Wielka ucieczka kapitału z Polski: dlaczego wielki biznes opuszcza nasz kraj?

Rząd Donalda Tuska jak ognia stara się unikać tematu masowego wycofywania się z Polski inwestorów zagranicznych. Pół roku rządów antypisowskiej koalicji doprowadziło do masowych zwolnień tysięcy osób, co pociągnie za sobą kolejne likwidacje i zwolnienia – tym razem już w lokalnych firmach obsługujących zachodnich partnerów. Dla niektórych regionów oznacza to regres i – być może – powrót do lat 90. XX wieku, kiedy bezrobocie szalało w Polsce.
pieniądze Wielka ucieczka kapitału z Polski: dlaczego wielki biznes opuszcza nasz kraj?
pieniądze / flickr Narodowy Bank Polski Copyright: Andrzej Barabasz / NBP

Już od lutego tego roku polskie media donoszą o zamykaniu kolejnych wielkich zakładów pracy i masowych zwolnieniach związanych najczęściej z przenoszeniem zachodnich biznesów do innych krajów regionu.

Jak cię widzą...

Ręce zacierają Czesi, Słowacy, Rumunii, a nawet Węgrzy przedstawiani w mediach głównego nurtu jako kraj niedemokratyczny i nielubiany przez zachodnich polityków. To prawda – Bruksela od lat nie lubi się z Budapesztem, jednak w oczach biznesu świat wygląda zupełnie inaczej niż w oczach polityków.

Tam, gdzie bogaci właściciele inwestują swoje niemałe pieniądze, liczy się cena, koszty produkcji oraz – to przede wszystkim – stabilność i pewność prawa. Tej zaś w Polsce zdaniem wielkiego biznesu zaczyna brakować – i to właśnie jest głównym powodem masowych rezygnacji z planów inwestycyjnych nad Wisłą. Obecny rząd postawił Polskę w tym samym miejscu, w którym znajdują się dzisiaj tanie, ale niestabilne republiki i autorytaryzmy z Afryki i Azji Południowo-Wschodniej.

Tylko czy na pewno nadwiślański biznes chce być właśnie w takim miejscu na gospodarczej mapie świata? Pewne siebie ruchy Donalda Tuska i jego ludzi (siłowe przejęcie mediów, Prokuratury Krajowej, włamanie do KRS i aresztowania czynnych posłów) z perspektywy dysponentów wielkiego kapitału oznaczają nieprzestrzeganie prawa i niestabilność prawną charakterystyczną dla krajów pogardliwie nazywanych przez obecny rząd „bantustanami”. Funkcjonowanie w takich okolicznościach to właśnie koszmar senny prezesów wielkich korporacji, którzy wolą zrobić krok do tyłu, niż mierzyć się z nieznanym.

Czyszczenie przedpola innym

Bezspornie osłabienie Polski jest na rękę największym graczom na unijnej szachownicy, czyli Niemcom, Francuzom czy Holendrom. Obecna sytuacja, której echa ekonomiści będą komentować w trzecim i czwartym kwartale tego roku, po ogłoszeniu danych makroekonomicznych dotyczących kondycji polskich przedsiębiorstw jest gwarantem, że w obszarze między Niemcami a Rosją nie powstanie żadna licząca się firma, która zmieni funkcjonujące na unijnych rynkach oligopole. Konkurencja oligopolistyczna jest – z perspektywy klientów – najgorszym stanem w gospodarce wolnorynkowej. Oznacza bowiem zdominowanie rynku przez kilku konkurujących ze sobą producentów, którzy podejmując decyzje, przede wszystkim uwzględniają zachowania konkurentów. Zwykle prowadzi to do zamrożenia cen na wysokim poziomie, co może być (i często jest) odbierane przez rynek jako mimowolna zmowa cenowa.

Oligopole mają jeszcze jedną wadę – przez ich istnienie bariery wejścia na rynek nowych graczy stają się często tak zaporowe, że klienci nie mają co marzyć o porządnej konkurencji cenowej czy jakościowej. Są skazani na kilku producentów lub kilku dostawców usług oferujących podobne usługi w podobnych cenach, i tyle.

Regres polskiej gospodarki rozpoczął się od zaskakujących decyzji rządu i parlamentarnej większości, po których świat biznesu oraz rynek pracy elektryzowały kolejne informacje o masowych zwolnieniach i przenoszeniu produkcji do innych krajów Unii Europejskiej i poza kontynent.

Fińska Nokia planuje w najbliższych miesiącach zwolnić 800 osób, PepsiCo zaś 200. Ma to związek z ograniczeniem produkcji i powolnym przenoszeniem jej na inne, bardziej stabilne rynki. Z początkiem wakacji całkowicie wygasił produkcję odzieżowy gigant Levi Strauss, który od 31 lat dawał pracę ponad 800 osobom z Płocka i okolic, pozbawiając dochodu łącznie kilka tysięcy osób – przy czym nie chodzi tu wyłącznie o pracowników i ich rodziny. Mazowiecki Levi Strauss współpracował z kilkunastoma małymi i średnimi firmami w regionie. Dzięki płockim zakładom na stabilny dochód mogły liczyć również liczne osiedlowe sklepy, w których – częściej niż w niemieckich hipermarketach – zaopatrywali się pracownicy Levi Straussa.

Na nic zdały się dramatyczne apele załogi zakładów produkcyjnych i list wysłany do amerykańskiej centrali producenta najbardziej rozpoznawalnych jeansów świata.

„Zamknięcie naszej fabryki pozostawia nas, pracowników, bez środków do dalszego życia. Dla tych z nas, którzy poświęcili firmie ponad 30 lat pracy, wiadomość ta jest szczególnie bolesna” – napisali zatrudnieni w płockiej szwalni, podkreślając, że wielu tamtejszych pracowników to osoby tuż przed emeryturą.

W negocjacje na temat sposobu zwolnień załogi zaangażował się płocki region NSZZ „Solidarność”, co skończyło się deklaracją kompleksowego wsparcia wszystkich zwalnianych. „Zaoferowana pomoc będzie wykraczać poza standardowe odprawy i zobowiązania prawne, aby zapewnić płockiemu zespołowi odpowiednią pomoc w okresie przejściowym” – przekazał mediom Levi Strauss & Co. po spotkaniu z szefami płockiej Solidarności. Jednak nawet najlepsze wsparcie nie pomoże tym, którzy pracowali w firmach obsługujących fabrykę odzieży. Dla Płocka oznacza to cofnięcie się do końcówki lat 90. XX wieku.

Czytaj także: Prawica się dzieli, zamiast łączyć: dlaczego tak trudno zjednoczyć konserwatywne siły?

Czytaj także: Profesor Krysiak: Rząd Tuska nie ma żadnej polityki gospodarczej

Stellantis i Michelin zwijają biznesy

Nie bez echa dla lokalnego rynku pracy i lokalnych przedsiębiorców pozostało zamknięcie przez największego europejskiego producenta samochodów Stellantis fabryki silników w Bielsku-Białej.

Tu również rynek pracy przeszedł załamanie – przede wszystkim w związku z kłopotami małych i średnich przedsiębiorców pośrednio i bezpośrednio obsługujących fabrykę.

Przez wysokie ceny energii (Polska po zmianie władzy jest pod tym względem unijnym rekordzistą) swój zakład produkcyjny – z powodzeniem rozwijający się do tej pory w Radomiu – zamknęła japońska firma Toho Industrial, szybko znajdując miejsce pod fabrykę w jednym z azjatyckich krajów. Na bruk wyrzucono wszystkich 115 pracowników fabryki, w której powstawały jedne z najlepszej jakości części do łożysk kulkowych, w tym metalowe kosze i blaszki oraz kosze plastikowe. Dekadę temu rozszerzono działalność firmy również o części metalowe dla przemysłu motoryzacyjnego, używane m.in. do amortyzatorów.

Niemal 140 osób straciło pracę po likwidacji zakładu TE Connectivity Industrial Poland w Nowej Wsi Lęborskiej. Amerykańska firma zdecydowała się na przeniesienie polskiej produkcji do Maroka, które okazało się bardziej stabilne prawnie i opłacalne, nawet przy dość dużym zagrożeniu ze strony islamskich fundamentalistów.

