Kawał historii „Tygodnika Solidarność”: „Nasza liberalna oligarchia”
Producent filmowy Lew Rywin przyszedł do redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” Adama Michnika wprawdzie dużo, dużo wcześniej, bo już w lipcu 2002 roku. To wówczas padła słynna korupcyjna propozycja pomocy w doprowadzeniu do szczęśliwego finału starań koncernu Agora o dopuszczenie ich do posiadania własnej telewizji. Sprawę opisała sama „Gazeta Wyborcza”. Ale… wiele miesięcy po tamtym spotkaniu. Tekst „Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika” ukazał się dopiero 26 grudnia 2002 roku, czyli całe pięć miesięcy później. Do dziś krytycy Agory podnoszą, że bardziej to długaśne milczenie najważniejszej wówczas polskiej gazety wyglądało na element biznesowych negocjacji ich wydawcy niż na solidne dziennikarskie śledztwo.
„Nasza liberalna oligarchia”
My jednak jesteśmy już w marcu 2003 roku. Trwają prace sejmowej komisji śledczej, której obrady wejdą do politycznej historii Polski. A Polki i Polacy powoli dowiadują się, jak naprawdę wygląda styk biznesu, mediów i polityki w realiach drugiej dekady III RP. W „Tygodniku Solidarność” (nr 10/755) mocny tekst na ten temat ma pewien publicysta. Celowo zachowam jego nazwisko na razie w tajemnicy. Rzecz nosi tytuł „Nasza liberalna oligarchia”. Autor konsekwentnie buduje w nim opowieść o III RP jako o kraju „pozornej demokracji”. To miejsce, gdzie „Adamowi Michnikowi i Czesławowi Kiszczakowi udało się wspólnie zbudować bardzo stabilny system polityczny”. Przekazywanie władzy następuje w tej Polsce „płynnie i pod postacią teatralnych widowisk. Ani razu nie schodzących na poziom realnej władzy”. W efekcie mamy nad Wisłą system „jednej partii i jednej gazety”. Oczywiście partii jest więcej i mają różne nazwy. Ale de facto rządzi jedno środowisko polityczne złożone z postkomunistów oraz liberałów z „solidarnościową przeszłością”. Patronuje temu potężny prywatny koncern medialny, który jest na najlepszej drodze do tego, by te swoje wpływy jeszcze bardziej umacniać. Oczywiście wszystko pod szczytnymi hasłami „wolności” i „demokracji”.
Kim jest autor?
Konkluzja naszego autora jest ponura. „W kraju jednej partii i jednej gazety nasze możliwości wpływania na rzeczywistość nie są imponujące […]. Póki co patrzmy i uczmy się, skwapliwie zbierajmy docierające do nas strzępy informacji. A kiedy pojawi się silny polityczny zmiennik dla SLD i silny medialny zmiennik dla Agory, wówczas spróbujmy po prostu dokonać wymiany”.
Kim jest autor tej analizy? Czy to może sam Jarosław Kaczyński? Albo przynajmniej ktoś z jego publicystycznego otoczenia? O nie. Pudło. Nic z tych rzeczy. Autorem tekstu jest… Cezary Michalski. Wtedy niebiorący jeńców pogromca III RP. Dziś pierwszy i zawsze najbardziej radykalny krytyk wszystkich krytyków Polski sprzed roku 2015. Tak to się u nas kręci.
CZYTAJ TAKŻE: Rafał Woś: Kobieta i mężczyzna. Różni, ale równi
Tekst pochodzi z 10 (1831) numeru „Tygodnika Solidarność”.