[Iść czy nie iść - recenzja] "Tylko sprawiedliwość”, czyli nie ma rzeczy niemożliwych
Co mi się podobało? Nie jest to kolejny nudny film o walce dobra ze złem. Produkcja przedstawia prawdziwe ludzkie dramaty, które w wielu przypadkach są spowodowane uprzedzeniami w tym kontekście co do rasy. Reżyser w bardzo sumienny sposób pokazuje dochodzenie do prawdy przez młodego, ambitnego prawnika, gdy wszyscy „doradzają” mu, żeby nie zajmował się takimi sprawami, gdyż są z góry przegrane. Jednak ten nie daje za wygraną. Aktorzy bardzo dobrze odnaleźli się w swoich rolach przekazując widzowi za pośrednictwem ekranu emocje, a ich coraz częściej brakuje mi w kinie.
Iść czy nie iść. Iść...jeżeli lubisz, gdy bohater, który stoi z góry na przegranej pozycji, odnosi zwycięstwo. Iść.. jeżeli interesuje cię najnowsza historia USA, w której wciąż pojawiają się uprzedzenia rasowe. Iść… jeżeli lubisz wzruszające historie z happy endem. Nie iść…. Jeżeli lubisz wszechobecne komputerowe fajerwerki i art. house’owe kino.
Warto podkreślić, że produkcja w USA pojawiła się na ekranie pod koniec ubiegłego roku. Do nas trafiła z opóźnieniem ze względu na pandemię. Teraz można przyznać, że film jest na czasie, ze względu na zamieszki związane ze śmiercią George’a Floyda. Jednak pomijając to wszystko, warto zapoznać się z filmem i wyrobić sobie poglądy na sprawy, które działy się i w niektórych miejscach wciąż się dzieją po drugiej stronie Atlantyku.
Film w kinach od 26 czerwca. Dystrybutor: Warner Bros.
Bartosz Boruciak