Polskie ramię produkcyjne zlikwidowała też Scania, do tej pory od trzech dekad z powodzeniem produkująca autobusy w Słupsku. Szczęśliwie dla mieszkańców powiatu część biznesu Scanii pozostanie na miejscu, jednak bez gwarancji, że i ten zakład nie zniknie z mapy.

„W celu utrzymania rentowności oraz konkurencyjności Grupa Scania musiała zrewidować strategię rozwoju i zrestrukturyzować działalność. Produkcja autobusów w słupskiej fabryce będzie stopniowo wygaszana. Należy jednak podkreślić, że Scania nie zniknie kompletnie z lokalnego rynku, pozostając przy produkcji podwozi autobusowych” – lakonicznie zapewniał media na początku tego roku Robert Eriksson, dyrektor zarządzający Scania Production Słupsk S.A.

Nie bez echa przeszła decyzja o przeniesieniu zakładu produkcji opon ciężarowych Michelin Polska z Olsztyna do Rumunii. Michelin nie ukrywa, że powodem tej decyzji są zbyt wysokie koszty produkcji i różnego rodzaju niepewności. Do końca roku pracę straci w tej fabryce ponad 430 osób. Część z nich dostanie propozycję pracy przy produkcji opon do samochodów osobowych i maszyn, ale… Michelin nie planuje zwiększyć tej produkcji, więc zmieni się wyłącznie struktura zatrudnienia, być może spadnie wysokość wynagrodzeń. Poza tym nie ma gwarancji, że przy dobrej współpracy z rumuńskimi władzami Michelin nie zdecyduje się przenieść do kraju Drakuli całej swojej produkcji.

Banki wychodzą ostrożnie

W maju ruszyła procedura zwolnień grupowych 435 pracowników Walcowni Rur „Andrzej” w Zawadzkiem, która jest częścią zakładów Alchemia SA. Likwidacja nie tylko zaszkodzi lokalnym biznesom, ale poważnie nadszarpnie budżet gminy – to kolejny efekt zwijania się zakładów produkcyjnych z Polski (w tym wypadku do gminnego budżetu nie trafią trzy miliony złotych). Ostatnie tak masowe zwolnienia w regionie odbyły się ponad 20 lat temu, kiedy zlikwidowano cementownię w Strzelcach Opolskich.

Obecna likwidacja zakładu to także efekt rosnących kosztów produkcji i idącym za nimi spadkiem konkurencyjności. Dla lokalnej społeczności to prawdziwa tragedia, bo nierzadko w hucie pracowały całe rodziny. Burmistrz Zawadzkiego rozpoczął – póki co bezskutecznie – poszukiwania nowych inwestorów na zwalniane właśnie tereny przemysłowe.

Kryzys i brak stabilnego – z perspektywy biznesu – otoczenia prawnego widać również po ruchach wielkiego kapitału w świecie finansów. Bankowcy jak mało kto są szczególnie wrażliwi na stabilność otoczenia prawnego. Niepewność w obszarze stanowienia i przestrzegania prawa zawsze prowadzi do wyjścia z rynku lub znacznego ograniczenia działalności na nim. I tak do końca przyszłego roku z nadwiślańskiego krajobrazu zniknie brytyjski bank NatWest. Pracę straci w związku z tym 1600 osób. Niektórym bankowcom właściciel będzie proponował pracę w innych oddziałach – w Wielkiej Brytanii lub Indiach. Decyzję o likwidacji oddziału w Polsce brytyjski gigant finansowy podjął „po analizie kosztów i struktur organizacji”.

Częściowo wycofuje się z Polski również amerykański Citibank. Amerykanie chcą zrezygnować z polskiego rynku detalicznego – odsprzedając placówki i biznesy innemu graczowi. Proces wychodzenia z polskiego rynku detalicznego ramienia Citigroup już trwa i ma się zakończyć najpóźniej do grudnia. Citibank radził sobie świetnie w 95 krajach świata, globalnie zatrudniając niemal ćwierć miliona pracowników.


