Marek Budzisz: Scenariusz eskalacji à la russe.

Wojny zaczynają się w ludzkiej psychice. Znana jest teoria w myśl której brutalizacja życia publicznego po I wojnie światowej, której skutkiem było dość powszechne na naszym kontynencie odejście od systemów demokratycznych, przyzwolenie na faszyzm i w efekcie wybuch kolejnego globalnego konfliktu była rezultatem braku psychologicznego „rozbrojenia” społeczeństw zachodnioeuropejskich po traumie I wojny. Jeśli pod tym kontem spoglądać na życie współczesnej Rosji, to mamy do czynienia z licznymi symptomami dość niebezpiecznych trendów.
 Marek Budzisz: Scenariusz eskalacji à la russe.
/ screen YouTube
Tytułem przykładu zwróćmy uwagę na dwa wydarzenia, które miały miejsce w ostatnich dniach. Otóż w połowie listopada tzw. platforma patriotyczna rządzącej Rosją formacje Jedna Rosja na swym posiedzeniu w Dumie wezwała rosyjskie władze do oficjalnej rewizji narracji na temat rosyjskiej interwencji w Afganistanie. Okazja jest ku temu oczywista – w przyszłym roku będzie 30 rocznica rozpoczęcia interwencji i warto przy tej okazji, proponują deputowani, dokonać analizy rozpowszechnionych opinii. Bo do tej pory, jak uważają, w rosyjskim dyskursie publicznym dominuje pogląd, że interwencja była politycznym błędem, „rosyjskim Wietnamem”, który przyczynił się do upadku Imperium. A teraz warto przyjąć inną interpretację – gdyby wojska ZSRR nie wkroczyły do Kabulu, to prędzej czy później, raczej prędzej, znaleźliby się tam Amerykanie. Z tej konstatacji wniosek jest prosty – w 1979 roku wykonaliśmy uderzenie wyprzedzające, na 20 lat, blokując Stanom Zjednoczonym możliwość zbliżenia się, w sensie wojskowym, do granic ZSRR. Czyli innymi słowy, niezależnie od kosztów ekonomicznych i ofiar, operacja ze wszech miar udana i zasługująca na pozytywna, w planie historycznym, ocenę. Ale warto też zwrócić uwagę, na to, że niedługo potem Duma przyjęła specjalną uchwałę w sprawie oceny interwencji, którą uznano za „w pełni zgodną z obowiązującym prawem międzynarodowym i traktatami o przyjaźni”. W spotkaniu uczestniczył generał Borys Gromow ostatni dowódca rosyjskiego „ograniczonego kontyngentu” w Afganistanie, ten który na czele ostatniej wycofującej się kolumny pancernej wjechał na teren ZSRR. Kilka dni później na Kremlu, Gromow uhonorowany został przez Putina orderem I klasy „za zasługi dla Ojczyzny”. Organizacja weteranów Bojowe Bractwo na czele której stoi Gromow, od lat, ale w ostatnim czasie ze wzrastająca intensywnością, chce przekonać rosyjskie elity i opinię publiczną, że Rosja nie ma powodu wstydzić się za Afganistan. Żołnierze i oficerowie wykonali tam, argumentują, wszystkie zadania i wycofali się w sposób zorganizowany, bo taka zapadła decyzja polityczna, nie zaś w wyniku klęski. Jeśli gdzieś upatrywać błędów to na płaszczyźnie politycznej – cele interwencji były źle sformułowane i zmieniały się kilkakrotnie w ciągu tych 10 – lat, podobnie jak koncepcja strategiczna i dowodzący. I to w planie politycznym, argumentują, ZSRR popełniła najwięcej błędów. Przede wszystkimi dlatego, że władze podjęły decyzję o wycofaniu się i „puszczeniu wszystkiego na żywioł”. W ten sposób powstała geopolityczna próżnia, którą wypełnił wrogi Rosji, bo co do tego nie ma wątpliwości, Zachód. A potem przyszła zniesławiająca narracja liberałów, którzy w oczach rosyjskiego społeczeństwa chcieli zohydzić czyn zbrojny w bratnim Kabulu.

Tej interpretacji towarzyszy inna, coraz silniej obecna w rosyjskim dyskursie publicznym, w myśl której ZSRR upadło nie dlatego, że okazało się państwem ekonomicznie przestarzałym, niewydolnym a politycznie, skrótowo rzecz ujmując jednym wielki więzieniem. O nie. Kresem ZSRR była polityka Gorbaczowa. Po pierwsze naiwna wiara w zbawienne efekty demokratyzacji i przekonanie, że przeniesienie instytucji prawnych świata Zachodu do Rosji dadzą dobre efekty. Otóż, nie dadzą. Dziś rosyjskie elity są głęboko przekonane, że alternatywą wobec rządów autorytarnych w Rosji nie jest demokracja, ale chaos i powolny rozpad państwa. To pierwszy i zasadniczy błąd Gorbaczowa, ale drugi był nie mniejszy. Mianowicie uwierzył on w stworzony przez siebie i swoje otoczenie wyidealizowany obraz Zachodu. Uwierzył w model współistnienia, Europy od Władywostoku do Lizbony, w dobre intencje i uczciwość kolektywnego Zachodu. I to zdaniem elit dzisiejszej Rosji był błąd fundamentalny, bo kultura strategiczna Zachodu jest tego rodzaju, że nie uznaje on odstępstw od przyjętego przez siebie modelu. Przyjrzyjcie się historii Niemiec i Japonii po II wojnie światowej, mawiają zwolennicy takiego poglądu. Mimo, że byli to dawni wrogowie i to tacy, którzy popełnili niewyobrażalne zbrodnie, to Zachód przyjął te państwa do swego grona, udzielił im militarnej ochrony i ekonomicznego wsparcia. Ale tylko dlatego, że przyjęły one instytucje Zachodu, odżegnały się od swej spuścizny, tradycji, stylu życia. Inni, nawet sojusznicy, tak jak ZSRR, ci którzy nie chcą przeżyć transformacji na wzór Zachodu stają się dość prędko wrogami. Czyli, zdaniem zwolenników tego poglądu, przed Rosją na początku lat 90-tych stał dość prosty wybór – odżegnać się od własnej historii, tradycji, dorobku, a być może w konsekwencji nawet od własnej państwowości w tym kształcie jakim znamy, bo w Moskwie bardzo dobrze, odmiennie niż u nas pamięta się artykuł Zbigniewa Brzezińskiego, w którym rozważał on perspektywę sprowadzenia Rosji do państwa podobnego do Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, i wtedy zostać uznanym przez Zachód za „swego”, albo prędzej czy później z tymże Zachodem wejść w konflikt. Oczywiście ta druga droga, zdaniem tych którzy tak widzą świat, była dla Rosji oczywista i dlatego spór, konflikt i rywalizacja z Zachodem. Spór i konflikt, dodajmy, któremu nie będzie końca, bo różnica interesów jest z gatunku tych, których nie można przezwyciężyć.

Podobny w gruncie rzeczy pogląd zawarty jest w niedawnym przemówieniu deputowanego do rosyjskiej Dumy, generała Władimira Szamanowa, byłego dowódcy rosyjskich wojsk powietrzno – desantowych. Otóż w trakcie jednego ze swych publicznych wystąpień na forum rosyjskiego parlamentu powiedział, że decyzję władz ZSRR o podpisaniu traktatów rozbrojeniowych w zakresie rakiet średniego zasięgu, a tym bardziej zgoda na wycofanie wojsk z terenów byłej NRD, trzeba traktować w kategoriach zdrady narodowej. Gorbaczow, Szewardnadze i Jakowlew, ludzie którzy na takie osłabienie Rosji wyrazili zgodę, winni być jego zdaniem obłożeni oficjalną anatemą.
Oczywiście wystąpienie to traktować można pobłażliwie, nie mówił tego ani Putin, ani minister obrony Szojgu, a jedynie jeden z parlamentarnych harcowników, których w Rosji nie brak. Pozostaje jednak otwartym odpowiedź na pytanie, czy obecnie rządzący Rosją nie powtarzają głośno tego co mówi Szamanow, a i tak robią swoje, skoro Waszyngton już nie w tweecie Donalda Trumpa, ale w oficjalnym stanowisku Departamentu Stanu zarzucił Moskwie, że łamie obowiązujące umowy. Łamie, być może dlatego, że jak głośno powiedział emerytowany generał a dziś poseł nie były one fair, bo Rosja zniszczyła 1846 rakiet, a Amerykanie niewiele ponad 800 i tę jaskrawą niesprawiedliwość trzeba było „po cichu” nadrobić.

Zacząłem od scenariusza eskalacji i trzeba do niego powrócić. Nie idzie w tym wypadku o dokładne opisanie przyszłych, możliwych wydarzeń, choć wydaje się, że oczy nas i świata winny być skierowane na Morze Czarne. Istotny jest w tym przypadku inny syndrom, który nazwałbym „nie taki diabeł straszny”. Jeden z ostatnich przykładów. W trakcie niedawnych ćwiczeń NATO u wybrzeży Norwegii nowa fregata tego kraju KNM Helge Ingstad, typu F313, weszła na mieliznę i zatonęła, po tym jak przy dobrej pogodzie i bezchmurnym niebie zderzyła się z pływającym pod maltańską flagą tankowcem. Jak głosi oficjalny komunikat powodem katastrofy była seria błędów pełniących wówczas wachtę norweskim marynarzy i oficerów, którzy zlekceważyli sytuację, nie włączyli posiadanych urządzeń i generalnie zrelaksowani płynęli do macierzystego portu. Ale w tym samym czasie Rosjanie, jak pisały niektóre fińskie gazety, postanowili przetestować swe najnowsze osiągnięcia w zakresie wojny radioelektronicznej i użyli nowych zagłuszaczy sygnałów. Być może zatem ktoś pomógł Norwegom rozbić okręt. Ale jak całą sprawę widzą Rosjanie? Otóż nie wdając się w ciekawe skądinąd szczegóły, zwracają uwagę nie tylko na błędy załogi najnowocześniejszej norweskiej fregaty, ale również na to, co ich zdaniem jest już zupełnie niesłychanym skandalem, a mianowicie, że kiedy oficerowie przekonali się, iż niewiele da się zrobić ewakuowali całą załogę, a okrętowi dali zatonąć.

Jest zdaniem rosyjskich obserwatorów wojskowych kolejna, choćby po opisywanym stanowisku niemieckich pilotów, którzy wolą odejść ze służby niźli być narażeni na ryzyko wysłania gdziekolwiek z misją wojskową, przesłanka na rzecz tezy, że być może Zachód ma sporo nowoczesnej broni, ale zupełnie brak mu żołnierzy chcących się nią posługiwać. Zupełnie inaczej niż w Rosji. A po doświadczeniach w Syrii, po tym jak cały korpus oficerski obowiązkowo musiał odbyć tam staż bojowy i od jego wyników, a nie polityczno – towarzyskich koneksji, zależą obecne karieru w Rosyjskim wojsku, różnica potencjałów w tym zakresie jest aż nazbyt widoczna. A jeśli przeciwnik jest aż tak psychologicznie słaby, obezwładniony strachem i bojaźliwy, to czemu nie spróbować? Oczywiście nie na wielką skalę, bo tak współczesnych wojen już się poza wszystkim nie prowadzi, ale mały incydent? Czemu nie? Rosyjscy komentatorzy zwracają uwagę, że ostatnie wydarzenie na Morzu Czarnym, było pierwszym historycznie starciem między siłami zbrojnymi Rosji i Ukrainy. I w tym sensie stanowi psychologiczną eskalację – mamy do czynienie nie z „zielonymi ludzikami” bez dystynkcji, nie z pospolitym ruszeniem górników i traktorzystów, ale z działaniem sił zbrojnych. To jest jakościowa zmiana. Cena którą Rosja zapłaciła jest mała i to może skłonić Moskwę do dalszego testowania wytrzymałości Zachodu.
 

 

POLECANE
Rubio po rozmowach w Genewie: „Najbardziej produktywny dzień od 10 miesięcy” z ostatniej chwili
Rubio po rozmowach w Genewie: „Najbardziej produktywny dzień od 10 miesięcy”

Sekretarz stanu USA Marco Rubio powiedział po niedzielnych rozmowach z ukraińską delegacją w Genewie, że był to najbardziej produktywny dzień od początku zaangażowania w proces pokojowy. Stwierdził jednak, że wciąż do ustalenia pozostaje część rzeczy i potrzebne do tego jest więcej czasu.

Justyna Kowalczyk przerwała milczenie. W takich słowach wspomniała męża Wiadomości
Justyna Kowalczyk przerwała milczenie. W takich słowach wspomniała męża

Justyna Kowalczyk od dawna cieszy się ogromnym uznaniem kibiców jako jedna z najlepszych polskich biegaczek narciarskich w historii. Jej sukcesy sportowe sprawiły, że stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiego sportu, ale to nie tylko wyniki sprawiły, że widzowie ją pokochali. Kibice zawsze doceniali jej szczerość, skromność i naturalność. 

Kuba walczy z epidemią. Tysiące nowych zakażeń Wiadomości
Kuba walczy z epidemią. Tysiące nowych zakażeń

Na pogrążonej w kryzysie gospodarczym Kubie rośnie liczba zachorowań na chikungunyę, tropikalną chorobę przenoszoną przez komary – podała w piątek agencja AFP. Walkę z epidemią utrudniają powszechne niedobory czystej wody, żywności, paliwa i leków.

Dramat na Warmii. Pięć osób rannych po uderzeniu w drzewo z ostatniej chwili
Dramat na Warmii. Pięć osób rannych po uderzeniu w drzewo

Niedzielny poranek w Szwarcenowie (woj. warmińsko-mazurskie) zamienił się w dramat, gdy osobowe mitsubishi wypadło z drogi i z ogromną siłą uderzyło w drzewo. W samochodzie jechała piątka młodych ludzi - od 15 do 21 lat. Jak przekazała policja, to właśnie ta grupa ucierpiała w poważnym wypadku, do którego doszło około godziny 10.30.

Grafzero: Wydawnictwo Centryfuga - na żywo! z ostatniej chwili
Grafzero: Wydawnictwo Centryfuga - na żywo!

Grafzero vlog literacki o Wydawnictwie Centryfuga - jakie będą plany, jakie pomysły, jakie są projekty, jakich książek możecie się spodziewać!

Trudny konkurs dla Biało-Czerwonych. Kobayashi nokautuje rywali Wiadomości
Trudny konkurs dla Biało-Czerwonych. Kobayashi nokautuje rywali

Kamil Stoch zajął 12. miejsce, Dawid Kubacki był 20., a Kacper Tomasiak - 22. w niedzielnym konkursie Pucharu Świata w skokach narciarskich w norweskim Lillehammer. Wygrał Japończyk Ryoyu Kobayashi przed Słoweńcem Domenem Prevcem, który prowadził po pierwszej serii.

Kultowa postać wraca po latach do 'M jak miłość Wiadomości
Kultowa postać wraca po latach do 'M jak miłość"

Po wielu latach nieobecności do Grabiny powraca Simona, jedna z najbardziej barwnych postaci „M jak miłość”. Fani serialu od dawna wyczekiwali jej powrotu - stworzyli nawet fanpage o nazwie „Chcemy powrotu Simony”. Teraz ich marzenie wreszcie się spełni.

Wojna na lewicy? Miller rozbija Czarzastego. W pył z ostatniej chwili
Wojna na lewicy? Miller rozbija Czarzastego. W pył

Wygląda na to, że marszałek marzy o sprywatyzowaniu także Sejmu Rzeczypospolitej i uczynieniu z Izby instytucji podporządkowanej jego osobistej ocenie tego, co jest „racjonalne”, a co nie – napisał Leszek Miller w mediach społecznościowych,

Nie żyje legendarny projektant mody Wiadomości
Nie żyje legendarny projektant mody

Irlandzki projektant mody Paul Costelloe zmarł w wieku 80 lat w Londynie po krótkiej chorobie. „Otaczała go żona i siedmioro dzieci. Zmarł spokojnie w Londynie” – poinformowała rodzina w oświadczeniu cytowanym przez lokalne media.

Podejrzany pojemnik przy torach w Koszalinie z ostatniej chwili
Podejrzany pojemnik przy torach w Koszalinie

W niedzielę po godzinie 13:00 maszynista pociągu przejeżdżającego przez stację przy Politechnice Koszalińskiej zauważył nietypowy przedmiot leżący tuż przy torach. Był to czarny plastikowy pojemnik o cylindrycznym kształcie, od którego odchodziły przewody. Maszynista natychmiast powiadomił służby. Szczęśliwie zagadka została szybko wyjaśniona.

REKLAMA

Marek Budzisz: Scenariusz eskalacji à la russe.

Wojny zaczynają się w ludzkiej psychice. Znana jest teoria w myśl której brutalizacja życia publicznego po I wojnie światowej, której skutkiem było dość powszechne na naszym kontynencie odejście od systemów demokratycznych, przyzwolenie na faszyzm i w efekcie wybuch kolejnego globalnego konfliktu była rezultatem braku psychologicznego „rozbrojenia” społeczeństw zachodnioeuropejskich po traumie I wojny. Jeśli pod tym kontem spoglądać na życie współczesnej Rosji, to mamy do czynienia z licznymi symptomami dość niebezpiecznych trendów.
 Marek Budzisz: Scenariusz eskalacji à la russe.
/ screen YouTube
Tytułem przykładu zwróćmy uwagę na dwa wydarzenia, które miały miejsce w ostatnich dniach. Otóż w połowie listopada tzw. platforma patriotyczna rządzącej Rosją formacje Jedna Rosja na swym posiedzeniu w Dumie wezwała rosyjskie władze do oficjalnej rewizji narracji na temat rosyjskiej interwencji w Afganistanie. Okazja jest ku temu oczywista – w przyszłym roku będzie 30 rocznica rozpoczęcia interwencji i warto przy tej okazji, proponują deputowani, dokonać analizy rozpowszechnionych opinii. Bo do tej pory, jak uważają, w rosyjskim dyskursie publicznym dominuje pogląd, że interwencja była politycznym błędem, „rosyjskim Wietnamem”, który przyczynił się do upadku Imperium. A teraz warto przyjąć inną interpretację – gdyby wojska ZSRR nie wkroczyły do Kabulu, to prędzej czy później, raczej prędzej, znaleźliby się tam Amerykanie. Z tej konstatacji wniosek jest prosty – w 1979 roku wykonaliśmy uderzenie wyprzedzające, na 20 lat, blokując Stanom Zjednoczonym możliwość zbliżenia się, w sensie wojskowym, do granic ZSRR. Czyli innymi słowy, niezależnie od kosztów ekonomicznych i ofiar, operacja ze wszech miar udana i zasługująca na pozytywna, w planie historycznym, ocenę. Ale warto też zwrócić uwagę, na to, że niedługo potem Duma przyjęła specjalną uchwałę w sprawie oceny interwencji, którą uznano za „w pełni zgodną z obowiązującym prawem międzynarodowym i traktatami o przyjaźni”. W spotkaniu uczestniczył generał Borys Gromow ostatni dowódca rosyjskiego „ograniczonego kontyngentu” w Afganistanie, ten który na czele ostatniej wycofującej się kolumny pancernej wjechał na teren ZSRR. Kilka dni później na Kremlu, Gromow uhonorowany został przez Putina orderem I klasy „za zasługi dla Ojczyzny”. Organizacja weteranów Bojowe Bractwo na czele której stoi Gromow, od lat, ale w ostatnim czasie ze wzrastająca intensywnością, chce przekonać rosyjskie elity i opinię publiczną, że Rosja nie ma powodu wstydzić się za Afganistan. Żołnierze i oficerowie wykonali tam, argumentują, wszystkie zadania i wycofali się w sposób zorganizowany, bo taka zapadła decyzja polityczna, nie zaś w wyniku klęski. Jeśli gdzieś upatrywać błędów to na płaszczyźnie politycznej – cele interwencji były źle sformułowane i zmieniały się kilkakrotnie w ciągu tych 10 – lat, podobnie jak koncepcja strategiczna i dowodzący. I to w planie politycznym, argumentują, ZSRR popełniła najwięcej błędów. Przede wszystkimi dlatego, że władze podjęły decyzję o wycofaniu się i „puszczeniu wszystkiego na żywioł”. W ten sposób powstała geopolityczna próżnia, którą wypełnił wrogi Rosji, bo co do tego nie ma wątpliwości, Zachód. A potem przyszła zniesławiająca narracja liberałów, którzy w oczach rosyjskiego społeczeństwa chcieli zohydzić czyn zbrojny w bratnim Kabulu.

Tej interpretacji towarzyszy inna, coraz silniej obecna w rosyjskim dyskursie publicznym, w myśl której ZSRR upadło nie dlatego, że okazało się państwem ekonomicznie przestarzałym, niewydolnym a politycznie, skrótowo rzecz ujmując jednym wielki więzieniem. O nie. Kresem ZSRR była polityka Gorbaczowa. Po pierwsze naiwna wiara w zbawienne efekty demokratyzacji i przekonanie, że przeniesienie instytucji prawnych świata Zachodu do Rosji dadzą dobre efekty. Otóż, nie dadzą. Dziś rosyjskie elity są głęboko przekonane, że alternatywą wobec rządów autorytarnych w Rosji nie jest demokracja, ale chaos i powolny rozpad państwa. To pierwszy i zasadniczy błąd Gorbaczowa, ale drugi był nie mniejszy. Mianowicie uwierzył on w stworzony przez siebie i swoje otoczenie wyidealizowany obraz Zachodu. Uwierzył w model współistnienia, Europy od Władywostoku do Lizbony, w dobre intencje i uczciwość kolektywnego Zachodu. I to zdaniem elit dzisiejszej Rosji był błąd fundamentalny, bo kultura strategiczna Zachodu jest tego rodzaju, że nie uznaje on odstępstw od przyjętego przez siebie modelu. Przyjrzyjcie się historii Niemiec i Japonii po II wojnie światowej, mawiają zwolennicy takiego poglądu. Mimo, że byli to dawni wrogowie i to tacy, którzy popełnili niewyobrażalne zbrodnie, to Zachód przyjął te państwa do swego grona, udzielił im militarnej ochrony i ekonomicznego wsparcia. Ale tylko dlatego, że przyjęły one instytucje Zachodu, odżegnały się od swej spuścizny, tradycji, stylu życia. Inni, nawet sojusznicy, tak jak ZSRR, ci którzy nie chcą przeżyć transformacji na wzór Zachodu stają się dość prędko wrogami. Czyli, zdaniem zwolenników tego poglądu, przed Rosją na początku lat 90-tych stał dość prosty wybór – odżegnać się od własnej historii, tradycji, dorobku, a być może w konsekwencji nawet od własnej państwowości w tym kształcie jakim znamy, bo w Moskwie bardzo dobrze, odmiennie niż u nas pamięta się artykuł Zbigniewa Brzezińskiego, w którym rozważał on perspektywę sprowadzenia Rosji do państwa podobnego do Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, i wtedy zostać uznanym przez Zachód za „swego”, albo prędzej czy później z tymże Zachodem wejść w konflikt. Oczywiście ta druga droga, zdaniem tych którzy tak widzą świat, była dla Rosji oczywista i dlatego spór, konflikt i rywalizacja z Zachodem. Spór i konflikt, dodajmy, któremu nie będzie końca, bo różnica interesów jest z gatunku tych, których nie można przezwyciężyć.

Podobny w gruncie rzeczy pogląd zawarty jest w niedawnym przemówieniu deputowanego do rosyjskiej Dumy, generała Władimira Szamanowa, byłego dowódcy rosyjskich wojsk powietrzno – desantowych. Otóż w trakcie jednego ze swych publicznych wystąpień na forum rosyjskiego parlamentu powiedział, że decyzję władz ZSRR o podpisaniu traktatów rozbrojeniowych w zakresie rakiet średniego zasięgu, a tym bardziej zgoda na wycofanie wojsk z terenów byłej NRD, trzeba traktować w kategoriach zdrady narodowej. Gorbaczow, Szewardnadze i Jakowlew, ludzie którzy na takie osłabienie Rosji wyrazili zgodę, winni być jego zdaniem obłożeni oficjalną anatemą.
Oczywiście wystąpienie to traktować można pobłażliwie, nie mówił tego ani Putin, ani minister obrony Szojgu, a jedynie jeden z parlamentarnych harcowników, których w Rosji nie brak. Pozostaje jednak otwartym odpowiedź na pytanie, czy obecnie rządzący Rosją nie powtarzają głośno tego co mówi Szamanow, a i tak robią swoje, skoro Waszyngton już nie w tweecie Donalda Trumpa, ale w oficjalnym stanowisku Departamentu Stanu zarzucił Moskwie, że łamie obowiązujące umowy. Łamie, być może dlatego, że jak głośno powiedział emerytowany generał a dziś poseł nie były one fair, bo Rosja zniszczyła 1846 rakiet, a Amerykanie niewiele ponad 800 i tę jaskrawą niesprawiedliwość trzeba było „po cichu” nadrobić.

Zacząłem od scenariusza eskalacji i trzeba do niego powrócić. Nie idzie w tym wypadku o dokładne opisanie przyszłych, możliwych wydarzeń, choć wydaje się, że oczy nas i świata winny być skierowane na Morze Czarne. Istotny jest w tym przypadku inny syndrom, który nazwałbym „nie taki diabeł straszny”. Jeden z ostatnich przykładów. W trakcie niedawnych ćwiczeń NATO u wybrzeży Norwegii nowa fregata tego kraju KNM Helge Ingstad, typu F313, weszła na mieliznę i zatonęła, po tym jak przy dobrej pogodzie i bezchmurnym niebie zderzyła się z pływającym pod maltańską flagą tankowcem. Jak głosi oficjalny komunikat powodem katastrofy była seria błędów pełniących wówczas wachtę norweskim marynarzy i oficerów, którzy zlekceważyli sytuację, nie włączyli posiadanych urządzeń i generalnie zrelaksowani płynęli do macierzystego portu. Ale w tym samym czasie Rosjanie, jak pisały niektóre fińskie gazety, postanowili przetestować swe najnowsze osiągnięcia w zakresie wojny radioelektronicznej i użyli nowych zagłuszaczy sygnałów. Być może zatem ktoś pomógł Norwegom rozbić okręt. Ale jak całą sprawę widzą Rosjanie? Otóż nie wdając się w ciekawe skądinąd szczegóły, zwracają uwagę nie tylko na błędy załogi najnowocześniejszej norweskiej fregaty, ale również na to, co ich zdaniem jest już zupełnie niesłychanym skandalem, a mianowicie, że kiedy oficerowie przekonali się, iż niewiele da się zrobić ewakuowali całą załogę, a okrętowi dali zatonąć.

Jest zdaniem rosyjskich obserwatorów wojskowych kolejna, choćby po opisywanym stanowisku niemieckich pilotów, którzy wolą odejść ze służby niźli być narażeni na ryzyko wysłania gdziekolwiek z misją wojskową, przesłanka na rzecz tezy, że być może Zachód ma sporo nowoczesnej broni, ale zupełnie brak mu żołnierzy chcących się nią posługiwać. Zupełnie inaczej niż w Rosji. A po doświadczeniach w Syrii, po tym jak cały korpus oficerski obowiązkowo musiał odbyć tam staż bojowy i od jego wyników, a nie polityczno – towarzyskich koneksji, zależą obecne karieru w Rosyjskim wojsku, różnica potencjałów w tym zakresie jest aż nazbyt widoczna. A jeśli przeciwnik jest aż tak psychologicznie słaby, obezwładniony strachem i bojaźliwy, to czemu nie spróbować? Oczywiście nie na wielką skalę, bo tak współczesnych wojen już się poza wszystkim nie prowadzi, ale mały incydent? Czemu nie? Rosyjscy komentatorzy zwracają uwagę, że ostatnie wydarzenie na Morzu Czarnym, było pierwszym historycznie starciem między siłami zbrojnymi Rosji i Ukrainy. I w tym sensie stanowi psychologiczną eskalację – mamy do czynienie nie z „zielonymi ludzikami” bez dystynkcji, nie z pospolitym ruszeniem górników i traktorzystów, ale z działaniem sił zbrojnych. To jest jakościowa zmiana. Cena którą Rosja zapłaciła jest mała i to może skłonić Moskwę do dalszego testowania wytrzymałości Zachodu.
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe