Rosemann: O gimnazjach z panem Handke

Mirosław Handke w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” o swojej reformie powiedział „Ta reforma była projektowana przede wszystkim dla małych miejscowości.” W mojej ocenie świadczy to, że Mirosław Handke nie ma zielonego pojęcia jakie były skutki jego reformy dla oświaty w środowiskach wiejskich.
 Rosemann: O gimnazjach z panem Handke
/ morguefile.com
W weekendowym wydaniu Gazety Wyborczej, w cieniu  głośnej rozmowy z Prezesem Trybunału Konstytucyjnego Andrzejem Rzeplińskim ukazała się wywiad z Mirosławem Handke, byłym Ministrem Edukacji Narodowej, w którym staje on obronie gimnazjów.  Taki głos byłego ministra, który swoim nazwiskiem firmował reformę, w wyniku której powołano do życia gimnazja nie jest zaskakujący i można go zrozumieć. Nie sądzę by Handke miał jeszcze kiedyś jakieś szanse uczynienia czegoś równie wielkiego więc trudno dziwić się, że dziś broni swego „dzieła życia”. Broni w sposób kuriozalny ale z oczywistych dla mnie powodów. Nie traciłbym czasu na polemikę z ministrem gdyby nie główne przesłanie, wyróżnione przez gazetę. Ale zanim do tego przejdę przypomnę krótko ową reformę i przy okazji przywołam argument, który najdobitniej pokazuje bezsens funkcjonowania trzyletniego gimnazjum.
 
Wprowadzona w 1999 r. reforma ustroju szkolnego podzieliła system kształcenia ogólnego na cztery etapy edukacyjne, realizowane w trzech typach szkół. Pierwszy etap – nauczanie wczesnoszkolne realizowany miał być w klasach I-III 6-letniej szkoły podstawowej. Szkoła ta w klasach IV-VI realizowała też drugi etap edukacyjny. Trzeci etap, również trzyletni, realizowany był w gimnazjum a ostatni w szkole ponadgimnazjalnej. 

Od początku funkcjonowania gimnazjów uczący w nich nauczyciele zwracali uwagę, że realizacja podstawy programowej trzeciego etapu edukacyjnego jest szalenie trudna, że trzyletni okres jest zbyt krótki. Tym trudniejszy, że w ostatniej klasie, dwa miesiące przed końcem nauki odbywał się egzamin zewnętrzny. Po nim motywacja uczniów wyraźnie spadała co nie ułatwiało pracy nauczycielom zmuszonym do „przerabiania materiału” w przyspieszonym tempie.   W 2012 roku sprawująca władze ekipa Platformy Obywatelskiej przeprowadziła zmianę, która tak naprawdę sprowadziła trzyletnie gimnazjum jako element systemu do fikcji przyznając jednoznacznie swymi działaniami, że szkoła ta jest nieporozumieniem. Wspomniana reforma  wydłużyła trzeci etap edukacyjny o rok przy pozostawieniu dotychczasowego schematu szkół. I tak w szkole podstawowej nadal realizowano w cyklach trzyletnich I i II etap edukacyjny natomiast etap III objął trzyletnie gimnazjum i I klasę szkoły ponadgimnazjalnej. Potwierdzając faktycznie, że przez trzy lata gimnazjum nie da się zrealizować sensownie podstawy programowej, która byłaby spójna i kompletna. Przy okazji do reszty zdemolowano system szkolnictwa ponadgimnazjalnego ale to odrębny temat. I to utworzenie nowotworu w postaci trzyletniego gimnazjum realizującego podstawę programową w cztery lata jest argumentem koronnym odnoszącym się do aspektu edukacyjnego funkcjonowania gimnazjów. Dla pana Handkego ta zmiana była „naprawą systemu bez naruszania struktury.”

Wróćmy teraz do tego co ma Handke najważniejszego w sprawie gimnazjów do powiedzenia. Napisał on „Ta reforma była projektowana przede wszystkim dla małych miejscowości. Duże miasta zawsze sobie poradzą. Ale ta młodzież z Polski powiatowej czy gminnej, która w domu często nie ma atmosfery motywującej do nauki, chce się uczyć. Te dzieci wcześniej były biedne, ale nie w sensie materialnym, lecz pod względem możliwości kształcenia i awansu społecznego. Nie miały w domu rozbudzonych potrzeb edukacyjnych, które mogła wzbudzić tylko szkoła.” Zaznaczył, że mówi to z perspektywy mieszkańca wsi, w której przygląda się funkcjonowaniu oświaty w tym istniejącego tam gimnazjum. Nie mam pojęcia na jakiej podstawie Handke odczytuje te wewnętrzną, psychologiczną stronę wprowadzonej zmiany. Mało to poważne wiec zostawmy to i przejdźmy do aspektu społecznego reformy, za którą pan Handke odpowiada. Spróbuję odpowiedzieć jak w istocie zdziałała ta „zaprojektowana przede wszystkim dla małych miejscowości” reforma. Ja zgadzam się z tą częścią wypowiedzi ministra, która odnosi się do zdolności przystosowawczych do kolejnych zmian edukacji w miastach. Faktycznie i wtedy i teraz miasta, szczególnie te duże, poradzą sobie bez większych trudności. Natomiast opinia ministra o szkołach wiejskich w mojej ocenie dowodzi, że Mirosław Handke nie ma zielonego pojęcia jakie były skutki jego reformy dla oświaty w środowiskach wiejskich.

Zanim je opisze wyjaśnię, że w chwili wprowadzania reformy pracowałem w szkole i przyznam, że byłem gorącym zwolennikiem proponowanych zmian. Dałem się przekonać hasłom o większych możliwościach, o szkołach XXI wieku które będą miały świetne wyposażenie do którego dowiezie się dzieci. Będą projektory multimedialne i tablice interaktywne. Po latach podejrzewam, że dużo mniej kosztowne byłoby, gdyby co drugiemu uczniowi kupić taki projektor a w tablice pewnie dałoby się wyposażyć co piątą rodzinę.

By uświadomić sobie co stało się z wiejską oświatą po reformie Handkego wyobraźmy sobie gminę wiejską, w której przed reformą funkcjonowało pięć niezbyt dużych, ośmioklasowych szkół podstawowych w miejscowościach A (wieś gminna) B, C, D i E. Liczba dzieci w gminie z roczników przewidzianych do kształcenia po 6 klasie szkoły podstawowej pozwalała utworzyć tylko jedno gimnazjum, do którego z pozostałych miejscowości gmina miała dowozić uczniów. Ponieważ najludniejsza była wieś A najsensowniejsze było powołanie gimnazjum właśnie tam. Przy okazji, skoro w niej mieszkało też najwięcej uczniów szkoły podstawowej uznano za racjonalne pozostawienie tam też jednej ze szkół podstawowych. Tu bardzo istotne  przypomnienie, że reforma nie pozwalała tworzyć zespołów szkół obejmujących szkoły podstawowe i gimnazja. Nota bene Handke w wywiadzie dla "Wyborczej", żałujący tego, że nie powstawały od poczatku zespoły gimnazjów i liceów (z czasem oczywiście powstawały) nie pojmując chyba, że takie elitarne szkoły, powstające w miastach (licea były i sa prowadzone przez powiaty) wysysające najlepszą młodzież często z dość dużego obszaru  to kolejny element degradacji oświaty wiejskiej. Wyjątkiem dającym możliwość tworzenia zespołów były szkoły integracyjne i sportowe.

Ten obowiązek rozdzielania szkół podstawowych i gimnazjów stanowi przy okazji odpowiedź na czeste uwagi o kosztach, które samorządy musiały ponieść w związku z tworzeniem gimnazjów. Nie musiałyby gdyby nie ta nieprzemyślana decyzja władz wprowadzających reformę. Ale wróćmy do wymyślonej wcześniej gminy A. Postanowiono więc, że obie szkoły w tej wsi będą z konieczności funkcjonować w dawnej „podstawówce” choć jako dwie odrębne placówki z odrębnymi dyrekcjami i pracownikami a gmina podejmie działania i poniesie koszty żeby obiekt tak rozbudować by dało się szkoły fizycznie pomieścić i rozdzielić lub też z czasem wybuduje na potrzeby gimnazjum nowy obiekt. Obowiązkowo z wielką hala sportową. To by największy koszt wymuszony reformą.  

Tak więc przez wsie B,C, D i E i resztę miejscowości gminy ruszył w pierwszym roku istnienia gimnazjów autobus szkolny zwany powszechnie „gimbusem”. Zaś radni, którzy musieli ten autobus finansować z budżetu gminy uświadomili sobie, że podstawówki w B, C, D i E, które dotąd finansowali dzięki subwencji za osiem uczęszczających do nich roczników uczniów teraz muszą utrzymać z subwencji dla sześciu roczników. I uświadomili sobie oczywiście równocześnie, że przecież przez te wsie, gdzie istnieją teraz mniej obciążone liczbą uczniów szkoły, jeździ ten „gimbus”. Od tego był już krok do decyzji by liczebność uczniów jednych szkół zwiększyć kosztem istnienia pozostałych. Bo we wszystkich szkołach podstawowych zrobiło się miejsce po dwóch rocznikach, które poszły do gimnazjum. I tak, z oszczędności, zniknęły szkoły w miejscowościach D i E a radni zastanawiali się też nad szkołą we wsi C. Kiedy przyjdzie niż demograficzny zniknie i ona. W efekcie na przystanku „gimbusa”, obok kilkunastoletnich gimnazjalistów pojawili się wczesnym rankiem siedmio a także sześciolatkowie. Dzieciaki, które często wstawać musiały przed szóstą rano by umyć się i zdążyć zjeść śniadanie. Autobus szkolny często jechał ponad godzinę zanim pozbierał wszystkich i rozwiózł ich do ich szkół. I choćby to, panie Handke i reszto obrońców tej „wspanialej” reformy było już nie błędem ale w mojej ocenie bezdusznością i brakiem elementarnej wyobraźni.

Ale to nie wszystko. Wrócę do przekonania pana Handkego, że otworzył wiejskim dzieciom wrota edukacyjnego raju. Ten zakładany wtedy rozwój i wyrównanie szans to nie tylko zajęcia lekcyjne ale także zajęcia dodatkowe, dobrowolne i wybierane przez uczniów. W miastach uczniowie mają w tym zakresie do dyspozycji nie tylko ofertę szkół ale też domów kultury, ognisk pracy pozaszkolnej, szkół językowych i innych firm komercyjnych. Na wsiach jest to wyłącznie szkoła. I teraz wyobraźmy sobie dyrektorów szkół, do których dowożone są dzieci „gimbusami”. Nawet mając spory potencjał w postaci bazy szkoły (pomieszczenia i wyposażenie) i kreatywnych nauczycieli mogą organizować zajęcia tylko w takim zakresie, na jaki pozwoli harmonogram dowozu dzieci. Harmonogram wspólny dla wszystkich szkół, do których i z ktorych wożone są dzieci.  Jeśli „gimbus” odjeżdżał o 15.00 to tylko do tej godziny dyrektor mógł faktycznie organizować zajęcia które wyrównywały szanse. Po 15 na zajęcia przychodzili tylko ci, co mieli szczęście mieszkać w miejscowości A lub których rodzice mogli dowieźć i odebrać we własnym zakresie. Póki istniała poprzednia sieć szkół dzieci mogły dotrzeć na zajęcia i wrócić z nich pieszo lub rowerem. Jeśli chciały. To był jedyny czynnik decydujący o uczestnictwie.

Skoro zaś już wspomnieliśmy o rodzicach, o których pan Handke słowem nie wspomniał, każdy, kto uczy w szkole, szczególnie tej, do której chodzą dzieci a nie mlodzież wie, że kontakt z rodzicami jest nie tyle bardzo ważny co wręcz niezbędny a szkoła bez rodziców jest jak bez jednej kończyny. Odsuwanie szkoły od rodzica taki kontakt bardzo utrudnia. Tym bardziej, że rodzice nie zawsze są chętni angażować się w życie szkoły.  Reforma Handkego odsunęła na wsiach od rodziców wiekszość gimnazjów i sporą część szkól podstawowych. Ze szkodą dla wszystkich.

Przenieśmy się teraz do miejscowości C i E w których gmina zlikwidowała szkoły. Ja wiem, że człowiek, który żyje i pracuje w mieście nie ma pojęcia jakie miejsce w społeczności wiejskiej zajmuje szkoła i jakie spełnia funkcje. Szczególnie we wsiach, z których dośc daleko jest do najbliższego dużego miasta. Mówiąc w skrócie te, które w mieście realizuje teatr, muzeum, filharmonia. Oczywiście w takiej skali, w jakiej jest to w stanie zrobić. Dlatego likwidacja szkół zawsze lub prawie zawsze wywoływała opór. Często owocujący mniej lub bardziej pokojowym przejęciem i prowadzeniem szkoły przez powołane w tym celu stowarzyszenia. Tak powstałe szkoły to temat na odrębną opowieść i zarazem jedna z najbardziej chlubnych i heroicznych kart w historii naszej edukacji. Ograniczę się tylko do przywołania nazwy jednego z takich znanych mi stowarzyszeń. Nazywa się ono „Szkoła sercem wsi” i jest najkrótszą odpowiedzią na pytanie jakie znaczenie dla społeczności wiejskich ma istnienie lub nieistnienie szkoły.

 I na koniec krótko o nauczycielach. Grupie, która stała się teraz argumentem przetargowym obrońców gimnazjum. Poprzednia reforma dla wielu z nich, jeśli pracowali w szkołach na wsiach, była bolesna.  Przypomnę, że przed reformą nauczyciel specjalizujący się w konkretnym przedmiocie zaczynał pracę z czwartoklasistami i uczył ich przez pięć lat. Po reformie mógł uczyć przez trzy lata w szkole podstawowej (nie zawsze bo np. zniknęły tam takie przedmioty jak geografia czy biologia a w ich miejsce pojawiła się przyroda do nauczania której trzeba było się przekwalifikować) lub przez trzy lata w gimnazjum. Dla takich specjalności jak fizyka, chemia itd. trudno było w jednym gimnazjum wiejskim znaleźć liczbę godzin odpowiadających etatowi. W efekcie albo nauczyciel łączył etat w kilku szkołach (często w więcej niż jednej gminie) lub zdobywała, płacąc za to, dodatkowe kwalifikacje.

Handke pisze „Jeśli przywrócimy nauczanie przedmiotowe, na dodatek bez egzaminu, to obniżymy rangę tych dziedzin wiedzy. A dla wsi to skończy się tak, że będą uczyli niedouczeni, ledwo przeszkoleni nauczyciele innych specjalizacji, bo kogo innego można zatrudnić na ledwie dwie godziny w tygodniu? Nauczyciele będą pracować w kilku szkołach naraz, by dopełnić etat. Kolejny punkt, w którym grozi nam potężny chaos.” To zdumiewające, że nie wie, iż proces, który opisał w przywołany fragmentem nastąpił właśnie za sprawą jego reformy. Że ludzie kształceni w konkretnych specjalnościach musieli zdobywać nowe kwalifikacje. Z którymi zostaną.

Podsumowując mogę tylko powiedzieć, że wspomniana rozmowa nasuwa mi podejrzenia, że swoja reformę Mirosław Handke oglądał co najwyżej w telewizji i znał z pochlebnych opinii ludzi, którym zależało by minister był z ich oceny zadowolony. Handke za sukces uważa to, co było największym grzechem jego reformy a na największe zagrożenie to, co sam swoimi zmianami spowodował.
http://wyborcza.pl/magazyn/1,124059,20738204,w-wiejskiej-szkole-gasza-swiatlo.html
 

 

POLECANE
Wybory prezydenckie w Rumunii. Sukces Georgescu polityka
Wybory prezydenckie w Rumunii. Sukces Georgescu

Trybunał Konstytucyjny Rumunii oddalił skargi złożone przeciwko kandydaturze Calina Georgescu. Orzeczenie sędziów jest prawomocne oraz zostanie opublikowane w Dzienniku Urzędowym. Kandydat prawicy będzie mógł ponownie wystartować w najbliższych wyborach prezydenckich.

Już za kilka dni unikalne zjawisko astronomiczne również w Polsce Wiadomości
Już za kilka dni unikalne zjawisko astronomiczne również w Polsce

W marcu niebo zaserwuje nam wyjątkowe zjawisko - całkowite zaćmienie Księżyca, znane także jako tzw. krwawy Księżyc. Choć jego pełna wersja nie będzie widoczna w Polsce, warto wiedzieć, czego się spodziewać i kiedy spojrzeć w niebo.

Marco Rubio ostro odpowiada Radosławowi Sikorskiemu pilne
Marco Rubio ostro odpowiada Radosławowi Sikorskiemu

- To po prostu zmyślanie. Nikt nie groził odcięciem Ukrainy od Starlinka - napisał sekretarz stanu USA Marco Rubio w odpowiedzi na wpis szefa polskiego MSZ Radosława Sikorskiego.

Karol Nawrocki stanowczo o reparacjach wojennych od Niemiec: To kwestia naszej przyszłości polityka
Karol Nawrocki stanowczo o reparacjach wojennych od Niemiec: To kwestia naszej przyszłości

Kandydat na Prezydenta RP Karol Nawrocki, odwiedzając w niedzielę Wieluń - miasto, które jako pierwsze zostało zbombardowane przez Luftwaffe 1 września 1939 r. - zapowiedział, że jako prezydent powróci do kwestii wypłacenia przez Niemców reparacji, które jego zdaniem nam się należą.

Coś strzeliło w łydce. Dramat polskiego piłkarza Wiadomości
"Coś strzeliło w łydce". Dramat polskiego piłkarza

Piotr Zieliński z Interu Mediolan doznał kontuzji tuż po wejściu na boisko w meczu przeciwko AC Monzy. Polak rozegrał zaledwie trzy minuty, zanim złapał się za łydkę i z grymasem bólu zszedł z murawy.

ChatGPT coraz mniej bezpieczny? Jest komentarz byłego pracownika Open AI Wiadomości
ChatGPT coraz mniej bezpieczny? Jest komentarz byłego pracownika Open AI

Amerykańska firma Open AI opublikowała niedawno dokument, który omówił kwestie bezpieczeństwa oraz wdrażania nowych rozwiązań. Firma podkreśliła, że "zachowywała się rozważnie, ograniczając początkowo zakres udostępnionych danych" w chacie GPT-2. W tej sprawie wypowiedział się były pracownik Open AI Miles Brundage, który był szefem działu polityki badawczej.

Nie żyje gwiazdor disco-polo Wiadomości
Nie żyje gwiazdor disco-polo

Polska scena disco polo straciła jedną ze swoich ważnych postaci. W wieku 63 lat zmarł Jerzy „Jerry” Szymczyk - muzyk, aranżer i współzałożyciel zespołu Vabank, który w latach 90. podbił serca fanów.

Niemcy: Niebawem rusza ośrodek dla migrantów przy granicy z Polską. Podano datę z ostatniej chwili
Niemcy: Niebawem rusza ośrodek dla migrantów przy granicy z Polską. Podano datę

Szef Centralnego Urzędu Imigracyjnego poinformował niemieckie media, że ośrodek dla imigrantów w Eisenhüttenstadt tuż przy granicy z Polską rozpocznie pracę 13 marca.

Francja zwiększy wsparcie wojskowe dla Ukrainy. Podano szczegóły polityka
Francja zwiększy wsparcie wojskowe dla Ukrainy. Podano szczegóły

Minister obrony Francji Sebastien Lecornu zapowiedział w niedzielę, że Paryż sięgnie po odsetki od zamrożonych aktywów rosyjskich, by nabyć pociski do samolotów Mirage dostarczonych Ukrainie. Kwota odsetek od zamrożonych aktywów sięga 195 mln euro - dodał minister.

Francusko-niemieckie rozmowy nt. odstraszania nuklearnego. Jest stanowisko Friedricha Merza polityka
Francusko-niemieckie rozmowy nt. odstraszania nuklearnego. Jest stanowisko Friedricha Merza

Kandydat CDU/CSU na kanclerza Niemiec Friedrich Merz opowiada się za współpracą w celu wzmocnienia odstraszania nuklearnego w Europie. Merz powiedział w niedzielę w radiu Deutschlandfunk, że jego zdaniem współdzielenie broni nuklearnej powinno być omawiane z Francją i Wielką Brytanią.

REKLAMA

Rosemann: O gimnazjach z panem Handke

Mirosław Handke w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” o swojej reformie powiedział „Ta reforma była projektowana przede wszystkim dla małych miejscowości.” W mojej ocenie świadczy to, że Mirosław Handke nie ma zielonego pojęcia jakie były skutki jego reformy dla oświaty w środowiskach wiejskich.
 Rosemann: O gimnazjach z panem Handke
/ morguefile.com
W weekendowym wydaniu Gazety Wyborczej, w cieniu  głośnej rozmowy z Prezesem Trybunału Konstytucyjnego Andrzejem Rzeplińskim ukazała się wywiad z Mirosławem Handke, byłym Ministrem Edukacji Narodowej, w którym staje on obronie gimnazjów.  Taki głos byłego ministra, który swoim nazwiskiem firmował reformę, w wyniku której powołano do życia gimnazja nie jest zaskakujący i można go zrozumieć. Nie sądzę by Handke miał jeszcze kiedyś jakieś szanse uczynienia czegoś równie wielkiego więc trudno dziwić się, że dziś broni swego „dzieła życia”. Broni w sposób kuriozalny ale z oczywistych dla mnie powodów. Nie traciłbym czasu na polemikę z ministrem gdyby nie główne przesłanie, wyróżnione przez gazetę. Ale zanim do tego przejdę przypomnę krótko ową reformę i przy okazji przywołam argument, który najdobitniej pokazuje bezsens funkcjonowania trzyletniego gimnazjum.
 
Wprowadzona w 1999 r. reforma ustroju szkolnego podzieliła system kształcenia ogólnego na cztery etapy edukacyjne, realizowane w trzech typach szkół. Pierwszy etap – nauczanie wczesnoszkolne realizowany miał być w klasach I-III 6-letniej szkoły podstawowej. Szkoła ta w klasach IV-VI realizowała też drugi etap edukacyjny. Trzeci etap, również trzyletni, realizowany był w gimnazjum a ostatni w szkole ponadgimnazjalnej. 

Od początku funkcjonowania gimnazjów uczący w nich nauczyciele zwracali uwagę, że realizacja podstawy programowej trzeciego etapu edukacyjnego jest szalenie trudna, że trzyletni okres jest zbyt krótki. Tym trudniejszy, że w ostatniej klasie, dwa miesiące przed końcem nauki odbywał się egzamin zewnętrzny. Po nim motywacja uczniów wyraźnie spadała co nie ułatwiało pracy nauczycielom zmuszonym do „przerabiania materiału” w przyspieszonym tempie.   W 2012 roku sprawująca władze ekipa Platformy Obywatelskiej przeprowadziła zmianę, która tak naprawdę sprowadziła trzyletnie gimnazjum jako element systemu do fikcji przyznając jednoznacznie swymi działaniami, że szkoła ta jest nieporozumieniem. Wspomniana reforma  wydłużyła trzeci etap edukacyjny o rok przy pozostawieniu dotychczasowego schematu szkół. I tak w szkole podstawowej nadal realizowano w cyklach trzyletnich I i II etap edukacyjny natomiast etap III objął trzyletnie gimnazjum i I klasę szkoły ponadgimnazjalnej. Potwierdzając faktycznie, że przez trzy lata gimnazjum nie da się zrealizować sensownie podstawy programowej, która byłaby spójna i kompletna. Przy okazji do reszty zdemolowano system szkolnictwa ponadgimnazjalnego ale to odrębny temat. I to utworzenie nowotworu w postaci trzyletniego gimnazjum realizującego podstawę programową w cztery lata jest argumentem koronnym odnoszącym się do aspektu edukacyjnego funkcjonowania gimnazjów. Dla pana Handkego ta zmiana była „naprawą systemu bez naruszania struktury.”

Wróćmy teraz do tego co ma Handke najważniejszego w sprawie gimnazjów do powiedzenia. Napisał on „Ta reforma była projektowana przede wszystkim dla małych miejscowości. Duże miasta zawsze sobie poradzą. Ale ta młodzież z Polski powiatowej czy gminnej, która w domu często nie ma atmosfery motywującej do nauki, chce się uczyć. Te dzieci wcześniej były biedne, ale nie w sensie materialnym, lecz pod względem możliwości kształcenia i awansu społecznego. Nie miały w domu rozbudzonych potrzeb edukacyjnych, które mogła wzbudzić tylko szkoła.” Zaznaczył, że mówi to z perspektywy mieszkańca wsi, w której przygląda się funkcjonowaniu oświaty w tym istniejącego tam gimnazjum. Nie mam pojęcia na jakiej podstawie Handke odczytuje te wewnętrzną, psychologiczną stronę wprowadzonej zmiany. Mało to poważne wiec zostawmy to i przejdźmy do aspektu społecznego reformy, za którą pan Handke odpowiada. Spróbuję odpowiedzieć jak w istocie zdziałała ta „zaprojektowana przede wszystkim dla małych miejscowości” reforma. Ja zgadzam się z tą częścią wypowiedzi ministra, która odnosi się do zdolności przystosowawczych do kolejnych zmian edukacji w miastach. Faktycznie i wtedy i teraz miasta, szczególnie te duże, poradzą sobie bez większych trudności. Natomiast opinia ministra o szkołach wiejskich w mojej ocenie dowodzi, że Mirosław Handke nie ma zielonego pojęcia jakie były skutki jego reformy dla oświaty w środowiskach wiejskich.

Zanim je opisze wyjaśnię, że w chwili wprowadzania reformy pracowałem w szkole i przyznam, że byłem gorącym zwolennikiem proponowanych zmian. Dałem się przekonać hasłom o większych możliwościach, o szkołach XXI wieku które będą miały świetne wyposażenie do którego dowiezie się dzieci. Będą projektory multimedialne i tablice interaktywne. Po latach podejrzewam, że dużo mniej kosztowne byłoby, gdyby co drugiemu uczniowi kupić taki projektor a w tablice pewnie dałoby się wyposażyć co piątą rodzinę.

By uświadomić sobie co stało się z wiejską oświatą po reformie Handkego wyobraźmy sobie gminę wiejską, w której przed reformą funkcjonowało pięć niezbyt dużych, ośmioklasowych szkół podstawowych w miejscowościach A (wieś gminna) B, C, D i E. Liczba dzieci w gminie z roczników przewidzianych do kształcenia po 6 klasie szkoły podstawowej pozwalała utworzyć tylko jedno gimnazjum, do którego z pozostałych miejscowości gmina miała dowozić uczniów. Ponieważ najludniejsza była wieś A najsensowniejsze było powołanie gimnazjum właśnie tam. Przy okazji, skoro w niej mieszkało też najwięcej uczniów szkoły podstawowej uznano za racjonalne pozostawienie tam też jednej ze szkół podstawowych. Tu bardzo istotne  przypomnienie, że reforma nie pozwalała tworzyć zespołów szkół obejmujących szkoły podstawowe i gimnazja. Nota bene Handke w wywiadzie dla "Wyborczej", żałujący tego, że nie powstawały od poczatku zespoły gimnazjów i liceów (z czasem oczywiście powstawały) nie pojmując chyba, że takie elitarne szkoły, powstające w miastach (licea były i sa prowadzone przez powiaty) wysysające najlepszą młodzież często z dość dużego obszaru  to kolejny element degradacji oświaty wiejskiej. Wyjątkiem dającym możliwość tworzenia zespołów były szkoły integracyjne i sportowe.

Ten obowiązek rozdzielania szkół podstawowych i gimnazjów stanowi przy okazji odpowiedź na czeste uwagi o kosztach, które samorządy musiały ponieść w związku z tworzeniem gimnazjów. Nie musiałyby gdyby nie ta nieprzemyślana decyzja władz wprowadzających reformę. Ale wróćmy do wymyślonej wcześniej gminy A. Postanowiono więc, że obie szkoły w tej wsi będą z konieczności funkcjonować w dawnej „podstawówce” choć jako dwie odrębne placówki z odrębnymi dyrekcjami i pracownikami a gmina podejmie działania i poniesie koszty żeby obiekt tak rozbudować by dało się szkoły fizycznie pomieścić i rozdzielić lub też z czasem wybuduje na potrzeby gimnazjum nowy obiekt. Obowiązkowo z wielką hala sportową. To by największy koszt wymuszony reformą.  

Tak więc przez wsie B,C, D i E i resztę miejscowości gminy ruszył w pierwszym roku istnienia gimnazjów autobus szkolny zwany powszechnie „gimbusem”. Zaś radni, którzy musieli ten autobus finansować z budżetu gminy uświadomili sobie, że podstawówki w B, C, D i E, które dotąd finansowali dzięki subwencji za osiem uczęszczających do nich roczników uczniów teraz muszą utrzymać z subwencji dla sześciu roczników. I uświadomili sobie oczywiście równocześnie, że przecież przez te wsie, gdzie istnieją teraz mniej obciążone liczbą uczniów szkoły, jeździ ten „gimbus”. Od tego był już krok do decyzji by liczebność uczniów jednych szkół zwiększyć kosztem istnienia pozostałych. Bo we wszystkich szkołach podstawowych zrobiło się miejsce po dwóch rocznikach, które poszły do gimnazjum. I tak, z oszczędności, zniknęły szkoły w miejscowościach D i E a radni zastanawiali się też nad szkołą we wsi C. Kiedy przyjdzie niż demograficzny zniknie i ona. W efekcie na przystanku „gimbusa”, obok kilkunastoletnich gimnazjalistów pojawili się wczesnym rankiem siedmio a także sześciolatkowie. Dzieciaki, które często wstawać musiały przed szóstą rano by umyć się i zdążyć zjeść śniadanie. Autobus szkolny często jechał ponad godzinę zanim pozbierał wszystkich i rozwiózł ich do ich szkół. I choćby to, panie Handke i reszto obrońców tej „wspanialej” reformy było już nie błędem ale w mojej ocenie bezdusznością i brakiem elementarnej wyobraźni.

Ale to nie wszystko. Wrócę do przekonania pana Handkego, że otworzył wiejskim dzieciom wrota edukacyjnego raju. Ten zakładany wtedy rozwój i wyrównanie szans to nie tylko zajęcia lekcyjne ale także zajęcia dodatkowe, dobrowolne i wybierane przez uczniów. W miastach uczniowie mają w tym zakresie do dyspozycji nie tylko ofertę szkół ale też domów kultury, ognisk pracy pozaszkolnej, szkół językowych i innych firm komercyjnych. Na wsiach jest to wyłącznie szkoła. I teraz wyobraźmy sobie dyrektorów szkół, do których dowożone są dzieci „gimbusami”. Nawet mając spory potencjał w postaci bazy szkoły (pomieszczenia i wyposażenie) i kreatywnych nauczycieli mogą organizować zajęcia tylko w takim zakresie, na jaki pozwoli harmonogram dowozu dzieci. Harmonogram wspólny dla wszystkich szkół, do których i z ktorych wożone są dzieci.  Jeśli „gimbus” odjeżdżał o 15.00 to tylko do tej godziny dyrektor mógł faktycznie organizować zajęcia które wyrównywały szanse. Po 15 na zajęcia przychodzili tylko ci, co mieli szczęście mieszkać w miejscowości A lub których rodzice mogli dowieźć i odebrać we własnym zakresie. Póki istniała poprzednia sieć szkół dzieci mogły dotrzeć na zajęcia i wrócić z nich pieszo lub rowerem. Jeśli chciały. To był jedyny czynnik decydujący o uczestnictwie.

Skoro zaś już wspomnieliśmy o rodzicach, o których pan Handke słowem nie wspomniał, każdy, kto uczy w szkole, szczególnie tej, do której chodzą dzieci a nie mlodzież wie, że kontakt z rodzicami jest nie tyle bardzo ważny co wręcz niezbędny a szkoła bez rodziców jest jak bez jednej kończyny. Odsuwanie szkoły od rodzica taki kontakt bardzo utrudnia. Tym bardziej, że rodzice nie zawsze są chętni angażować się w życie szkoły.  Reforma Handkego odsunęła na wsiach od rodziców wiekszość gimnazjów i sporą część szkól podstawowych. Ze szkodą dla wszystkich.

Przenieśmy się teraz do miejscowości C i E w których gmina zlikwidowała szkoły. Ja wiem, że człowiek, który żyje i pracuje w mieście nie ma pojęcia jakie miejsce w społeczności wiejskiej zajmuje szkoła i jakie spełnia funkcje. Szczególnie we wsiach, z których dośc daleko jest do najbliższego dużego miasta. Mówiąc w skrócie te, które w mieście realizuje teatr, muzeum, filharmonia. Oczywiście w takiej skali, w jakiej jest to w stanie zrobić. Dlatego likwidacja szkół zawsze lub prawie zawsze wywoływała opór. Często owocujący mniej lub bardziej pokojowym przejęciem i prowadzeniem szkoły przez powołane w tym celu stowarzyszenia. Tak powstałe szkoły to temat na odrębną opowieść i zarazem jedna z najbardziej chlubnych i heroicznych kart w historii naszej edukacji. Ograniczę się tylko do przywołania nazwy jednego z takich znanych mi stowarzyszeń. Nazywa się ono „Szkoła sercem wsi” i jest najkrótszą odpowiedzią na pytanie jakie znaczenie dla społeczności wiejskich ma istnienie lub nieistnienie szkoły.

 I na koniec krótko o nauczycielach. Grupie, która stała się teraz argumentem przetargowym obrońców gimnazjum. Poprzednia reforma dla wielu z nich, jeśli pracowali w szkołach na wsiach, była bolesna.  Przypomnę, że przed reformą nauczyciel specjalizujący się w konkretnym przedmiocie zaczynał pracę z czwartoklasistami i uczył ich przez pięć lat. Po reformie mógł uczyć przez trzy lata w szkole podstawowej (nie zawsze bo np. zniknęły tam takie przedmioty jak geografia czy biologia a w ich miejsce pojawiła się przyroda do nauczania której trzeba było się przekwalifikować) lub przez trzy lata w gimnazjum. Dla takich specjalności jak fizyka, chemia itd. trudno było w jednym gimnazjum wiejskim znaleźć liczbę godzin odpowiadających etatowi. W efekcie albo nauczyciel łączył etat w kilku szkołach (często w więcej niż jednej gminie) lub zdobywała, płacąc za to, dodatkowe kwalifikacje.

Handke pisze „Jeśli przywrócimy nauczanie przedmiotowe, na dodatek bez egzaminu, to obniżymy rangę tych dziedzin wiedzy. A dla wsi to skończy się tak, że będą uczyli niedouczeni, ledwo przeszkoleni nauczyciele innych specjalizacji, bo kogo innego można zatrudnić na ledwie dwie godziny w tygodniu? Nauczyciele będą pracować w kilku szkołach naraz, by dopełnić etat. Kolejny punkt, w którym grozi nam potężny chaos.” To zdumiewające, że nie wie, iż proces, który opisał w przywołany fragmentem nastąpił właśnie za sprawą jego reformy. Że ludzie kształceni w konkretnych specjalnościach musieli zdobywać nowe kwalifikacje. Z którymi zostaną.

Podsumowując mogę tylko powiedzieć, że wspomniana rozmowa nasuwa mi podejrzenia, że swoja reformę Mirosław Handke oglądał co najwyżej w telewizji i znał z pochlebnych opinii ludzi, którym zależało by minister był z ich oceny zadowolony. Handke za sukces uważa to, co było największym grzechem jego reformy a na największe zagrożenie to, co sam swoimi zmianami spowodował.
http://wyborcza.pl/magazyn/1,124059,20738204,w-wiejskiej-szkole-gasza-swiatlo.html
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe
-->