[Tylko u nas] Michał Bruszewski: Otwarta rana bitwy o Iłowajsk
Gdyby ukraińskiej armii udało się odbić z rąk prorosyjskich separatystów Iłowajsk i Debalcewo, kto wie, wojna już mogłaby się zakończyć. Do kotła wojsk rządowych wpadłaby bowiem największa zdobycz pro-moskiewskich oddziałów czyli Donieck. Nie chodzi tylko o względy militarne, finansowe, czy nawet prestiżowe ale duża część separatystów zostałaby odcięta od zaopatrzenia z Rosji a na rozpoczętą niedawno rebelię (mówimy o połowie roku 2014 i początku 2015) spadłby ogłuszający cios. Stan faktyczny znano po obu stronach „nieuregulowanego” jeszcze frontu. Iłowajsk leży mniej niż godzinę samochodem od rosyjskiej granicy, nie tylko pozwalał ukraińskim sztabowcom odciąć Donieck ale także jako ważny węzeł komunikacyjny byłby świetnym punktem wypadowym do wyzwolenia Ługańska. Zdaniem ekspertów Moskwa, doskonale zdając sobie sprawą jak może się to skończyć, zgromadziła pod granicą nawet 40 tysięcy żołnierzy, którzy bynajmniej nie mieli stać z karabinem u nogi. Ofensywa sił ukraińskich rozpoczęła się 10 sierpnia 2014 roku, ale od początku była źle skoordynowana i pozbawiona wymaganego wsparcia. Do dzisiaj na Ukrainie toczy się nie tyle debata ile awantura – kto głównie zawinił pod Iłowajskiem. Główne dwie odpowiedzi i powody jakie padają na pytanie dlaczego bitwa zakończyła się katastrofą to: wejście do bitwy zwartych oddziałów regularnych sił armii rosyjskiej, w tym pancernych i artyleryjskich, oraz chaos w dowództwie ukraińskiej ofensywy. Dzisiaj już Kijów wyciągnął z tego wnioski i ujednolicił nadzór na froncie.
Wróćmy jednak do początku ofensywy. Ataki na Iłowajsk zaczęły się de facto wcześniej bo już 7 sierpnia odbić go próbowały dwa bataliony obrony terytorialnej – bezskutecznie. Ze względu na brak dostępnych odwodów - ciężar walk w mieście miały na siebie brać formacje ochotnicze tzw. „dobrowolców”, głównie bataliony „Dniepr” i „Donbas”. Atak z 10 sierpnia także się nie powiódł. Podciągano kolejne oddziały i tak kombinowane siły w końcu wdarły się do miasta 19 sierpnia. W pierwszej fazie walk meldowano nawet o opanowaniu dużej części miasta ale finalnie Iłowajsk zamienił się w krwawy teatr działań. „Separzy” ściągnęli do obrony pododdziały batalionów „Wostok” i „Opłot” oraz dysponowały wsparciem artyleryjskim i Gradów. Przy czym pamiętajmy, że ukraińskie bataliony ochotnicze składały się z żołnierzy o wielkiej determinacji do walki ale przeszli krótkie przeszkolenie a ich siła ognia stanowiła zaledwie potencjał lekkiej piechoty. W Iłowajsku zostali wsparci zaledwie kilkoma czołgami i wozami opancerzonymi. Mimo to trwały zacięte walki o wagonownię a batalion „Donbas” bronił się na reducie w budynku szkoły nr 14. Katastrofa rozpoczęła się 23 sierpnia gdy granicę przekroczyły rosyjskie zwarte grupy batalionowe (nieudolnie stosujące „maskirowkę”, czyli m.in. ukrywanie oznaczeń). I tak właśnie nie opanowany przez separatystów Donieck znalazł się w kotle ale Iłowajsk i ukraińskie oddziały. Żołnierze nie złożyli broni ale rozpoczął się odwrót, który zamienił w rzeź. Kontrnatarcia do odciętego Iłowajska spaliły na panewce. Ukraińcy znaleźli się w śmiertelnej pułapce. W świeżej historii bitwy pojawia się do dziś budzący kontrowersje tzw. „zielony korytarz”, czyli strefa w której rzekomo Ukraińcy mogli bezpiecznie się wycofać. Ów „bezpieczny” korytarz stał się poligonem dla rosyjskiej artylerii i czołgów a kolumny odwrotowe wzięto na cel. W bitwie zginęło 366 ukraińskich żołnierzy, setki zostały ranne albo trafiły do niewoli. Wstrząs dla opinii publicznej był tak ogromny, że Kijów rozpoczął reformę dowództwa i struktury wojsk na froncie.
Michał Bruszewski