"Jestem waszym wojownikiem, sprawiedliwością, odwetem". Donald Trump wraca
Tradycji musiało stać się zadość. Jak co cztery lata, w pierwszy wtorek po pierwszym poniedziałku listopada obywatele USA ruszyli do lokali wyborczych z zamiarem wyboru głowy swojego państwa. Kandydat Partii Republikańskiej Donald J. Trump wygrał bardzo wyraźną różnicą głosów, i to właśnie od niego prezes Sądu Najwyższego USA odbierze przysięgę prezydencką 20 stycznia przyszłego roku.
Trump został również pierwszym od 131 lat prezydentem wybranym na to stanowisko po przegraniu swojej walki o reelekcję, czym na stałe wpisał się na karty historii politycznej Ameryki.
– Teraz nabierze to jeszcze większego znaczenia, ponieważ pomożemy uzdrowić się naszemu krajowi. Mamy kraj, który potrzebuje pomocy – i potrzebuje jej bardzo pilnie. Naprawimy bezpieczeństwo naszych granic, naprawimy wszystko to, co wymaga naprawy w naszym kraju. Dziś wieczorem zapisaliśmy się na kartach historii z konkretnego powodu, a ten powód właśnie się urzeczywistnił – mówił Trump podczas swojej zwycięskiej przemowy.
Sondażowy „szamanizm”
Obserwatorzy amerykańskiej polityki mieli wiele do zarzucenia firmom przeprowadzającym sondaże poparcia w wyborach prezydenckich w 2016 i 2020 roku. Wyniki badań opinii społecznej znowu zawiodły.
Przygotowana przez portal FiveThirtyEight średnia sondaży prezydenckich z 5 listopada wskazywała, że w skali całej Ameryki Kamala Harris prowadzi nad Donaldem Trumpem różnicą 1,2 punktu procentowego (48 proc. do 46,8 proc.). Według tego samego portalu, w trzech z siedmiu stanach wahających się, czyli w Pensylwanii, Wisconsin oraz Michigan, średnia badań opinii publicznej wskazywała na zwycięstwo kandydatki Partii Demokratycznej. Tego typu narracja, lansowana szczególnie mocno w sprzyjających Demokratom lewicowo-liberalnych mediach, wyłaniała się także z wielu innych sondaży. W badaniu przeprowadzonym pod koniec października przez renomowaną pracownię Marist, Harris górowała nad Trumpem w Pensylwanii (50 do 48 proc.), Michigan (51 do 48 proc.) oraz Wisconsin (50 do 48 proc.).
Szerokim echem odbił się również wykonany pod koniec października sondaż ze stanu Iowa autorstwa Selzer and Company. Dawał on demokratce sensacyjne, bo aż trzypunktowe, prowadzenie nad Trumpem.
Jak się później okazało, 45., a niebawem i 47. prezydent USA zdołał wygrać we wszystkich siedmiu „stanach wahadłowych”, przecząc tym samym danym, które spływały od ankieterów z renomowanych ośrodków badawczych. Wbrew wielu prognostykom, chociażby portalu FiveThirtyEight, po przeliczeniu 87 proc. głosów Donald Trump zwyciężył również w głosowaniu powszechnym, i to zauważalną różnicą aż 3,5 punktów procentowych.
Portal FiveThirtyEight w 2016 roku określił Ann Selzer, założycielkę firmy Selzer and Company, mianem „najlepszej ankieterki w polityce”. Jej badanie poparcia Kamali Harris i Donalda Trumpa w Iowie wykazało aż 16-punktowy błąd (sic!). Donald Trump wygrał w tym stanie bezpieczną różnicą 13,2 punktów procentowych.
Najbliższe prawdy były wyniki sondażu Atlas lntel ze wszystkich „swing states”, które zgodnie przyznały zwycięstwo w nich jedynie prezydentowi-elektowi.
– Trudno przecenić, jak traumatyczne były wybory w 2016 i 2020 roku dla wielu ankieterów. Dla niektórych kolejna pomyłka w szacowaniu wyników Trumpa mogłaby stanowić poważne zagrożenie dla ich przyszłości zawodowej. Dla reszty stawką jest pozycja w branży i reputacja. Jeśli po raz trzeci z rzędu nie doszacują Trumpa, jak można będzie zaufać ich sondażom?
ー pytał Nate Cohn, specjalista analizy badań opinii publicznej.
Cohn zupełnie błędnie sugerował jednak, że tym razem to Demokraci mogą zostać silnie niedoszacowni, gdyż sondażownie, bojąc się kolejnej pomyłki, będą sztucznie zmniejszały rzekomą przewagę Kamali Harris. Żadnej przewagi nie było, a Trump nadal był niedoszacowany. Ekspert przestrzelił zatem po całości, dołączając do szerokiego grona osób, które zupełnie nie wyczuły tendencji panujących w amerykańskim społeczeństwie. Niedoszacowanie Trumpa w 3 wyborach prezydenckich z rzędu jest wynikiem splotu kilku czynników. Najważniejszym z nich może być jednak zjawisko tzw. cichej większości. Wyborcy Trumpa boją przyznawać się ankieterom do swoich prawicowych sympatii. W sytuacji, w której amerykański prezydent wprost nazywa ich śmieciami, a liberalny salon w USA coraz śmielej określa Trumpa najgorszymi możliwymi epitetami – począwszy od rasisty o zapędach dyktatorskich czy wręcz faszysty, na porównaniach do Hitlera kończąc – nietrudno zrozumieć ich obawy.
Gospodarka, głupcze
Media za oceanem podejmują pierwsze próby wyjaśnienia przyczyn zwycięstwa Donalda Trumpa, szukając aspektów, które bezpośrednio zadecydowały, że to republikanin zdobył przewagę nad swoją konkurencją.
Dziennikarze sprzyjającej Partii Demokratycznej stacji CNN podali, że klucz do wiktorii Trumpa leżał w jego dotarciu do wyborców z mniejszości etnicznych, przede wszystkim czarnych i Latynosów. Kluczowi okazali się również wyborcy zrzeszeni w związkach zawodowych oraz ogólnie robotnicy, których za oceanem od koloru ich roboczych strojów określa się mianem „niebieskich kołnierzyków”. Głosować na Trumpa tłumnie ruszyli również ludzie z prowincji, którzy długo nie brali udziału w wyborach. Nie bez znaczenia był również fakt, że kandydatowi Republikanów udało się zwiększyć swoje poparcie wśród osób młodych. Tu z pewnością pomogły wywiady u znanych twórców internetowych oraz influencerów, przede wszystkim ponad 3-godzinna rozmowa w programie Joe Rogana.
– Najważniejszą rzeczą, która powinna mieć wpływ na dalsze działania partii, jest to, że Trump zbudował szeroką i zróżnicowaną koalicję poparcia. I teraz pokazują to wyniki sondaży exit poll
– określił w powyborczy poranek starszy doradca Trumpa, Brian Hughes.
Portal Associated Press podawał, że Trumpowi udało się trafnie odczytać nastroje panujące w amerykańskim społeczeństwie, wśród których dominowały złość i oburzenie. Mówiąc o drożyźnie w sklepach, braku bezpieczeństwa wewnętrznego z powodu napływu nielegalnych imigrantów czy napięciach międzynarodowych, celnie poruszał Trump najbardziej istotne dla elektoratu problemy.
– W 2016 roku ogłosiłem, że jestem waszym głosem. Dziś dodaję: jestem waszym wojownikiem. Jestem waszą sprawiedliwością. A dla tych, którzy zostali skrzywdzeni i zdradzeni, jestem waszym odwetem – powiedział Trump w marcu 2023 roku.
Konserwatywna telewizja informacyjna Fox News przyczyn zwycięstwa Donalda Trumpa upatruje w tym, iż w kluczowych dla tych wyborów kwestiach gospodarki i imigracji ludzie darzyli go większym zaufaniem niż Kamalę Harris.
– Był postrzegany jako silniejszy przywódca niż Harris w czasie niepokojów, a wyborcy wspominali jego prezydenturę przychylniej, niż oceniają obecne rządy. Trump wzmocnił poparcie wśród swojej bazy, jednocześnie zmniejszając tradycyjną przewagę Demokratów wśród wyborców czarnoskórych, latynoskich i młodych
ー podawali dziennikarze Fox News.
Świat reaguje
Wynik wyborów w Stanach Zjednoczonych spotkał się z różnorodnymi reakcjami społeczności międzynarodowej – od entuzjazmu, przez powściągliwość, aż po subtelnie wyrażony delikatny niepokój.
Jedną z najbardziej serdecznych reakcji wykazał się izraelski premier Beniamin Netanjahu, który zwycięstwo Donalda Trumpa nazwał „największym powrotem w historii”. Netanjahu był także w gronie światowych liderów, którzy jako pierwsi zatelefonowali do Trumpa z gratulacjami.
Ministerstwo spraw zagranicznych Chin skomentowało ponowny wybór republikanina w wyważonym, dyplomatycznym tonie.
– Będziemy nadal postrzegać i prowadzić relacje chińsko-amerykańskie zgodnie z zasadami wzajemnego szacunku, pokojowego współistnienia oraz współpracy na zasadach obopólnej korzyści. Szanujemy wybór narodu amerykańskiego i gratulujemy panu Trumpowi wyboru na prezydenta
– powiedziała Mao Ning, rzeczniczka prasowa MSZ Chin.
Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski w oświadczeniu zaprezentowanym mediom podziękował obojgu kandydatom za ciepłe słowa pod adresem Polski wypowiedziane w trakcie kampanii wyborczej. Zapewnił, że jest w kontakcie ze sztabem Donalda Trumpa, a także wskazał, że jego wygrana oznacza zmiany w relacjach euroatlantyckich pod kątem bezpieczeństwa.
Do kontynuacji partnerstwa na linii Bruksela – Waszyngton, które ma służyć ludziom po obu stronach oceanu, zaprosiła Trumpa szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.
Prezydent Francji Emmanuel Macron, w serii wpisów na portalu społecznościowym X oprócz typowych gratulacji dla republikanina posunął się do dwuznacznych wyrażeń na temat kształtu przyszłych stosunków na linii Paryż – Waszyngton. Pisał, że obaj politycy będą współpracować, „posiadając własne przekonania” oraz że Francja będzie działać na rzecz silniejszej Europy ze wsparciem Stanów Zjednoczonych „w nowym kontekście”.
Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych ukazały żywość i płynność życia publicznego za oceanem. Niczym w soczewce pokazały, że Amerykanie w coraz większym stopniu podchodzą do polityki, patrząc przez pryzmat własnych portfeli. W coraz większym bowiem stopniu nową oś podziału politycznego w Ameryce wyznaczają nie kwestie rasowe czy tożsamość etniczna, a różnice klasowe i wynikająca z nich odmienna percepcja sytuacji gospodarczej w kraju.
CZYTAJ TAKŻE:
- Niepokojąca sytuacja na granicy z Białorusią. Komunikat Straży Granicznej
- Afera "Pfizergate". Komisja Europejska nie chce ujawnić SMS-ów Ursuli von der Leyen
- Nowy zarząd PKP Cargo uderza w Solidarność. Związek odpowie zawiadomieniami o możliwości popełnienia przestępstwa
- Burza w Pałacu Buckingham po zachowaniu Williama. Kate: "To horror"