Jasna strona Franciszka
Liberalny potop, wojny frakcji w Kościele, groźba schizmy, rozwój antyklerykalnego przemysłu medialnego… Sprawowanie pontyfikatu w takich warunkach stanowiłoby wyzwanie nawet dla najwybitniejszego papieża. Dodajmy do tego bezprecedensowe kampanie medialne wymierzone w głowę Kościoła, na które nie mógł on zostać zawczasu przygotowany. Już na początku pontyfikatu Franciszka doszło do (częściowo udanej) próby „wrogiego przejęcia” jego wizerunku przez postępowe media pragnące przedstawić go jako rewolucjonistę rozsadzającego od środka skostniałą kościelną kruchtę, by nareszcie wprowadzić katolicyzm w nowy (liberalny) wiek. Jednak papież nie zyskał przyjaźni tych „medialnych kidnaperów” na długo – szybko odwrócili się od niego, gdy nie spodobał im się rozkład akcentów w jego narracji dotyczącej wojny na Ukrainie oraz konsekwentna krytyka wad kapitalizmu. Franciszek nie znalazł stałego oparcia w żadnej z eklezjalnych „frakcji”. Progresywiści czuli się zawiedzeni, a ostrzał ze strony środowisk tradycjonalistycznych napędzał wzajemne niechęci i oskarżenia.
Ponadto medialne eksponowanie rzekomych zdrad i herezji papieża sprzedawało się doskonale, wywołując u niego czasami emocjonalne i antagonizujące reakcje. Na domiar złego nadmierna „rozmowność” Ojca Świętego często dostarczała paliwa dla medialnej „nagłówkozy” wypaczającej jego przesłanie i będącej źródłem wielu nieporozumień. Pomimo tych trudności Franciszek wkracza w osiemdziesiąty ósmy rok życia z niewątpliwym dorobkiem, który warto przypominać i doceniać.
-
"Straciłam rodzinę". Pilne doniesienia w sprawie księżnej Kate
-
Od Nowego Roku ceny gazu wystrzelą. Rząd ogranicza działania ochronne
Papież ubogich
Krytykując kapitalistyczne status quo, Franciszek naraził się najpotężniejszym siłom współczesnego świata. W adhortacji „Evangelii gaudium”, będącej swoistym dokumentem programowym jego pontyfikatu, głosił chrześcijańską radość, przeciwstawiając ją smutkowi wynikającemu z konsumpcjonizmu, chciwości i wygodnictwa, a więc postaw promowanych przez panujący system. Otwarcie krytykował gospodarczy liberalizm i opowiedział się po stronie ubogich, którym wmawia się, że wolny rynek przynosi same korzyści. Nic dziwnego, że stał się celem rosnącej w siłę tzw. prawicy wolnorynkowej, która okrzyknęła go „papieżem-komuchem”. Franciszek wytrzymywał te ataki, pozostając wiernym tradycyjnemu nauczaniu społecznemu Kościoła. Nie przeprowadził w nim przecież żadnej rewolucji, a tylko rozwijał obecne już wątki, dostosowując je do zmieniającej się sytuacji gospodarczej i technologicznej.
„Pragnę Kościoła ubogiego dla ubogich. Oni mogą nas wiele nauczyć. Oprócz uczestnictwa w sensus fidei znają Chrystusa cierpiącego dzięki własnym doświadczeniom” – pisał w „Evangelii gaudium”. Papież apelował także do polityków, którym leży na sercu dobro ubogich: „Rządzący i władza finansowa powinni podnieść wzrok i poszerzyć swoje perspektywy, by godna praca, oświata i opieka zdrowotna były dostępne dla wszystkich obywateli”. Nie czuć tu schlebiania establishmentowi – raczej stawianie wymagań.
Papież Franciszek dążył także do rehabilitacji wartości pracy, która w powszechnej świadomości została zredukowana do instrumenu poprawy jednostkowego bytu. Przypominał, że jest ona wyrazem troski o dobro wspólne, a nie tylko drogą do bogacenia się, jak często bywa to przedstawiane przez ideologów wolnego rynku. M.in. ze względu na głębszy jej wymiar należy ją docenić i stworzyć ludziom pracy właściwe warunki działania oraz zabezpieczenia. Podczas spotkania ruchów ludowych w 2014 roku mówił o znaczeniu ludzkiej solidarności: „To także walka ze strukturalnymi przyczynami ubóstwa, nierówności, braku zatrudnienia, ziemi i mieszkań, negowania praw społecznych i pracowniczych. To stawianie czoła niszczącym efektom imperium pieniądza”.
Papież Franciszek dążył także do rehabilitacji wartości pracy, która w powszechnej świadomości została zredukowana do instrumenu poprawy jednostkowego bytu. Przypominał, że jest ona wyrazem troski o dobro wspólne, a nie tylko drogą do bogacenia się, jak często bywa to przedstawiane przez ideologów wolnego rynku. M.in. ze względu na głębszy jej wymiar należy ją docenić i stworzyć ludziom pracy właściwe warunki działania oraz zabezpieczenia. Podczas spotkania ruchów ludowych w 2014 roku mówił o znaczeniu ludzkiej solidarności: „To także walka ze strukturalnymi przyczynami ubóstwa, nierówności, braku zatrudnienia, ziemi i mieszkań, negowania praw społecznych i pracowniczych. To stawianie czoła niszczącym efektom imperium pieniądza”.
Papież zwracał również uwagę na to, jak „turbokapitalizm” przenika do ludzkiego myślenia i uczuć, wpływając na relacje międzyludzkie. Przykładowo – pragmatyczne podejście do zużywalnych produktów zaczyna odnosić się do przyjaciół, współmałżonków czy rodziców. Najbardziej skrajnym przykładem tego zjawiska jest podejście do aborcji, gdy niewygodne lub obarczone chorobą dziecko staje się w oczach rodziców nieudanym projektem, który można po prostu „odrzucić”. Tego typu argumentacja bywała słabo rozumiana, zwłaszcza gdy po drugiej stronie epatowano sensacyjnymi zdjęciami z zaskoczonym papieżem przyjmującym od prezydenta Boliwii rzeźbę Chrystusa ukrzyżowanego na sierpie i młocie.
Zielony papież
Ubóstwo niepodzielnie wiąże się w myśli Franciszka ze sferą ekologii. Swoje podejście do tych spraw zreferował on w encyklice „Laudato si”, której przesłanie przez wielu bywa zniekształcane i karykaturalizowane. Tomasz Rowiński – redaktor „Christianitas”, który bywa krytyczny wobec pontyfikatu Franciszka, chwali wspomniany dokument, wskazując na jego antymodernistyczne przesłanie: – Człowiek powinien abdykować z pozycji Boga, jaką w nowoczesności przybrał, a co doprowadziło do grabieżczej polityki wobec reszty stworzenia i eksploatacji naszego globu – mówi publicysta. I dalej podsumowuje: – W mgle złości konserwatywnej i katolickiej publiczności nie jest ona w stanie zobaczyć, że są takie miejsca, które jak ten pontyfikat przeminie, warto będzie podnieść i do nich wrócić.
Papieskie podejście do ekologii wywodzi się więc z umiłowania pokory oraz nieufności wobec antropocentryzmu, stojącego u źródeł nurtów utopijnych, rewolucyjnych i antyreligijnych.
Podejście do polityk ekologicznych budzi zrozumiałe wątpliwości ze strony grup w szczególnie bolesny sposób odczuwających jej koszta. Dlatego papież kładzie w swojej encyklice duży nacisk na rolę dialogu, który powinien obejmować wszystkie szczeble społeczne i wszystkich zainteresowanych. Nie należy grup zawodowych, których bytowi określone ekopolityki zagrażają, wyłączać z dialogu, a tym bardziej – stygmatyzować, jak często bywa to dziś czynione. Wbrew medialnym zafałszowaniom Franciszek nie jest więc kawiorowym ekologiem, niedostrzegającym z piedestału swych idei zwykłego człowieka. Szczególną troską obejmuje zaś drobnych rolników, o których pisze w dokumentach i których narzędzia pracy publicznie błogosławi. Papieska wizja ekologii integralnej nie pozwala wykluczać ich z myślenia o dobru planety. Równocześnie nie pozwala zapomnieć też o tych ubogich, którym przypadło żyć w miejscach objętych katastrofą ekologiczną.
Papież antyglobalista?
Wbrew oskarżeniom o konszachty z tzw. globalizmem, Franciszek często ma do niego podejście krytyczne. Papież uważa, że unifikuje on, standaryzuje i umasawia ludzkie wspólnoty, a pod iluzją ułatwionej komunikacji międzyludzkiej prowadzi do osamotnienia jednostki; pozbawia ją też prawa do realnej prywatności, a także kontroluje na setki łatwiejszych i trudniejszych do dostrzeżenia sposobów. W takim świecie kultura spotkania zanika na rzecz kultury izolacji, do głosu dochodzi hiperindywidualizm. Wynikiem tego jest społeczeństwo pogrążone w cichej beznadziei, skoncentrowane na swoich wąsko pojmowanych, materialnych interesach. W takich realiach nie ma miejsca na myślenie o pomocy bliźniemu, a widok jego problemów raczej nas irytuje, aniżeli mobilizuje do spełnienia chrześcijańskich powinności.
Globalistyczne podejście do ekonomii paradoksalnie powoduje, że zanika myślenie w kategorii dobra wspólnego. „Widzimy, że panuje obojętność wygodnictwa, zimna i zglobalizowana, zrodzona z głębokiego rozczarowania, które kryje się za złudzeniem iluzji: wiarą, że możemy być wszechwładni, z zapomnieniem, że wszyscy znajdujemy się na tej samej łodzi" – pisze Ojciec Święty w encyklice „Fratelli tutti”. Zauważa też, że bez renesansu wspólnotowości nie ma mowy o odrodzeniu chrześcijańskiej miłości. Tylko ona jest antidotum na problemy dzisiejszego świata, takie jak izolacja, kult narcyzmu czy maskowana w cnotę „tolerancji” obojętność na bliźniego.
Słowa i czyny Franciszka zdają się przeczyć zarzutom, że jest on głową Kościoła, która próbuje dostosować się do świata, zamiast ten świat zmieniać. Jego pontyfikat pod wieloma względami idzie pod prąd ducha czasu; odsłania drugie mroczne dno zjawisk, które bywają przedstawiane jako wyraz postępu czy cywilizacyjnego rozwoju (neoliberalizm, genderyzm, pro-choice etc.). Pycha, egoizm i chciwość, leżące u fundamentów systemu, w którym żyjemy, są przez Ojca Świętego obnażane, co nie czyni z niego potulnego ministranta globalistów, a raczej buntownika. Pod tym względem Franciszek podjął centralne wyzwania, jakie przed Kościołem i człowiekiem postawiła obecna epoka.