Wojciech Stanisławowski: Plakat, genialne dziecko ulicy

Często niczym błyskotliwy rysunek w „The New Yorkerze”, bo też operujący aluzją, ironią, podwójnym znaczeniem – ale równie często uderzający po prostu hasłem, kolorem, światłem, wzmagający emocje od zera do stu w trzy sekundy. Plakat, genialne dziecko ulicy.
 Wojciech Stanisławowski: Plakat, genialne dziecko ulicy
/ Fot. 29. Międzynarodowy Biennale Plakatu

Co musisz wiedzieć:

  • Plakat ma komercyjny rodowód, ale pod koniec XIX wieku nabrał formy artystycznej

  • 5 lipca w Pałacu Czapskich odbyła się inauguracja 29. Międzynarodowego Biennale Plakatu

  • Po wielu perypetiach impreza, której organizatorami było w przeszłości Muzeum Plakatu i Muzeum Narodowe, znalazła od kilku sezonów gościnę na warszawskiej ASP

 

Historia plakatu

Rodowód ma, wiadomo, pośledni, bo komercyjny – był narzędziem handlu, źródłem informacji o dostępnych towarach i rozrywkach – wybił się jednak na niepodległość artystyczną już pod koniec XIX wieku. W dwudziestym – stał się pewnie najbardziej, obok ulotek, upolitycznionym drukiem: to z plakatów zaciągano miliony do armii, obiecywano przyszłość, gromiono oponentów, wtłaczano w pamięć numer właściwej listy wyborczej. Ale przetrwał i to, w latach 60., wraz z triumfami ekspresji i abstrakcji w sztuce, stał się jednym z najważniejszych narzędzi artystycznego komentowania rzeczywistości (zdaniem wielu, o wiele fortunniejszym niż współczesne nam instalacje i interwencje).

Chociaż historia polskiego plakatu zaczyna się, jak tyle rzeczy w sztuce, od Wyspiańskiego, choć w dwudziestoleciu próbowano nowatorskich technik fotomontażu (Mieczysław Berman), a po wojnie Włodzimierz Zakrzewski piętnował „zaplutego karła reakcji z AK”, to rozkwit tej sztuki nastąpił w środkowym PRL, za Gomułki. To zabawne, że (pomijając oczywiście rygory cenzury) plakat miał się tak dobrze w tej siermiężnej epoce: w gospodarce permanentnego niedoboru nie było mowy o komercji, wolni od konieczności zareklamowania nowej marki margaryny artyści polecali więc przedstawienia Teatru Dramatycznego, ćwiczyli, bawiąc się tym tematem, różne wariacje na temat przedstawienia cyrkowego (Janusz Stanny), i tak narodziła się Polska Szkoła Plakatu. Nie sposób wymienić wszystkich nazwisk, nie zawsze potrafimy je wymienić, ale zostały pod powiekami: patrząc na prace wiszące dziś w Muzeum Plakatu, w większości przypadków możemy nie podchodzić do tabliczek. No tak, Lenica. Tomaszewski. Młodożeniec, z rozlanymi literami na wielobarwnym tle. Biust obfity i wyłupiaste oko? Wiadomo, Starowieyski. A ten figlarz? A, to Wasilewski. Za sprawą zresztą tej popularności sztuki i tych sukcesów zorganizowane zostało w 1966 roku, jako pierwsza tego rodzaju impreza na świecie, Międzynarodowe Biennale Plakatu.

