Raport z oblężonego... medium

To, co najbardziej wulgarna koalicja w historii Polski zrobiła z ludźmi pracującymi we wszystkich kanałach Telewizji Polskiej, będzie przedmiotem badań socjologów, psychologów i ekspertów politologii. Dzisiaj, po dwóch tygodniach od siłowego zamachu na media w Polsce, widać już, jak wiele złego zrobiła obecna koalicja zwykłym ludziom, którzy nie tylko nie byli związani z PiS, ale zajmowali się po prostu dziennikarstwem. Dla wielu z nich była to pierwsza praca w tej branży lub pierwsza w ogóle.
Siedziba TVP na pl. Powstańców Warszawy  Raport z oblężonego... medium
Siedziba TVP na pl. Powstańców Warszawy / fot. T. Gutry

Kiedy 22 grudnia przychodzę do pracy w budynku przy ul. Woronicza uderza pustka w zwykle tętniącym życiem holu głównej siedziby TVP. Wejście jest zamknięte i pilnowane przez dwie agencje ochrony – tę, która od lat pilnowała wejść do budynków TVP, i tę nową, którą wynajął adwokat Piotr Zemła, człowiek obecnej władzy, do 20 grudnia nieznany mediom i (nawet do dzisiaj) nieznający się na mediach. Samego wejścia pilnują policjanci – mają sprawdzać wejściówki pracowników, niewielkie plastikowe karty, które służą do otwierania elektronicznych bramek i drzwi do poszczególnych redakcji.

Co się dzieje w telewizji?!

Obrazek jest nawet zabawny, bo pracownicy obu agencji – ubrani na czarno ochroniarze o surowych minach, niektórzy wyposażeni w pałki taktyczne służące do bicia ludzi – sprawiają wrażenie dwóch drużyn gotowych do rozegrania meczu. Zresztą ci pracownicy stacji, którym jeszcze nie odebrało mowy, żartobliwie proponują, żeby rzeczywiście rzucić pomiędzy nich jakąś piłkę. Może pozwoli im się to rozładować, bo w dużej części to właśnie oni są powodem klimatu coraz mroczniejszego zagrożenia panującego w tych dniach w telewizji.
Ci, którzy mieli właściwe przepustki, starają się nie wychodzić z budynku. Jeszcze dwa dni temu pełno było tu polityków głównie Prawa i Sprawiedliwości, dzisiaj tylko niektórzy próbują okupować mityczne dla pracowników TVP dziewiąte i dziesiąte piętro biurowca, gdzie dzieje się najwięcej. Nawiasem mówiąc, to właściwie jedyni przedstawiciele klasy politycznej, którzy odnoszą się do nas z szacunkiem. Jeszcze wczoraj pocieszałem redakcyjną koleżankę, która zaczęła pracę w anglojęzycznym programie TVP World, antenie niezaangażowanej w wewnętrzną polską politykę, która szybko stała się odpowiedzią medialną nie tylko Polski, ale i całego regionu dla rosyjskiej propagandy. Wyłączenie sygnału TVP World zostało zauważone we wszystkich europejskich stolicach.

– Co się z wami stało? Co się tam dzieje? – słyszę w słuchawce od ekspertów, którzy bywali gośćmi TVP World przez ostatnie dwa lata.
– Będziecie jeszcze nadawać? Nie możecie przestać – to prof. Andrew Tettenborn ze Swansea University, prawnik i ekspert prawa międzynarodowego, od wielu tygodni martwiący się o to, co może się stać właśnie z tym kanałem informacyjnym.

Wyłączenie sygnału TVP World było również zauważone za oceanem, ale przede wszystkim w Moskwie, której medialne tuzy nie ukrywały radości, że na międzynarodowym rynku mediów znów zrobiło się miejsce dla rosyjskiego przekazu i być może nawet dla powrotu Russia TV do europejskich odbiorników.

Zamknięcie kanałów

Choć do samego końca pracownicy i współpracownicy są przekonani, że tej antenie właściwie nic nie grozi – w końcu stała możliwie najdalej od polskiej polityki wewnętrznej, wątpliwości rozwiała twitterowa (dzisiaj to serwis X) dyskusja żony obecnego szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego z Sergiejem Sumlennym, jednym ze światowej klasy ekspertów ds. wschodnich oraz wojny toczącej się na Ukrainie.

„Naprawdę przerażające pierwsze kroki nowego polskiego rządu, który zdecydował się nie tylko zamknąć działalność @TVPWorld_com, anglojęzycznego kanału telewizyjnego, ale także wysłać policję do jego studia. TVP World była jedynym wpływowym głosem Europy Środkowej w mediach światowych. Solidaryzuję się z jego zespołem” – napisał, żeby chwilę później przeczytać na swoim profilu słowa Anne Applebaum: „TVP została nielegalnie przekształcona w propisowską tubę propagandową i nielegalnie była prowadzona przez funkcjonariuszy PiS. To, co oglądacie, to przywrócenie nadawania publicznego. TVP World, podobnie jak reszta TVP, powróci na antenę po odejściu funkcjonariuszy PiS”.

W odpowiedzi Sumlenny zaproponował Applebaum wpłacenie na partię Donalda Tuska 100 dolarów, co miało upewnić ją, że broni wyłącznie TVP World, a nie TVP, którą nowa władza uznała za tubę propagandową PiS.

Ta wymiana zdań okazuje się pierwszym sygnałem planów likwidacyjnych wobec TVP World. Drugim są zdjęcia z wnętrza budynku TVP przy ul. Woronicza. TVP World miała być stacją, którą publiczna telewizja będzie się chwalić światu bez względu na to, kto w Polsce będzie przy władzy. Stąd jej redakcja na parterze i antresoli w budynku głównym telewizji. Logo TVP World pojawia się więc we wszystkich przekazach od samego początku awantury. Zdjęcie, dzisiaj już sławne, które Sergiej Sumlenny umieścił pod swoją wymianą zdań z Anne Applebaum ukazuje czterech rosłych policjantów zmierzających w stronę niewielkiej redakcji stacji.

Policjantom trzeba oddać, że doszli tyko do wejścia. Nie zdarzyło się nic groźnego, nikt nie wyprowadzał ludzi siłą, nie było szarpanin ani obelg. Sprawę obelg załatwiają w imieniu koalicji rządzącej pracownicy stacji TVN, która boleśnie odczuła doinwestowanie konkurencji i utratę w ostatnich latach sporego kawałka telewizyjnego nadwiślańskiego tortu. Nie przeszkadza im to aplikować do niedawnej konkurencji. Już w pierwszych trzech dniach korytarze na Woronicza roją się od nowych pracowników TVP. Niektórym wciąż zdarzają się przejęzyczenia. Na przykład, że są z TVN24.

Ciągła kontrola

– Czemu płaczesz, co się stało? Zwolnili cię? – pytam przerażoną i chlipiącą dwudziestokilkulatkę, która niewiele ponad rok temu zaczęła pracę w TVP World i przyszła do redakcji, jak co dzień, na wieczorną reporterską zmianę. Nie zwolnili. Po prostu wchodząc minęła niewielki tłum protestujących przeciwko zamknięciu TVP i dalej – już za barierkami i policją – kilka ekip telewizyjnych i internetowych. To właśnie jej koledzy po fachu z telewizji sprzyjającej Tuskowi i opozycji bardziej niż TVP Info rządowi Kaczyńskiego zaczepili ją przed wejściem. Powód? Policja przepuszczająca ją po okazaniu karty wejściowej do telewizji.

– Ty, pracujesz tu? – usłyszała. Kiwnęła głową, że tak i przecząco pokiwała głową, kiedy reporter stacji chciał zadać jej pytanie przed kamerą. Przepisy w TVP są precyzyjne, jeszcze do niedawna szeregowi dziennikarze nie mogli wypowiadać się w imieniu stacji ani przed kamerami konkurencji.

– Ty pisowska kurwo! – to następne słowa, które słyszy, tym razem wypowiedziane z pogardą i wyższością. Wiem, o czym mówi. Do mnie koledzy po fachu z konkurencji zwracali się tak kilka godzin wcześniej, też przy wejściu. Na mnie nie robi to wrażenia, nie pierwszy raz w życiu słyszę obelgi, a tymi akurat nie muszę się przejmować w ogóle. Nie byłem członkiem żadnej partii, a do pracy tutaj, podobnie jak większość moich kolegów, dostałem się bo… znałem angielski na poziomie wystarczającym do pracy w anglojęzycznym medium. Nie wiem, jak w innych stacjach, ale to właśnie znajomość języka stała się warunkiem koniecznym do pracy tutaj. Zespół jest młody i niezaangażowany politycznie – jeżeli nie ma wśród nas zwolenników Platformy, to najwidoczniej dlatego, że nie znają oni angielskiego na odpowiednim poziomie. Światopoglądowo ważne było, żeby w zespole nie znaleźli się ludzie sprzyjający Rosji, bo i tacy próbowali się tu dostać.

To nie jedyny sposób na odczłowieczanie nas. Kolejnym są ciągłe kontrole dokumentów – przede wszystkim kart dostępu. Na nic zdają się tłumaczenia, że przecież gdyby nie karta, nie przeszlibyśmy po telewizji kilkunastu metrów. Czasem co bardziej „sumienni” ochroniarze sprawdzają również dowody osobiste.

– Po co? – pytam.

– Chcę mieć pewność, że to pańska karta i że nie dostał jej pan od kogoś. To nowe wymogi zarządu telewizji – słyszę.

Ktokolwiek widział…

Zarząd jest enigmatyczny. Nie pokazał się pracownikom ani razu. Komunikuje się z nami przy pomocy maili. I najczęściej są to maile dotyczące zwolnień. W ten sposób zwolniono niemal wszystkich szefów i wydawców na Woronicza, którzy nie zdążyli złożyć poddańczej deklaracji współpracy. Ci, którzy zostali zwolnieni, ale nie dostali maila, o zwolnieniu z pracy dowiadują się przy wyjściu. To kolejny dość uwłaczający kanał komunikacji z pracownikami.

Kiedy przy wyjściu okazuje się, że nie możesz swoją kartą otworzyć bramki wyjściowej, podchodzi ochroniarz i odbiera kartę. Sprawdza, a jakże, czy nie była fałszywa, a potem sucho informuje: „Pana karta została zablokowana i muszę ją panu odebrać”. I tyle.

To szczególnie bolesne dla tych pracowników, którzy pracowali tu od kilkunastu lat. Zaczynali na długo przed PiS-em i prezesem Jackiem Kurskim, więc do końca myśleli, że może ktoś weźmie ich za „swoich”. Nic z tych rzeczy! „Swoi” dopiero tu przychodzą.

Takim „swoim” jest Marek Czyż, niegdyś pracownik i prezenter TVP, dzisiaj triumfalnie przejmujący studia i likwidujący „Wiadomości”. Choć bardzo się stara, trudno mu uniknąć śmieszności. Pierwsza emisja nowej wersji „Wiadomości” – to teraz program o tytule „i9.30” – była deklaracją zmian programowych w redakcji informacyjnej. Marek Czyż złożył deklarację, mówił o „umowie z widzami”. Zapomniał się przedstawić, a w kolejnych dniach popełnił kilkanaście błędów. To razi, bo przecież miało być profesjonalnie i niezależnie. Czyż uznał po prostu, że jest tak rozpoznawalny i sławny, że Polacy po prostu muszą go poznawać. Nie musieli.

Okupacja? Raczej lęk

Nowy program informacyjny „i9.30” nagrywany jest na Woronicza, nie w dotychczasowych studiach budynku Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, który od lat był redakcją „Wiadomości” i czołowych programów informacyjnych przy placu Powstańców Warszawy. Propagandziści PO i ugrupowania rotacyjnego marszałka Sejmu Szymona Hołowni przekonują, że tamtejsze studia są okupowane. To nie pierwsza nieprawda w sprawie przejęcia telewizji – nikt niczego nie okupuje. Po prostu nowej władzy zabrakło fachowców od techniki. Nie mają realizatorów, kamerzystów, inżynierów światła. Pewnie byłoby inaczej, ale od tygodni tych, którzy jeszcze do niedawna byli zainteresowani po prostu pracą, a nie polityką – jak wmawiano im z trybun sejmowych czy ekranów telewizyjnych – obrażano i wyzywano na wiele wymyślnych sposobów. Teraz czekają, aż sytuacja się uspokoi. Czekają często w budynkach telewizji – nie okupują ich, po prostu boją się wyjść, żeby nie przekonać się, że ich karta właśnie została zablokowana lub żeby nie spotkać się z szarpaniną ze strony zwolenników tęczowej demokracji czy zwolenników koalicji trafnie określanej w internetowych serwisach społecznościowych jako „jebaćpisy”. Wielu z nich nie zgadzało się z poprzednią władzą. Przyznawali się do tego także w pracy. Upolitycznieni a przy okazji odczłowieczeni zostali dopiero przez „obrońców demokracji”. W końcu jednak i oni opuszczą budynki telewizji – walczyć można długo, ale nie wtedy, kiedy władza głośno i bez ogródek będzie używać wobec nich wszystkich narzędzi służących do upodlenia ludzi. Ci starsi coraz częściej wspominają czasy PRL-u i początki stanu wojennego. Wówczas także wprowadzano listy weryfikacyjne, a zwolnienia pracowników odbywały się poprzez blokowanie im znienacka dostępów do zakładów pracy.

Tekst pochodzi z 2 (1824) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
W Norwegii dla mordercy śpiewają kolorowe ptaki tylko u nas
W Norwegii dla mordercy śpiewają kolorowe ptaki

To, co dzieje się w Norwegii w sprawie Andersa Breivika - masowego mordercy, który przed 13 laty pozbawił życia siedemdziesięciu siedmiu niewinnych ludzi i zranił trzystu dziewiętnastu, powinno wykluczyć Norwegię z grona cywilizowanych krajów.

Zawieszenie broni w Libanie. Biden i Macron mają ogłosić je w ciągu 36 godzin z ostatniej chwili
Zawieszenie broni w Libanie. Biden i Macron mają ogłosić je w ciągu 36 godzin

Jak podaje agencja Reutera, prezydenci USA i Francji Joe Biden i Emmanuel Macron mają w przeciągu 36 godzin ogłosić zawieszenie broni w wojnie, którą Izrael toczy przeciwko Hezbollahowi w Libanie.

MSZ Francji o decyzji MTK ws. Netanjahu: Respektujemy prawo międzynarodowe polityka
MSZ Francji o decyzji MTK ws. Netanjahu: Respektujemy prawo międzynarodowe

Rzecznik francuskiego MSZ Christophe Lemoine, komentując w poniedziałek nakaz aresztowania premiera Izraela Benjamina Netanjahu wydany przez Międzynarodowy Trybunał Karny, oznajmił, że Francja respektuje prawo międzynarodowe.

Nawrocki kandydatem na prezydenta. Błaszczak: Nigdy nie był w partii polityka
Nawrocki kandydatem na prezydenta. Błaszczak: Nigdy nie był w partii

W poniedziałek gościem Przemysława Szubartowicza w programie "Punkt Widzenia" w Polsacie News był Mariusz Błaszczak. Przewodniczący klubu parlamentarnego PiS został zapytany o kwestię bezpartyjności Karola Nawrockiego.

Biały Dom: Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie z ostatniej chwili
Biały Dom: Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie

Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie, ale robimy wszystko, by zapewnić bezpieczeństwo naszym żołnierzom w Europie - powiedział w poniedziałek rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. W sposób zawoalowany przyznał, że USA zezwoliły Ukrainie na używanie ATACMS wewnątrz Rosji.

Niemcy przygotowują się na ewentualny atak. Berlin wzoruje się na Polsce z ostatniej chwili
Niemcy przygotowują się na ewentualny atak. Berlin wzoruje się na Polsce

Niemiecka gazeta „Bild” poinformowała, że Berlin jest zaniepokojony ewentualnym atakiem Rosji na NATO. W tym celu niemieckie władze mają opracowywać plan budowy bunkrów.

KE egzekwuje prawo unijne. Platforma społecznościowa dla liberałów ma kłopoty z ostatniej chwili
KE egzekwuje prawo unijne. Platforma społecznościowa dla liberałów ma kłopoty

Rzecznik Komisji Europejskiej Thomas Regnier powiedział dziennikarzom w poniedziałek podczas briefingu w Brukseli, że platforma Bluesky narusza unijne przepisy dotyczące m.in. nakazu ujawniania informacji o liczbie użytkowników.

Protesty rolników w Europie. Ardanowski: Los rolnictwa europejskiego leży w polskich rękach tylko u nas
Protesty rolników w Europie. Ardanowski: Los rolnictwa europejskiego leży w polskich rękach

– Protesty rolnicze, moim zdaniem, będą się rozszerzały i będą miały coraz większy wpływ na rządy, jeżeli już nie na Komisję Europejską, to na rządy krajów członkowskich, żeby ratowały rolnictwo europejskie – mówi Jan Krzysztof Ardanowski w rozmowie z Moniką Rutke.

Serbia dalej od członkostwa w UE. Porażka dyplomatyczna Węgier polityka
Serbia dalej od członkostwa w UE. Porażka dyplomatyczna Węgier

Węgry zamierzały zorganizować unijną konferencję międzyrządową. Budapeszt liczył na otwarcie przez Serbię kolejnych rozdziałów negocjacyjnych z Unią Europejską. 

Polscy uczniowie niepokonani w Zawodach Matematycznych Państw Bałtyckich pilne
Polscy uczniowie niepokonani w Zawodach Matematycznych Państw Bałtyckich

Od 14 do 18 listopada w Tartu (Estonia) odbywały się XXXV Zawody Matematyczne Państw Bałtyckich (Baltic Way). Polska reprezentacja zajęła w nich pierwsze miejsce, pozostawiając konkurentów w tyle.

REKLAMA

Raport z oblężonego... medium

To, co najbardziej wulgarna koalicja w historii Polski zrobiła z ludźmi pracującymi we wszystkich kanałach Telewizji Polskiej, będzie przedmiotem badań socjologów, psychologów i ekspertów politologii. Dzisiaj, po dwóch tygodniach od siłowego zamachu na media w Polsce, widać już, jak wiele złego zrobiła obecna koalicja zwykłym ludziom, którzy nie tylko nie byli związani z PiS, ale zajmowali się po prostu dziennikarstwem. Dla wielu z nich była to pierwsza praca w tej branży lub pierwsza w ogóle.
Siedziba TVP na pl. Powstańców Warszawy  Raport z oblężonego... medium
Siedziba TVP na pl. Powstańców Warszawy / fot. T. Gutry

Kiedy 22 grudnia przychodzę do pracy w budynku przy ul. Woronicza uderza pustka w zwykle tętniącym życiem holu głównej siedziby TVP. Wejście jest zamknięte i pilnowane przez dwie agencje ochrony – tę, która od lat pilnowała wejść do budynków TVP, i tę nową, którą wynajął adwokat Piotr Zemła, człowiek obecnej władzy, do 20 grudnia nieznany mediom i (nawet do dzisiaj) nieznający się na mediach. Samego wejścia pilnują policjanci – mają sprawdzać wejściówki pracowników, niewielkie plastikowe karty, które służą do otwierania elektronicznych bramek i drzwi do poszczególnych redakcji.

Co się dzieje w telewizji?!

Obrazek jest nawet zabawny, bo pracownicy obu agencji – ubrani na czarno ochroniarze o surowych minach, niektórzy wyposażeni w pałki taktyczne służące do bicia ludzi – sprawiają wrażenie dwóch drużyn gotowych do rozegrania meczu. Zresztą ci pracownicy stacji, którym jeszcze nie odebrało mowy, żartobliwie proponują, żeby rzeczywiście rzucić pomiędzy nich jakąś piłkę. Może pozwoli im się to rozładować, bo w dużej części to właśnie oni są powodem klimatu coraz mroczniejszego zagrożenia panującego w tych dniach w telewizji.
Ci, którzy mieli właściwe przepustki, starają się nie wychodzić z budynku. Jeszcze dwa dni temu pełno było tu polityków głównie Prawa i Sprawiedliwości, dzisiaj tylko niektórzy próbują okupować mityczne dla pracowników TVP dziewiąte i dziesiąte piętro biurowca, gdzie dzieje się najwięcej. Nawiasem mówiąc, to właściwie jedyni przedstawiciele klasy politycznej, którzy odnoszą się do nas z szacunkiem. Jeszcze wczoraj pocieszałem redakcyjną koleżankę, która zaczęła pracę w anglojęzycznym programie TVP World, antenie niezaangażowanej w wewnętrzną polską politykę, która szybko stała się odpowiedzią medialną nie tylko Polski, ale i całego regionu dla rosyjskiej propagandy. Wyłączenie sygnału TVP World zostało zauważone we wszystkich europejskich stolicach.

– Co się z wami stało? Co się tam dzieje? – słyszę w słuchawce od ekspertów, którzy bywali gośćmi TVP World przez ostatnie dwa lata.
– Będziecie jeszcze nadawać? Nie możecie przestać – to prof. Andrew Tettenborn ze Swansea University, prawnik i ekspert prawa międzynarodowego, od wielu tygodni martwiący się o to, co może się stać właśnie z tym kanałem informacyjnym.

Wyłączenie sygnału TVP World było również zauważone za oceanem, ale przede wszystkim w Moskwie, której medialne tuzy nie ukrywały radości, że na międzynarodowym rynku mediów znów zrobiło się miejsce dla rosyjskiego przekazu i być może nawet dla powrotu Russia TV do europejskich odbiorników.

Zamknięcie kanałów

Choć do samego końca pracownicy i współpracownicy są przekonani, że tej antenie właściwie nic nie grozi – w końcu stała możliwie najdalej od polskiej polityki wewnętrznej, wątpliwości rozwiała twitterowa (dzisiaj to serwis X) dyskusja żony obecnego szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego z Sergiejem Sumlennym, jednym ze światowej klasy ekspertów ds. wschodnich oraz wojny toczącej się na Ukrainie.

„Naprawdę przerażające pierwsze kroki nowego polskiego rządu, który zdecydował się nie tylko zamknąć działalność @TVPWorld_com, anglojęzycznego kanału telewizyjnego, ale także wysłać policję do jego studia. TVP World była jedynym wpływowym głosem Europy Środkowej w mediach światowych. Solidaryzuję się z jego zespołem” – napisał, żeby chwilę później przeczytać na swoim profilu słowa Anne Applebaum: „TVP została nielegalnie przekształcona w propisowską tubę propagandową i nielegalnie była prowadzona przez funkcjonariuszy PiS. To, co oglądacie, to przywrócenie nadawania publicznego. TVP World, podobnie jak reszta TVP, powróci na antenę po odejściu funkcjonariuszy PiS”.

W odpowiedzi Sumlenny zaproponował Applebaum wpłacenie na partię Donalda Tuska 100 dolarów, co miało upewnić ją, że broni wyłącznie TVP World, a nie TVP, którą nowa władza uznała za tubę propagandową PiS.

Ta wymiana zdań okazuje się pierwszym sygnałem planów likwidacyjnych wobec TVP World. Drugim są zdjęcia z wnętrza budynku TVP przy ul. Woronicza. TVP World miała być stacją, którą publiczna telewizja będzie się chwalić światu bez względu na to, kto w Polsce będzie przy władzy. Stąd jej redakcja na parterze i antresoli w budynku głównym telewizji. Logo TVP World pojawia się więc we wszystkich przekazach od samego początku awantury. Zdjęcie, dzisiaj już sławne, które Sergiej Sumlenny umieścił pod swoją wymianą zdań z Anne Applebaum ukazuje czterech rosłych policjantów zmierzających w stronę niewielkiej redakcji stacji.

Policjantom trzeba oddać, że doszli tyko do wejścia. Nie zdarzyło się nic groźnego, nikt nie wyprowadzał ludzi siłą, nie było szarpanin ani obelg. Sprawę obelg załatwiają w imieniu koalicji rządzącej pracownicy stacji TVN, która boleśnie odczuła doinwestowanie konkurencji i utratę w ostatnich latach sporego kawałka telewizyjnego nadwiślańskiego tortu. Nie przeszkadza im to aplikować do niedawnej konkurencji. Już w pierwszych trzech dniach korytarze na Woronicza roją się od nowych pracowników TVP. Niektórym wciąż zdarzają się przejęzyczenia. Na przykład, że są z TVN24.

Ciągła kontrola

– Czemu płaczesz, co się stało? Zwolnili cię? – pytam przerażoną i chlipiącą dwudziestokilkulatkę, która niewiele ponad rok temu zaczęła pracę w TVP World i przyszła do redakcji, jak co dzień, na wieczorną reporterską zmianę. Nie zwolnili. Po prostu wchodząc minęła niewielki tłum protestujących przeciwko zamknięciu TVP i dalej – już za barierkami i policją – kilka ekip telewizyjnych i internetowych. To właśnie jej koledzy po fachu z telewizji sprzyjającej Tuskowi i opozycji bardziej niż TVP Info rządowi Kaczyńskiego zaczepili ją przed wejściem. Powód? Policja przepuszczająca ją po okazaniu karty wejściowej do telewizji.

– Ty, pracujesz tu? – usłyszała. Kiwnęła głową, że tak i przecząco pokiwała głową, kiedy reporter stacji chciał zadać jej pytanie przed kamerą. Przepisy w TVP są precyzyjne, jeszcze do niedawna szeregowi dziennikarze nie mogli wypowiadać się w imieniu stacji ani przed kamerami konkurencji.

– Ty pisowska kurwo! – to następne słowa, które słyszy, tym razem wypowiedziane z pogardą i wyższością. Wiem, o czym mówi. Do mnie koledzy po fachu z konkurencji zwracali się tak kilka godzin wcześniej, też przy wejściu. Na mnie nie robi to wrażenia, nie pierwszy raz w życiu słyszę obelgi, a tymi akurat nie muszę się przejmować w ogóle. Nie byłem członkiem żadnej partii, a do pracy tutaj, podobnie jak większość moich kolegów, dostałem się bo… znałem angielski na poziomie wystarczającym do pracy w anglojęzycznym medium. Nie wiem, jak w innych stacjach, ale to właśnie znajomość języka stała się warunkiem koniecznym do pracy tutaj. Zespół jest młody i niezaangażowany politycznie – jeżeli nie ma wśród nas zwolenników Platformy, to najwidoczniej dlatego, że nie znają oni angielskiego na odpowiednim poziomie. Światopoglądowo ważne było, żeby w zespole nie znaleźli się ludzie sprzyjający Rosji, bo i tacy próbowali się tu dostać.

To nie jedyny sposób na odczłowieczanie nas. Kolejnym są ciągłe kontrole dokumentów – przede wszystkim kart dostępu. Na nic zdają się tłumaczenia, że przecież gdyby nie karta, nie przeszlibyśmy po telewizji kilkunastu metrów. Czasem co bardziej „sumienni” ochroniarze sprawdzają również dowody osobiste.

– Po co? – pytam.

– Chcę mieć pewność, że to pańska karta i że nie dostał jej pan od kogoś. To nowe wymogi zarządu telewizji – słyszę.

Ktokolwiek widział…

Zarząd jest enigmatyczny. Nie pokazał się pracownikom ani razu. Komunikuje się z nami przy pomocy maili. I najczęściej są to maile dotyczące zwolnień. W ten sposób zwolniono niemal wszystkich szefów i wydawców na Woronicza, którzy nie zdążyli złożyć poddańczej deklaracji współpracy. Ci, którzy zostali zwolnieni, ale nie dostali maila, o zwolnieniu z pracy dowiadują się przy wyjściu. To kolejny dość uwłaczający kanał komunikacji z pracownikami.

Kiedy przy wyjściu okazuje się, że nie możesz swoją kartą otworzyć bramki wyjściowej, podchodzi ochroniarz i odbiera kartę. Sprawdza, a jakże, czy nie była fałszywa, a potem sucho informuje: „Pana karta została zablokowana i muszę ją panu odebrać”. I tyle.

To szczególnie bolesne dla tych pracowników, którzy pracowali tu od kilkunastu lat. Zaczynali na długo przed PiS-em i prezesem Jackiem Kurskim, więc do końca myśleli, że może ktoś weźmie ich za „swoich”. Nic z tych rzeczy! „Swoi” dopiero tu przychodzą.

Takim „swoim” jest Marek Czyż, niegdyś pracownik i prezenter TVP, dzisiaj triumfalnie przejmujący studia i likwidujący „Wiadomości”. Choć bardzo się stara, trudno mu uniknąć śmieszności. Pierwsza emisja nowej wersji „Wiadomości” – to teraz program o tytule „i9.30” – była deklaracją zmian programowych w redakcji informacyjnej. Marek Czyż złożył deklarację, mówił o „umowie z widzami”. Zapomniał się przedstawić, a w kolejnych dniach popełnił kilkanaście błędów. To razi, bo przecież miało być profesjonalnie i niezależnie. Czyż uznał po prostu, że jest tak rozpoznawalny i sławny, że Polacy po prostu muszą go poznawać. Nie musieli.

Okupacja? Raczej lęk

Nowy program informacyjny „i9.30” nagrywany jest na Woronicza, nie w dotychczasowych studiach budynku Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, który od lat był redakcją „Wiadomości” i czołowych programów informacyjnych przy placu Powstańców Warszawy. Propagandziści PO i ugrupowania rotacyjnego marszałka Sejmu Szymona Hołowni przekonują, że tamtejsze studia są okupowane. To nie pierwsza nieprawda w sprawie przejęcia telewizji – nikt niczego nie okupuje. Po prostu nowej władzy zabrakło fachowców od techniki. Nie mają realizatorów, kamerzystów, inżynierów światła. Pewnie byłoby inaczej, ale od tygodni tych, którzy jeszcze do niedawna byli zainteresowani po prostu pracą, a nie polityką – jak wmawiano im z trybun sejmowych czy ekranów telewizyjnych – obrażano i wyzywano na wiele wymyślnych sposobów. Teraz czekają, aż sytuacja się uspokoi. Czekają często w budynkach telewizji – nie okupują ich, po prostu boją się wyjść, żeby nie przekonać się, że ich karta właśnie została zablokowana lub żeby nie spotkać się z szarpaniną ze strony zwolenników tęczowej demokracji czy zwolenników koalicji trafnie określanej w internetowych serwisach społecznościowych jako „jebaćpisy”. Wielu z nich nie zgadzało się z poprzednią władzą. Przyznawali się do tego także w pracy. Upolitycznieni a przy okazji odczłowieczeni zostali dopiero przez „obrońców demokracji”. W końcu jednak i oni opuszczą budynki telewizji – walczyć można długo, ale nie wtedy, kiedy władza głośno i bez ogródek będzie używać wobec nich wszystkich narzędzi służących do upodlenia ludzi. Ci starsi coraz częściej wspominają czasy PRL-u i początki stanu wojennego. Wówczas także wprowadzano listy weryfikacyjne, a zwolnienia pracowników odbywały się poprzez blokowanie im znienacka dostępów do zakładów pracy.

Tekst pochodzi z 2 (1824) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe