąteczne dni zmienią się rozkłady komunikacji miejskiej. Zawieszone zostanie kursowanie kilkudziesięciu linii, a inne będą jeździć rzadziej.

Nie żyje Maciej Misztal. Kabareciarz miał tylko 43 lata z ostatniej chwili
Nie żyje Maciej Misztal. Kabareciarz miał tylko 43 lata

Maciej Misztal, współzałożyciel Kabaretu Trzeci Wymiar i wieloletni współpracownik OFPA w Rybniku, zmarł 22 grudnia 2025 r. po ciężkiej chorobie. Miał 43 lata.

REKLAMA

Waldemar Żyszkiewicz: Barbarzyńcy w polszczyźnie

Zewsząd słychać ubolewanie nad poziomem debaty publicznej, nad rozpadem wspólnoty. Ale ten proces degradacji ciągnął się przez całe pokolenie. I nie byłby możliwy bez naszych nagannych zaniechań, bez przyzwolenia na dzikie swawole barbarzyńców.
/ morguefile.com
Jeśli nawet część aktywności ośrodkowego układu nerwowego (OUN) obywa się bez języka, przebiegając poniżej progu świadomości, to badacze są jednak zgodni, że tzw. myślenie racjonalne i dyskursywne bez udziału języka nie byłoby możliwe. Precyzyjna siatka pojęciowa, subtelne kategorie są niezbędne, żebyśmy mogli zbudować sobie sensowny (czyli odpowiadający temu, co istnieje) obraz świata, żebyśmy byli zdolni do refleksji nad rzeczywistością. I żebyśmy – co równie istotne, jak oczywiste – mogli się naszymi rozpoznaniami czy opiniami podzielić z drugim człowiekiem.  
 
*
Skoro język umożliwia myślenie i warunkuje jakość komunikowania się pomiędzy osobami przynależącymi do określonej wspólnoty (etnicznej, więc także językowej i kulturowej) to troska o tak ważne narzędzie wydawałaby się czymś naturalnym i rozumnym. Tym bardziej że wbrew groźnym do dziś złudzeniom oświeceniowych myślicieli nie istnieje jakiś człowiek w ogóle, są natomiast m.in. Polacy, Węgrzy, Bułgarzy, Anglicy czy Niemcy.

Przypadki językowych mód oraz imperialnych sukcesów – kiedyś łaciny i francuskiego, obecnie angielszczyzny i hiszpańskiego, w przyszłości być może chińskiego – wskazują na nieprzewidywalność, by nie rzec kapryśność, procesów kulturowej czy cywilizacyjnej dominacji. Co powinno raczej zachęcać do przezornej dbałości o jakość własnego języka narodowego, w nim bowiem wyraża się i doskonali człowieczeństwo. I tylko znajomość wyższych rejestrów polszczyzny pozwala Polakom (dzięki staraniom tłumaczy) czerpać satysfakcję z uczestnictwa w kulturze wysokiej innych narodów.

Przywołuję te oczywistości, które u progu lat 90. zeszłego stulecia zostały skutecznie (i chyba celowo) usunięte z pola widzenia ludzi mieszkających pomiędzy Bugiem a Odrą, żeby pokazać, że troska o komunikacyjną czy estetyczną jakość używanego języka powinna wynikać z samego sposobu istnienia człowieka jako istoty społecznej. A tradycyjne wartości patriotyzmu, przywiązania do tradycji oraz wiary ojców, stygmatyzowane w ramach stosowanej wobec Polaków po roku 1989 pedagogiki wstydu, warto kultywować, gdyż dowiodły swej przydatności jako gwarant trwania wspólnoty narodowej.
 
*
Demontaż myślenia w kategoriach wspólnotowych zaczął się w III RP od absolutyzowania anarchicznej wolności, promocji liberalizmu w różnych jego odmianach, radykalnego obniżenia poziomu edukacji, a także natrętnej popularyzacji wszelkich form irracjonalizmu. Szanowany dotąd rozum, czyli przyzwoite myślenie miało ustąpić pierwszeństwa tzw. inteligencji emocjonalnej. Natomiast słowa, czyli nośniki sensu oddały pole emotikonom, w tym np. infantylnym serduszkom, zastępującym czasownik ‘kochać’.

Działanie poszło wielotorowo: zmieniły się uniwersytety i zmieniła się prasa w kioskach. Wystarczy porównać nazwy przedmiotów w uniwersyteckich programach nauczania oraz okładki i spisy treści starych oraz nowych roczników wydawanych w Polsce czasopism. Media elektroniczne też starały się dotrzymywać kroku „postępowi”.

Produkty książkopodobne z ulicznych stołów, które miały zaspokoić głód spowodowany działaniem cenzury i trwającym blisko półwiecze brakiem kontaktu z budzącym ciekawość światem spoza żelaznej kurtyny, stały się pasem transmisyjnym pseudokulturowego śmiecia, przed którym ostrzegał Polaków Czesław Miłosz. Ciekawe, że w tym przypadku aspirujące do rządu dusz lewicowe elity zignorowały przestrogi noblisty. Pornografię, prostytucję i dewiacje nobilitowano. Nawet piosenka chodnikowa epatowała przaśnym erotyzmem, a niekiedy obleśnym seksualizmem. Temu „nadrabianiu zaległości wobec Zachodu” towarzyszyło dość powszechne przyzwolenie na zaśmiecanie, psucie, potem już wręcz niszczenie polszczyzny.  
 
*
Wielowątkowego procesu nie da się przedstawić w krótkim tekście. Sporo istotnych szczegółów uszło też zapewne mojej uwagi, ale u początków udanej barbaryzacji naszego języka legło przekonanie, że normy językowe, a zwłaszcza reguły polszczyzny wysokiej, literackiej można lekceważyć. Unieważnianie norm zaczęto dość zręcznie od ortografii, rzekomo zbyt trudnej i nie do opanowania.

Kompromitujące kiedyś kłopoty z wyborem właściwych liter z opozycji binarnych ch – h, ó – u, rz – ż, zostały teraz niby uczenie uzasadnione i usprawiedliwione. Cała rzesza ofiar dysgrafii, zasilona nieszczęśnikami z dyskalkulią i wzmocniona przez tłum dyslektyków wymachuje dziś stosownymi certyfikatami niczym kiedyś obca szlachta indygenatem.

Ortograficzną nonszalancję wzmocniły nowinki technologiczne: wpuszczono na nasz rynek sprzęt z oprogramowaniem i klawiaturami bez polskiego alfabetu, a operatorzy telefonii komórkowej za esemesy z użyciem właściwych polszczyźnie znaków diakrytycznych nadal biorą wyższe opłaty. Argumentacja, że dostosowanie klawiatur byłoby nieopłacalne, nie wytrzymuje krytyki. Szwecja, kraj o trzy i pół raza mniejszym rynku, potrafiła sobie to zawarować.
 
*
Zapyta ktoś, czy to takie ważne, żeby pisać z kreseczkami. Może dla osób starszych, dobrze już język znających, pisanie bez polskich znaków jest korzystnym ułatwieniem, ale dla wchodzącego dopiero w życie pokolenia przyszłych użytkowników polszczyzny mejle, esemesy, twitty czy komenty (komentarze) z zapałem wystukiwane na smartfonach lub tabletach, to jest właśnie – jak wskazuje Hanna Dobrowolska, z Solidarnych 2010 – językowy matecznik. A czym skorupka za młodu...  

Fakt, że w sieci pisze się szybko i niechlujnie: bez interpunkcji, bez wielkich liter, nieraz bez spacji, bez redagowania tekstu. Bo tak jest wygodnie. Wspomniana wyżej Hanna Dobrowolska, dziennikarka i autorka podręczników dla klas początkowych, mówi o swoistej aortograficznej manierze pisania na elektronicznych gadżetach.

Co ciekawe, rewersem lekceważenia polskiej ortografii wydaje się obserwowana tendencja do hiperpoprawności w zakresie nazwisk i marek anglosaskich. Zaczęło się przed laty od szyldów w rodzaju KODAK Produkty czy hasełek reklamowych typu Kupujcie w IKEA. Zadowolenie oficerów globalizacji w mundurkach od Bossa czy Armaniego, być może czymś tam okupione, okazało się ważniejsze niż przepisy wynikające z ustawy o języku polskim.

Dziś skutkuje to kamerdynerską postawą młodych i mało wprawnych użytkowników polszczyzny, którzy z pietyzmem chroniąc kształt anglosaskiego mianownika polski dopełniacz nawet dobrze znanych nazwisk zapisują: John’a Lennon’a, Kevin’a Spacey’a, Francis’a Bacon’a. Śmieszne? Owszem, ale to trochę śmiech przez łzy.
 
*
Psucie polszczyzny w III RP zaczęło się od zaburzeń frekwencji oraz frazeologizmów. O ile u progu lat 90. nerwowe panienki (prototyp późniejszych lemingów) mówiły o wszystkim, że jest „tak jakby”, co w tamtej epoce zamazywania sensów mogło być nawet traktowane jako mimowolne wygadanie się w czym rzecz, o tyle po upływie ćwierćwiecza analogiczna społecznie grupa nadużywa frazy „tak naprawdę”. Jednak sztandarowym przykładem zaburzeń ówczesnej polszczyzny było wyrażenie „w tym kraju”. Świetnie ilustrowało nie tylko dystans do Polski odczuwany przez osoby, które tak mówiły, ale i wskazywało na ich zdecydowanie negatywną ocenę naszej ojczyzny.

W tym kraju nie da się żyć. Za pieniądze wszystko załatwisz w tym kraju. Dwa sztandarowe przykłady użycia frazy manifestującej pełne zbrzydzenie Polską. Po latach trochę się odwróciło. Teraz młodzi, noszący koszulki firmy Redisbad, podśmiewają się z lemingów żyjących w „tenkraju”...

Polszczyzna się od tego nie poprawi. Lektorzy z agresywnych reklam radiowych nadal skutecznie niszczą prozodię polskiej mowy. Zamiast myślenia króluje przerzucanie się konceptami, często obscenicznymi, wulgarnymi, prowokującymi rechot. Młode dziewczyny w miejscach publicznych klną, nie myśląc przy tym wcale, że używają języka współczesnych parlamentarzystów RP.

Pytany, jak doszło do modelowego wręcz pognębienia polszczyzny, odrzekłbym, że proces był wieloczynnikowy. Np. współczesne dzidzie uroczo sepleniące: dz’jenkuję, dz’jen dobry, dz’jewjęc – fachowo to się nazywa semipalatalizacja – są zasługą Joanny Bukowskiej, niezłej reporterki telewizyjnej z lekką wadą wymowy. Sama Bukowska jest OK, okazała się skuteczną trend-setterką. Winę ponosi ten, kto ją wpuścił na wizję.

Za językową polucję, wulgaryzmy, bluzgi odpowiadają autorzy i wydawcy tzw. literatury rozporkowej. Zasługi w tym zakresie położył też czerwonowłosy kiczmen, który na scenie amfiteatru w Opolu użył wyzywającego wulgaryzmu. Niestety, brygada sceny nie zareagowała wtedy, jak należy. I tama puściła.
 
Waldemar Żyszkiewicz
 
[pierwodruk w Obywatelskiej. Gazecie Kornela Morawieckiego, nr 143/2017]


 

Polecane