Czy plakat ma szanse zachować swoją pozycję, czy też stanie się, jak tyle dziedzin sztuki pierwotnie użytkowej, eleganckim hobby (jak kaligrafia) lub kolejną „niszą” (jak tworzenie witraży)? Niekoniecznie. To prawda, że w przestrzeni ulicznej królują billboardy lub ekrany ciekłokrystaliczne, które niestrudzenie wmawiają nam samochody, kostiumy kąpielowe, szampony i sześciopaki piwa przy użyciu tych samych dręczących perswazji (kup, bądź szczęśliwy, tylko 4,99) i podrasowanych zdjęć. To prawda, że kolejne kampanie wyborcze, niezależnie od orientacji kandydatów i stawki politycznej, nie wnoszą do sztuki plakatu zupełnie nic, oferując nam jedynie rzędy osobników w świetnie skrojonych marynarkach i uśmiechach; obserwowanie, jak blakną w słońcu i w deszczu skłania do refleksji w duchu „memento mori”, i tyle z nich pożytku. A jednak plakat odwołujący się do szerzej rozumianej polityki czy historii, podejmujący rozmowę o tożsamości zbiorowej, o lękach, o sztuce, nadal potrafi przyspieszyć nasze myśli do stu w trzy sekundy. To wielka sztuka.

 

Święto plakatu

Można się o tym przekonać na 29. Międzynarodowym Biennale Plakatu, które rozpoczęło się tego lata w Warszawie. Po wielu perypetiach impreza, której organizatorami było w przeszłości Muzeum Plakatu i Muzeum Narodowe, znalazła od kilku sezonów gościnę na warszawskiej ASP.

Jej wyczerpujące omówienie w krótkiej recenzji jest oczywiście niemożliwe: wielka wystawa poświęcona jednemu twórcy, szkole artystycznej lub wydarzeniu pozwala na komentowanie dorobku, stylu lub stosunku do przeszłości, tu jednak mamy dzieła kilkuset twórców wypowiadających się na wszelkie możliwe tematy i w każdym możliwym stylu, uderzających kolorem, migotliwością, liternictwem, hasłem, zagadką. To rodzaj kakofonii – z którą radzić sobie można, robiąc przerwy co jedną lub dwie sale (wstęp wolny!) albo zamykając na chwilę oczy.

Taka wielość obiektów i tematów oferuje jednak również rodzaj luksusu: można, bez poczucia szczególnej obrazoburczości, uznać za zbyt ogólnikowy tytuł tegorocznej imprezy, brzmiący: „Quo vadis?”. Pytanie skądinąd zasadne i nawet znane, jednak fraza „Biennale […] nie oferuje gotowych map – tworzy przestrzeń, w której pytanie «Quo Vadis» nie brzmi jak lament, lecz jak początek wspólnej wymiany zdań”, zamykająca tzw. tekst kuratorski, jest jak ubrania robocze „one size fits all” – mogłaby pasować do zdecydowanej większości współczesnych inicjatyw artystycznych i wystawienniczych. Można również nie zgodzić się, bez zakłopotania, z werdyktem jurorów: ani „Rom/ka: tu i teraz” Natalii Bugaj, nagrodzona Złotym Medalem, ani prace artystów z kolejnych miejsc na podium („Kremuliator” pochodzącego z Mińska Petera Bankova) oraz „Fraktale” Jana Rajlicha z Czech) nie znalazłyby się wśród tych, które oceniam najwyżej.

To nie kłopot: prezydent Biennale Lech Majewski i jego współpracownicy znaleźli dziesiątki plakatów, które zwiedzający fotografują i szkicują, żałując pewnie, że obok kosztownego albumu nie wydrukowano pocztówkowych reprodukcji poszczególnych dzieł. Szczególną uwagę zwracałem na artystów polskich: drugie już pokolenie po „złotej dziesiątce” Polskiej Szkoły Plakatu, po sukcesach Rafała Olbińskiego, Andrzeja Pągowskiego i Stasysa Eidrigevičiusa.

Tak różni od siebie: dowcipny, pozornie niedbały ilustrator, autor wielu świetnych okładek książek Jakub Kamiński („Polak potrafi”), świetnie operująca ironią i skrótem, nawiązująca trochę do Młodożeńca Maja Wolny („16. Festiwal Himilsbacha”) i poetycki Bartosz Kosowski („Le Grand Bleu”). Mirosław Zdrodowski z malarskim, głęboko poruszającym wizją schizofrenii plakatem teatralnym do wystawionego na scenie „Idioty” Dostojewskiego, Michał Dyakowski z zachwycająco zwięzłym hołdem dla mistrza polskiego plakatu („Love Henryk Tomaszewski”) i, jeśli to nie tautologia, „plakatowy” Łukasz Zwolan z kapitalnym pomysłem na Dzień Flagi („Wywieś wolność”).

A co poruszyło mnie najbardziej, komu przyznałbym jednoosobową nagrodę publiczności – za okrutny żart, finezyjny pomysł graficzny, za komentarz do przeżartej konsumpcją współczesności i za zdolność dostrzeżenia skrzywdzonych i poniżonych? Nie wykluczam, że Małgorzacie Cichockiej-Stelmasce za pracę „Proper Clothing Label” – miażdżące widza przypomnienie zmuszanych do niewolniczej pracy w obozach koncentracyjnych Ujgurów.


 

POLECANE
Choruję na raka, śpię w kożuchu. Dramat mieszkańców Torunia pilne
"Choruję na raka, śpię w kożuchu". Dramat mieszkańców Torunia

W toruńskich budynkach przy ul. Sobieskiego, Chłopickiego, Lubickiej i Batorego zlikwidowano piece, ale do dziś nie podłączono mieszkań do miejskiej sieci ciepłowniczej. Mieszkańcy marzną, a PGE Toruń zapewnia, że sytuacja jest tymczasowa i wkrótce zostanie naprawiona.

Pilny komunikat dla mieszkańców Łodzi z ostatniej chwili
Pilny komunikat dla mieszkańców Łodzi

Od piątku, 17 października, w Łodzi zacznie obowiązywać nocny zakaz sprzedaży alkoholu poza lokalami gastronomicznymi. Zakaz będzie trwał od godziny 22:00 do 6:00 rano i obejmie siedem osiedli w centrum miasta. Decyzję w tej sprawie podjęła Rada Miejska po przeprowadzeniu konsultacji społecznych, w których większość mieszkańców poparła wprowadzenie ograniczeń.

Rosyjski okręt podwodny na Bałtyku: Szwecja i NATO w akcji z ostatniej chwili
Rosyjski okręt podwodny na Bałtyku: Szwecja i NATO w akcji

Rosyjski okręt podwodny wpłynął przez duńską cieśninę Wielki Bełt na Morze Bałtyckie i jest obecnie śledzony przez szwedzkie siły zbrojne. Operacja odbywa się w ramach rutynowego monitoringu i we współpracy z sojusznikami NATO. Rosyjski okręt podwodny wpłynął przez duńską cieśninę Wielki Bełt na Morze Bałtyckie i jest obecnie śledzony przez szwedzkie siły zbrojne. Operacja odbywa się w ramach rutynowego monitoringu i we współpracy z sojusznikami NATO.

Niepokojące zdarzenie podczas Konkursu Chopinowskiego. Nadzwyczajne posiedzenie jury z ostatniej chwili
Niepokojące zdarzenie podczas Konkursu Chopinowskiego. Nadzwyczajne posiedzenie jury

Jeden z głównych kandydatów do zwycięstwa w XIX Konkursie Chopinowskim, amerykański pianista Eric Lu, nie pojawił się na scenie w zaplanowanym terminie. Powodem są problemy zdrowotne artysty, o których poinformowali organizatorzy wydarzenia. Jego występ został przesunięty na kolejny dzień przesłuchań.

Ważny komunikat sanepidu z ostatniej chwili
Ważny komunikat sanepidu

Mieszkańcy 11 miejscowości w gminie Gąbin nie mogą korzystać z wody z kranów po wykryciu bakterii coli w wodociągu Górki. Gmina zabezpiecza wodę pitną, a sanepid prowadzi powtórne badania, których wyniki mają być znane w piątek.

Polski Klub Ekologiczny: Umowa z Mercosur to uderzenie w rolnictwo i zaprzeczenie polityki klimatycznej z ostatniej chwili
Polski Klub Ekologiczny: Umowa z Mercosur to uderzenie w rolnictwo i zaprzeczenie polityki klimatycznej

Polski Klub Ekologiczny ’80 z Krakowa ostro skrytykował decyzję Komisji Europejskiej o podpisaniu umowy handlowej z państwami Ameryki Południowej zrzeszonymi w organizacji Mercosur. W oficjalnym stanowisku eksperci PKE nazywają ją „jawnym zaprzeczeniem polityki klimatycznej i ochrony bioróżnorodności Unii Europejskiej” i przestrzegają przed jej katastrofalnymi skutkami dla środowiska.

Polacy w sondażu: Żyje się gorzej niż przed wyborami 2023 r. Wiadomości
Polacy w sondażu: Żyje się gorzej niż przed wyborami 2023 r.

Aż 45,2 proc. badanych uważa, że żyje im się gorzej niż przed wyborami parlamentarnymi 15 października 2023 roku; 32,6 proc. nie odczuło zmiany, a 19,6 proc. oceniło, że żyje im się lepiej, z czego większość z tej grupy dodała, że „raczej lepiej” – wynika z sondażu United Surveys dla Wirtualnej Polski. Nawet wśród wyborców koalicji aż 53 proc. uważa, że żyje im się tak samo.

Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
Nowy komunikat IMGW. Oto co nas czeka

Polska znajduje się na granicy chłodnego niżu znad Rosji i wyżu znad Wysp Brytyjskich. IMGW ostrzega przed mgłami, przelotnymi opadami i lokalnymi przymrozkami. Choć w ciągu dnia miejscami się rozpogodzi, biomet pozostanie niekorzystny, a noc przyniesie ochłodzenie i mżawki.

Igor Tuleya atakuje Karola Nawrockiego z ostatniej chwili
Igor Tuleya atakuje Karola Nawrockiego

Kontrowersyjny sędzia Igor Tuleya w rozmowie z Dorotą Wysocką-Schnepf w TVP pozwolił sobie na pogardliwe uwagi pod adresem prezydenta RP Karola Nawrockiego. Wypowiedź oburzyła opinię publiczną i środowiska prawnicze.

Tragedia w Barcicach. Śmierć trzech osób, zatrzymany 25-latek Wiadomości
Tragedia w Barcicach. Śmierć trzech osób, zatrzymany 25-latek

W małopolskich Barcicach doszło do makabrycznego odkrycia — w jednym z domów znaleziono ciała trzech członków rodziny. Policja zatrzymała 25-letniego mężczyznę, syna jednej z ofiar, którego poszukiwano od rana.

REKLAMA

Wojciech Stanisławowski: Plakat, genialne dziecko ulicy

Często niczym błyskotliwy rysunek w „The New Yorkerze”, bo też operujący aluzją, ironią, podwójnym znaczeniem – ale równie często uderzający po prostu hasłem, kolorem, światłem, wzmagający emocje od zera do stu w trzy sekundy. Plakat, genialne dziecko ulicy.
 Wojciech Stanisławowski: Plakat, genialne dziecko ulicy
/ Fot. 29. Międzynarodowy Biennale Plakatu

Co musisz wiedzieć:

  • Plakat ma komercyjny rodowód, ale pod koniec XIX wieku nabrał formy artystycznej

  • 5 lipca w Pałacu Czapskich odbyła się inauguracja 29. Międzynarodowego Biennale Plakatu

  • Po wielu perypetiach impreza, której organizatorami było w przeszłości Muzeum Plakatu i Muzeum Narodowe, znalazła od kilku sezonów gościnę na warszawskiej ASP

 

Historia plakatu

Rodowód ma, wiadomo, pośledni, bo komercyjny – był narzędziem handlu, źródłem informacji o dostępnych towarach i rozrywkach – wybił się jednak na niepodległość artystyczną już pod koniec XIX wieku. W dwudziestym – stał się pewnie najbardziej, obok ulotek, upolitycznionym drukiem: to z plakatów zaciągano miliony do armii, obiecywano przyszłość, gromiono oponentów, wtłaczano w pamięć numer właściwej listy wyborczej. Ale przetrwał i to, w latach 60., wraz z triumfami ekspresji i abstrakcji w sztuce, stał się jednym z najważniejszych narzędzi artystycznego komentowania rzeczywistości (zdaniem wielu, o wiele fortunniejszym niż współczesne nam instalacje i interwencje).

Chociaż historia polskiego plakatu zaczyna się, jak tyle rzeczy w sztuce, od Wyspiańskiego, choć w dwudziestoleciu próbowano nowatorskich technik fotomontażu (Mieczysław Berman), a po wojnie Włodzimierz Zakrzewski piętnował „zaplutego karła reakcji z AK”, to rozkwit tej sztuki nastąpił w środkowym PRL, za Gomułki. To zabawne, że (pomijając oczywiście rygory cenzury) plakat miał się tak dobrze w tej siermiężnej epoce: w gospodarce permanentnego niedoboru nie było mowy o komercji, wolni od konieczności zareklamowania nowej marki margaryny artyści polecali więc przedstawienia Teatru Dramatycznego, ćwiczyli, bawiąc się tym tematem, różne wariacje na temat przedstawienia cyrkowego (Janusz Stanny), i tak narodziła się Polska Szkoła Plakatu. Nie sposób wymienić wszystkich nazwisk, nie zawsze potrafimy je wymienić, ale zostały pod powiekami: patrząc na prace wiszące dziś w Muzeum Plakatu, w większości przypadków możemy nie podchodzić do tabliczek. No tak, Lenica. Tomaszewski. Młodożeniec, z rozlanymi literami na wielobarwnym tle. Biust obfity i wyłupiaste oko? Wiadomo, Starowieyski. A ten figlarz? A, to Wasilewski. Za sprawą zresztą tej popularności sztuki i tych sukcesów zorganizowane zostało w 1966 roku, jako pierwsza tego rodzaju impreza na świecie, Międzynarodowe Biennale Plakatu.

Czy plakat ma szanse zachować swoją pozycję, czy też stanie się, jak tyle dziedzin sztuki pierwotnie użytkowej, eleganckim hobby (jak kaligrafia) lub kolejną „niszą” (jak tworzenie witraży)? Niekoniecznie. To prawda, że w przestrzeni ulicznej królują billboardy lub ekrany ciekłokrystaliczne, które niestrudzenie wmawiają nam samochody, kostiumy kąpielowe, szampony i sześciopaki piwa przy użyciu tych samych dręczących perswazji (kup, bądź szczęśliwy, tylko 4,99) i podrasowanych zdjęć. To prawda, że kolejne kampanie wyborcze, niezależnie od orientacji kandydatów i stawki politycznej, nie wnoszą do sztuki plakatu zupełnie nic, oferując nam jedynie rzędy osobników w świetnie skrojonych marynarkach i uśmiechach; obserwowanie, jak blakną w słońcu i w deszczu skłania do refleksji w duchu „memento mori”, i tyle z nich pożytku. A jednak plakat odwołujący się do szerzej rozumianej polityki czy historii, podejmujący rozmowę o tożsamości zbiorowej, o lękach, o sztuce, nadal potrafi przyspieszyć nasze myśli do stu w trzy sekundy. To wielka sztuka.

 

Święto plakatu

Można się o tym przekonać na 29. Międzynarodowym Biennale Plakatu, które rozpoczęło się tego lata w Warszawie. Po wielu perypetiach impreza, której organizatorami było w przeszłości Muzeum Plakatu i Muzeum Narodowe, znalazła od kilku sezonów gościnę na warszawskiej ASP.

Jej wyczerpujące omówienie w krótkiej recenzji jest oczywiście niemożliwe: wielka wystawa poświęcona jednemu twórcy, szkole artystycznej lub wydarzeniu pozwala na komentowanie dorobku, stylu lub stosunku do przeszłości, tu jednak mamy dzieła kilkuset twórców wypowiadających się na wszelkie możliwe tematy i w każdym możliwym stylu, uderzających kolorem, migotliwością, liternictwem, hasłem, zagadką. To rodzaj kakofonii – z którą radzić sobie można, robiąc przerwy co jedną lub dwie sale (wstęp wolny!) albo zamykając na chwilę oczy.

Taka wielość obiektów i tematów oferuje jednak również rodzaj luksusu: można, bez poczucia szczególnej obrazoburczości, uznać za zbyt ogólnikowy tytuł tegorocznej imprezy, brzmiący: „Quo vadis?”. Pytanie skądinąd zasadne i nawet znane, jednak fraza „Biennale […] nie oferuje gotowych map – tworzy przestrzeń, w której pytanie «Quo Vadis» nie brzmi jak lament, lecz jak początek wspólnej wymiany zdań”, zamykająca tzw. tekst kuratorski, jest jak ubrania robocze „one size fits all” – mogłaby pasować do zdecydowanej większości współczesnych inicjatyw artystycznych i wystawienniczych. Można również nie zgodzić się, bez zakłopotania, z werdyktem jurorów: ani „Rom/ka: tu i teraz” Natalii Bugaj, nagrodzona Złotym Medalem, ani prace artystów z kolejnych miejsc na podium („Kremuliator” pochodzącego z Mińska Petera Bankova) oraz „Fraktale” Jana Rajlicha z Czech) nie znalazłyby się wśród tych, które oceniam najwyżej.

To nie kłopot: prezydent Biennale Lech Majewski i jego współpracownicy znaleźli dziesiątki plakatów, które zwiedzający fotografują i szkicują, żałując pewnie, że obok kosztownego albumu nie wydrukowano pocztówkowych reprodukcji poszczególnych dzieł. Szczególną uwagę zwracałem na artystów polskich: drugie już pokolenie po „złotej dziesiątce” Polskiej Szkoły Plakatu, po sukcesach Rafała Olbińskiego, Andrzeja Pągowskiego i Stasysa Eidrigevičiusa.

Tak różni od siebie: dowcipny, pozornie niedbały ilustrator, autor wielu świetnych okładek książek Jakub Kamiński („Polak potrafi”), świetnie operująca ironią i skrótem, nawiązująca trochę do Młodożeńca Maja Wolny („16. Festiwal Himilsbacha”) i poetycki Bartosz Kosowski („Le Grand Bleu”). Mirosław Zdrodowski z malarskim, głęboko poruszającym wizją schizofrenii plakatem teatralnym do wystawionego na scenie „Idioty” Dostojewskiego, Michał Dyakowski z zachwycająco zwięzłym hołdem dla mistrza polskiego plakatu („Love Henryk Tomaszewski”) i, jeśli to nie tautologia, „plakatowy” Łukasz Zwolan z kapitalnym pomysłem na Dzień Flagi („Wywieś wolność”).

A co poruszyło mnie najbardziej, komu przyznałbym jednoosobową nagrodę publiczności – za okrutny żart, finezyjny pomysł graficzny, za komentarz do przeżartej konsumpcją współczesności i za zdolność dostrzeżenia skrzywdzonych i poniżonych? Nie wykluczam, że Małgorzacie Cichockiej-Stelmasce za pracę „Proper Clothing Label” – miażdżące widza przypomnienie zmuszanych do niewolniczej pracy w obozach koncentracyjnych Ujgurów.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe