Kryzysy, porażki i arogancja - jak rząd Tuska traci kontrolę
Co musisz wiedzieć:
- W ocenie autora, rząd Donalda Tuska traci zdolność przykrywania realnych problemów PR-em, a porażki polityczne i wizerunkowe ujawniają brak skutecznego rządzenia.
- Wskazuje też, że narastające kryzysy w ochronie zdrowia, energetyce i przemyśle zderzają się z arogancją władzy i strategią opartej na konfliktach zamiast dialogu społecznego.
- W rezultacie: słaba pozycja międzynarodowa premiera oraz nadchodzące problemy gospodarcze zapowiadają pogłębianie niezadowolenia społecznego.
Rzeczywistość, głupku
Polski premier dostał właśnie serię bolesnych ciosów. Nie udało mu się odrzucić weta prezydenta w sprawie de facto zniszczenia rynku kryptowalut, nie został zaproszony na szczyt w Londynie w sprawie przyszłości Ukrainy, a wpływowy portal Politico zupełnie go pominął, opracowując listę dwudziestu ośmiu najbardziej wpływowych ludzi w Europie. Na domiar złego w gronie tym znalazł się prezydent Karol Nawrocki, który – jak opisało Politico – skutecznie zablokował polityczne plany Tuska.
Co więcej, portal zauważa:
„Prezydent USA Donald Trump jasno wyraził swoje poparcie dla Nawrockiego, którego kampanię wspierał w wyborach. Trump zapewnił go, że siły amerykańskie stacjonujące w Polsce – będącej fundamentem wschodniej obrony NATO – pozostaną na miejscu, nawet gdy Waszyngton będzie zmieniał swoją pozycję militarną w Europie”.
Prezydent Trump we wspomnianym zestawieniu zajął pierwsze miejsce, co jeszcze bardziej wzmacnia Karola Nawrockiego.
- Komunikat Straży Granicznej. Pilne doniesienia z granicy
- Komunikat dla mieszkańców Kielc
- "Nie ma usprawiedliwienia dla przemocy". Solidarność wyraża oburzenie wobec brutalnej pacyfikacji protestu rolników w Brukseli
- Tusk się wścieknie. „Ballada o Boguckim” hitem Internetu
- Polityk Konfederacji: „Godności Polaków bronił prezydent, a nie rząd”. Burza ws. pieniędzy dla Ukrainy
Władza dla samej władzy
Wizerunkowe porażki są o tyle dotkliwe dla Donalda Tuska, że właśnie aktywnością w sferze PR starał się do tej pory – dość zresztą skutecznie – niwelować braki w realnym rządzeniu krajem. Narastająca dziura w budżecie Narodowego Funduszu Zdrowia, pacjenci odsyłani ze szpitali, likwidowane oddziały, przekładane operacje, ogromy deficyt budżetowy, niska ściągalność podatków, protesty górników, pracowników branży drzewnej i leśnej, likwidowane fabryki, rosnące bezrobocie, szczególnie wśród młodych, coraz bardziej widoczny kryzys w energetyce – to tylko część problemów, z którymi rząd nie umie sobie poradzić.
Do tego jeszcze wykazuje się wyjątkową wręcz arogancją, unikając dialogu zarówno ze związkami zawodowymi, jak i pracodawcami. Zamiast rozmów o problemach prawdziwych obywateli premier, a za nim kolejni ministrowie, nagrywają krótkie filmiki, które – wrzucone do internetu – mają ocieplać wizerunek władzy, nadawać jej nowoczesnego i luzackiego charakteru oraz stanowić bezpośredni kanał komunikacji z Polakami.
PR nie zastąpi rządzenia
To jednak broń obosieczna. Rosnąca rzesza ludzi niezadowolonych z rządu, a nawet wściekła na jego nieudolność i bezczynność, oglądając te infantylne filmiki, czuje się robiona w balona. Nie oczekują od premiera, że będzie w garniturze zbierał grzyby czy publicznie się strzygł. Od ministra sprawiedliwości pragną czegoś więcej niż rąbania drewna i zamykania się z psem w przestrzeni otoczonej taśmą. Nie pragną też oglądać minister pracy podskakującej na chodniku, a szefa resortu finansów bełkoczącego, że właśnie skończyła się drożyzna. To wszystko przekaz wyłącznie dla najtwardszego elektoratu Koalicji Obywatelskiej, jej przystawek oraz kompletnych idiotów.
Ci, którzy pracują, robią zakupy, próbują się leczyć i posyłają dzieci do szkół, doskonale widzą, jak pogarsza się sytuacja. Pragną konkretów, jakiegoś planu, a nie propagandowej waty, która wywołuje odruch wymiotny.
Tusk i jego otoczenie najwyraźniej tego nie rozumieją. Dostrzegają co prawda, że nastroje społeczne się radykalizują – co widać po rosnącym poparciu dla partii Grzegorza Brauna – ale jedyną ich refleksją jest wykorzystanie tej emocji w walce z Prawem i Sprawiedliwością, Konfederacją, Karolem Nawrockim i Solidarnością. Nic innego poza utrzymaniem władzy dla niej samej się nie liczy.
Taktyka na zderzenie
Gdy przewodniczący NSZZ „Solidarność” Piotr Duda zapowiedział, że na ulicy wymusi dialog z rządem, na Tusku nie zrobiło to większego wrażenia. Potraktował to raczej jako szansę na kolejne podniesienie emocji, na zarysowanie konfliktu my – oni. „My” to ludzie z dużych miast – wykształceni, ogoleni, umyci, ciężko pracujący, którzy nie mają czasu narzekać i protestować. „Oni”, czyli ci gorsi – w roboczych ubraniach, roszczeniowi biedacy, którzy chcą siłą wymuszać korzystne dla siebie rozwiązania.
Ten sposób rządzenia jest dla Tuska normą. Nie chodzi przecież o to, czy jedna lub inna branża będzie się w Polsce rozwijała. Ani o tysiące pracujących ludzi, ich rodziny i miasta, w których żyją. Rządzenie sprowadza się do techniki sprawowania samej władzy. Do rozgrywania konfliktów, napuszczania na siebie różnych grup społecznych oraz demobilizowania przeciwników. Nie poprzez zaspokajanie ich potrzeb, ale poniżanie, poniewieranie i zohydzanie. Ten nihilizm daje obecnej władzy przewagę nad największą partią opozycyjną, ale nie uwzględnia jednej, ale zasadniczej zmiennej – realnej sytuacji życiowej obywateli. Los pacjenta nie poprawi się po obejrzeniu rolki premiera z Dworca Zachodniego w Warszawie. Jego rodziny nie uspokoi rejs szefa rządu po Bałtyku w celu podziwiania wiatraków.
W sytuacji prawdziwego kryzysu życiowego propaganda nie zagłuszy przełożonej operacji, podwyżki cen leków czy utraconych dochodów z powodu zamknięcia zakładu. Suma tych frustracji przekłada się na ocenę rządu. Już dziś większa grupa Polaków dostrzegła, że o ich portfele lepiej dbał gabinet Mateusza Morawieckiego niż Donalda Tuska. Większość naszych rodaków jest zdania, że obecny premier powinien odejść. Nie wynika to z rosnącego poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości, ale raczej ze zmęczenia szefem rządu. Jego arogancją, kłamstwami, nachalną propagandą, a przede wszystkim nieumiejętnością zapobiegania kryzysom.
Zderzenie ze ścianą
Niczym nieuzasadniona bezczelność, z jaką obecny rząd traktuje na przykład fatalną sytuację w służbie zdrowia, jest jasnym sygnałem, że poza nieudolnością jego problemem jest utrata umiejętności rozpoznawania nastrojów społecznych. Ani premier, ani minister zdrowia nawet nie udają, że mają jakiś plan na polepszenie sytuacji w tym bardzo wrażliwym społecznie sektorze. Jedyne rozwiązanie, jakie proponują, to drastyczne cięcia wydatków, a więc w rzeczywistości ograniczenie budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia.
Nawet najbardziej dowcipne i najzręczniej zmontowane rolki nie przekonają Polaków, że będzie to oznaczało coś innego niż nadejście trudnych czasów. Limity na procedury medyczne będą jeszcze bardziej restrykcyjne, szpitale mocniej pogrążą się w długach, większy ciężar ich utrzymania spadnie na samorządy, które i tak ledwo zipią po odebraniu im przez obecny rząd części dochodów. A pacjenci? Ci, których stać, będą korzystać z prywatnej opieki, biedniejsi zaś… i tak nie głosują na Koalicję Obywatelską.
Taktyka polegająca na ignorowaniu potrzeb nieprzychylnego elektoratu jest jednak z gruntu fałszywa. Wbrew temu, co sądzą politycy, wyborcy rządzącej koalicji i opozycji nie żyją w zamkniętych gettach. Nie są od siebie odseparowani murami. Nie tylko ze sobą rozmawiają, ale często mieszkają pod jednym dachem. Skutki złego rządzenia i zaniedbań oddziałują więc na nastroje całego społeczeństwa. Nie zmieni ich postawienie zarzutów Mateuszowi Morawieckiemu, Mariuszowi Błaszczakowi i Janowi Krzysztofowi Ardanowskiemu. Nawet ściganie Zbigniewa Ziobry już mało kogo interesuje.
Polityczne igrzyska są śmieszne, gdy chleba jest pod dostatkiem. Gdy władza przestaje zaspokajać podstawowe potrzeby – a udzielenie pomocy w przypadku choroby do takich należy – epatowanie emocjami wywołuje złość, która obraca się przeciw rządzącym. Im bardziej nakręcają machinę medialną, tym dokładniej widać ich oderwanie od rzeczywistości.
Kres wytrzymałości
Upojeni rosnącymi sondażami politycy Koalicji Obywatelskiej, masowo produkujący idiotyczne rolki na każdy temat – ostatnio wsławili się wyjątkową głupotą i indolencją, komentując weto prezydenta w sprawie ustawy o kryptowalutach – zdają się nie zauważać, że właśnie osiągnęli swoje apogeum. Lepiej już nie będzie.
Rosnące od stycznia ceny energii wywołają wzrost inflacji, a to zawsze wiąże się z niepewnością i żądaniami płacowymi. Nowy rok oczywiście na chwilę odblokuje szpitale, ponieważ NFZ będzie zarządzał już nowym budżetem, ale przecież długi nie znikną. Służba zdrowia będzie pogrążać się w marazmie, gdyż dużą część dochodów placówek pochłonie spłata zobowiązań z tego roku.
Utrzymanie unijnych regulacji dotyczących opłat emisyjnych – ich wprowadzenie zostało odłożone jedynie na rok – będzie powodowało dalszą ucieczkę biznesu z Europy, w tym także z Polski. Na skraju bankructwa stoją już całe branże: hutnictwo, ciepłownictwo, energetyka, górnictwo – innymi słowy cały przemysł energochłonny. To oznacza także koniec dla setek, a nawet tysięcy mniejszych podmiotów, które z nim kooperują. Zresztą zapaść ta już się zaczęła.
Słaba pozycja międzynarodowa Donalda Tuska uniemożliwia mu wymuszenie na Komisji Europejskiej korekty polityki klimatycznej i energetycznej. Nie będzie też w stanie zbudować żadnej koalicji państw, która mogłaby na KE wpłynąć. To zmarginalizowanie skutkujące brakiem zdolności do kreowania polityki na arenie europejskiej będzie się bezpośrednio przekładało na sytuację wewnętrzną w Polsce. Na nic zdadzą się zapewnienia Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego o zażyłych relacjach z najważniejszymi politykami w UE. Nawet najbardziej sprawny PR nie zmieni tego, że lądowanie z politycznych obłoków będzie twarde.
[Tytuł, niektóre śródtytuły i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]




