Andrzej Gajcy ujawnia: PiS gotowy na "cyrograf" z Konfederacją, PSL i Polską2050, by obalić Tuska
Co musisz wiedzieć:
- PiS sonduje możliwość taktycznego sojuszu („cyrografu”) z Konfederacją i ewentualnie PSL lub Polską 2050, by spróbować obalić rząd Donalda Tuska
- Relacje PiS z Konfederacją są jednak skrajnie konfliktowe, a Mentzen konsekwentnie punktuje słabości PiS
- Cały plan wydaje się bardzo trudny do przeprowadzenia
Gotowi na cyrograf
Na Nowogrodzkiej ukuto, wydaje się, wręcz diabelski plan. Ma on zakładać wymianę premiera i przyspieszone wybory. Dla tego celu Prawo i Sprawiedliwość jest gotowe na polityczny cyrograf z Konfederacją, z którą dziś dzieli partię Jarosława Kaczyńskiego na prawicy ogromna przepaść. Choć dziś ten scenariusz wydaje się mało realny, to daje PiS-owi przewagę w grze o rząd dusz na prawicy.
Ta hipoteza wydaje się wręcz surrealistyczna, ale w polityce, bardziej jeszcze niż w życiu, obowiązuje zasada: nigdy nie mów nigdy. Na pierwszy rzut oka jakikolwiek uczuciowy związek polityczny Konfederacji z Prawem i Sprawiedliwością wydaje się dziś absolutnie nierealny. Wzajemne ataki są intensywne, a ideologiczne i programowe różnice – choć dla cynicznego polityka do pominięcia – są silne. Mimo to w kuluarach Nowogrodzkiej narodzić się miał pomysł o „małżeństwie z rozsądku”. Jego jedynym celem, a zarazem jedynym spoiwem, miałaby być realna szansa na wymianę premiera i obalenie rządu Donalda Tuska.
- KRUS wydał komunikat dla rolników
- Komunikat dla mieszkańców Łodzi
- Niepokojące informacje z granicy. Komunikat MSWiA i Straży Granicznej
- Komunikat dla mieszkańców Gdańska
- KRUS wydał komunikat dla rolników
- Niepokojące informacje z granicy. Komunikat Straży Granicznej
- Wykryto nowy sabotaż na kolei. Tym razem w okolicy Azotów Puławy
- Znana piosenkarka bardzo chora. Poruszające wyznanie
- Wiesław Janowski, były działacz opozycji antykomunistycznej, siłą zatrzymany przez policję podczas "Publicznego Różańca" w Toruniu
Małżeństwo z gwarancją rozwodu
Plotka głosi, że na Nowogrodzkiej wymyślono plan, którego powodzenie już na samym początku oceniano jako dalece wątpliwe, ale mogące przynieść wymierny zysk polityczny. Otóż prezes Kaczyński ma być tym, który gotów jest rozmawiać o zmianie premiera i przedterminowych wyborach z liderami Polski 2050, PSL, a nawet – lub przede wszystkim – Konfederacji. Lecz nie przychodzi jako gołąb pokoju, a raczej jako jastrząb, który wyruszył na polowanie.
– Jeżeli nie będzie innego wyjścia, to zrobimy koalicję z Konfederacją, żeby Tusk nie przyszedł do władzy
– otwarcie deklarował ostatnio wiceszef PiS Patryk Jaki. To ma być istota „cyrografu”: krótki, celowy sojusz, który ma być szybko skonsumowany i równie szybko zakończony. Jeśli by do takiego związku doszło, rozwód jest więcej niż pewny, i to w ciągu roku albo i dwóch.
Na ten moment jednak to tylko pobożne życzenia wypowiadane przez polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy bardzo by chcieli właśnie takiego scenariusza. Bo prawda jest taka, że wielu z nich już wręcz przebiera nogami, wieszcząc zbliżający się koniec epoki rządów Tuska, by powrócić na „białym koniu” do władzy. Przede wszystkim po to, by móc skutecznie ścigać i zamykać tym razem Donalda Tuska, Waldemara Żurka oraz Adama Bodnara.
Lekcja z 2023 roku niewyciągnięta?
Główny problem jednak w tym, że PiS zdaje się kompletnie nie rozumieć, dlaczego po wygranych wyborach w 2023 roku musiało przejść do opozycji.
„To był największy strategiczny błąd prezesa Kaczyńskiego”
– mówi się do dzisiaj na Nowogrodzkiej. A ten polegał na obrażaniu się na liderów innych ugrupowań i skłócaniu się z nimi, co skutecznie zamknęło partii Jarosława Kaczyńskiego drogę do jakiejkolwiek koalicji, która by mogła stworzyć nowy rząd.
Obecna „wojenka” z Konfederacją i Sławomirem Mentzenem to nic innego jak powtórzenie tego samego scenariusza. Każdy nowy tydzień to nowa awantura między obiema partiami. Lecz to Konfederacja na niej zyskuje, a PiS traci. Dlaczego? Bo Konfederacji utrzymywanie, a wręcz rozpalanie tego konfliktu po prostu się opłaca – zyskuje na wiarygodności jako opozycja „antysystemowa”, krytykująca zarówno Tuska, jak i poprzednie rządy PiS. Dla PiS może to mieć dramatyczne konsekwencje, czego Jarosław Kaczyński zdaje się kompletnie nie rozumieć.
A Sławomir Mentzen nie bierze jeńców i wraz ze swoimi współpracownikami każdego dnia zadaje PiS celne – co trzeba przyznać – ciosy, które uderzają w wiarygodność i uczciwość partii Kaczyńskiego. Jak choćby w głośnej sprawie działki pod budowę CPK.
„Władze PiS są oburzone tym, że o wałku Roberta Telusa z działkami dowiedziały się z mediów. Dlatego Telus został zawieszony. Zgubiła go pazerność. Gdyby przyszedł wcześniej, uczciwie podzielił się kasą, włos by mu z głowy nie spadł. Niektórzy muszą się od Łukasza Mejzy jeszcze wiele nauczyć!”
Ktoś mógłby w tym miejscu stwierdzić: nic dodać, nic ująć.
Odporni na fakty
A tej trudnej prawdy nikt w PiS przyjąć nie chce. Ten fakt potwierdza choćby uruchomiona przez kierownictwo PiS partyjno-medialna maszyna. Ostatnio zarzuca Konfederacji, że ta chce zawrzeć sojusz z Koalicją Obywatelską, a głównym celem ataków jest Sławomir Mentzen, który miał rzekomo osobiście spiskować z Donaldem Tuskiem w Sopocie czy w innym miejscu. I choć oficjalnie Mentzen i inni politycy Konfederacji te plotki dementowali, to czołowi politycy PiS prześcigają się w promowaniu takiego właśnie przekazu oraz w kąśliwych uwagach: Mentzen ma „gówniarski uśmiech” i „zerwało mu beret”, jest „potężnie sfrustrowany”, „nic nie robi, tylko się zajmuje PiS-em”, a mógłby poczytać trochę książek, to by zmądrzał.
Ponadto do mediów przeciekł tzw. partyjny przekaz dnia, czyli regularnie wypuszczane główne tezy na dany temat, które politycy danej partii powinni powtarzać w rozmowach z dziennikarzami czy w mediach społecznościowych. A można było ostatnio w nich przeczytać mniej więcej tak: aby zwracać uwagę na to, że Konfederacja „ma odegrać rolę nowej Trzeciej Drogi, aby konserwować wpływy Tuska i jego ludzi”. Politycy powinni również zaznaczać, że „Mentzena cechuje zmienność poglądów – jest niepoważny i niewiarygodny”.
„Przestańcie kłamać, to powiemy mniej prawdy”
Sławomir Mentzen, świadomy celowości tych ataków, ripostuje z bezwzględną precyzją, nie owijając w bawełnę:
„Codziennie to samo. Rano pisowcy idą do mediów [...], żeby kłamać, manipulować, obrażać mnie i Konfederację, zgodnie ze swoim zakłamanym przekazem dnia. [...] Mam dla was propozycję. Przestańcie kłamać na mój temat, to będę rzadziej miał okazję mówić o was prawdę”.
I dodaje przy tym, że to, iż krytykuje rządy PiS, nie stawia go na równi z byciem zwolennikiem rządu Donalda Tuska i KO i będzie konserwował wpływy. – Tak jak „tuskowcy” kłamią, że jestem dogadany z PiS-em, tak pisowcy kłamią, że coś z Tuskiem ustalam – zapewnia lider Konfederacji.
Czego chce PiS, a czego wyborcy?
Wydaje się, że znowu Mentzen ma tutaj rację. Co więcej, w partii Kaczyńskiego są także tacy politycy, którzy widzą, że tego typu narracja bardziej szkodzi, niż pomaga, stając się pretekstem do kolejnych ataków. Pojawiać się mają także głosy, że Nowogrodzka ma nie rozumieć, że tymi atakami na Konfederację naraża partię na śmieszność i rozmija się z oczekiwaniem wyborców. A te mają coraz bardziej wskazywać na to, by PiS dogadało się z Konfederacją lub by przynajmniej doszło do „zawieszenia broni”.
Jednak takie podejście to wciąż mniejszość w PiS. A dominującym dziś nurtem ma być ten, by spróbować dogadać się z Konfederacją, omijając Mentzena.
„Sławek nam i tak nie daruje i nie zapomni, to pewne bardziej niż w banku. Gdyby nie on, łatwiej byłoby się dogadać”
– słychać nieoficjalnie od ważnych polityków PiS.
Bosak zamiast Mentzena
To myślenie jest w PiS dziś niemal powszechne – podobnie ma uważać sam prezes Kaczyński. I tu na jaw wychodzi frakcyjne myślenie, prowadzące jednak dziś tylko na manowce. Zamiast budować mosty, PiS orientuje się na drugiego przywódcę Konfederacji – Krzysztofa Bosaka, którego na Nowogrodzkiej traktuje się jako „bardziej racjonalnego”.
„Z Bosakiem moglibyśmy tworzyć nawet rząd. Z nim się dogadamy, choć łatwo nie będzie. Problemem jest Mentzen”
– mówią politycy PiS.
Hołownia i Kosiniak-Kamysz kluczem do „zamachu” na Tuska
Wracając do początkowej surrealistycznej hipotezy: czy biorąc powyższe rozważania pod uwagę, dziś jest możliwy polityczny związek między PiS i Konfederacją, który mógłby doprowadzić do wymiany premiera? I tu pewna niespodzianka. Wbrew tym faktom i logice politycy obu partii publicznie przyznają: jesteśmy gotowi podpisać ten cyrograf.
– Jesteśmy w stanie podpisać cyrograf z każdym, by umożliwić wymianę premiera
– mówił publicznie szef klubu parlamentarnego Konfederacji Grzegorz Płaczek. Ze strony PiS tożsamą deklarację złożył wiceprezes Przemysław Czarnek, dodając jeden istotny w całym tym planie szczegół: PiS i Konfederacja to dziś wciąż za mało, by wywrócić ten polityczny stolik.
Nie tylko Konfederacja
I Czarnek ma tutaj absolutną rację. Nie bez znaczenia w tym kontekście była także deklaracja innego wiceprezesa PiS Tobiasza Bocheńskiego, która przeszła medialnie w zasadzie niezauważona. Stwierdził on, że prezes Kaczyński chce rozmawiać o zmianie premiera i przyspieszonych wyborach także z liderami PSL i Polski 2050.
Lecz czy Szymon Hołownia lub Władysław Kosiniak-Kamysz zechcą na ten temat rozmawiać? Absolutnie nic na to nie wskazuje. Hołownia, sparzony wcześniejszymi spotkaniami z ludźmi PiS i mający w pamięci rozmowy w domu Adama Bielana, nie zaryzykuje, że ludzie Kaczyńskiego ponownie „wsadzą go na minę”, by w mediach opowiedzieć, jak to zdradza Tuska. Z kolei lider PSL, w obliczu zbliżających się wyborów władz swojego ugrupowania, tym bardziej unikać będzie rozmów, które mogłyby zaszkodzić jego wizerunkowi. PiS robi więc dobrą minę do złej gry – próbuje, ale podobno nie wychodzi nawet umówić się na spotkanie w formacie przywódców partii, co przyznają po cichu niektórzy wpływowi politycy Prawa i Sprawiedliwości. A bez choć jednego z nich cały plan jest misją nie do wykonania. I PiS o tym wie.
Cena cyrografu: ABW i fotel premiera
Ale jeśli nawet jakimś cudem Polska 2050 czy PSL chciałyby obalić rząd Donalda Tuska, problemem nie do przeskoczenia może okazać się cena, za jaką Konfederacja zgodziłaby się na ten sojusz z PiS. A ta z pewnością byłaby wysoka. Przemysław Wipler, pytany o to niedawno, nie owijał w bawełnę: Konfederacja nie może wejść w koalicję z partią, która nie da jej kontroli nad Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Co więcej, w fotelu premiera widziałby albo Sławomira Mentzena, albo Krzysztofa Bosaka.
Jeśli liderzy Konfederacji rzeczywiście tak wysoko już teraz licytują, to PiS-owi nie jest do śmiechu. Jest to bowiem warunek, na który prawdopodobnie nie zgodziłyby się nikt. Zatem o co może chodzić w tym wszystkim? Najprostszą odpowiedzią jest ta: o zdobycie przewagi w walce o rząd dusz na prawicy. Medialnie cały ten plan jest atrakcyjny i sprawnie rozgrywany może okazać się jakimś sukcesem. A przy okazji może wydarzy się jakiś cud, którego PiS naprawdę potrzebuje, jeśli chce doprowadzić do wcześniejszych wyborów niż te w 2027 roku.
[Tytuł, lead, sekcja "Co musisz wiedzieć", sekcja Co to oznacza w praktyce" i FAQ, oraz niektóre śródtytuły pochodzą od Redakcji]
Co to oznacza w praktyce?
Możliwe testowanie większości przeciw Tuskowi. Nawet jeśli realna koalicja jest dziś mało prawdopodobna, PiS może próbować sprawdzać, czy istnieje arytmetyczna większość zdolna poprzeć zmianę premiera. To oznacza kolejne zakulisowe rozmowy, przecieki i polityczne napięcia.
Większą niestabilność pośród koalicjantów Donalda Tuska. PSL i Polska 2050 znajdą się pod presją pytania: czy lojalnie trwać przy Tusku, czy rozważyć polityczny gambit, który mógłby całkowicie zmienić układ sił. Tylko te dwie partie mogą realnie przesądzić o losie planu PiS.
Walkę o przywództwo na prawicy. Nawet jeśli „cyrograf” nigdy nie powstanie, sam pomysł wzmacnia narrację PiS o odzyskiwaniu pozycji lidera prawej strony, a jednocześnie zmusza Konfederację do reakcji.
Sygnał dla wyborców: PiS szuka powrotu do władzy szybciej niż w 2027 roku. Taka strategia pokazuje jedno: PiS może nie czekać do kolejnych wyborów. Może szukać sposobu na wcześniejsze głosowanie lub zmianę premiera.
Najczęściej zadawane pytania (FAQ)
Czy PiS chce stworzyć koalicję z Konfederacją? Nie ma formalnych rozmów, ale PiS sonduje możliwość taktycznego sojuszu, którego jedynym celem byłaby wymiana premiera i doprowadzenie do wcześniejszych wyborów.
Dlaczego ten plan nazywany jest „cyrografem”? Bo chodzi o taktyczny, chwilowy i obarczony dużym ryzykiem układ, w którym strony nie darzą się zaufaniem, ale mogłyby współpracować przeciw wspólnemu przeciwnikowi – rządowi Tuska.
Czy Konfederacja byłaby skłonna wejść w taki sojusz? Publiczne deklaracje są niejednoznaczne. Konfederacja twierdzi, że „jest gotowa rozmawiać”, ale jej warunki — m.in. kontrola nad ABW i własny kandydat na premiera — są dla PiS bardzo trudne do przyjęcia.
Dlaczego PSL i Polska 2050 pojawiają się w tym scenariuszu? Bez nich nie da się uzyskać większości potrzebnej do zmiany premiera. To oni byliby języczkiem u wagi.
Czy zmiana rządu jest realna? Na dziś to bardzo trudne. Plan PiS ma przede wszystkim znaczenie strategiczne i komunikacyjne — pokazuje wyborcom, że partia dąży do skrócenia kadencji rządu Tuska i szuka każdej możliwej drogi powrotu do władzy.


