[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Światy islamu
Jak wynajdowałem motto do mojej książki
W każdym razie nad książką pracowałem z przerwami kilkadziesiąt lat, a pisałem 12 lat. Chciałem czytelnikowi przybliżyć obcą cywilizację mahometanizmu. Dlaczego „Światy islamu”, a nie „Świat islamu”? Panuje tam bowiem straszliwa dywersyfikacja, pluralizm, różnorodność. O tym zaraz. Na razie o tym, jak wynajdowałem motto do mojej książki. Po pierwsze – kierowałem się tym, że czytelnik zachodni (a do tego grona zaliczam też Polaków) po prostu nie będzie chciał uwierzyć w to, co czyta. Po drugie – chciałem w zwięzły sposób zachęcić do otwarcia głów i przyjęcia obcej cywilizacji według jej własnych reguł, a nie zgodnie z podejściem lustrzanego odbicia (mirror imaging), a więc prób (fałszywych) zrozumienia spraw obcych poprzez tłumaczenie ich znajomymi zjawiskami.
Średniowieczny podróżnik Muhammad Ibn Battutah (1304–1377) w taki sposób przygotowywał swego czytelnika: „Wiem, że niektóre z historii, które opowiadam na ten temat, będą nieakceptowalne dla wielu, oraz że będą oni uważali je za całkiem niemożliwe w normalnym porządku rzeczy; ale w sprawie, którą oglądałem swoimi własnymi oczyma i której akuratność znam oraz w niej uczestniczyłem do dużego stopnia, nie mogę postąpić inaczej, niż powiedzieć prawdę. Na dodatek większość tych faktów została już ustalona przez wiele niezależnych autorytetów w krajach Wschodu”. Żyjący o jakieś 300 lat wcześniej mistyk i naukowiec Al-Biruni (973–1050) w swoim traktacie o Indiach zaznaczył: „Chwali się człowieka, którego odrzucają kłamstwa i który zawsze rzecze prawdę, ciesząc się kredytem zaufania nawet u kłamców, nie mówiąc o innych”. Współczesny naukowiec amerykański Peter Riddell stwierdził: „A więc raczej niż poddać się postmodernistycznej «ideologicznej poprawności», świadomie stosuję terminy, takie jak: «ortodoksyjny», «heterodoksyjny», oraz inne związane z nimi, gdzie uważam, że jest to konieczne, aby zrozumieć dynamikę zjawiska, które badamy”. Mistrz science fiction Ray Bradbury (1920–2012) uczył, że „Dobrzy pisarze często dotykają życia. Przeciętni je pomacają. A źli gwałcą je i zostawiają dla robaków”. Mój ulubiony brytyjski łowca przygód, lingwista posługujący się kilkudziesięcioma językami, dyplomata i szpieg Richard Francis Burton (1821–1890) ostrzegał: „Musicie porzucić swoje uprzedzenia i na jakiś czas odrzucić te wszystkie europejskie awersje i zastąpić je indyjską uprzejmością, perską ogładą, arabską kurtuazją czy turecką godnością”. To tyle w ramach ostrzeżenia i przygotowania. Teraz ad rem.
Właściwe motto do całości książki to cytaty z Koranu i Biblii (oraz hymn z Mszy Świętej rytu łacińskiego). Dlaczego? Bo za ich pomocą najłatwiej zademonstrować inność cywilizacji islamu w porównaniu do naszej, zachodniej, na poziomie logocentryki. Koran (3:151) dyktuje: „Zasiejemy terror w sercach niewiernych dlatego, że oni służą innym bóstwom zamiast Allahowi”. Hymn anielski odpowiada: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Gloria). Ale jednocześnie Koran (2:256) zaprzecza terrorystycznym pogróżkom wobec innowierców i prawi tolerancyjnie: „Nie będzie narzucania religii pod przymusem: drogę prawowitą łatwo odróżnić od błędu”. Koran (2:62) podkreśla: „Zaprawdę ci, którzy są wierni, i ci, którzy są żydami i chrześcijanami oraz Sabiańczykami – kto wierzy w Allaha i Dzień Ostateczny oraz czyni dobro, oni otrzymają nagrodę od Pana. I nie będzie dla nich strachu ani nie będą rozpaczać”.
Paradoks Koranu
W Koranie mamy więc paradoks: dwa sprzeczne, wykluczające się nawzajem przykazy. Niektórzy muzułmanie tłumaczą, że wcześniejsze wersety w Koranie są unieważnione późniejszymi wersetami, a więc zostaje nietolerancja. Inni upierają się, że oba przykazy są jednakowo ważne w zależności od okoliczności. Albo że należy zignorować ten pierwszy, terrorystyczny nakaz, i skupić się na otwartym, pozytywnym. Mamy więc do czynienia w islamie z relatywizmem, zjawiskiem, które jest zaprzeczeniem absolutyzmu chrześcijaństwa. Stąd w Ewangelii według św. Mateusza (5,37) czytamy: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”. Skąd to pochodzi? Proste. „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało”. Słowo było niezmienialne; trwałe; jednoznaczne; permanentne. Jest tak, bo Bóg to rozum, który kieruje się logiką, a logika dyktuje dychotomię między dobrem a złem oraz udowadnia, że rozum, czyli Bóg, to dobro. W islamie nic takiego nie istnieje. Wszystko zależy od woli Allaha, który może dowolnie cokolwiek zmieniać w relatywnej zależności od swojej woli. Z tego woluntarystycznego galimatiasu wychodzi niesamowity eklektyzm, czyli właśnie nasze tytułowe „Światy islamu”.
Paradoks ten i próby jego wytłumaczenia to lejtmotyw naszej pracy. Szczególnie zastanowimy się, jak paradoks ten objawia się w heterodoksyjnych światach islamu. Jak je ogarnąć? I znów odniesiemy się do autorytetów. Średniowieczny historyk i protosocjolog (jeśli można to tak nazwać) Ibn Khaldun (1332–1406) wyjaśniał: „Uczeni w tradycji [hadis] i prawie, którzy dyskutują o prawdach wiary, często wspominają, że Allah jest osobnym bytem od swych stworzeń. Teologowie mówią, że jest On ani osobny, ani połączony. Filozofowie twierdzą, że On jest ani z tego świata, ani z tamtego. Ostatnio mistycy podkreślają, że On jest tożsamy ze swoimi stworzeniami w tym sensie, że jest On w nich inkarnowany, albo w sensie takim, że jest On identyczny z nimi, a nic innego nie istnieje, tylko On w całości albo w części tego”.
Islam w oczach ekspertów
Holenderski naukowiec, podróżnik i polityk Abraham Kuyper (1837–1920) objaśniał, że „W tym leży tajemnica islamu jako religii – jakkolwiek szlachetny może być jego zamiar – prawo miecza rządzi nad niewiernym. W świecie muzułmańskim bojowość i pobożność łączą się w jeden, święty związek przeciwieństw. Ze swym surowym i nieubłagalnym monoteizmem islam stoi dumnie i dostarcza potężną koncepcję życia, ale te religijna ekspresja tego samego życia napotyka opór ściśle ograniczającego go legalizmu. Islam odnajduje swą siłę nie w żadnej zewnętrznej organizacji – której całkowicie brak – ale w powiązaniu domowego, społecznego i politycznego życia z Koranem. Każdy muzułmanin wie, co to jest pobożność i jak należy ją praktykować. Formy pobożności są w pełni ustanowione i są one jednolite w całym islamie. W sprawach marginalnych muzułmanie dzielą się na wiele grup i sekt, ale podstawowa regulacja życia pobożności jest taka sama wszędzie. Dotyczy to też sfery moralności. Mahomet odniósł wielki sukces, zakazując nadużywania mocnych trunków wśród swoich wyznawców, a politykę tę kontynuuje się do dziś, nawet jeśli współcześni Turkowie słuchają się tego mniej dogmatycznie. Obowiązek szczodrobliwości jest święty dla każdego muzułmanina, do dużo większego stopnia niż w krajach chrześcijańskich. Tak samo jest prawdą, że poczucie uczciwości i wierności rządzi wśród nich. Bez wątpliwości taka legalistyczna religia mogła była oziębić serca i byłaby szczególnie niesatysfakcjonująca dla człowieka Wschodu. Ale ten brak jest prawie zupełnie kompensowany przez ciepły blask wydobywający się z mistycznych zakonów i kongregacji islamu. Ten wewnętrzny ruch w życiu duszy powstał z trzech czynników: ascetyzm oparty na awersji do świata, mistyczna duchowość oraz system myślowy panteizmu. Ten ostatni wywodzi się z Indii i spenetrował cały świat islamski, szczególnie Persję. Te trzy czynniki tłumaczą wyłonienie się sufich, fakirów i derwiszy. To w ich przemieszaniu kwitnie duchowe życie islamu. Żarliwość panislamu, islamskich misji w Afryce i także misji do naszego własnego archipelago [i.e. Indonezji] nie można przypisać formalnie poprawnemu Turkowi, ale do tego ruchu duchowego, który kwitnie za legalizmem i, w końcu, powoduje, że tamten staje się bardziej prężny” .
A Thomas Edward Lawrence (1888–1935), słynny brytyjski archeolog i zagończyk z pustynnych bojów w czasie I wojny światowej, powiadał: „Islam również zmienił się nieuchronnie od kontynentu do kontynentu. Uniknął metafizyki, oprócz w introspektywnym mistycyzmie irańskich wyznawców: ale w Afryce nabrał kolorytu czczenia idoli (aby wyrazić w nieprecyzyjnym słowie różnorodne zwierzęcości ciemnego kontynentu), a w Indiach musiał pochylić się nad legalnością i dosłownością umysłów na niego nawróconych. W Arabii jednak utrzymał swój semicki charakter albo semicki charakter wytrwał przez tę fazę islamu (podobnie jak przez wszystkie fazy wyznań, w które mieszczanie ubrali prostotę wiary), wyrażając monoteizm otwartych przestrzeni, przechodzenie przez nieskończoność panteizmu i jego codziennej użyteczności w formie wszechprzenikającego Boga domowego”.
Specjalizujący się w islamie afrykańskim John Spencer Trimingham, naukowiec o marksistowskich preferencjach, opowiadał, że „Właśnie podkreśliliśmy miejsce rytuału w uniwersalizmie islamskim, ale co zrobić z łączącymi to nićmi islamskich instytucji społecznych? Tutaj społeczności podkreślają swoją różnorodność oraz wielkie różnice między sobą. Tradycja wydaje się posiadać własną autonomię. Mimo że islam zmienia podstawy religijne, na których polegały struktury społeczne, nie powoduje on w związku z tym dezintegracji społecznej ani nawet radykalnej zmiany. W społecznościach od dawna zislamizowanych obecny zwyczaj jest integrowanym rezultatem długiego procesu zmiany pod wpływem nacisku prawa islamskiego; w innych społeczeństwach ten proces dopiero się zaczął. W rezultacie tego objawiają się przed nami ekstremalne rodzaje zwyczajów różnych społeczności i generalizacje stają się niemożliwe. Każdy lud, każdy klan, każda rodzina często się różni. Możemy jedynie wskazać tendencje oraz zakres możliwości zmian” .
Przedwcześnie zmarły amerykański piewca kultury światów islamu Marshall G.S. Hodgson zastanawiał się: „Czym więc jest islam? Czy możemy go badać jako wyrazistą całość? Czy stanowi on więcej niż nazwę dla nadziei, oraz kilka wspólnych symboli? Jasne, że tak: ale tylko w taki sposób, jak każda tradycja kulturowa – bez względu na jej wewnętrzne sprzeczności – stanowi całość”. Wielki erudyta i lingwista australijski ksiądz Paul Stenhouse (1935–2019) pisał: „To, że islam nie jest homogeniczny, to pewnik. Jego skomplikowana natura jednakże oszałamia niemuzułmanów, większość z których wie mało albo nic o islamie, a generalnie – jak Papież Franciszek – postrzega go jako miłującą pokój religię, co głosi wielu muzułmanów. Inni mają trudność z akceptacją takiego stwierdzenia w świetle całkowitej destrukcji i nieludzkiej przemocy i okrucieństwa popełnianego w imię Allaha przez wojowników muzułmańskich przeciw niewinnym współobywatelom, którzy nie są muzułmanami, jak również przeciw wielu z ich muzułmańskich współwyznawców”.
Cdn.
Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 28 lutego br.