 

POLECANE
Zwycięstwa Trumpa i tragedia na Bliskim Wschodzie… z ostatniej chwili
Zwycięstwa Trumpa i tragedia na Bliskim Wschodzie…

Problem w tym, że ewentualnego szyickiego zamachowca, który zginie podczas akcji czeka wielka nagroda w niebie, czyli seksualna uczta z 72 dziewicami (Tirmidhi, 1663). A według świętych pism współżycie z jedną dziewicą może trwać aż 70,000 lat (!). Jak widać istotnie żyjemy w dwóch światach, dla nas chrześcijan największą nagrodą w życiu pozagrobowym jest bliskość z Bogiem, osiągnięcie doskonałej mądrości i oświecenia, a nie jakieś obiecane seksualne fantazje…

Paweł Łatuszka zaatakowany na UW. Zatrzymano sprawcę z ostatniej chwili
Paweł Łatuszka zaatakowany na UW. Zatrzymano sprawcę

W środę, podczas jubileuszu Studium Europy Wschodniej na Uniwersytecie Warszawskim, został zaatakowany Paweł Łatuszka.

Lempart nie ma bezpośrednich dowodów, ale sąd oddalił powództwo Ordo Iuris gorące
Lempart nie ma bezpośrednich dowodów, ale sąd oddalił powództwo Ordo Iuris

Wyrokiem z 1 lipca Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo Ordo Iuris przeciwko Marcie Lempart. Natomiast sąd nie uwzględnił wniosku aktywistki o obciążenie Instytutu grzywną za skierowanie pozwu, uznając, że roszczenie to jest całkowicie bezpodstawne.

Była gwiazda TVN zdradziła, że głosowała na Nawrockiego. To fighter z ostatniej chwili
Była gwiazda TVN zdradziła, że głosowała na Nawrockiego. "To fighter"

Były gwiazdor stacji TVN Filip Chajzer zaskoczył w środę swoich fanów i wyznał, że jest sympatykiem Karola Nawrockiego. "Tyle hejtu i szamba przyjąć na klatę przez 24/h trzeba umieć. To jest fighter" – podkreślił.

Polityka „Herzlich Willkommen” – sierota po Merkel i Tusku tylko u nas
Polityka „Herzlich Willkommen” – sierota po Merkel i Tusku

Polityka otwartych drzwi, czyli ideologiczny parawan, pod którym Europa zafundowała sobie kryzys migracyjny, pozostaje do dziś sierotą. Wszyscy wiemy, gdzie się narodziła – w Berlinie, w przemówieniach Angeli Merkel, która w 2015 roku rozpostarła ramiona, wypowiadając słynne Herzlich Willkommen.

Kłopoty członków Ruchu Obrony Granic. Jest reakcja prokuratury z ostatniej chwili
Kłopoty członków Ruchu Obrony Granic. Jest reakcja prokuratury

Prokuratura wszczęła postępowania wobec członków patroli obywatelskich za znieważenie i podszywanie się pod Straż Graniczną – poinformował minister sprawiedliwości i prokurator generalny Adam Bodnar.

Nielegalnych imigrantów umieszczono w domu dziecka w Biłgoraju z ostatniej chwili
Nielegalnych imigrantów umieszczono w domu dziecka w Biłgoraju

Dwóch nieletnich imigrantów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę, trafiło do domu dziecka w Biłgoraju. Obaj zostali umieszczeni decyzją sądu.

Nie żyje Klaudia z Torunia zaatakowana przez Wenezuelczyka. Są wyniki sekcji zwłok z ostatniej chwili
Nie żyje Klaudia z Torunia zaatakowana przez Wenezuelczyka. Są wyniki sekcji zwłok

Udar mózgu według wstępnych wyników sekcji zwłok był przyczyną śmierci 24-letniej Klaudii K., która została napadnięta w nocy z 11 na 12 czerwca w Toruniu przez 19-letniego obcokrajowca. Informację przekazał w środę rzecznik toruńskiej Prokuratury Okręgowej Andrzej Kukawski.

Unia Europejska ma być wytrychem do broni jądrowej dla Niemiec tylko u nas
Unia Europejska ma być wytrychem do broni jądrowej dla Niemiec

Jens Spahn, przewodniczący frakcji CDU/CSU w Bundestagu, wywołał debatę, kwestionując dotychczasowe podejście Niemiec, które historycznie zrezygnowały z posiadania własnej broni jądrowej. Zarówno Republika Federalna Niemiec, jak i była NRD, zobowiązały się do tego w ramach Traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT) oraz umowy dwa-plus-cztery z 1990 roku, która umożliwiła zjednoczenie Niemiec.

Ocena rządu Donalda Tuska. Tak źle jeszcze nie było z ostatniej chwili
Ocena rządu Donalda Tuska. Tak źle jeszcze nie było

Poparcie dla rządu spadło do 32 proc., a przeciwnicy wzrośli do 47 proc. To najgorszy wynik gabinetu Donalda Tuska od objęcia władzy.

REKLAMA

Wielka ucieczka kapitału z Polski: dlaczego wielki biznes opuszcza nasz kraj?

Rząd Donalda Tuska jak ognia stara się unikać tematu masowego wycofywania się z Polski inwestorów zagranicznych. Pół roku rządów antypisowskiej koalicji doprowadziło do masowych zwolnień tysięcy osób, co pociągnie za sobą kolejne likwidacje i zwolnienia – tym razem już w lokalnych firmach obsługujących zachodnich partnerów. Dla niektórych regionów oznacza to regres i – być może – powrót do lat 90. XX wieku, kiedy bezrobocie szalało w Polsce.
pieniądze Wielka ucieczka kapitału z Polski: dlaczego wielki biznes opuszcza nasz kraj?
pieniądze / flickr Narodowy Bank Polski Copyright: Andrzej Barabasz / NBP

Już od lutego tego roku polskie media donoszą o zamykaniu kolejnych wielkich zakładów pracy i masowych zwolnieniach związanych najczęściej z przenoszeniem zachodnich biznesów do innych krajów regionu.

Jak cię widzą...

Ręce zacierają Czesi, Słowacy, Rumunii, a nawet Węgrzy przedstawiani w mediach głównego nurtu jako kraj niedemokratyczny i nielubiany przez zachodnich polityków. To prawda – Bruksela od lat nie lubi się z Budapesztem, jednak w oczach biznesu świat wygląda zupełnie inaczej niż w oczach polityków.

Tam, gdzie bogaci właściciele inwestują swoje niemałe pieniądze, liczy się cena, koszty produkcji oraz – to przede wszystkim – stabilność i pewność prawa. Tej zaś w Polsce zdaniem wielkiego biznesu zaczyna brakować – i to właśnie jest głównym powodem masowych rezygnacji z planów inwestycyjnych nad Wisłą. Obecny rząd postawił Polskę w tym samym miejscu, w którym znajdują się dzisiaj tanie, ale niestabilne republiki i autorytaryzmy z Afryki i Azji Południowo-Wschodniej.

Tylko czy na pewno nadwiślański biznes chce być właśnie w takim miejscu na gospodarczej mapie świata? Pewne siebie ruchy Donalda Tuska i jego ludzi (siłowe przejęcie mediów, Prokuratury Krajowej, włamanie do KRS i aresztowania czynnych posłów) z perspektywy dysponentów wielkiego kapitału oznaczają nieprzestrzeganie prawa i niestabilność prawną charakterystyczną dla krajów pogardliwie nazywanych przez obecny rząd „bantustanami”. Funkcjonowanie w takich okolicznościach to właśnie koszmar senny prezesów wielkich korporacji, którzy wolą zrobić krok do tyłu, niż mierzyć się z nieznanym.

Czyszczenie przedpola innym

Bezspornie osłabienie Polski jest na rękę największym graczom na unijnej szachownicy, czyli Niemcom, Francuzom czy Holendrom. Obecna sytuacja, której echa ekonomiści będą komentować w trzecim i czwartym kwartale tego roku, po ogłoszeniu danych makroekonomicznych dotyczących kondycji polskich przedsiębiorstw jest gwarantem, że w obszarze między Niemcami a Rosją nie powstanie żadna licząca się firma, która zmieni funkcjonujące na unijnych rynkach oligopole. Konkurencja oligopolistyczna jest – z perspektywy klientów – najgorszym stanem w gospodarce wolnorynkowej. Oznacza bowiem zdominowanie rynku przez kilku konkurujących ze sobą producentów, którzy podejmując decyzje, przede wszystkim uwzględniają zachowania konkurentów. Zwykle prowadzi to do zamrożenia cen na wysokim poziomie, co może być (i często jest) odbierane przez rynek jako mimowolna zmowa cenowa.

Oligopole mają jeszcze jedną wadę – przez ich istnienie bariery wejścia na rynek nowych graczy stają się często tak zaporowe, że klienci nie mają co marzyć o porządnej konkurencji cenowej czy jakościowej. Są skazani na kilku producentów lub kilku dostawców usług oferujących podobne usługi w podobnych cenach, i tyle.

Regres polskiej gospodarki rozpoczął się od zaskakujących decyzji rządu i parlamentarnej większości, po których świat biznesu oraz rynek pracy elektryzowały kolejne informacje o masowych zwolnieniach i przenoszeniu produkcji do innych krajów Unii Europejskiej i poza kontynent.

Fińska Nokia planuje w najbliższych miesiącach zwolnić 800 osób, PepsiCo zaś 200. Ma to związek z ograniczeniem produkcji i powolnym przenoszeniem jej na inne, bardziej stabilne rynki. Z początkiem wakacji całkowicie wygasił produkcję odzieżowy gigant Levi Strauss, który od 31 lat dawał pracę ponad 800 osobom z Płocka i okolic, pozbawiając dochodu łącznie kilka tysięcy osób – przy czym nie chodzi tu wyłącznie o pracowników i ich rodziny. Mazowiecki Levi Strauss współpracował z kilkunastoma małymi i średnimi firmami w regionie. Dzięki płockim zakładom na stabilny dochód mogły liczyć również liczne osiedlowe sklepy, w których – częściej niż w niemieckich hipermarketach – zaopatrywali się pracownicy Levi Straussa.

Na nic zdały się dramatyczne apele załogi zakładów produkcyjnych i list wysłany do amerykańskiej centrali producenta najbardziej rozpoznawalnych jeansów świata.

„Zamknięcie naszej fabryki pozostawia nas, pracowników, bez środków do dalszego życia. Dla tych z nas, którzy poświęcili firmie ponad 30 lat pracy, wiadomość ta jest szczególnie bolesna” – napisali zatrudnieni w płockiej szwalni, podkreślając, że wielu tamtejszych pracowników to osoby tuż przed emeryturą.

W negocjacje na temat sposobu zwolnień załogi zaangażował się płocki region NSZZ „Solidarność”, co skończyło się deklaracją kompleksowego wsparcia wszystkich zwalnianych. „Zaoferowana pomoc będzie wykraczać poza standardowe odprawy i zobowiązania prawne, aby zapewnić płockiemu zespołowi odpowiednią pomoc w okresie przejściowym” – przekazał mediom Levi Strauss & Co. po spotkaniu z szefami płockiej Solidarności. Jednak nawet najlepsze wsparcie nie pomoże tym, którzy pracowali w firmach obsługujących fabrykę odzieży. Dla Płocka oznacza to cofnięcie się do końcówki lat 90. XX wieku.

Czytaj także: Prawica się dzieli, zamiast łączyć: dlaczego tak trudno zjednoczyć konserwatywne siły?

Czytaj także: Profesor Krysiak: Rząd Tuska nie ma żadnej polityki gospodarczej

Stellantis i Michelin zwijają biznesy

Nie bez echa dla lokalnego rynku pracy i lokalnych przedsiębiorców pozostało zamknięcie przez największego europejskiego producenta samochodów Stellantis fabryki silników w Bielsku-Białej.

Tu również rynek pracy przeszedł załamanie – przede wszystkim w związku z kłopotami małych i średnich przedsiębiorców pośrednio i bezpośrednio obsługujących fabrykę.

Przez wysokie ceny energii (Polska po zmianie władzy jest pod tym względem unijnym rekordzistą) swój zakład produkcyjny – z powodzeniem rozwijający się do tej pory w Radomiu – zamknęła japońska firma Toho Industrial, szybko znajdując miejsce pod fabrykę w jednym z azjatyckich krajów. Na bruk wyrzucono wszystkich 115 pracowników fabryki, w której powstawały jedne z najlepszej jakości części do łożysk kulkowych, w tym metalowe kosze i blaszki oraz kosze plastikowe. Dekadę temu rozszerzono działalność firmy również o części metalowe dla przemysłu motoryzacyjnego, używane m.in. do amortyzatorów.

Niemal 140 osób straciło pracę po likwidacji zakładu TE Connectivity Industrial Poland w Nowej Wsi Lęborskiej. Amerykańska firma zdecydowała się na przeniesienie polskiej produkcji do Maroka, które okazało się bardziej stabilne prawnie i opłacalne, nawet przy dość dużym zagrożeniu ze strony islamskich fundamentalistów.

Polskie ramię produkcyjne zlikwidowała też Scania, do tej pory od trzech dekad z powodzeniem produkująca autobusy w Słupsku. Szczęśliwie dla mieszkańców powiatu część biznesu Scanii pozostanie na miejscu, jednak bez gwarancji, że i ten zakład nie zniknie z mapy.

„W celu utrzymania rentowności oraz konkurencyjności Grupa Scania musiała zrewidować strategię rozwoju i zrestrukturyzować działalność. Produkcja autobusów w słupskiej fabryce będzie stopniowo wygaszana. Należy jednak podkreślić, że Scania nie zniknie kompletnie z lokalnego rynku, pozostając przy produkcji podwozi autobusowych” – lakonicznie zapewniał media na początku tego roku Robert Eriksson, dyrektor zarządzający Scania Production Słupsk S.A.

Nie bez echa przeszła decyzja o przeniesieniu zakładu produkcji opon ciężarowych Michelin Polska z Olsztyna do Rumunii. Michelin nie ukrywa, że powodem tej decyzji są zbyt wysokie koszty produkcji i różnego rodzaju niepewności. Do końca roku pracę straci w tej fabryce ponad 430 osób. Część z nich dostanie propozycję pracy przy produkcji opon do samochodów osobowych i maszyn, ale… Michelin nie planuje zwiększyć tej produkcji, więc zmieni się wyłącznie struktura zatrudnienia, być może spadnie wysokość wynagrodzeń. Poza tym nie ma gwarancji, że przy dobrej współpracy z rumuńskimi władzami Michelin nie zdecyduje się przenieść do kraju Drakuli całej swojej produkcji.

Banki wychodzą ostrożnie

W maju ruszyła procedura zwolnień grupowych 435 pracowników Walcowni Rur „Andrzej” w Zawadzkiem, która jest częścią zakładów Alchemia SA. Likwidacja nie tylko zaszkodzi lokalnym biznesom, ale poważnie nadszarpnie budżet gminy – to kolejny efekt zwijania się zakładów produkcyjnych z Polski (w tym wypadku do gminnego budżetu nie trafią trzy miliony złotych). Ostatnie tak masowe zwolnienia w regionie odbyły się ponad 20 lat temu, kiedy zlikwidowano cementownię w Strzelcach Opolskich.

Obecna likwidacja zakładu to także efekt rosnących kosztów produkcji i idącym za nimi spadkiem konkurencyjności. Dla lokalnej społeczności to prawdziwa tragedia, bo nierzadko w hucie pracowały całe rodziny. Burmistrz Zawadzkiego rozpoczął – póki co bezskutecznie – poszukiwania nowych inwestorów na zwalniane właśnie tereny przemysłowe.

Kryzys i brak stabilnego – z perspektywy biznesu – otoczenia prawnego widać również po ruchach wielkiego kapitału w świecie finansów. Bankowcy jak mało kto są szczególnie wrażliwi na stabilność otoczenia prawnego. Niepewność w obszarze stanowienia i przestrzegania prawa zawsze prowadzi do wyjścia z rynku lub znacznego ograniczenia działalności na nim. I tak do końca przyszłego roku z nadwiślańskiego krajobrazu zniknie brytyjski bank NatWest. Pracę straci w związku z tym 1600 osób. Niektórym bankowcom właściciel będzie proponował pracę w innych oddziałach – w Wielkiej Brytanii lub Indiach. Decyzję o likwidacji oddziału w Polsce brytyjski gigant finansowy podjął „po analizie kosztów i struktur organizacji”.

Częściowo wycofuje się z Polski również amerykański Citibank. Amerykanie chcą zrezygnować z polskiego rynku detalicznego – odsprzedając placówki i biznesy innemu graczowi. Proces wychodzenia z polskiego rynku detalicznego ramienia Citigroup już trwa i ma się zakończyć najpóźniej do grudnia. Citibank radził sobie świetnie w 95 krajach świata, globalnie zatrudniając niemal ćwierć miliona pracowników.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe