Fascynująca rozmowa z Anonimowym Niemcem: to czego inni szukają, Polacy mają w swoim DNA
Co musisz wiedzieć:
- To rozmowa z anonimowym niemieckim intelektualistą, który z perspektywy wewnętrznej analizuje mechanizmy niemieckiej tożsamości politycznej i kulturowej po 1945 roku.
- Tekst pokazuje, dlaczego Polska jest w niemieckim dyskursie narzędziem autodefinicji, a nie realnym partnerem – i jak działa projekcja winy, moralnej wyższości oraz potrzeby kontroli.
- Autor rozmowy ostrzega przed systemowym myśleniem opartym na procedurze zamiast sumienia, które – jego zdaniem – czyni Niemcy szczególnie podatnymi na ideologie narzucane przez prawo i instytucje.
Anonimowość
Cezary Krysztopa: Dlaczego życzy pan sobie zachować anonimowość?
Anonimowy Niemiec: Z powodu przeszłości jak i teraźniejszości zawodowej. Jest to temat mojego bezpieczeństwa zawodowego i bytowo-egzystencjalnego.
Mogę zapytać co może panu grozić po ujawnieniu pana tożsamości w Niemczech?
Panie Cezary, problemy natury zawodowej, kontrakty, kontakty, uznanie zawodowe, dorobek naukowy. To nie jest konformizm, to są realne fakty. Sytuacja jeszcze nie wymaga zerojedynkowego podejścia w sensie tożsamości osobowej, daje mi to pewien komfort. Mnie i moim dzieciom. Od wielu, bardzo wielu lat, wspinałem się na drabinie rozwoju zawodowego. Krok po kroku w systemie, który obecnie uwiera mnie w „sensie cywilizacyjnym”, kulturowym, zakłamania historii, zrozumienia sensu. O właśnie - jestem zawodowo - „architektem sensu”, „managerem sensu”. Co zakrawa o temat - jak w ujęciu historycznym, jak i obecnym funkcjonuje niemiecki management, czym jest pojęcie Sens, Absolut, Prawda i Ersatz. Jeżeli Pan pozwoli.
Absolutnie Panu nie zarzucam konformizmu, ani żadnej winy. Próbuję zrozumieć mechanizm. Czy może Pan mieć kłopoty w Niemczech, bo rozmawia Pan z polskim dziennikarzem, czy ze względu na pana opinie?
Panie Cezary, ze względu na moje opinie, nie pasujące do macierzy poprawności politycznej… chociaż z drugiej strony - poprawność polityczna to podobno prawda. To jest pewna sieć - network - któremu podlega moja specyfika pracy.
- Komunikat dla mieszkańców woj. małopolskiego
- Komunikat dla mieszkańców woj. świętokrzyskiego
- Widzowie mogą być rozczarowani. Zmiany w emisji popularnego serialu TVN "Na Wspólnej"
- Niesamowite widowisko nad Tatrami. IMGW udostępnił zdjęcia
- Siódmy dzień protestu w PG Silesia. Będą próby odcięcia łączności z protestującymi? "To się może bardzo źle skończyć"
- Zima uderzy przed Nowym Rokiem. Silne opady i mróz w całym kraju
- Komunikat dla mieszkańców woj. śląskiego
- Została już tylko Bazylika Watykańska. Dziś zamknięto przedostatnie Drzwi Święte Roku Jubileuszowego
- IMGW wydał ostrzeżenia. Osiem województw zagrożonych
- Bundeswehra kupuje oczy w kosmosie. Potężny kontrakt dla polsko-fińskiej firmy
- Budowa koszar niemieckiej brygady na Litwie może zniszczyć miejsce pamięci po żydowskich partyzantach
Polacy mają to w swoim DNA
Muszę przyznać, że kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z Pana opiniami, najpierw pomyślałem, że to jakiś podstęp, a potem się zachwyciłem. Skąd w Panu, Niemcy przecież, tyle zrozumienia dla polskiego punktu widzenia?
Trochę z racji pochodzenia, ale dalszego. Ale to nie krew o tym decyduje, decyduje świadomość wyboru przynależności do cywilizacji łacińskiej, do której należy Polska w sensu stricto. To pewna wrażliwość duszy ukształtowana na dziejach historii - można by zacząć od chrztu - przyjętego od Czechów, a nie Niemców, który niósł ze sobą poza wymiarem sacrum, wolność sumienia. A to sumienie jest cholernie ważne, aby było zgodne z duszą, przy dokonywaniu wyborów w życiu. Zawsze mnie to fascynowało, kiedyś podświadomie, aż się tym „problemem” zająłem profesjonalnie. Prędzej czy później - stajemy w prawdzie - zaczynamy ją rozumieć, i do nas należy czy odrzucimy Ersatz życia i wybierzemy Prawdę. Ta droga - zrozumienie Sensu o którym już wspominałem - jest podstawą mojej egzystencji.
To czego inni szukają, Polacy - ci prawdziwi - mają w swoim DNA. To cholernie dużo, jako gratis, na start w życiu.
Mnie to się udało obudzić poprzez zrozumienie i wybór. Zawsze chciałem być moralnym zwycięzcą - był to dla mnie kiedyś atut nie tyle co nieznany - bardziej niezrozumiany w sensie modus operandi postępowania. Zawsze zerkałem z lekkim uśmiechem podziwu, niedowierzania i zazdrości o świat Wartości na Wschód, ale dalej, niż tylko do Bugu.
Granica cywilizacji jest na Bugu
Co to znaczy "dalej"? Np. Rosja to "świat wartości"?
Nie. Przepraszam za błąd. Granica zachwytu i cywilizacji jest mocno na linii - obecnie Bugu - wcześniej rdzennie Polski wschodniej, z terenami należącymi obecnie do Ukrainy.
Elita Niemiec leży w Dachau
Rozumiem. Zapytam wobec tego o co innego. Pan jest człowiekiem nauki, można powiedzieć, że należy Pan do szerokiej elity intelektualnej Niemiec, więc może Pan mi wytłumaczy: dlaczego obraz Polski w Niemczech tak daleko odbiega od rzeczywistości, ze właściwie nie ma z Polską nic wspólnego?
Nie zaliczam się do elity intelektualnej Niemiec, gdyż w dyskursie publicznym „wyrywam się” bizantyjskiemu porządkowi myślenia kolektywnego, jak i Ordnung’owi w sensie semantyczno-filozoficznym.
Ordnung jest pewnym ersatzem porządku po utracie duchowości, która prowadzi do uproszczeń relacji sumienie - dusza. Dlatego nie jest prawdziwe stwierdzenie, iż należę do elity Niemiec. Nota bene … elita Niemiec leży … w Dachau. Tam się skończyła od roku powstania obozu do roku 45, kiedy obóz funkcjonował jako resocjalizacyjny, a później koncentracyjny.
Jest pewna analogia do „polskiej elity post 45’” która jest równoległym wektorem dla niemieckiej, wykreowanej po roku 45’. Pytanie, na jakich podwalinach? Jedna - polska - zeskoczyła w 45’ ze sowieckich tankietek, druga - w zmowie zmilczenia po wielkim show - denazyfikacja i procesy - objęła stery po 45 roku.
Sam Adam Michnik powiedział bodajże w 89’ - „… Solidarność nie ma kadr …”. Model transformacji (polecam prof. Chodakiewicza, który pokazał na czym polega owa transformacja - wziął kartkę papieru A4 i ją zgniótł - mówiąc: to jest transformacja kształtu, ale własności i właściwości są ciągle takie same) czy to niemieckiej, post-nazistowskiej, czy polskiej, post-komunistycznej, był taki sam.
Różnica pomiędzy komunizmem w Polsce, a nazizmem w Niemczech
Ale jedną rzecz należy odróżnić, wolę. O ile w Polsce komunizm został narzucony siłą przy potwierdzeniu aliantów, gdzie kwiat narodu i przyszłe elity zginęły na wojnie, o tyle w Niemczech Zło doszło do władzy w demokratycznych wyborach.
To zło, w ujęciu wypaczenia cywilizacyjnego doprowadziło do największej katastrofy w Europie. I zostało przetransformowane - zachowując swoje własności. To jeszcze nie jest geneza zła. To fragment oddziaływania. A jak do tego doszło? Musielibyśmy zacząć rozmowę przy piwie od sporu o inwestyturę pomiędzy Henrykiem IV a Papieżem Grzegorzem VII.
Wprowadzenie „Kirchenordnung” - podporządkowanie władzy duchowej, władzy świeckiej. Początek „morderstwa” sumienia jednostki. Bo tylko potoczny „brak sumienia”, prowadzi do stwierdzenia - „wykonywałem tylko rozkazy”.
Skąd fascynacja Polską?
Prosta, męska: zaczęło się od Kobiety z Polski. Skoro Mieszko I przyjął Dobrawę z Czech, to ja chyba mogłem popełnić podobny, dobry „mezalians” ;), który wyszedł mi na zdrowie. Pod wieloma aspektami. Ale może o tym jednym - najistotniejszym. Poznałem i wróciłem do cywilizacji łacińskiej, pewnej wrażliwości sumienia, szukania prawdy, rozumienia Boga - jako Stwórcy nie karzącego i strasznego (taka jest historia od chrztu Niemiec, wizji Boga), tylko Miłosiernego. Tajemnica osobowej relacji. To jest pierwszy krok ku drodze: kim ja jestem - jako człowiek.
Polska jest dla Niemiec narzędziem autodefinicji
Tyle drogą wstępu, co do clou Pańskiego pytania:
Różnica między obrazem Polski funkcjonującym w Niemczech a realną Polską nie wynika z braku informacji, lecz z mechanizmu narracyjnego. Niemcy w ogromnym stopniu nie opisują Polski, lecz projektują na nią własne lęki, potrzeby moralne i wewnętrzne sprzeczności. Polska stała się w niemieckim dyskursie nie przedmiotem poznania, ale narzędziem autodefinicji. To, jaka Polska jest naprawdę, ma znaczenie drugorzędne wobec tego, do czego jest potrzebna w niemieckiej opowieści o sobie samych.
Po 1945 roku niemiecka tożsamość polityczna została zbudowana na szczególnej kombinacji winy, moralnej ostrożności i pedagogiki normatywnej. Z tego wyrasta silna potrzeba pouczania innych jako dowodu własnej dojrzałości. Polska idealnie nadaje się do tej roli, ponieważ jest bliska, kulturowo czytelna, a jednocześnie wystarczająco nieposłuszna, by nie podporządkować się tej narracji bez reszty. W efekcie nie jest traktowana jako równorzędny podmiot, lecz jako przykład ostrzegawczy lub wychowawczy.
Polska nie mieści się w niemieckim schemacie
Niemieckie media i elity opiniotwórcze funkcjonują w logice normatywnej, a nie opisowej.
Rzeczywistość nie jest tam rekonstruowana w całej swojej złożoności, lecz filtrowana przez zestaw wartości uznanych za jedynie słuszne. To prowadzi do uproszczeń, redukcji i moralnych etykiet. Złożona, konserwatywna, historycznie doświadczona Polska nie mieści się w tym schemacie, więc zostaje sprowadzona do karykatury. Nie z wrogości, lecz z wygody poznawczej.
Dodatkowo istnieje głębokie niezrozumienie doświadczenia Europy Środkowo-Wschodniej. Komunizm, transformacja ustrojowa, zależność geopolityczna i długotrwałe poczucie utraty suwerenności nie są realnie obecne w niemieckiej świadomości. Nie dlatego, że są nieznane, lecz dlatego, że nie są potrzebne do podtrzymania dominującej narracji. Brakuje ciekawości, bo obraz już działa i spełnia swoją funkcję.
Polska jest dla Niemiec problemem także dlatego, że burzy ich przekonanie o końcu historii. Przypomina, że naród, kultura, religia i suwerenność wciąż mają znaczenie i że demokracja może przyjmować różne formy. To podważa wizję jednolitej, postnarodowej Europy zarządzanej przez normy i instytucje, a nie przez realne wspólnoty. W tym sensie dystans między obrazem a rzeczywistością nie jest błędem, lecz konsekwencją zderzenia dwóch odmiennych wizji porządku.
Dlatego obraz Polski w Niemczech tak często nie ma z Polską nic wspólnego. Nie jest opisem faktów, lecz projekcją potrzeb, lęków i ambicji niemieckiego dyskursu wewnętrznego.
Niemcy nie przepracowały winy za II Wojnę Światową, tylko ją wyparły
Do tego obrazu trzeba dodać jeszcze jeden element kluczowy, często pomijany, a fundamentalny dla niemieckiej samoświadomości powojennej.
Niemcy po 1945 roku nie tyle przepracowały winę za II wojnę światową, ile stworzyły model jej wyparcia poprzez jurydyzację i moralne przemieszczenie odpowiedzialności. Wina została zapchnięta w figurę „nazisty” jako abstrakcyjnego sprawcy, wyjętego poza ciągłość społeczną, kulturową i państwową. Dzięki temu możliwe było jednoczesne przyjęcie roli sędziego i nauczyciela moralności wobec innych, bez konieczności konfrontacji z faktem, że zbrodnia była efektem masowego poparcia społecznego, instytucji państwa i nowoczesnego aparatu przemysłowego.
Ten mechanizm otworzył przestrzeń do rozmów o cudzych winach, w tym polskich, bez symetrii i bez proporcji. Skoro niemiecka wina została „rozliczona” przez deklarację moralnej czujności, to każda inna pamięć historyczna może być już oceniana, korygowana i relatywizowana. To pozwala prowadzić narrację, w której Niemcy są dojrzałym arbitrem historii, a inni narodami wymagającymi korekty. Nie jest to przypadek, lecz konsekwencja świadomie budowanego porządku symbolicznego.
Polska perspektywa jednym zdaniem rozrywa niemiecką narrację
Równolegle od 1945 roku Niemcy konsekwentnie budowały swój wizerunek jako państwa technologii, jakości i pożądanych dóbr. Samochody, maszyny, chemia, precyzja, Ordnung. Ten obraz stał się globalnym kapitałem symbolicznym, który miał przykryć przeszłość i zamknąć ją w archiwum.
Problem polega na tym, że polska perspektywa jednym zdaniem rozrywa tę narrację. Gdy Polak przypomina, że ten sam naród, który dziś sprzedaje światu doskonałe produkty, wczoraj palił ludzi w piecach, cała konstrukcja pęka. Nie dlatego, że to jest argument retoryczny, lecz dlatego, że dotyka nieodkupionej winy.
Te winy nie zostały realnie odkupione, zostały jedynie zneutralizowane narracyjnie. Mechanizm jest prosty i czytelny. Moralna wyższość pełni funkcję zasłony, a rola sędziego chroni przed powrotem pytania o ciągłość odpowiedzialności. Reszta, czyli oburzenie, emocje, oskarżenia o populizm czy nieliberalizm, to już tylko demagogia i reakcja obronna systemu, który nie chce dopuścić do naruszenia własnych fundamentów symbolicznych.
W tym sensie obraz Polski w Niemczech nie jest efektem niewiedzy ani przypadku. Jest produktem głębokiego mechanizmu wyparcia, projekcji i potrzeby moralnego samoutwierdzenia. Polska, przypominając historię i własne doświadczenie, nie pasuje do tej układanki, dlatego musi zostać uproszczona, zdyscyplinowana lub zredukowana. Nie po to, by ją zrozumieć, lecz po to, by niemiecki obraz siebie samego pozostał nienaruszony.
Ordnung - zastąpienie sumienia procedurą
Czy dobrze rozumiem, że uważa Pan, że Niemcy utracili duchowość, zastępując ją "Ordnungiem"? Cierpią na jakiś rodzaj atrofii sumienia?
Panie Cezary - spróbuję trochę naukowo - to tak trzeba, aby rozumieć istotę sprawy, jak będzie za bardzo, proszę mi napisać - uproszczę.
Tak, rozumie Pan to trafnie, ale całość wymaga ujęcia w jednym, ciągłym porządku myślenia. Nie twierdzę, że Niemcy utracili duchowość w sensie indywidualnym. Chodzi o proces znacznie głębszy. O instytucjonalne zastąpienie sumienia procedurą, a duchowego rozeznania porządkiem formalnym. Ordnung przestał być narzędziem, a stał się substytutem sensu.
Ten proces nie zaczyna się jednak w nowoczesności, lecz wcześniej. Zanim Ordnung zajął miejsce sumienia, samo sumienie zostało osłabione przez specyficzny porządek kościelny, Kirchenordnung, czyli podporządkowanie rzędu dusz władzy świeckiej i administracyjnej. To był moment, w którym to, co należało do wewnętrznej odpowiedzialności człowieka przed prawdą i Bogiem, zostało wciągnięte w ramy zarządzania. Sumienie przestało być pierwotnym punktem odniesienia, a stało się elementem systemu.
W powstałej w ten sposób pustce pojawia się niemiecki Ordnung jako wypełniacz. Pojęcie pozornie neutralne, w istocie bardzo niebezpieczne, bo pozbawione sensu działania. Ordnung nie pyta, dlaczego coś należy uczynić ani ku czemu to prowadzi. Pyta wyłącznie, czy jest zgodne z regułą. Jest porządkiem bez celu, formą bez treści, strukturą oderwaną od prawdy.
Atrofia sumienia
W klasycznym europejskim rozumieniu, od Arystotelesa przez Augustyna po Tomasza z Akwinu, sumienie nie było emocją ani opinią. Było zdolnością rozpoznania dobra i zła w odniesieniu do prawdy bytu. Ono poprzedzało prawo. W niemieckiej nowoczesności, szczególnie po Kancie, moralność zostaje coraz silniej utożsamiona z formalną zgodnością z normą. Odpowiedzialność przesuwa się z osoby na system, a człowiek przestaje być podmiotem moralnym, stając się funkcją poprawności.
To prowadzi do atrofii sumienia. Nie do jego zaniku, lecz do jego unieruchomienia. Sumienie nie znika, ale zostaje wyłączone tam, gdzie procedura została spełniona. Wina może zostać obsłużona prawnie, administracyjnie i symbolicznie, lecz nie zostaje przepracowana duchowo. A winy nieodkupionej nie da się unieważnić. Ona powraca w postaci obsesji kontroli, jurydyzacji życia, moralizowania innych i potrzeby bycia sędzią świata.
Kluczowe jest tu pojęcie sensu. Sens nie jest intencją, narracją ani subiektywnym znaczeniem nadanym z zewnątrz. Sens jest obiektywną relacją działania do prawdy bytu. Działanie ma sens tylko wtedy, gdy wynika z rozpoznania tego, czym byt jest i ku czemu jest skierowany. Sens jest kategorią ontologiczną, nie psychologiczną ani administracyjną.
Dlatego Ordnung pozbawiony sensu może być sprawny i wydajny, ale nie jest moralny. Nie prowadzi do dobra, lecz do poprawności. A poprawność nie chroni przed złem, lecz często je maskuje. W tym znaczeniu Ordnung nie jest przyczyną kryzysu, lecz jego skutkiem. Jest próbą zastąpienia utraconego sensu mechanizmem. Tam, gdzie mechanizm zastępuje sumienie, działanie traci cel, a odpowiedzialność rozpływa się w systemie.
I to jest problem nie tylko Niemiec, lecz całej Europy, która ten model przyjęła bezkrytycznie.
Errata pojęciowa
Tu jest potrzebna pewne errata pojęciowa. Panie Cezary, pozwolę sobie wyjaśnić to bardzo jasno i „po ludzku”, jako pomoc do zrozumienia mechanizmu, a nie jako polemikę.
- Na samej górze znajduje się źródło sensu. Człowiek odnosi swoje działanie do prawdy bytu, do Boga, do osobowej odpowiedzialności. Działanie ma sens, bo wynika z rozpoznania dobra i zła. Sumienie jest tu pierwotne wobec prawa. Prawo ma je chronić, a nie zastępować.
- Niżej pojawia się porządek kościelny, Kirchenordnung. Następuje instytucjonalizacja rzędu dusz. To, co było relacją osobową i wewnętrzną, zostaje włączone w strukturę zarządzania. Sumienie nadal istnieje, ale zaczyna być filtrowane przez urząd, procedurę i porządek organizacyjny. Odpowiedzialność powoli przesuwa się z osoby na instytucję. To moment krytyczny, bo sens jeszcze trwa, ale nie jest już bezpośredni.
- Poniżej tworzy się próżnia sensu. Sumienie nie znika, lecz traci sprawczość. Człowiek przestaje pytać, czy coś jest dobre, a zaczyna pytać, czy wolno. Prawda zostaje oddzielona od działania. Moralność zaczyna być rozumiana nie jako odpowiedź na prawdę, lecz jako zgodność z zasadą.
- W tę pustkę wchodzi Ordnung. Czysta forma porządku. Zgodność z regułą bez pytania o cel. Procedura zamiast rozeznania. Struktura zamiast sensu. Ordnung działa poprawnie, skutecznie i przewidywalnie, ale ślepo. Nie rozróżnia dobra i zła, a jedynie zgodność i niezgodność.
- Na samym dole powstaje system bez odpowiedzialności. Człowiek staje się funkcją. Wina jest obsłużona prawnie, administracyjnie i formalnie, ale nie duchowo. Sumienie znajduje się w stanie atrofii, nie zaniku. Moralność zostaje sprowadzona do zgodności z regulaminem.
W skrócie: nie chodzi o brak moralności, lecz o jej mechanizację. O moment, w którym sens działania zostaje zastąpiony poprawnością działania. To dlatego system może być jednocześnie uporządkowany i głęboko niebezpieczny.
Pan mnie ubrał w szatę elity i naukowca - a ja pędzę na siłownię zrobić nogi - przysiady się same nie zrobią. Z resztą - przy tarciach cywilizacyjnych - podobno jesteśmy tyle warci, ile jesteśmy w stanie … obronić.
Sama siła fizyczna - czyni prymitywizm oparty o bestialstwo - jest podatna na ideologię, a sama wiedza i duchowość - prowadzi do umierania za ideę z „pieśnią na ustach” budując martyrologię - paliwo dla grupy w sensie pamięci.
A jakby tak połączyć siłę fizyczną, sprawność i wiedzę z mocnym kręgosłupem prawdy i duchowości?
No właśnie … to model nowoczesnego społeczeństwa i podstawa wychowania. Tworzy się świadomy „Naród” na woli a nie przymusie… Ale to inny temat.
Mechanizm powszechnego poparcia dla nazizmu w Niemczech może dziś obsługiwać inne ideologie
Ja przepraszam, nie chcę tutaj sprowadzać niczego ad hitlerum, ale to trochę brzmi jak wspólna podstawa zarówno do powszechnego poparcia przez Niemców nazizmu w latach trzydziestych ubiegłego wieku, jak i teraz innego rodzaju ideologii stojących w sprzeczności z naturalnym porządkiem.
Rozumiem Pana obawę i warto ją jasno uporządkować, żeby uniknąć nieporozumienia. Nie chodzi tu o argument ad hitlerum ani o prostą analogię historyczną. Chodzi o wskazanie wspólnej struktury mentalnej, a nie o zrównanie treści ideologii. To zasadnicza różnica.
Jeżeli sumienie zostaje odłączone od prawdy i zastąpione zgodnością z porządkiem formalnym, wówczas treść porządku staje się wtórna. Liczy się nie to, czy coś jest dobre, lecz czy jest usankcjonowane. W takim modelu ten sam mechanizm może obsłużyć bardzo różne ideologie, nawet wzajemnie sprzeczne, o ile zostaną one wystarczająco dobrze zinstytucjonalizowane i opakowane w język normy, postępu, prawa lub konieczności dziejowej.
Dlatego powszechne poparcie dla nazizmu nie było wyłącznie skutkiem propagandy czy strachu. Było możliwe także dlatego, że ogromna część społeczeństwa funkcjonowała już w logice, w której odpowiedzialność moralna została przeniesiona z osoby na system. Skoro coś było legalne, uporządkowane i zatwierdzone, uznawano to za moralnie dopuszczalne. Sumienie nie zostało zniszczone, lecz wyłączone z użycia.
Ten sam mechanizm może dziś obsługiwać inne ideologie, nawet takie, które deklaratywnie stoją w opozycji do nazizmu, a jednocześnie pozostają w sprzeczności z naturalnym porządkiem rzeczy. Różni się treść, zmienia się język i symbole, ale struktura pozostaje ta sama. Procedura zamiast prawdy. Poprawność zamiast dobra. Sankcja instytucjonalna zamiast odpowiedzialności osobowej.
Ten model rozlał się na całą Europę
To nie jest teza o Niemcach jako narodzie. To jest diagnoza pewnego modelu nowoczesnej racjonalności, który w Niemczech został historycznie doprowadzony do szczególnej konsekwencji, a dziś rozlał się na całą Europę. Krótko mówiąc, nie porównujemy ideologii. Wskazujemy mechanizm, który pozwala różnym ideologiom działać, jeśli wcześniej uda się odłączyć sumienie od sensu i podporządkować je porządkowi.
Muszę dodać jeszcze jedno dopowiedzenie, bo ono domyka całość od strony praktycznej, od modus operandi architektów tego typu projektów już od roku 1933, a jednocześnie wyjaśnia, jakiego sensu w istocie poszukiwano.
Podatność mas na uproszczone narracje wykorzystywała III Rzesza
Mechanika była znana i opisana wcześniej. Kluczowe były dwie pozycje: „Psychologia tłumu” Gustave’a Le Bona oraz „Propaganda” Edwarda Bernaysa z 1928 roku. Obie książki nie miały charakteru ideologicznego, lecz techniczny. Opisywały sposób funkcjonowania mas, podatność zbiorowej percepcji na emocje, symbole i uproszczone narracje. Aparat propagandy III Rzeszy znał te prace bardzo dobrze, a Goebbels traktował je nie jako ciekawostki, lecz jako instrukcje obsługi społeczeństwa masowego. To nie był silniczek ideologiczny, lecz zapłonnik dla inżynierii świadomości.
Jakiego sensu wówczas poszukiwano? Nie sensu prawdy ani dobra, lecz sensu porządku wyłaniającego się z chaosu. Sensu funkcjonalnego, który miał ujarzmić entropię życia zbiorowego, rozchwiane emocje, lęk i gniew. Emocje te są naturalnym trigerem działań społecznych, ale działań nieracjonalnych. Dlatego najpierw należało je opisać, a potem uporządkować.
Schemat wyglądał następująco:
- Najpierw precyzyjny opis stanu społecznego: bieda, lęk, upokorzenie, chaos po I wojnie światowej, kryzys gospodarczy, rozpad dawnych punktów odniesienia. Społeczeństwo w stanie emocjonalnej niestabilności, szukające porządku i sensu. To jest moment otwarcia, w którym racjonalna ocena rzeczywistości ustępuje potrzebie bezpieczeństwa.
- Następnie wyznaczenie ofiary. Nie losowej, lecz dobranej racjonalnie. Grupy statystycznie lepiej uposażone, kulturowo odrębne, słabo zasymilowane, niepasujące do kodu kulturowego autochtonów. Grupy, które da się przedstawić jako obce, pasożytnicze albo nielojalne. Mechanizm nie wymagał początkowo nienawiści. Wystarczało poczucie różnicy i obcości.
- Potem następuje polaryzacja. Podział na my i oni. Uproszczenie świata do jednej osi konfliktu. Emocja zastępuje rozum, a moralna refleksja zostaje wyparta przez narrację konieczności i dziejowego przymusu. W tym momencie sumienie jest już gotowe do wyłączenia, ponieważ odpowiedzialność zostaje przeniesiona z osoby na zbiorowy cel.
- I tu pojawia się krok decydujący. Skoro prawo zostaje postawione ponad sumieniem, to to, co wcześniej było irracjonalnym szaleństwem emocji, można zracjonalizować poprzez zapis prawny. Chaos zostaje ujęty w paragraf. Prawo nie porządkuje już moralności, lecz ją zastępuje. Skoro coś jest legalne, staje się obowiązujące i podlega egzekucji.
- Kolejny krok to wskazanie winnego. Kryzys przestaje być złożonym procesem historycznym, a zaczyna być postrzegany jako efekt działania konkretnej grupy. To daje ulgę psychiczną i poczucie odzyskiwania kontroli. Tłum nie musi już rozumieć. Wystarczy, że reaguje.
- Na końcu pojawia się ślepe posłuszeństwo. Nie wobec osoby, lecz wobec systemu, prawa, decyzji i rzekomej konieczności dziejowej. Człowiek nie postrzega siebie jako sprawcy, lecz jako wykonawcę. Moralność zostaje zastąpiona lojalnością wobec porządku.
To jest dokładnie ten sam mechanizm, o którym mówiliśmy wcześniej. Oderwanie sumienia od sensu, wypełnienie powstałej pustki Ordnungiem i uruchomienie technik kognitywnego zarządzania masami. Treść ideologii może się zmieniać, język może być inny, symbole mogą być nowe. Modus operandi pozostaje zadziwiająco trwały. Dlatego nie mówimy tu o historii jako zamkniętym rozdziale, lecz o strukturze, która może zostać reaktywowana zawsze tam, gdzie lęk, chaos i utrata sensu spotykają się z perfekcyjnie naoliwioną maszyną porządku.
Ten sam grunt dla różnych ideologii
Co do porządku, uściślę jeszcze jedno założenie, żebyśmy mieli pełną jasność znaczeń i nie rozmijali się językowo. Zakładam, że jako Łacinnik mówi Pan o porządku rozumianym klasycznie, to znaczy o porządku wynikającym z prawa Bożego, z Dekalogu i z tej tradycji myślenia, w której prawo nie tworzy dobra, lecz je rozpoznaje.
W tym sensie porządek nie jest abstrakcyjną konstrukcją filozoficzną ani świecką normą systemową. Jest zakorzeniony w obiektywnym ładzie moralnym, który poprzedza państwo, prawo stanowione i wszelkie projekty społeczne. Dekalog nie jest tu kodeksem kulturowym jednego kręgu cywilizacyjnego, lecz artykulacją porządku, który obowiązuje niezależnie od epoki i ustroju.
To doprecyzowanie pozwala lepiej zrozumieć mechanizm, o którym mówiliśmy wcześniej. Jeżeli porządek w tym klasycznym sensie zostaje wyparty, a jego miejsce zajmuje porządek konstruowany prawnie i administracyjnie, wówczas prawo przestaje być wtórne wobec dobra i zaczyna z nim konkurować. Nie rozpoznaje już porządku, lecz próbuje go zastąpić własną konstrukcją.
Na takim gruncie możliwe stają się nowe ideologie. Nie jako wyraz prawdy, lecz jako projekty porządkowania emocji i zachowań zbiorowych. Społeczeństwo przyzwyczajone do prymatu legalności nad sumieniem i procedury nad odpowiedzialnością osobową staje się podatne na każdą ideologię, która uzyska sankcję systemu. Treść może się zmieniać, ale mechanizm pozostaje ten sam.
Podatność na ideologie
Dlatego dyskusje, który tu prowadzimy, nie dotyczy detali legislacyjnych ani różnic światopoglądowych. Dotyczy fundamentu. Tego, czy uznajemy istnienie porządku, który nas poprzedza i ogranicza, czy też godzimy się na to, by był on konstruowany, redefiniowany i egzekwowany decyzją systemu. Od tej odpowiedzi zależy, czy porządek będzie chronił człowieka, czy też stanie się narzędziem jego kształtowania.
Nie chodzi o to, że „Niemcy mają skłonność do zła” ani że konkretne ideologie są równoważne treściowo. Chodzi o ponadprzeciętną podatność cywilizacyjną na ideologie, które spełniają jedną bardzo konkretną funkcję: stają się wypełniaczem w miejscu utraconego porządku i są zdolne do pełnej egzekucji prawnej.
Nazizm, komunizm w wydaniu NRD oraz współczesne ideologie normatywne, w tym ekologiczne w ich radykalno-systemowej postaci, łączy nie treść, lecz forma działania. Każda z nich oferuje totalny porządek, jasny kod moralny zastępujący sumienie, jednoznaczny podział na dobro i zło oraz rozbudowany aparat prawny i administracyjny, który ten porządek egzekwuje.
To są ideologie idealnie kompatybilne z myśleniem typu Ordnung. Nie dlatego, że są „niemieckie”, lecz dlatego, że wpisują się w model, w którym prawo stoi ponad sumieniem, a poprawność proceduralna zastępuje rozeznanie moralne. W takim układzie treść ideologii jest wtórna. Liczy się to, że daje się ją skodyfikować, znormalizować i wyegzekwować.
Niemcy najbardziej konsekwentnymi realizatorami ideologii
Dlatego Niemcy nie są „twórcami” każdej z tych ideologii, lecz ich najbardziej konsekwentnymi realizatorami, gdy już zostaną przyjęte jako obowiązujący porządek. Społeczeństwo przyzwyczajone do lojalności wobec systemu, a nie wobec prawdy, potrafi wdrażać nawet sprzeczne ze sobą doktryny z tą samą powagą, dyscypliną i moralnym przekonaniem.
W tym sensie ma Pan rację intuicyjnie. Podatność nie dotyczy konkretnej ideologii, lecz wszystkiego, co może pełnić funkcję porządku zastępczego, Ordnung bez odniesienia do obiektywnego ładu. A tam, gdzie porządek staje się celem samym w sobie, ślepe posłuszeństwo nie jest patologią. Jest cnotą systemową.
I właśnie dlatego problem nie polega na tym, jaka ideologia dominuje, lecz na tym, czy istnieje jeszcze porządek wyższy od prawa, który mógłby powiedzieć „nie”, zanim paragraf zostanie zapisany i bezwzględnie wyegzekwowany.
Moment graniczny
W filmie "Konwój" z 1978 roku kierowca amerykańskiej ciężarówki, grany przez Krisa Kristoffersona, zostaje zatrzymany na pustynnym highwayu przez lokalnego szeryfa. Szeryfa gra Ernest Borgnine. Postać jest celowo przerysowana, ale trafiona w punkt. To skorumpowany fanatyk porządku, który pod pretekstem walki z bezprawiem ściąga z kierowców wysokie kary pieniężne i demonstracyjnie pokazuje władzę. Prawo nie jest dla niego narzędziem sprawiedliwości, lecz osobistą pałką.
W pewnym momencie dochodzi między nimi do rozmowy. Szeryf, z drwiną i poczuciem absolutnej bezkarności, daje do zrozumienia, że to on jest prawem i że prawo realizuje się poprzez jego decyzje. Nie odwołuje się do dobra, do sensu ani do sprawiedliwości. Odwołuje się wyłącznie do samego faktu egzekwowania.
Odpowiedź kierowcy jest brutalna, dosadna i pozbawiona elegancji. Nie polemizuje z przepisami. Nie wchodzi w dyskusję. Po prostu odmawia uznania takiego autorytetu. W istocie mówi: nie uznaję ani ciebie, ani twojego prawa, jeśli nie ma ono żadnego związku z porządkiem i sprawiedliwością. (Cyt: “Then I don’t give a damn about you or your law.” - mam w dupie ciebie i twoje prawo)
Sens tej sceny nie polega na pochwałach anarchii. Wręcz przeciwnie. To jest pokazanie momentu granicznego, w którym prawo całkowicie oderwało się od porządku i stało się absurdem wcielonym w funkcjonariusza. W takim momencie jedyną możliwą reakcją nie jest dialog z aparatem, bo aparat nie służy już prawdzie. Jest nią odmowa moralnej legitymizacji.
Czy Niemców należy się bać?
Wprawdzie mówi Pan, że "nie chodzi o to, że Niemcy mają skłonność do zła", ale jeśli ten mechanizm, o którym Pan mówi, mechanizm stawiania prawa nad sumieniem nadal decyduje o ich zbiorowym kształcie i skłonności do radykalizmów, to czy powinniśmy się dziś Niemców bać?
Ma Pan rację i nie ma sensu chodzić tu na skróty językowe ani uciekać w eufemizmy. Skoro dany model zbiorowy zachowuje mechanizm stawiania prawa ponad sumieniem, to należy się go obawiać. Nie emocjonalnie i nie na poziomie etnicznym, lecz realnie, politycznie i cywilizacyjnie.
Nie chodzi o Niemców jako ludzi. Chodzi o fakt, że mechanizm, który historycznie umożliwił masowe podporządkowanie się prawu oderwanemu od porządku, nie został nigdy zasadniczo unieważniony. Został jedynie przeformatowany. Zmieniono język, symbole i treści, ale sama struktura pozostała nienaruszona. Skoro ten mechanizm wciąż działa, to potencjał do radykalizmów również pozostaje. To nie jest opinia ani publicystyka, tylko logiczna konsekwencja.
Jeżeli społeczeństwo przyjmuje, że legalność zastępuje dobro, że prawo definiuje moralność, że sumienie jest prywatną sprawą bez znaczenia publicznego, a sprzeciw wobec normy staje się sam w sobie niemoralny, to każdy projekt ideologiczny, który zostanie poprawnie zalegalizowany, może zostać wdrożony z pełnym przekonaniem i bez wewnętrznych oporów. Historia pokazuje, że Niemcy są w tym wyjątkowo skuteczni. Nie w generowaniu chaosu, lecz w perfekcyjnej implementacji porządku, nawet wtedy, gdy porządek ten dawno przestał mieć związek z człowiekiem i rzeczywistością.
Doskonałe połączenie pustki moralnej z mechanizmem egzekucji
Nie oznacza to, że jutro wróci nazizm ani że każda nowa ideologia będzie miała ten sam charakter. Oznacza to coś innego i znacznie poważniejszego. Oznacza, że każdy nowy projekt normatywny, jeśli tylko uzyska sankcję prawną i autorytet systemu, znajdzie tam szczególnie sprzyjające warunki do wdrożenia. Bez buntu, bez oporu, z poczuciem moralnej słuszności wynikającej wyłącznie z legalności.
Dlatego odpowiedź brzmi wprost. Tak, należy się tego modelu obawiać, zwłaszcza wtedy, gdy jest on eksportowany ponad głowami innych narodów poprzez struktury ponadnarodowe. Nie dlatego, że jest niemiecki, lecz dlatego, że łączy pustkę moralną z doskonale działającą machiną egzekucji.
To nie jest strach przed ludźmi. To jest racjonalna obawa przed systemem, który nauczył się działać bez wewnętrznych hamulców, bo uznał, że samo prawo stanowi wystarczające usprawiedliwienie dla wszystkiego, co zostanie w nim zapisane. Btw: to nie tylko sumienie vs. prawo, to także jednostka vs. kolektywizm (ein Reich, ein Volk, ein Führer), oraz własność vs. wspólnotowość.
Opisywana przeze mnie scena filmowa świetnie ilustruje to, o czym mówimy teoretycznie. Ordnung bez odniesienia do porządku. Prawo bez dobra. Egzekucja bez sensu. Władza, która myli siebie z normą. I człowiek, który instynktownie rozpoznaje, że z takim „prawem” nie da się rozmawiać, bo ono nie porządkuje rzeczywistości, tylko ją gwałci. Dlatego ta filmowa wymiana zdań działa jak skrót myślowy. Pokazuje, że gdy prawo przestaje być wtórne wobec porządku, jedyną formą obrony porządku nie jest posłuszeństwo, lecz odmowa uznania absurdu za normę.
Nieskuteczne polskie strategie
Panie Cezary, cały czas zbliżamy się to zderzenia kultur - i jakby powiedział profesor Koneczny zderzenia „cywilizacyj”, w którym polityka jest dwóch, jakże różnych Narodów, jest różna. Wiem, Pan zadaje pytania, ale konkluzje naszej rozmowy są w gruncie rzeczy jednoznaczne, zwłaszcza gdy spojrzeć na nie z perspektywy prowadzenia polskiej polityki wobec Niemiec.
Problem polega na tym, że Polska od lat porusza się tu między trzema nieskutecznymi strategiami. Albo reaguje emocjonalnie, albo zachowuje się w sposób całkowicie przewidywalny, albo próbuje zrozumieć modus operandi Niemiec przez własną, polską optykę.
I właśnie ten trzeci wariant jest najbardziej złudny. To eksperyment, który nie może się udać z definicji. Nie dlatego, że Niemcy są „lepsi” czy „sprytniejsi”, lecz dlatego, że w każdej realnej konfrontacji to strona systemowa narzuca ramy, styl i tempo gry. Na ringu nie wygrywa ten, kto lepiej tłumaczy przeciwnika we własnych kategoriach, lecz ten, kto rozumie, według jakich zasad przeciwnik faktycznie działa.
Polska bardzo często zakłada dobrą wiarę tam, gdzie funkcjonuje system. Zakłada dialog tam, gdzie decyduje procedura. Zakłada negocjację tam, gdzie decyzja zapadła wcześniej na poziomie strukturalnym. Próba odczytywania niemieckiej polityki przez polskie doświadczenie historyczne, emocjonalne czy moralne prowadzi do ciągłego zaskoczenia i frustracji.
Jeżeli Polska nie zrozumie, że po drugiej stronie nie ma gry intencji, lecz konsekwentnie realizowany model działania oparty na prawie, procedurze i egzekucji, będzie zawsze spóźniona o jeden ruch. A w polityce, podobnie jak na ringu, spóźnienie oznacza walkę już nie na własnych warunkach.
I to jest zasadnicza lekcja płynąca z całej tej rozmowy. Nie moralna i nie emocjonalna, lecz strategiczna. Jeśli Polska nie nauczy się rozpoznawać realnego stylu gry partnera i przeciwnika zarazem, pozostanie w trybie reaktywnym. A reagowanie to już nie polityka. To obrona przed cudzym porządkiem narzucanym z zewnątrz.
[Ciąg dalszy nastąpi]
Dlaczego to ważne:
- Tekst pokazuje mechanizmy, które realnie wpływają na relacje polsko-niemieckie, a nie tylko na medialne narracje – pozwala zrozumieć, skąd biorą się napięcia i asymetria w traktowaniu Polski.
- Ujawnia, jak prawo i procedura mogą zastępować odpowiedzialność moralną, co ma konsekwencje dla decyzji podejmowanych w UE i strukturach ponadnarodowych.
- Dla polskiego czytelnika to narzędzie rozpoznania zagrożeń cywilizacyjnych i politycznych, zanim zostaną one narzucone w formie „neutralnych” regulacji i norm.




