Witold Rak, założyciel „S” RI na ziemi grójeckiej i radomskiej: System komunistyczny dławił nas

Siedemdziesięciolatek. Absolwent Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Ojciec czworga dorosłych dzieci. Sadownik. Pasjonat ekologicznego gospodarstwa i książek. W latach osiemdziesiątych jeden z założycieli „Solidarności” Rolników Indywidualnych na ziemi grójeckiej i radomskiej. Jej działacz po lata dziewięćdziesiąte – Witold Rak.
Witold Rak Witold Rak, założyciel „S” RI na ziemi grójeckiej i radomskiej: System komunistyczny dławił nas
Witold Rak / fot. M. Wyrwich

Pasję do pracy i ogrodnictwa zaszczepiła Witoldowi matka. Kobieta niezwykłej pracowitości i religijności. Absolwentka Żeńskiej Szkoły Rolniczej w Dąbrowie Zduńskiej koło Łowicza.

Widząc zapobiegliwość matki w prowadzeniu rodzinnego gospodarstwa, Witold podjął naukę w znajdującej się niedaleko Grójca sochaczewskiej szkole ogrodniczej. Mieszkając w internacie, przyjeżdżał co tydzień, wspomagając w pracy rodziców. Już w czasie studiów założył rodzinę i własne gospodarstwo na początku lat siedemdziesiątych. Miał ponad półtora hektara ziemi i konia na spółkę z sąsiadem. Uprawiał głównie jabłka. Był jednym z inicjatorów zakładania niskopiennych sadów. Niebawem sprzedał konia. Wyremontował stary ciągnik. Kupił ziemię.

– Pomiędzy 1975 a 1980 rokiem tyrałem od świtu po noc. Wziąłem trzy kredyty. Dokupiłem dziewięć hektarów, ciągniki i dwa samochody ciężarowe. To był skok do przodu – mówi Witold Rak. – Byłem człowiekiem, który widział przed sobą znakomitą przyszłość. Ale komuniści postanowili mi w tym przeszkodzić. Obsiałem siedem hektarów żytem. Kiedy przyszło kosić, okazało się, że „wypadłem” z listy przydziałów kombajnu. Mimo iż miałem kontraktację, zboże zgniło. Co z tego, że moje sady rodziły piękne jabłka, kiedy nie mogłem ich sprzedać, bo brakowało dla mnie skrzynek czy kartonów. Polscy sadownicy mieli znakomite rezultaty w uprawie owoców. Mogliśmy konkurować z całym światem, nasza produkcja niewiele ustępowała amerykańskiej pod względem jakości. Ale co ? Nie było chłodni do owoców czy wspomnianych prostych opakowań. Ciągle w komunizmie czegoś brakowało. Kiedy były snopowiązałki, to nie było sznurka. I maszyny stały. Byliśmy ludźmi wykształconymi, ale co z tego, kiedy niewykształceni nie dawali nam możliwości działania albo psuli nasze prace. System komunistyczny dławił nas.

Z pokolenia na pokolenie

Rodzice Witolda w czasie II wojny działali w podziemiu niepodległościowym. Oboje byli zaprzysiężonymi żołnierzami Batalionów Chłopskich. Po wojnie odwiedzali ich dom znajomi z konspiracji. Wspominali czas walki przeciwko okupantom. Witold jako młody chłopak był słuchaczem fascynujących opowieści tamtego czasu. Połykał je niczym świeżą wodę, a zarazem lepił swoją antykomunistyczną i antysowiecką postawę. Wspomniany czas studiów pokazujący absurdy komunistycznej „planowej gospodarki”, a zarazem walka komunistów z Kościołem dopełniały goryczy. Kiedy więc zastrajkowali robotnicy na Wybrzeżu i Pomorzu, wreszcie tysiące zakładów w kraju, rolnicy i sadownicy przyłączyli się do nich. Witold Rak po raz pierwszy spotkał się z Solidarnością na macierzystej uczelni, gdzie dr Gabriel Janowski, w III RP m.in. poseł i minister rolnictwa, współtworzył Związek Zawodowy Producentów Rolnych, jak również Komisję Zakładową NSZZ „S”.

Kilka tygodni później Witold Rak, wraz z kolegami: Maciejem Półtorakiem, Januszem Burzyńskim, Markiem Przybytniakiem oraz Zdzisławem Raczyńskim, powołali Gminny Komitet Związku Zawodowego Producentów Rolnych. Później Związek został przekształcony w Solidarność Rolników Indywidualnych w Radomiu. Ziemia grójecka bowiem wchodziła wówczas w obręb województwa radomskiego.

– Dla nas oczywiste było, by zwalczać ustrój komunistyczny. Nie można było jednak głośno o tym mówić czy pisać na sztandarach, bo grożono nam czołgami. Postępowaliśmy więc nieco asekuracyjnie. Najpierw utworzyliśmy Związek Producentów, później zaczęliśmy jeździć po wsiach i zakładać koła „S” – kontynuuje Witold Rak. – Szło nam bardzo dobrze, mimo że wieś była wielce nieufna. Lata wcześniej przyjeżdżali różni cwaniacy z PZPR czy ZSL, namawiali chłopów do czegoś tam, a później rolnikom wychodziło to bokiem. A – jak wiadomo – komuniści jedno mówili, a drugie robili.

W grudniu 1980 roku ludzie działający od sierpnia w Gminnym Komitecie Założycielskim „S” RI zorganizowali spotkanie z władzami Grójca: naczelnikiem miasta i sekretarzami PZPR. Wywieszono plakaty. Jak wspominają rolnicy i dokumenty SB, znakomicie poprowadził to spotkanie dr nauk rolniczych Ryszard Lewandowski. Ku zaskoczeniu władz komunistycznych zgromadzeni nie dyskutowali o ustroju komunistycznym, ale o uprawie roślin, nawożeniu i konieczności zarejestrowania związku.

– Nie mieli więc do czego się przyczepić, zarzucając nam na przykład, że to jakieś spotkanie antysocjalistyczne – mówi Witold Rak. – Podczas tego zebrania ustalił się ostateczny skład „S” RI. Natomiast w styczniu 1981 roku zrobiliśmy wybory nowych gminny władz „S” RI. Osiemnaście kół wiejskich. To pozwoliło nam złapać dobre kontakty z pozostałymi gminami. Szliśmy, jak burza. Mimo iż Służba Bezpieczeństwa montowała w naszym środowisku konfidentów, którzy prowadzili rozłamową robotę.

Chłopskie postulaty

Tymczasem Komitet Centralny PZPR przy pomocy Służby Bezpieczeństwa i kontrwywiadu wojskowego pracował nad tym, by nie dopuścić do rejestracji jakichkolwiek związków chłopskich. By rozbić ruch chłopski, zapoczątkowany na wsiach jeszcze w latach siedemdziesiątych m.in. przez Henryka Bąka, Janusza Rożka czy Jana Kozłowskiego. Jak bardzo służby zwalczały chłopski ruch, można przeczytać na kartach „esbeckich” opracowań zawierających kilkadziesiąt tysięcy stron tekstu znajdujących się w archiwum IPN, w tym o kryptonimie „Socha” dotyczących „S” RI w województwie radomskim. SB dokonywała licznych aresztowań, także prób prowokacji czy antagonizowania środowisk, w tym pomówień niektórych działaczy o… kolaborację z Niemcami w czasie II wojny światowej. Jednak te manewry zdały się na nic. Pod dużym naciskiem „robotniczej Solidarności”, również ówczesnych środowisk niezależnych, choć z ogromnym opóźnieniem, bo dopiero 12 maja 1981 roku, to komuniści zarejestrowali NSZZ „S” Rolników Indywidulanych.

Na ziemi radomskiej łagodzeniem konfliktów i wskazywaniem na prowokacje zajmowali się grójeccy czy radomscy kapłani. Mimo wysiłków PZPR i SB udało się działaczom ziemi grójeckiej i radomskiej doprowadzić do zjazdu w marcu 1981 roku, podczas którego

Witold Rak został przewodniczącym Wojewódzkiego Komitetu Założycielskiego „S” RI w Radomiu.

– Wśród naszych postulatów, m.in. zgłaszanych podczas wiecu w Grójcu w lutym 1981 roku, znalazło się kilka najważniejszych, takich jak: zarejestrowanie RI „S”, konstytucyjne i ustawowe zagwarantowanie trwałości gospodarstwa indywidualnego, zmiana prawa rolnego i ustawy o prawie rolnym, a także o rolniczych emeryturach, konieczność obiektywnego informowania społeczeństwa o sytuacji materialnej, socjalnej i oświatowej rolników indywidualnych i ich rodzin, prawidłowy i sprawiedliwy podział wytwarzanej żywności. I dalej: dopuszczenie przedstawicieli „S” RI do prac nad ustawą o samorządzie wiejskim, dostęp do niezbędnych środków produkcji rolnej i sprawiedliwy ich podział tak, byśmy mogli realizować hasło: „Sami wyżywimy naród” – wspomina Witold Rak.

Komunistyczny rząd zapewnił, że żądania rolników zrealizuje. Choć tak się nie stało, to masowy i niezależny ruch chłopski stał się faktem. Budował świadomość chłopów. Z początkiem grudnia 1981 roku „S” RI w województwie radomskim miała prawie 500 kół.

– Szesnaście miesięcy legalnej Solidarności to organizowanie się i praca nad świadomością chłopów – wspomina Witold Rak. – Nam nie chodziło o to, by sprzedać drożej kartofle. Nam chodziło o to, by pozbyć się radzieckich czołgów. Pozbyć się tego socjalizmu, jak ten ustrój nazywali komuniści. To był nasz cel. Nie można było tego wprost powiedzieć. Nie chcieliśmy im dać pretekstu do zbrojnej interwencji. Bo komuniści tylko na to czekali, by zaatakować nas pod byle jakim pretekstem. Wiedzieli, że chcemy obalić ich ustrój.

– Podczas tych szesnastu miesięcy wolności – kontynuuje Witold Rak – mnóstwo czasu poświęcałem na działalność związkową. Miałem silne gospodarstwo. Dobrze zarabiałem. Szedłem jak burza. Ale czas, który oddawałem pracy w „S”, odbijał się na moim gospodarstwie. Kiedy działasz, praca w polu stoi. Ktoś musiał za ciebie pracować. Gdybym jeszcze przez kolejne kilka miesięcy oddawał się pracy w „S”, to moje gospodarstwo popadałoby w ruinę, aż by... upadło. Ciągle ilość pracy w „S” RI narastała, bo było mnóstwo problemów. Począwszy od własnościowych po jakieś drobne sprawy do załatwienia.

Stan wojenny

Uderzenie służb wojskowych i milicyjnych w „S” RI dla ludzi na wsi było dużym zaskoczeniem. Wielu nie wierzyło, że może do tego dojść, kiedy Solidarność robotnicza i rolnicza skupiała ponad dziesięć milionów ludzi. Kilkuset działaczy wiejskich internowano. Wśród nich, aby ich uwiarygodnić, kilkudziesięciu tajnych współpracowników. W pierwszym roku stanu wojennego działalność podziemnych struktur na wsi była szczątkowa. Powoli jednak organizatorzy podziemnej „S” nawiązywali zerwane z miastem kontakty. Odzyskiwali i budowali wzajemne zaufanie. Witold Rak był podobnie zaskoczony tak skutecznym sparaliżowaniem legalnych struktur „S”. Sytuacja, w jakiej się znaleźli osamotnieni chłopi, jednak nie załamała go. Od początku stanu wojennego rozpoczął działalność. Nawiązał kontakt w Warszawie z Gabrielem Janowskim. W Radomiu z Januszem Rejczakiem oraz innymi działaczami podziemnych struktur. Powoli, niezwykle mozolnie, budował podziemne struktury na ziemi grójeckiej dla produkcji podziemnych gazet, kolportażu prasy i książek. Niezwykle pomocni w tej działalności byli miejscowi księża, którzy udostępniali pomieszczenia zarówno na tajne spotkania, jak i sale katechetyczne, współtworząc jawne Duszpasterstwo Rolników, wcześniej zatwierdzone przez Episkopat Polski.

– Chłopi na początku stanu wojennego, tak mniej więcej do 1983 roku, niewiele angażowali się w podziemną „S” RI. Bali się, że kiedy ich aresztują, pójdą do więzienia, to mają przynajmniej 2-3 lata „wyjęte z rolnictwa”, co dla gospodarstwa byłoby ruiną – opowiada Witold Rak. – Przez cały 1982 rok byliśmy więc znokautowani. Dopiero w następnym zaczęliśmy się ruszać. Naszym szefem został pan Jan Pająk. Żołnierz podziemia lat czterdziestych. Na zmianę zresztą przewodniczyliśmy podziemnej „S” RI. Na początku dostawaliśmy bibułę z Warszawy. Podczas całego stanu wojennego, oprócz prasy chłopskiej, trafiło do mnie kilkaset tytułów książek. Kolportowałem m.in. „Tygodnik Wojenny”, „Tygodnik Mazowsze”, „Wolę”, również kwartalniki „Vacat”, ABC „Stańczyk”, miesięczniki. Kiedy SB uniemożliwiła prace Duszpasterstwa Rolników w Grójcu, rozpoczęliśmy działalność na parafii w Lewiczynie. Pomoc księży była ogromna. Gdyby nie oni, to nie wiem, czy „S” na wsi miałaby możliwość tak aktywnego działania. Wspomagał nas przede wszystkim ksiądz Grzegorz Krysztofik. Naszą aktywność ogromnie wspierał ówczesny biskup ordynariusz sandomiersko radomski Edward Materski. Bez niego pomoc Kościoła, w różnej formie, także socjalnej, nie byłaby możliwa. Rozprowadzaliśmy prasę podziemną i książki w duszpasterstwie. Prowadziliśmy szeroką pracę oświatową. Zapraszaliśmy historyków, ekonomistów, aktorów. Wygłaszałem pogadanki polityczne w kościele. Wychodziłem od ołtarza na kilkanaście minut przed Mszą św. i komentowałem bieżącą sytuację polityczną. Przychodziły setki, a nawet tysiące ludzi. To trwało gdzieś około roku. Wielką rolę odegrał w naszej podziemnej pracy działacz „S” robotniczej Jan Rejczak. Człowiek niezwykłej wiary, patriotyzmu i aktywności. Kiedy SB wygoniła nas do Lewiczyna, mogli nas łatwiej obserwować. Ale to nie przerwało naszej aktywności.

Służba Bezpieczeństwa nie zamierzała lekceważyć działalności „S” RI w regionie. Na przestrzeni lat osiemdziesiątych do inwigilacji zatrudniono blisko pięciuset funkcjonariuszy różnych służb. Ponadto stu tajnych współpracowników. Wielu działaczy aresztowano. Dochodziło do licznych rewizji i zatrzymań. Podobny los spotkał Witolda Raka, który był wielokrotnie zatrzymywany, przesłuchiwany. Skazany na wysokie grzywny za kolportowanie podziemnej prasy. W marcu 1988 roku SB uszkodziła samochód Witolda Raka. Tylko dzięki Bożej Opatrzności udało mu się wyjść żywym z katastrofy.

W 1987 roku Witold Rak wraz z kilkunastoma działaczami „S” RI powołał Tymczasową Wojewódzką Komisję „S” RI. Jej przewodniczącym został Jan Pająk. Witold Rak wszedł również w skład powołanego w 1989 roku Komitetu Obywatelskiego Ziemi Radomskiej, któremu przewodniczył Jan Rejczak. Podczas przygotowań do obrad Okrągłego Stołu Witold Rak zasiadał w podzespole ds. młodzieży, kiedy jednak powiedziano mu, że przy „OS” nie będzie rozpatrywane przywrócenie legalności „S” RI – zrezygnował.

– Gdzieś tak w połowie lat osiemdziesiątych miałem świadomość, że komunizm padnie. Zresztą nie tylko ja. Nie byłem jakąś wyspą. Barierą dla naszej początkowej działalności był strach i świadomość, że nie jesteśmy wolni. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, pod wpływem wielu lektur i doświadczenia pokolenia moich rodziców walczących w konspiracji, że jestem wolnym człowiekiem. Wówczas wiedziałem już, że komuniści nie są w stanie mi tego odebrać. Mimo prześladowań było to moje zwycięstwo, a ich klęska.

Po odzyskaniu niepodległości Witold Rak w 1990 do 1994 roku sprawował funkcję marszałka sejmiku samorządowego województwa radomskiego I kadencji. Do 1992 roku był również przewodniczącym Rady Gminy Grójec z listy KO w Grójcu. Od 1992 roku do następnego piastował godność burmistrza Grójca. Przez cztery lata zaś (1998–2002) był radnym powiatu grójeckiego z listy AWS. W latach 2002–2006 był radnym Grójca z listy Wspólnoty Samorządowej.

Tekst pochodzi z 29 (1799) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Żurek grozi prezydentowi Trybunałem Stanu. Prawnicy prowadzą rozmowy i mogą przejść do działania z ostatniej chwili
Żurek grozi prezydentowi Trybunałem Stanu. "Prawnicy prowadzą rozmowy i mogą przejść do działania"

Spór o nominacje sędziowskie przerodził się w kolejną odsłonę politycznego konfliktu. Waldemar Żurek w programie „Graffiti” nie tylko skrytykował działania głowy państwa, ale także wskazał, że Karol Nawrocki miałby ponosić odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu.

Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego zabrał głos ws. dywersji na torach Wiadomości
Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego zabrał głos ws. dywersji na torach

Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego ostrzega: obecna sytuacja to nie wojna, ale stan przedwojenny i działania hybrydowe mające podważyć zaufanie społeczeństwa do państwa. Równocześnie służby i wojsko prowadzą intensywne działania po incydentach na torach kolejowych koło Garwolina i Puław, które premier Donald Tusk określił jako akty dywersji.

Wykryto nowy sabotaż na kolei. Tym razem w okolicy Azotów Puławy z ostatniej chwili
Wykryto nowy sabotaż na kolei. Tym razem w okolicy Azotów Puławy

W rejonie stacji kolejowej w Puławach ktoś zarzucił łańcuch na sieć energetyczną, co doprowadziło do zwarcia i wybicia szyb w jednym z wagonów pociągu relacji Świnoujście-Rzeszów. Chwilę później skład przeciął przykręconą do szyn blaszkę w kształcie litery V, która mogła doprowadzić do wykolejenia pociągu – informują reporterzy RMF FM.

Podczas wojny 54 proc. mieszkańców polskich miast znajdzie się w strefie zagrożeń. Raport pilne
Podczas wojny 54 proc. mieszkańców polskich miast znajdzie się w strefie zagrożeń. Raport

Najnowszy raport BGK pokazuje, że ponad połowa mieszkańców dużych miast żyje na obszarach uznanych za zagrożone, choć wciąż stosunkowo odporne. Ryzyka dotyczą zarówno klimatu, jak i zdrowia, sytuacji humanitarnej oraz bezpieczeństwa militarnego.

Niemcy w strachu odwołują jarmarki świąteczne lub nadają im inne nazwy Wiadomości
Niemcy w strachu odwołują jarmarki świąteczne lub nadają im inne nazwy

Magdeburg jest kolejnym niemieckim miastem, które odwołało jarmark bożonarodzeniowy z powodu obaw o bezpieczeństwo. Wszyscy pamiętają sceny, gdy w grudniu ubiegłego roku saudyjski psychiatra i uchodźca, Taleb al-Abdulmohsen, wjechał samochodem w tłum podczas miejskich obchodów, zabijając sześć osób. Teraz istnieją obawy, że podobny atak może się powtórzyć, a nikt nie potrafi zapewnić odpowiednich środków bezpieczeństwa. Portal European Conservative zastanawia się, czy jarmark bożonarodzeniowy w Niemczech umiera. A niemieckie media cytują dane o lęku przed atakami terrorystycznymi na jarmarkach.

Oprawa polskich kibiców zakazana, ukraińskich nie. Politycy pytają o decyzje służb z ostatniej chwili
Oprawa polskich kibiców zakazana, ukraińskich nie. Politycy pytają o decyzje służb

Po meczu reprezentacji Ukrainy w Warszawie ponownie rozgorzała dyskusja o decyzjach służb. Ukraińscy kibice pokazali własną, wyrazistą oprawę, choć dwa dni wcześniej polskim fanom odmówiono wniesienia patriotycznego baneru.

Kaczyński zostanie przesłuchany? Chodzi o słowa ws. śmierci Leppera z ostatniej chwili
Kaczyński zostanie przesłuchany? Chodzi o słowa ws. śmierci Leppera

Jarosław Kaczyński mówił w sobotę o "zamordowaniu" Andrzeja Leppera. Minister sprawiedliwości odpowiedział, że takie słowa wymagają wyjaśnień i zapowiedział możliwe przesłuchanie prezesa PiS.

Była premier skazana na karę śmierci z ostatniej chwili
Była premier skazana na karę śmierci

Była premier Bangladeszu, Sheikh Hasina Wajed, została skazana na karę śmierci za wydanie rozkazu brutalnego stłumienia protestów studenckich z 2024 roku. Decyzja sądu zapadła podczas jej nieobecności i wywołała globalne poruszenie, ponieważ sprawa dotyczy jednej z najważniejszych postaci politycznych współczesnego Bangladeszu.

Atak dywersyjny na kolej. Tusk: Celem był prawdopodobnie pociąg z ostatniej chwili
Atak dywersyjny na kolej. Tusk: Celem był prawdopodobnie pociąg

Premier Donald Tusk potwierdził dwa poważne incydenty na trasie Warszawa–Lublin. W jednym miejscu doszło do eksplozji ładunku wybuchowego, w innym pociąg z 475 osobami musiał gwałtownie hamować przez uszkodzone tory.

Stadler składa skargę na PKP Intercity z ostatniej chwili
Stadler składa skargę na PKP Intercity

Stadler Polska zapowiadział na dziś złożenie skargi do sądu w związku z rozstrzygnięciem jednego z największych przetargów taborowych w historii PKP Intercity. Producent twierdzi, że kluczowym elementem, który przesądził o wyborze konkurencyjnej oferty Alstomu, nie były koszty, lecz sposób punktowania terminów dostawy. Stawką jest kontrakt wart ok. 7 mld zł.

REKLAMA

Witold Rak, założyciel „S” RI na ziemi grójeckiej i radomskiej: System komunistyczny dławił nas

Siedemdziesięciolatek. Absolwent Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Ojciec czworga dorosłych dzieci. Sadownik. Pasjonat ekologicznego gospodarstwa i książek. W latach osiemdziesiątych jeden z założycieli „Solidarności” Rolników Indywidualnych na ziemi grójeckiej i radomskiej. Jej działacz po lata dziewięćdziesiąte – Witold Rak.
Witold Rak Witold Rak, założyciel „S” RI na ziemi grójeckiej i radomskiej: System komunistyczny dławił nas
Witold Rak / fot. M. Wyrwich

Pasję do pracy i ogrodnictwa zaszczepiła Witoldowi matka. Kobieta niezwykłej pracowitości i religijności. Absolwentka Żeńskiej Szkoły Rolniczej w Dąbrowie Zduńskiej koło Łowicza.

Widząc zapobiegliwość matki w prowadzeniu rodzinnego gospodarstwa, Witold podjął naukę w znajdującej się niedaleko Grójca sochaczewskiej szkole ogrodniczej. Mieszkając w internacie, przyjeżdżał co tydzień, wspomagając w pracy rodziców. Już w czasie studiów założył rodzinę i własne gospodarstwo na początku lat siedemdziesiątych. Miał ponad półtora hektara ziemi i konia na spółkę z sąsiadem. Uprawiał głównie jabłka. Był jednym z inicjatorów zakładania niskopiennych sadów. Niebawem sprzedał konia. Wyremontował stary ciągnik. Kupił ziemię.

– Pomiędzy 1975 a 1980 rokiem tyrałem od świtu po noc. Wziąłem trzy kredyty. Dokupiłem dziewięć hektarów, ciągniki i dwa samochody ciężarowe. To był skok do przodu – mówi Witold Rak. – Byłem człowiekiem, który widział przed sobą znakomitą przyszłość. Ale komuniści postanowili mi w tym przeszkodzić. Obsiałem siedem hektarów żytem. Kiedy przyszło kosić, okazało się, że „wypadłem” z listy przydziałów kombajnu. Mimo iż miałem kontraktację, zboże zgniło. Co z tego, że moje sady rodziły piękne jabłka, kiedy nie mogłem ich sprzedać, bo brakowało dla mnie skrzynek czy kartonów. Polscy sadownicy mieli znakomite rezultaty w uprawie owoców. Mogliśmy konkurować z całym światem, nasza produkcja niewiele ustępowała amerykańskiej pod względem jakości. Ale co ? Nie było chłodni do owoców czy wspomnianych prostych opakowań. Ciągle w komunizmie czegoś brakowało. Kiedy były snopowiązałki, to nie było sznurka. I maszyny stały. Byliśmy ludźmi wykształconymi, ale co z tego, kiedy niewykształceni nie dawali nam możliwości działania albo psuli nasze prace. System komunistyczny dławił nas.

Z pokolenia na pokolenie

Rodzice Witolda w czasie II wojny działali w podziemiu niepodległościowym. Oboje byli zaprzysiężonymi żołnierzami Batalionów Chłopskich. Po wojnie odwiedzali ich dom znajomi z konspiracji. Wspominali czas walki przeciwko okupantom. Witold jako młody chłopak był słuchaczem fascynujących opowieści tamtego czasu. Połykał je niczym świeżą wodę, a zarazem lepił swoją antykomunistyczną i antysowiecką postawę. Wspomniany czas studiów pokazujący absurdy komunistycznej „planowej gospodarki”, a zarazem walka komunistów z Kościołem dopełniały goryczy. Kiedy więc zastrajkowali robotnicy na Wybrzeżu i Pomorzu, wreszcie tysiące zakładów w kraju, rolnicy i sadownicy przyłączyli się do nich. Witold Rak po raz pierwszy spotkał się z Solidarnością na macierzystej uczelni, gdzie dr Gabriel Janowski, w III RP m.in. poseł i minister rolnictwa, współtworzył Związek Zawodowy Producentów Rolnych, jak również Komisję Zakładową NSZZ „S”.

Kilka tygodni później Witold Rak, wraz z kolegami: Maciejem Półtorakiem, Januszem Burzyńskim, Markiem Przybytniakiem oraz Zdzisławem Raczyńskim, powołali Gminny Komitet Związku Zawodowego Producentów Rolnych. Później Związek został przekształcony w Solidarność Rolników Indywidualnych w Radomiu. Ziemia grójecka bowiem wchodziła wówczas w obręb województwa radomskiego.

– Dla nas oczywiste było, by zwalczać ustrój komunistyczny. Nie można było jednak głośno o tym mówić czy pisać na sztandarach, bo grożono nam czołgami. Postępowaliśmy więc nieco asekuracyjnie. Najpierw utworzyliśmy Związek Producentów, później zaczęliśmy jeździć po wsiach i zakładać koła „S” – kontynuuje Witold Rak. – Szło nam bardzo dobrze, mimo że wieś była wielce nieufna. Lata wcześniej przyjeżdżali różni cwaniacy z PZPR czy ZSL, namawiali chłopów do czegoś tam, a później rolnikom wychodziło to bokiem. A – jak wiadomo – komuniści jedno mówili, a drugie robili.

W grudniu 1980 roku ludzie działający od sierpnia w Gminnym Komitecie Założycielskim „S” RI zorganizowali spotkanie z władzami Grójca: naczelnikiem miasta i sekretarzami PZPR. Wywieszono plakaty. Jak wspominają rolnicy i dokumenty SB, znakomicie poprowadził to spotkanie dr nauk rolniczych Ryszard Lewandowski. Ku zaskoczeniu władz komunistycznych zgromadzeni nie dyskutowali o ustroju komunistycznym, ale o uprawie roślin, nawożeniu i konieczności zarejestrowania związku.

– Nie mieli więc do czego się przyczepić, zarzucając nam na przykład, że to jakieś spotkanie antysocjalistyczne – mówi Witold Rak. – Podczas tego zebrania ustalił się ostateczny skład „S” RI. Natomiast w styczniu 1981 roku zrobiliśmy wybory nowych gminny władz „S” RI. Osiemnaście kół wiejskich. To pozwoliło nam złapać dobre kontakty z pozostałymi gminami. Szliśmy, jak burza. Mimo iż Służba Bezpieczeństwa montowała w naszym środowisku konfidentów, którzy prowadzili rozłamową robotę.

Chłopskie postulaty

Tymczasem Komitet Centralny PZPR przy pomocy Służby Bezpieczeństwa i kontrwywiadu wojskowego pracował nad tym, by nie dopuścić do rejestracji jakichkolwiek związków chłopskich. By rozbić ruch chłopski, zapoczątkowany na wsiach jeszcze w latach siedemdziesiątych m.in. przez Henryka Bąka, Janusza Rożka czy Jana Kozłowskiego. Jak bardzo służby zwalczały chłopski ruch, można przeczytać na kartach „esbeckich” opracowań zawierających kilkadziesiąt tysięcy stron tekstu znajdujących się w archiwum IPN, w tym o kryptonimie „Socha” dotyczących „S” RI w województwie radomskim. SB dokonywała licznych aresztowań, także prób prowokacji czy antagonizowania środowisk, w tym pomówień niektórych działaczy o… kolaborację z Niemcami w czasie II wojny światowej. Jednak te manewry zdały się na nic. Pod dużym naciskiem „robotniczej Solidarności”, również ówczesnych środowisk niezależnych, choć z ogromnym opóźnieniem, bo dopiero 12 maja 1981 roku, to komuniści zarejestrowali NSZZ „S” Rolników Indywidulanych.

Na ziemi radomskiej łagodzeniem konfliktów i wskazywaniem na prowokacje zajmowali się grójeccy czy radomscy kapłani. Mimo wysiłków PZPR i SB udało się działaczom ziemi grójeckiej i radomskiej doprowadzić do zjazdu w marcu 1981 roku, podczas którego

Witold Rak został przewodniczącym Wojewódzkiego Komitetu Założycielskiego „S” RI w Radomiu.

– Wśród naszych postulatów, m.in. zgłaszanych podczas wiecu w Grójcu w lutym 1981 roku, znalazło się kilka najważniejszych, takich jak: zarejestrowanie RI „S”, konstytucyjne i ustawowe zagwarantowanie trwałości gospodarstwa indywidualnego, zmiana prawa rolnego i ustawy o prawie rolnym, a także o rolniczych emeryturach, konieczność obiektywnego informowania społeczeństwa o sytuacji materialnej, socjalnej i oświatowej rolników indywidualnych i ich rodzin, prawidłowy i sprawiedliwy podział wytwarzanej żywności. I dalej: dopuszczenie przedstawicieli „S” RI do prac nad ustawą o samorządzie wiejskim, dostęp do niezbędnych środków produkcji rolnej i sprawiedliwy ich podział tak, byśmy mogli realizować hasło: „Sami wyżywimy naród” – wspomina Witold Rak.

Komunistyczny rząd zapewnił, że żądania rolników zrealizuje. Choć tak się nie stało, to masowy i niezależny ruch chłopski stał się faktem. Budował świadomość chłopów. Z początkiem grudnia 1981 roku „S” RI w województwie radomskim miała prawie 500 kół.

– Szesnaście miesięcy legalnej Solidarności to organizowanie się i praca nad świadomością chłopów – wspomina Witold Rak. – Nam nie chodziło o to, by sprzedać drożej kartofle. Nam chodziło o to, by pozbyć się radzieckich czołgów. Pozbyć się tego socjalizmu, jak ten ustrój nazywali komuniści. To był nasz cel. Nie można było tego wprost powiedzieć. Nie chcieliśmy im dać pretekstu do zbrojnej interwencji. Bo komuniści tylko na to czekali, by zaatakować nas pod byle jakim pretekstem. Wiedzieli, że chcemy obalić ich ustrój.

– Podczas tych szesnastu miesięcy wolności – kontynuuje Witold Rak – mnóstwo czasu poświęcałem na działalność związkową. Miałem silne gospodarstwo. Dobrze zarabiałem. Szedłem jak burza. Ale czas, który oddawałem pracy w „S”, odbijał się na moim gospodarstwie. Kiedy działasz, praca w polu stoi. Ktoś musiał za ciebie pracować. Gdybym jeszcze przez kolejne kilka miesięcy oddawał się pracy w „S”, to moje gospodarstwo popadałoby w ruinę, aż by... upadło. Ciągle ilość pracy w „S” RI narastała, bo było mnóstwo problemów. Począwszy od własnościowych po jakieś drobne sprawy do załatwienia.

Stan wojenny

Uderzenie służb wojskowych i milicyjnych w „S” RI dla ludzi na wsi było dużym zaskoczeniem. Wielu nie wierzyło, że może do tego dojść, kiedy Solidarność robotnicza i rolnicza skupiała ponad dziesięć milionów ludzi. Kilkuset działaczy wiejskich internowano. Wśród nich, aby ich uwiarygodnić, kilkudziesięciu tajnych współpracowników. W pierwszym roku stanu wojennego działalność podziemnych struktur na wsi była szczątkowa. Powoli jednak organizatorzy podziemnej „S” nawiązywali zerwane z miastem kontakty. Odzyskiwali i budowali wzajemne zaufanie. Witold Rak był podobnie zaskoczony tak skutecznym sparaliżowaniem legalnych struktur „S”. Sytuacja, w jakiej się znaleźli osamotnieni chłopi, jednak nie załamała go. Od początku stanu wojennego rozpoczął działalność. Nawiązał kontakt w Warszawie z Gabrielem Janowskim. W Radomiu z Januszem Rejczakiem oraz innymi działaczami podziemnych struktur. Powoli, niezwykle mozolnie, budował podziemne struktury na ziemi grójeckiej dla produkcji podziemnych gazet, kolportażu prasy i książek. Niezwykle pomocni w tej działalności byli miejscowi księża, którzy udostępniali pomieszczenia zarówno na tajne spotkania, jak i sale katechetyczne, współtworząc jawne Duszpasterstwo Rolników, wcześniej zatwierdzone przez Episkopat Polski.

– Chłopi na początku stanu wojennego, tak mniej więcej do 1983 roku, niewiele angażowali się w podziemną „S” RI. Bali się, że kiedy ich aresztują, pójdą do więzienia, to mają przynajmniej 2-3 lata „wyjęte z rolnictwa”, co dla gospodarstwa byłoby ruiną – opowiada Witold Rak. – Przez cały 1982 rok byliśmy więc znokautowani. Dopiero w następnym zaczęliśmy się ruszać. Naszym szefem został pan Jan Pająk. Żołnierz podziemia lat czterdziestych. Na zmianę zresztą przewodniczyliśmy podziemnej „S” RI. Na początku dostawaliśmy bibułę z Warszawy. Podczas całego stanu wojennego, oprócz prasy chłopskiej, trafiło do mnie kilkaset tytułów książek. Kolportowałem m.in. „Tygodnik Wojenny”, „Tygodnik Mazowsze”, „Wolę”, również kwartalniki „Vacat”, ABC „Stańczyk”, miesięczniki. Kiedy SB uniemożliwiła prace Duszpasterstwa Rolników w Grójcu, rozpoczęliśmy działalność na parafii w Lewiczynie. Pomoc księży była ogromna. Gdyby nie oni, to nie wiem, czy „S” na wsi miałaby możliwość tak aktywnego działania. Wspomagał nas przede wszystkim ksiądz Grzegorz Krysztofik. Naszą aktywność ogromnie wspierał ówczesny biskup ordynariusz sandomiersko radomski Edward Materski. Bez niego pomoc Kościoła, w różnej formie, także socjalnej, nie byłaby możliwa. Rozprowadzaliśmy prasę podziemną i książki w duszpasterstwie. Prowadziliśmy szeroką pracę oświatową. Zapraszaliśmy historyków, ekonomistów, aktorów. Wygłaszałem pogadanki polityczne w kościele. Wychodziłem od ołtarza na kilkanaście minut przed Mszą św. i komentowałem bieżącą sytuację polityczną. Przychodziły setki, a nawet tysiące ludzi. To trwało gdzieś około roku. Wielką rolę odegrał w naszej podziemnej pracy działacz „S” robotniczej Jan Rejczak. Człowiek niezwykłej wiary, patriotyzmu i aktywności. Kiedy SB wygoniła nas do Lewiczyna, mogli nas łatwiej obserwować. Ale to nie przerwało naszej aktywności.

Służba Bezpieczeństwa nie zamierzała lekceważyć działalności „S” RI w regionie. Na przestrzeni lat osiemdziesiątych do inwigilacji zatrudniono blisko pięciuset funkcjonariuszy różnych służb. Ponadto stu tajnych współpracowników. Wielu działaczy aresztowano. Dochodziło do licznych rewizji i zatrzymań. Podobny los spotkał Witolda Raka, który był wielokrotnie zatrzymywany, przesłuchiwany. Skazany na wysokie grzywny za kolportowanie podziemnej prasy. W marcu 1988 roku SB uszkodziła samochód Witolda Raka. Tylko dzięki Bożej Opatrzności udało mu się wyjść żywym z katastrofy.

W 1987 roku Witold Rak wraz z kilkunastoma działaczami „S” RI powołał Tymczasową Wojewódzką Komisję „S” RI. Jej przewodniczącym został Jan Pająk. Witold Rak wszedł również w skład powołanego w 1989 roku Komitetu Obywatelskiego Ziemi Radomskiej, któremu przewodniczył Jan Rejczak. Podczas przygotowań do obrad Okrągłego Stołu Witold Rak zasiadał w podzespole ds. młodzieży, kiedy jednak powiedziano mu, że przy „OS” nie będzie rozpatrywane przywrócenie legalności „S” RI – zrezygnował.

– Gdzieś tak w połowie lat osiemdziesiątych miałem świadomość, że komunizm padnie. Zresztą nie tylko ja. Nie byłem jakąś wyspą. Barierą dla naszej początkowej działalności był strach i świadomość, że nie jesteśmy wolni. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, pod wpływem wielu lektur i doświadczenia pokolenia moich rodziców walczących w konspiracji, że jestem wolnym człowiekiem. Wówczas wiedziałem już, że komuniści nie są w stanie mi tego odebrać. Mimo prześladowań było to moje zwycięstwo, a ich klęska.

Po odzyskaniu niepodległości Witold Rak w 1990 do 1994 roku sprawował funkcję marszałka sejmiku samorządowego województwa radomskiego I kadencji. Do 1992 roku był również przewodniczącym Rady Gminy Grójec z listy KO w Grójcu. Od 1992 roku do następnego piastował godność burmistrza Grójca. Przez cztery lata zaś (1998–2002) był radnym powiatu grójeckiego z listy AWS. W latach 2002–2006 był radnym Grójca z listy Wspólnoty Samorządowej.

Tekst pochodzi z 29 (1799) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe