Jan Wróbel: Putin, Netanjahu a sprawa polska
Co musisz wiedzieć:
- Autor krytykuje usprawiedliwianie zbrodni Putina i Netanjahu językiem „realizmu”, wskazując, że selektywna moralność Zachodu prowadzi do zobojętnienia na masową przemoc.
- Polska, myśląc o własnej niepodległości, nie może rezygnować z moralnych zasad w polityce zagranicznej, bo to one – obok siły – decydują o gotowości świata do jej obrony.
Moralność to nie dziecinada
Putin i Netanjahu wypłukują z nas skutecznie wrażliwość. Ten pierwszy sieje śmierć w imię idei ponownego „zbierania ziem ruskich” (pod tym hasłem w średniowieczu upasła się Moskwa). Ten drugi sieje śmierć na wielką skalę, tłumacząc masowy mord zagadnieniami bezpieczeństwa państwa. Putin – prowadząc wojnę, którą potępia NATO – przyjmowany jest z honorami przez prezydenta USA, a Netanjahu nazywany jest przez tegoż prezydenta sprawdzonym przyjacielem.
Nasi eksperci nawołują do „realizmu”; potępianie zabójców i ich przyjaciół jest podobno dziecinadą. Naprawdę? To, co wyczyniał Izrael w odwecie za barbarzyński atak Hamasu, przechodziło najśmielsze wyobrażenia. Nie oglądaliśmy żadnej „odpowiedzi” Izraela, lecz osłabianie Hamasu poprzez eksterminację wspierających go Palestyńczyków. Jak to się dzieje, że tak wielu z nas rozkłada bezradnie ręce, mówiąc o „surowych prawach wojny”? Wojna palestyńsko-żydowska trwa od dekad. Jeżeli uznawać za dobrą monetę twierdzenie o „surowych prawach wojny”, trzeba by także akcję Hamasu uznać za usprawiedliwioną tym prawem. Jest trudnym politycznie zagadnieniem, jak – nie obniżając poziomu relacji sojuszu z Ameryką potrzebnego Polsce jak tlen – potępiać izraelską ludobójczą operację. Wicie się zostawmy politykom, od tego są. A i to zostawmy w pewnych tylko granicach.
Bo, najprościej mówiąc, również sprawa polskiej niepodległości jest nie tylko podmiotem wyrachowanej gry dyplomatycznej, ale i kwestią moralnych zasad. W imię tych zasad bronimy nienaruszalności granic zarówno państw dużych, jak i średnich, a nawet zupełnie małych, jak Luksemburg albo Estonia. A przynajmniej mówiliśmy tak, dopóki wszystko było dobrze i słuchało się „Ody do radości”. Dobrzy byli silni, źli naśladować mieli demokratyczny Zachód, bo się gospodarczo nie rozwiną, matoły.
- Krakowskie sądy mają kłopot ze sprawą byłej pary prawników
- Starcie Kosiniaka-Kamysza z prof. Cenckiewiczem. Szef BBN nie brał jeńców
- Pilne doniesienia z granicy. Komunikat Straży Granicznej
- Komunikat dla mieszkańców woj. śląskiego
- Ważny komunikat dla mieszkańców Poznania
- Tłum nielegalnych imigrantów sforsował granicę na wschodzie. Trwa akcja Straży Granicznej
Liczyć na siebie
Dzisiaj wszystko jest inaczej, a jutro jest niewiadome. Umacnianie przekonania, że w polityce chodzi o realizm, ale chodzi też o działania wynikające z porządku moralnego, to nasze non possumus. Być może w momencie zwrotu akcji Polska nie będzie szczególnie mocną figurą na szachownicy. A w takim razie jej obrona przez wspólnotę międzynarodową będzie zależała nie od zimnej kalkulacji graczy, lecz od utrwalonego przekonania, że duszenie Polski jest nieakceptowalne, bo nie.
Tak, tak, moralizowanie nie wystarcza. I tak przede wszystkim trzeba liczyć na siebie. Nie należy zaniedbywać gospodarczych, politycznych i militarnych dobrych relacji z ważnymi graczami tak, by nie tylko serce sojuszników było po naszej stronie, lecz także rozum. To wszystko jasne, że trzeba być realistą. Jednak, uwaga, „realizm” to słowo z katalogu zarówno białej magii, jak i czarnej. Białej, kiedy jest przestrogą przed bujaniem w obłokach. Czarnej, kiedy ma wygasić wartość świętych słów: życie, wolność, solidarność, miłość Ojczyzny.
[Śródtytuły, lead i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]




