Wychodząca spod kurateli niemieckiej Polska wzbudza za naszą zachodnią granicą niechęć i obawy
6 sierpnia 2023 roku Manfred Weber, szef Europejskiej Partii Ludowej, schodząc na tematy polskie, stwierdza w wywiadzie dla niemieckiej telewizji ZDF, że „każda partia musi zaakceptować państwo prawa”. Akceptacja praworządności w UE „to jest zapora przeciw przedstawicielom PiS w Polsce, którzy systematycznie atakują państwo prawa i wolne media”. Wszystkie partie, takie „jak niemiecka AfD, Le Pen we Francji czy PiS w Polsce są dla nas przeciwnikami i będą przez nas zwalczani” – tłumaczył Weber. Na jego słowa ostro zareagował premier Mateusz Morawiecki, wzywając go do debaty telewizyjnej 2 października.
Bez zdziwienia
W polskiej polityce zrobiło się nerwowo, a dla PO nawet niewygodnie. Dość wspomnieć, że Jan Grabiec z Platformy stwierdził w rozmowie z Radiem ZET: „Oczywiście, że nie potrzebujemy takiego wsparcia i takiej pomocy, co jest oczywiste, sami sobie poradzimy”.
Słuszne są obawy posła Grabca co do niemieckich ingerencji w naszą politykę wewnętrzną. W istocie wypowiedź Webera nie była tylko bieżącym komentarzem do polskiej polityki. Każda wypowiedź niemieckiego polityka pod adresem naszego kraju natychmiast uruchamia w polskiej duszy niezgłębione pokłady lęków, nieufności i sprzeciwu wobec pomysłów Berlina na siłowe urządzanie sobie Polski według własnych potrzeb. Sami Niemcy wytworzyli w nas ten odruch poprzez historię pisaną przez nich krwią.
Ale ważne słowa, komentując postawę Webera, wypowiedział też wiceszef MSZ Paweł Jabłoński w radiowej Trójce. „Ja się, szczerze mówiąc, nie dziwię, że oni tak mówią, dlatego że rzeczywiście Polska jest, dzisiejsza Polska, dzisiejszy polski rząd jest dla wielu polityków w Niemczech problemem, bo my powiedzieliśmy w pewnym momencie stop, koniec z tą polityką, że za każdym razem słuchamy tego, co Niemcy oczekują, za każdym razem realizujemy politykę niemiecką, czy ona jest korzystna, czy jest niekorzystna”.
Tak, nie ma się co dziwić, że wychodząca spod kurateli niemieckiej Polska wzbudza za naszą zachodnią granicą niechęć i obawy. Kwestia podporządkowania Polski polityce i gospodarce niemieckiej to sprawa żywotna dla niemieckiej potęgi w Europie. Pisał o tym już w 1831 roku feldmarszałek Carl von Clausewitz: „Cząstka ziem polskich, jaka przypadła Rosji, jest dla niej kwestią wygody, albowiem łączy ona jej prowincje północne i południowe. Udział Austrii stanowi artykuł luksusowy, albowiem ma ona dostateczną osłonę w Karpatach i może obyć się bez Galicji. Część natomiast pruska jest organizmem życiowym, bez którego organizm państwowy nie mógłby długo istnieć. Z tego względu zrezygnowanie z niej jest niemożliwością”. Zagrabienie zachodnich ziem polskich traktowane było jako pruska racja stanu.
Joachim Bartoszewicz, polski polityk endecki, publicysta, działacz niepodległościowy i prawnik, tak pisał w „Zagadnieniach polityki polskiej” w 1919 roku: „Prusy mogły zdominować Niemcy i myśleć o dominacji świata dopiero po rozbiorze i upadku Polski. Zarówno wielkość Prus, jak i wielkość Niemiec jest nie do pogodzenia z wielkością Polski. To dlatego Niemcy, przygotowując swoją Mitteleuropę, nie mogły wyjść poza małą, rozbitą Polskę, otoczoną z jednej strony Prusami, z drugiej małymi państwami. Te małe państwa pomyślane były jako teren eksploatacji i kolonizacji dla ludu panów. To dlatego Niemcy chętnie by dzisiaj przystały na wyrzeczenia znacznie bardziej dotkliwe, jeżeli chodzi o interesy na Zachodzie, jeśliby pozwolono im powetować straty na Wschodzie, to znaczy przyjąć tam niemiecką koncepcję Mittel- und Osteuropa”.
Ludzie od szparagów
Polska potrzebna jest Niemcom nie tylko politycznie, ale też gospodarczo. Niemiecka gospodarka jest nastawiona na eksport i dla wysokiej konkurencji na rynkach międzynarodowych potrzebna jej jest tania siła robocza i tani podwykonawcy. Polska, która chce pod obecnymi rządami być konkurencyjna, zaczyna być problemem także dla Niemiec. Brak polskich pracowników do zbierania szparagów z satysfakcją cytowany w naszych mediach pokazuje tak naprawdę, jak bardzo nasz kraj ze swoimi mieszkańcami wprzęgnięty został w tryby niemieckiej gospodarki.
Weber chce podporządkowywać Polskę Europie po to, by ją cywilizować. To też ma swoją długą tradycję. Właśnie w celu zaprowadzenia w Europie porządku i ucywilizowania Polaków Niemcy tłumaczyli Europie rozbiory. „Biednych tych Irokezów będę się starał oswoić z cywilizacją europejską” – pisał po dokonaniu I rozbioru Polski Fryderyk II, zwany przez Niemców Wielkim, w liście do filozofa Jeana d’Alemberta. W innym liście do tego filozofa stwierdza: „Żałuję filozofów, którzy zajmują się losem tego pod każdym względem godnego pogardy narodu”.
W wypowiedzi Webera warto zauważyć jeszcze jeden kontekst. Otóż niemiecka klasa polityczna uważa, że przeszła długą drogę od denazyfikacji do wzorcowej demokracji. Stąd, jak sądzą, mają prawo pouczać nas, w jaki sposób mamy postępować my i reszta Europy o „prawicowym odchyleniu”. „Skoro odrobiliśmy lekcję Shoah, pruski militaryzm wyrzuciliśmy na śmietnik historii i staliśmy się awangardą postępu w świecie, dlaczego nie chcecie korzystać z naszego doświadczenia i gotowych wzorców, które z trudem wypracowywaliśmy przez minione dziesięciolecia?” – zdają się pytać nasi sąsiedzi i wszystkim próbują wciskać miękki lewicowy autorytaryzm, bo tym w istocie jest dzisiaj niemiecka polityka.
Berlin po tylu doświadczeniach wciąż się nie nauczył, że nie chcemy grać w ich demokrację, bo to nie nasza gra. Nasze doświadczenie jest inne, innymi drogami szliśmy do ustroju demokratycznego. Tego niestety nasi zachodni partnerzy już nie chcą zrozumieć.
Zasadę działania Niemiec w Europie – dziś w Unii Europejskiej – a właściwie obecne działania Berlina poprzez Unię dla wzmacniania swojej potęgi opisał już w 1908 roku Roman Dmowski w książce „Niemcy, Rosja i kwestia polska”. „Cała Europa Środkowa i Wschodnia jest dziś polem wytężonej niemieckiej pracy dla przyszłości oraz energicznej akcji politycznej prowadzonej często metodami znanymi tylko polityce niemieckiej; jest sferą szybkiego wzrostu niemieckiego wpływu, polem pokojowego ze strony Niemiec podboju. Drogi tego wpływu, rozmiary tego podboju są często dla polityków nawet nieuchwytne, nie podchodzą bowiem pod żadne ustalone kategorie, którymi w polityce międzynarodowej przywykliśmy myśleć”.
Antypolski front
Tutaj warto wspomnieć, że miejscem pokojowego niemieckiego podboju jest także Ukraina. Niezrozumiałe z punktu widzenia Warszawy działania Kijowa skierowane przeciw Polsce, nieprzychylność tamtejszej klasy politycznej wobec Polski mimo bezprecedensowej pomocy, jaką od nas dostają, wiąże się z uformowaniem znacznej części ukraińskich elit przez niemieckie fundacje i dotacje. Silna Ukraina skłócona z Polską i zapatrzona w Niemcy to stały element gry Berlina.
Ostatnio głośnym echem odbił się w Polsce incydent z Jarmarku św. Dominika w Gdańsku, gdy oficjalna delegacja Środkowej Frankonii wykonała piosenkę „Ein Heller und ein Batzen”. Utwór cieszył się powodzeniem w czasie II wojny światowej wśród żołnierzy Wehrmachtu. Co znamienne w tej sprawie, Niemcy tam, gdzie kiedyś mieszkali, zawsze starają się przyciągać do siebie w czasie pokoju to, co stracili w czasie wojny. W liberalnych polskich kręgach brzmi to jak absurd i antyniemieckie fobie, ale Gdańsk, Śląsk Opolski, Górny Śląsk są dzisiaj nieustannym polem wchodzenia niemieckich wpływów.
To część kultury politycznej Niemiec i niemieckiego ekspansjonizmu, pisał o tym Eugeniusz Kwiatkowski w 1919 roku w książce „Dysproporcje”. „Z punktu widzenia polskiego jest rzeczą niezwykle ważną, iż dziewięć dziesiątych społeczeństwa niemieckiego planów się tych nie wyrzekło, przeciwnie, front antypolski w Niemczech jest dziś bardziej jednolity i zwarty, jest szerszy i głębszy zarazem, bardziej żądny nie tylko rewindykacji dawnych zaborów polskich, ale i zemsty, niż kiedykolwiek dawniej. Nastawienie antypolskie w każdym calu, w każdej sprawie jest dziś w Niemczech wstępnym warunkiem egzystencji każdego z rządów. […] Należy sobie wyraźnie i jasno zdać sprawę w Polsce z tego, że gdyby nawet późniejsze pokolenia niemieckie pogodziły się kiedyś z utratą poznańskiego, to żadne z nich nie pogodzi się z przynależnością do Polski Pomorza i Górnego Śląska. Dla narodu niemieckiego program ten pozostanie zawsze kwestią ambicji; dla polityków niemieckich wypływa on ze świadomości, że Pomorze i Śląsk są podstawą niezależności gospodarczej i politycznej Polski, a jako takie stwarzają mocną zaporę dla germańskiej tendencji parcia na Wschód, a jednocześnie paraliżują swobodę ruchów niemieckich na Zachodzie”. Już nieaktualne?
Historyk dr Piotr Łysakowski przez lata pracujący nad polsko-niemieckim pojednaniem zrobił gigantyczną kwerendę co na temat Polski piszą niemieckie media. Otóż na 1500 artykułów z lat 2016–2018 zaledwie kilka było obiektywnych, pozostałe były negatywne i często przekłamane.
Niemcy nie są w stanie zaakceptować jeszcze jednego – naszego przylgnięcia do Ameryki. Tej samej Ameryki, przez którą przegrały obie wojny światowe. Antyamerykanizm jest ważną częścią formowania znacznej części niemieckiej elity, szczególnie tej lewicowej. Teraz Stany Zjednoczone kolejny raz przeszkodziły Niemcom w dobrych interesach z Rosją.
„Główną orientacją każdego z państw europejskich coraz bardziej zaczyna być jego stosunek do Niemiec i do planów polityki niemieckiej; w końcu zaś o przymierzach i porozumieniach zaczyna decydować przede wszystkim potrzeba zabezpieczenia się przed Niemcami” – pisał w książce „Niemcy Rosja a kwestia Polska” w 1908 roku Roman Dmowski. Historia zatacza koło.
Tekst pochodzi z 34 (1804) numeru „Tygodnika Solidarność”.