[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Zasobne Brunei
Wybranka serca, Anisha Rosnah (Anisza Rosna), to jedna z poddanych jego ojca. Jednym słowem – jest to dziewczyna z gminu. Trochę dziwne, bo książę Abdul mógłby mieć całą plejadę do wyboru. Co prawda jest on dopiero czwartym w kolejności synem sułtana Hassana Bolkiaha, a chyba dziesiątym w kolejce do tronu, ale i tak – jak to się mówi – to dobra partia, czyli faktycznie musi to być miłość od pierwszego wejrzenia. Lista gości na weselu to Who is Who światów islamu, o których piszę od dawna: członkowie saudyjskich, jordańskich i innych rodzin królewskich. Przybyli też lokalni, nieislamscy potentaci, na przykład z buddyjskiego królestwa Bhutanu. W sumie przez 10 dni bawiło się około 5000 zaproszonych gości. Przepych, który w głowach się nie mieści. Rodziców na to stać. Brunei to bajecznie zamożny sułtanat w Azji Południowo-Wschodniej. Jego głównym źródłem dochodu jest czarne złoto: ropa, gaz, czyli energia. Ma jeden z największych wskaźników rozwoju na świecie i właściwie zero długu narodowego. Sam nie pożycza, ale jest źródłem pożyczek dla innych. I darów.
Darussalam – Dom Pokoju
Brunei leży na Borneo, wokół jest Morze Południowochińskie. Bezpośrednim sąsiadem na tej samej wyspie jest Malezja, a trochę dalej Indonezja. Notabene Brunei miało szczęście, że zachowało się jako niepodległe państwo. Pewna liczba sułtanatów została bowiem po dekolonizacji częściami składowymi Malezji. Sułtanat Brunei podzielony jest na dwie odrębne części. Jest tam zaprawdę pięknie: wyśmienite plaże, tropikalne lasy, natura. Nie dziwota, że kraj ten ma przydomek Darussalam (Dom Pokoju). Ale większość z tutejszych łakoci natury jest właściwie niedostępna, przynajmniej w dużym stopniu, dla turystów. Są to rezerwaty przyrody. I sułtanat nie musi zabiegać o turystów – czy to zachodnich, czy innych, ponieważ jego bogactwo przyćmiewa zamożność większości krajów tzw. rozwiniętych.
Tych, którzy mimo wszystko dotrą do Brunei, zwali z nóg nowoczesna stolica, w której dominuje wspaniały meczet Jame’ Asr Hassanil Bolkiah o 29 złotych kopułach oraz przepyszny pałac sułtański Istana Nurul Iman. W stolicy mieszka większość ludności sułtanatu: około 100 000 ludzi na mniej niż pół miliona populacji całego kraju.
Brunei to sułtanat o systemie monarchii absolutnej. Jej prawo oparte jest na mieszance szariatu i brytyjskiego prawa zwyczajowego. Od 1967 r. rządzi tam sułtan Hassanal Bolkiah. Ale islam w Brunei jest świeżej daty: ma z 500 lat. Co więcej, samo Brunei założył pod koniec XV w. Awang Alak Betatar, hinduista, który potem przeszedł na mahometanizm, ogłosił się sułtanem i panował jako Muhammad Szach (Shah). Sam pochodził z Garang, dalej na Borneo, a przeniósł się do samego upływu rzeki Brunei, gdzie ustanowił nowe państwo o takiej nazwie. „Baruna!” – miał wykrzyknąć, czyli: „To tutaj!”. To legenda naturalnie, bo „Brunei” to słowo podobne do słowa „Borneo”, a więc jest to jakaś wersja oryginalnej nazwy wyspy.
Kupcy arabscy
Ale wróćmy do prahistorii. W starożytnych czasach Borneo leżało na słynnym morskim szlaku handlowym, tzw. Szlaku Jadeitu (Jade Road). Funkcjonował on co najmniej 2000 lat – z grubsza do roku 1000. Łączył ten szlak wyspę Borneo z Filipinami, a następnie z Chinami. Zresztą w przymierzu z rozmaitymi filipińskimi królestwami władcy z Borneo od czasu do czasu walczyli przeciw Chińczykom. Zwalczali też zakusy rozmaitych monarchów z Indii oraz ich – nominalnie przynajmniej – wasali. Nie oparli się jednak fali konwersji na hinduizm, chociaż częściej na buddyzm. Podkreślmy, że miejscowi zwalczali wpływy Indii i Chin cyklicznie przez kilkaset lat, aż Hindusów, Chińczyków i innych wyparli Europejczycy gdzieś od XVI w. Jeszcze w XV w. Chińczycy ustanowili faktorie i porty na wybrzeżach Borneo. Jednak mimo wszystko wpływy Indii okazały się trwalsze niż Chin. Przez długi czas na Borneo, w tym w Brunei, religią panującą był buddyzm, raczej w wersji indyjskiej niż chińskiej. Region został nawet na kilkaset lat zwasalizowany przez buddyjskie Imperium Srividżaia (Srivijaya). Jednak co najmniej od VIII w. zaczęli pojawiać się na Borneo i w okolicach kupcy arabscy. Przynieśli ze sobą islam. Żenili się z lokalnymi kobietami. Osiadali na Borneo i gdzie indziej. Początkowo kontrolowali handel, zaczęli się łączyć z miejscowymi kupcami w rozmaitych przedsięwzięciach. Powoli rozszerzali swoje wpływy na lokalne dwory jako doradcy czy też źródła normatywnego systemu prawnego – szariatu. Ostrożnie prowadzili też działalność misjonarską, która od XIV w. zaczęła owocować coraz bardziej dynamiczną konwersją regionu na mahometanizm.
Buddyzm wycofywał się powoli. Islam triumfował. Proces ten zachodził właściwie pokojowo, dzięki emigracji, przez działalność misjonarską, bez żadnego dżihadu. Albo – można powiedzieć – nastał dżihad za pomocą emigracji. Muzułmanów było coraz więcej i mieli coraz większy wpływ na miejscową elitę. W końcu ją zinfiltrowali i islam zastąpił nie tylko istniejące w głębi wysp pogaństwo, ale również panujący w miastach portowych, miastach na wybrzeżach, buddyzm i hinduizm. Islam napędzał też potęgę lokalnych państw i państewek. Po pokojowej, misjonarsko-emigracyjnej konwersji nowo nawróceni na religię swojego Proroka podejmowali dżihad przeciw swoim sąsiadom, którzy pozostawali w starej wierze. Do dużego stopnia wojny te były kontynuacją starych konfliktów pod płaszczykiem muzułmańskiego podboju. Ale muzułmanie nie byli obcy, a miejscowi. Islamizacja w tym sensie była sprawą swojską.
Dynastia Bolkiah
W XV w. w takim właśnie kontekście Brunei – zwalczając zdominowane przez hinduistów i buddystów państwa i państewka, nawet na wyspach filipińskich, takie jak Manila i Sulu – przekształciło się w imperium, na czele którego stała dynastia Bolkiah – rządząca do dziś. U szczytu swojej potęgi Sułtan Bolkiah (1485–1528) ogłosił się panem całego Borneo i okolic. Był znany jako Sułtan Ragam, czyli „Śpiewający Kapitan”. Jego matka wywodziła się ze słynnej hinduistycznej dynastii Visay, której znakiem rozpoznawczym było wręcz ekstrawaganckie przywiązanie do sztuki śpiewu. Ale warto wspomnieć, że trzecim z kolei sułtanem Brunei stał się Arab, haszymidzki (Hashemite) Emir Mekki: Szarif Ali (Sharif Ali). Taki to uniwersalizm muzułmański panował.
Niestety, mimo że w okolicy w XIV w. pojawił się na chwileczkę Marco Polo, dopiero w XVI w. tak naprawdę dotarli do Borneo chrześcijanie: misjonarze, żeglarze, żołnierze i kupcy. Najpierw Portugalczycy, a potem Hiszpanie. Udało się im na Filipinach zaszczepić religię Chrystusową i wyrwać z pogaństwa wielu, ale – tak jak w wielu innych miejscach – nie udało się im zastąpić islamu chrystianizmem.
Islam – jednoznaczność przekazu
Po prostu muzułmanie są zwykle niewzruszalni, nieprzemakalni na chrześcijańskie wysiłki misjonarskie. Na pokojowe próby konwersji zwykle reagują przemocą. W rezultacie zwykle owoce konwersji są albo bardzo mierne, albo żadne. Tak zresztą jest właściwie wszędzie na świecie. Islam zdobywa konwertytów jednoznacznością przekazu, chrześcijaństwo ma mierne wyniki w przytulaniu muzułmanów, w zachęcaniu ich do Jezusa. W każdym razie od XVI w. dominującą potęgą w okolicach stała się Hiszpania. Do Brunei dopłynęła nawet ekspedycja samego Ferdynanda Magellana, a pod koniec tego wieku Brunei nawet zaplątało się w tzw. wojny kastylijskie. W pewnym momencie doszło do wojen nie tylko z Hiszpanią, która posiłkowała się kontyngentem z Meksyku (w tym Indian amerykańskich) i reszty Ameryki Łacińskiej, ale również do przymierza mahometan z Azji Południowo-Wschodniej z Imperium Osmańskim, które wysłało w tamte strony oprócz swoich wojsk również oddziały wyznawców Proroka z Indii.
Jednak chrześcijanie to przemogli. Filipiny i inne okoliczne wyspy stały się jurysdykcją Nowej Hiszpanii z siedzibą w Meksyku. Brunei straciło wpływy w Manili i w okolicach. Pozytywną sprawą było to, że państwo to przyjmowało dobrze sytuowanych uchodźców mahometańskich, kupców z Malacca, skąd popędzili ich Portugalczycy, na czym zyskał sułtanat brunejski. Ale ogólnie wpływy portugalskie, a potem hiszpańskie były dość łagodne. Do dużego stopnia Brunei żyło swym życiem. Sułtanat doświadczył nawet wojny domowej, która szalała od 1660 do 1673 r. Dopiero w XVIII w. Hiszpanię zastąpiła Anglia. I zaczęło się zaciskanie pętli. W XIX w. Wielka Brytania podjęła się częściowego rozbioru Brunei, a w praktyce poddała to państwo wasalizacji i kolonizacji. Pierwszym poważnym znakiem podległości było zdobycie Brunei w 1846 r., aby ukrócić anarchię i naznaczyć odpowiedniego sułtana przez Brytyjczyków.
James Brooke
W następnych latach angielski łowca przygód James Brooke i jego rodzina pomogli wybronić prawowitego sułtana przed uzurpatorami, za co władca krótkowzrocznie nagrodził ich ziemią państwową w Sarawak. Wnet zajęli więcej terytorium i ustanowili własne państwo na Borneo, zwano ich „Białymi Radżami” (White Rajahs). W 1888 r. ogłoszono Brunei protektoratem. Sułtan nieopatrznie poprosił Wielką Brytanię o obronę swego kraju przed rodziną Brooke. Londyn się zgodził i przejął kontrolę. Sułtana doglądał specjalny brytyjski przedstawiciel-rezydent od 1906 r. System ten przerwała japońska okupacja od 1942 r. Brytyjczycy wrócili po trzech latach i w ramach koncesji nadali Brunei nową konstytucję w 1959 r. W 1962 r. miejscowi wojskowi usiłowali przeprowadzić zbrojny pucz, aby obalić sułtana, ale brytyjscy kolonialiści – wraz z lokalnymi lojalistami – go wybronili. W końcu 1 stycznia 1984 r. Londyn oficjalnie zgodził się na ogłoszenie pełnej niepodległości przez Brunei.
Obserwuję to państwo od czterdziestu lat. Najpierw z Kalifornii, a potem z nieodległego Singapuru, gdzie mieszkała moja siostra. W 1984 r. pojechałem z przyjaciółmi na wywczasy do Los Angeles z przedmieść San Francisco. Bawiliśmy się na plażach w Newport Beach, Huntington Beach, ale również w Malibu. Szaleliśmy w Hollywood, po Sunset Boulevard i w Beverly Hills. Mieszkaliśmy, pamiętam, w Hyatt on Sunset, ale zajrzeliśmy też do legendarnego Beverly Hills Hotel, gdzie kilkadziesiąt lat wcześniej wylegiwały się najsłynniejsze gwiazdy. Gdy zjawiliśmy się, to hotel już podupadł. Ale – uwaga – wieść niosła, że kupił go krezus, sułtan Brunei, i będzie odnawiać. Faktycznie tak się stało i po paru latach hotel zabłyszczał przepychem. W taki sposób po raz pierwszy zetknąłem się z potęgą Brunei. Drugi raz był raczej dziwny. Otóż koleżanka mojej dziewczyny pojechała do Burnei na kontrakt. Była taka agencja, nazywała się Papillon (Motyl). Agencja zajmowała się naganianiem dziewczyn dla sułtana i jego brata. Wysyłała chętne do Brunei, gdzie za kilka miesięcy „pracy” horyzontalnej wracały z małą fortuną i rolexami. Niektóre szczególnie skarżyły się na brata i jego ekscentryczności. Sprawa wyszła na jaw. Opisano to w prasie. Agencja operowała w Los Angeles i na Hawajach (gdzie potem odwiedzałem rodzinę, która tę historię potwierdziła).
Moje trzecie wrażenie o Brunei było jak najbardziej pozytywne. Otóż sułtan był częścią frontu antykomunistycznego. Łożył krocie na zwalczanie Sowietów w Afganistanie, jak również na inne sprawy antykomunistyczne. O ile pamiętam, na przykład w 1986 r. wyłożył 10 milionów dolarów na Contras w Nikaragui. Formalnie chodziło o pomoc humanitarną, ale faktycznie – ze względu na opozycję amerykańskich liberałów w Kongresie – było to bardzo potrzebne, aby utrzymać powstańców antykomunistycznych w polu. Notabene po 1989 r. w Nikaragui, tak jak w Polsce, czerwonym odpuszczono, nie popędzono im kota, i nastąpiła recydywa, powrócili do władzy i dalej terroryzują ten kraj w Ameryce Centralnej. Czwarte spotkanie z Brunei to wzgląd z bliska, na początku XXI w. Jak wspominałem, moja siostra z rodziną mieszkała w Singapurze. Pamiętam, jak ktoś z rodziny sułtańskiej przyjechał na leczenie do tego miasta-państwa. To był wspaniały punkt, aby obserwować przewagi sułtanatu, jego politykę wewnętrzną i zewnętrzną. Proszę zgadnąć, czy państwo to wpuszcza emigrantów – muzułmańskich czy innych? A dzięki swemu bogactwu ma znacznie większe wpływy, niż dyktuje jego rozmiar. Jeśli chodzi o zamożność w regionie, to Brunei porównywalne jest jedynie do Singapuru. Ale to inna historia.
Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 15 stycznia 2024 r.