Wolność słowa w III RP zarazem istnieje cały czas, jak i nie ma jej wcale

„Panowie, policzmy głosy”. „Ale… to jest… taki… gangsterski chwyt trochę…” – te kwestie Donalda Tuska i Waldemara Pawlaka uwiecznione w filmie Jacka Kurskiego pt. „Nocna zmiana” to jeden z symboli III RP.
Dziennikarze - zdjęcie poglądowe
Dziennikarze - zdjęcie poglądowe / fot. tysol.pl

Symbolem jest niestety także i to, że Jacek Kurski, kiedyś niezależny dziennikarz, jako szef Telewizji Polskiej stał się propagandzistą odpowiedzialnym za niezwykle toporny przekaz. „Ciemny lud to kupi” – mówił. Ale lud nie był ciemny i nie kupił. Po wyborczej klęsce PiS-u nie brakowało głosów mówiących o tym, że jedną z jej przyczyn stał się niestrawny nawet dla „twardego elektoratu” poziom publicznej telewizji.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński tłumaczył, że „pisowska” telewizja równoważy przekaz głównych nadawców prywatnych i niewątpliwie po części tak było, jednak dwa bieguny propagandy nie pomagają odnaleźć prawdy. Szkoda, że PiS wybrało w swoim czasie właśnie drogę podgrzewania politycznych emocji zamiast spokojniejszego w tonie, ale bardziej merytorycznego zgłębiania istotnych dla Polski zagadnień. Mam wrażenie, że „bicie piany” zmęczyło nie tylko przeciwników największej konserwatywnej partii w Polsce, ale i jej zwolenników.

„Silni ludzie” kontra paździerz

Nie znaczy to oczywiście, że rządy Platformy w jakikolwiek sposób oznaczają poszerzenie przestrzeni debaty publicznej. O ile symbolem PiS-u w przestrzeni medialnej stał się niestety „paździerz” telewizji Kurskiego, o tyle z rozpoczęciem rządów „uśmiechniętej Koalicji” już zawsze będzie kojarzone siłowe wejście do Telewizji Polskiej w wykonaniu „silnych ludzi” Donalda Tuska i Bartłomieja Sienkiewicza.
Nie jest to zresztą nic nowego w wydaniu „uśmiechniętych”. W czasach poprzednich rządów tych samych polityków próby ograniczenia wolności słowa były szczególnie widocznie po katastrofie smoleńskiej. Każde podważanie rządowej narracji o tym, że „katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów, do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”, było tępione bądź przemilczane. Generał Sławomir Petelicki, który ujawnił zacytowaną wyżej treść SMS-a rozesłanego do przedstawicieli środowiska Platformy Obywatelskiej, niedługo później został znaleziony martwy w swoim garażu, do którego udał się w czasie obiadu po wodę. Znajdująca się tam kamera dziwnym trafem nie objęła swoim zasięgiem tego tragicznego zdarzenia. Nie była to jedyna dziwna śmierć wśród ludzi dążących do wyjaśnienia okoliczności tragedii smoleńskiej. Po 10 kwietnia 2010 roku wolność słowa istniała głównie w internecie, gdzie niezależni blogerzy pieczołowicie analizowali każdy dostępny szczegół mogący wyjaśnić okoliczności tragicznej śmierci polskiego prezydenta i 95 osób delegacji zdążającej na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Wśród nich była m.in. legenda Solidarności, śp. Anna Walentynowicz. Jak wielokrotnie podkreślali jej syn Janusz i wnuk Piotr, do tej pory nie wiedzą oni, gdzie spoczywa ich Mama i Babcia, ponieważ – jak wykazały prace ekshumacyjne – w grobie rodzinnym państwa Walentynowiczów została pochowana inna osoba.

Kiedy dzieją się sprawy tego kalibru i kiedy nadal pozostają one niewyjaśnione, trudno oprzeć się wrażeniu iluzoryczności nie tylko naszej wolności, ale i podmiotowości. Do tej pory, mimo dwóch kadencji rządów Prawa i Sprawiedliwości, nie wiemy tak naprawdę, co stało się podczas lotu polskiej delegacji do Smoleńska i kto ponosi za to odpowiedzialność. Zataczamy kręgi wokół prawdy, zanadto się jednak do niej nie zbliżając. Podobnie rzecz się ma z wyjaśnieniem wszystkich okoliczności uprowadzenia i męczeńskiej śmierci patrona Solidarności, bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Prowadzone w tej sprawie śledztwo wciąż trwa. Innym obszarem, w którym wolność słowa istniała w III RP tylko iluzorycznie, była kwestia lustracji w Kościele, o którą tyle lat apelował śp. ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski i której brak – co pokazywały kolejne lata – był ogromnym błędem.

Treści dostępne, ale czy prawdziwe?

Internet przyniósł nam możliwość publicznego dzielenia się treściami przez dowolną osobę z dowolną grupą odbiorców. „Zakazane” kiedyś hasła, wypisywane na murach, drukowane na powielaczach i malowane na transparentach, a po odzyskaniu niepodległości – publikowane na łamach „Tygodnika Solidarność”, za sprawą internetu stały się dostępne dla wszystkich. Demokratyzacja rynku produkcji i konsumpcji treści przyniosła ze sobą jednak także wiele minusów, jak choćby plagę fake newsów, a w dobie dynamicznego rozwoju sztucznej inteligencji, także „deep fake’ów”. Przede wszystkim przyniosła jednak przesyt. Nie jesteśmy w stanie przetworzyć i przeanalizować docierających do nas informacji, zweryfikować ich treści, osadzić ich w kontekście i jeszcze na koniec być może podjąć z nimi polemiki. Kończy się to tym, że podłapujemy, choćby mimowolnie, najbardziej popularny medialny „przekaz dnia” i to wokół niego ogniskujemy w danym momencie naszą uwagę, często za kilka dni całkowicie już o nim zapominając. Dodatkowo, jako „zwierzęta stadne”, mamy silną potrzebę zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa i przynależności. Wiedzą o tym kreatorzy treści medialnych, chętnie podsyłając nam odpowiednią „pigułę” emocji związanych z tym, że oto stajemy się częścią jakiejś „mądrej/nowoczesnej/elitarnej/moralnie wyższej/bardziej postępowej” – niepotrzebne skreślić – grupy społecznej, w której możemy poczuć się względnie komfortowo i osadzić choć na chwilę, zyskując złudne poczucie stałości w zmieniającym się w nieogarnialnym tempie świecie.

Wolność słowa w III RP zarazem istnieje zatem cały czas, jak i nie ma jej wcale. Istnieje, bo przez cały okres trwania III RP są w Polsce ludzie zdolni, mądrzy, odważni i piszący prawdę „w porę i nie w porę”, jednak tworzone przez nic treści są zazwyczaj trudniej dostępne, bardziej wymagające w odbiorze, toteż często – niszowe. Wielkie media z kolei z wolnością słowa mają często niewiele wspólnego. Przełożenie jest tu proste – mediami publicznymi zarządzają aktualnie sprawujący władzę, prywatnymi – ich właściciele. Istnieje oczywiście internet, gdzie cenzura jest nieobecna tylko teoretycznie, ponieważ w praktyce jej rolę pełnią rozmaite algorytmy znacznie ograniczające zasięgi treściom uznawanym za „nieprawomyślne” przez właścicieli platform medialnych.

Inny wymiar duszenia wolności słowa – kto wie, czy nie najistotniejszy i najbardziej niebezpieczny – to coraz bardziej ograniczona możliwość komunikacji w obrębie danej wspólnoty. Mówimy innymi kodami, te same słowa odsyłają nas do innych pojęć. Widać to szczególnie na przykładzie młodzieży, która zazwyczaj porozumiewa się innym zestawem pojęć niż dorośli. Jest to do pewnego stopnia normalne w każdej kolejnej generacji, w obecnych czasach jednak – głównie za sprawą wielkich serwisów społecznościowych, takich jak TikTok – proces ten nabiera szalonego tempa i prowadzi do zerwania wspólnego kodu kulturowego. Zaczyna się on opierać na rzeczywistości wirtualnej, grach, internetowych „wyzwaniach”, a przede wszystkim na szybko zmieniających się emocjach, bodźcach i „trendach”. Jeśli dodamy do tego galopującą antyreformę edukacji, możemy za kilka lat znaleźć się w sytuacji, kiedy naszej wspólnoty narodowej nie będzie już spajał nawet pozytywny lub negatywny stosunek do największych partii naprzemiennie sprawujących władzę. A wtedy z rozrzewnieniem wspomnimy, że wzajemne obrzucanie się błotem zwolenników PiS-u i Platformy jednak nas jakoś – niczym Karguli i Pawlaków – łączyło.

CZYTAJ TAKŻE:


 

POLECANE
Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Dobra wiadomość dla pasażerów MPK we Wrocławiu. Po udanych testach do normalnej eksploatacji włączono mijankę tramwajową na ul. Przyjaźni. Zmiana ma poprawić płynność ruchu i skrócić czas oczekiwania tramwajów na jednotorowym odcinku w kierunku Kleciny.

Trump ogłasza blokadę Wenezueli. USA uderzają w tankowce z ropą z ostatniej chwili
Trump ogłasza blokadę Wenezueli. USA uderzają w tankowce z ropą

Prezydent USA Donald Trump ogłosił we wtorek blokadę objętych sankcjami tankowców, które wpływają do portów Wenezueli i wypływają z nich. Oświadczył, że reżim Nicolasa Maduro w Wenezueli to „zagraniczna organizacja terrorystyczna”.

Bez Grudnia '70 nie byłoby Solidarności. A bez Solidarności nie byłoby upadku muru berlińskiego. Obchody 55. rocznicy Czarnego Czwartku tylko u nas
"Bez Grudnia '70 nie byłoby Solidarności. A bez Solidarności nie byłoby upadku muru berlińskiego". Obchody 55. rocznicy Czarnego Czwartku

Przed pomnikiem Ofiar Grudnia 1970 roku odbyły się obchody 55. rocznicy Czarnego Czwartku - dnia, kiedy komunistyczne władze otworzyły ogień do zmierzających do pracy robotników ze Stoczni Gdynia. W uroczystościach wzięli udział prezydent Karol Nawrocki oraz przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" Piotr Duda.

Beata Szydło krytykuje propozycję KE ws. aut spalinowych: „To gospodarcza katastrofa” Wiadomości
Beata Szydło krytykuje propozycję KE ws. aut spalinowych: „To gospodarcza katastrofa”

Beata Szydło na X skomentowała ostatnie doniesienia medialne o tym, że „Komisja Europejska rezygnuje z zakazu aut spalinowych od 2035 roku”. Jak podkreśliła europoseł PiS, nowe regulacje KE nadal zagrażają europejskiemu przemysłowi samochodowemu.

Tego w Volkswagenie jeszcze nie było. Koncern zamyka fabrykę w Dreźnie Wiadomości
Tego w Volkswagenie jeszcze nie było. Koncern zamyka fabrykę w Dreźnie

Z taśmy produkcyjnej fabryki Volkswagena w Dreźnie we wtorek zjechał ostatni samochód. Koncern tym samym zamknął ten zakład, co jest pierwszym takim przypadkiem dla tej firmy w Niemczech w ciągu 88 lat jej działalności. Fabryka w Dreźnie ma zostać przekształcona w centrum badań i rozwoju, skoncentrowane na półprzewodnikach, sztucznej inteligencji oraz robotyce. Połowę przestrzeni ma zająć Uniwersytet Techniczny w Dreźnie.

Chile skręca ostro w prawo. Prawicowa fala w Ameryce Łacińskiej tylko u nas
Chile skręca ostro w prawo. Prawicowa fala w Ameryce Łacińskiej

Ameryka Łacińska ma dość lewicowych eksperymentów, na dodatek prawicę w tej części świata natchnęło zwycięstwo Donalda Trumpa. W kolejnych krajach zwyciężają kandydaci konserwatywni, opowiadający się za wolnym rynkiem, rządami twardego prawa i współpracą z USA. Szczególnie symboliczny jest wynik wyborów prezydenckich w Chile: zdecydowane zwycięstwo polityka otwarcie chwalącego rządy Augusto Pinocheta.

Rząd Czech zapowiada blokadę unijnych regulacji. Nie dla ETS2 i paktu migracyjnego z ostatniej chwili
Rząd Czech zapowiada blokadę unijnych regulacji. "Nie" dla ETS2 i paktu migracyjnego

Nowy rząd Czech pod przewodnictwem premiera Andreja Babisza otwarcie kwestionuje kluczowe elementy polityki Unii Europejskiej. Gabinet, zaprzysiężony dzień wcześniej, przyjął uchwały odrzucające zarówno system handlu emisjami ETS2, jak i unijny pakt migracyjny, zapowiadając, że regulacje te nie zostaną wdrożone do czeskiego prawa.

Jarmark Warszawski pod specjalnym nadzorem. Student podejrzany o planowanie zamachu z ostatniej chwili
Jarmark Warszawski pod specjalnym nadzorem. Student podejrzany o planowanie zamachu

Organizator Jarmarku Warszawskiego, w związku z publikacjami dotyczącymi zatrzymania 19-letniego studenta, który miał planować zamach terrorystyczny, zwrócił się do firmy ochrony o zintensyfikowanie działań prewencyjnych, reagowania i informowania o wszelkich sytuacjach mogących stanowić zagrożenie dla odwiedzających jarmark.

Sondaż Politico. Kto za, a kto przeciw pomocy dla Ukrainy Wiadomości
Sondaż Politico. Kto za, a kto przeciw pomocy dla Ukrainy

Większość Niemców i Francuzów chce ograniczenia pomocy dla Ukrainy, podczas gdy Amerykanie, Brytyjczycy i Kanadyjczycy chcą ją zwiększyć lub utrzymać na obecnym poziomie - wykazał najnowszy sondaż Politico przeprowadzony w tych pięciu krajach i opublikowany we wtorek.

 GIS wydał pilny komunikat dla konsumentów z ostatniej chwili
GIS wydał pilny komunikat dla konsumentów

Główny Inspektorat Sanitarny wydał ostrzeżenie dotyczące świeżych jaj z chowu ściółkowego, w których wykryto bakterie Salmonella spp. GIS apeluje, aby nie jeść jaj z partii 05.01.2026, zwłaszcza jeśli nie zostały odpowiednio ugotowane lub usmażone.

REKLAMA

Wolność słowa w III RP zarazem istnieje cały czas, jak i nie ma jej wcale

„Panowie, policzmy głosy”. „Ale… to jest… taki… gangsterski chwyt trochę…” – te kwestie Donalda Tuska i Waldemara Pawlaka uwiecznione w filmie Jacka Kurskiego pt. „Nocna zmiana” to jeden z symboli III RP.
Dziennikarze - zdjęcie poglądowe
Dziennikarze - zdjęcie poglądowe / fot. tysol.pl

Symbolem jest niestety także i to, że Jacek Kurski, kiedyś niezależny dziennikarz, jako szef Telewizji Polskiej stał się propagandzistą odpowiedzialnym za niezwykle toporny przekaz. „Ciemny lud to kupi” – mówił. Ale lud nie był ciemny i nie kupił. Po wyborczej klęsce PiS-u nie brakowało głosów mówiących o tym, że jedną z jej przyczyn stał się niestrawny nawet dla „twardego elektoratu” poziom publicznej telewizji.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński tłumaczył, że „pisowska” telewizja równoważy przekaz głównych nadawców prywatnych i niewątpliwie po części tak było, jednak dwa bieguny propagandy nie pomagają odnaleźć prawdy. Szkoda, że PiS wybrało w swoim czasie właśnie drogę podgrzewania politycznych emocji zamiast spokojniejszego w tonie, ale bardziej merytorycznego zgłębiania istotnych dla Polski zagadnień. Mam wrażenie, że „bicie piany” zmęczyło nie tylko przeciwników największej konserwatywnej partii w Polsce, ale i jej zwolenników.

„Silni ludzie” kontra paździerz

Nie znaczy to oczywiście, że rządy Platformy w jakikolwiek sposób oznaczają poszerzenie przestrzeni debaty publicznej. O ile symbolem PiS-u w przestrzeni medialnej stał się niestety „paździerz” telewizji Kurskiego, o tyle z rozpoczęciem rządów „uśmiechniętej Koalicji” już zawsze będzie kojarzone siłowe wejście do Telewizji Polskiej w wykonaniu „silnych ludzi” Donalda Tuska i Bartłomieja Sienkiewicza.
Nie jest to zresztą nic nowego w wydaniu „uśmiechniętych”. W czasach poprzednich rządów tych samych polityków próby ograniczenia wolności słowa były szczególnie widocznie po katastrofie smoleńskiej. Każde podważanie rządowej narracji o tym, że „katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów, do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”, było tępione bądź przemilczane. Generał Sławomir Petelicki, który ujawnił zacytowaną wyżej treść SMS-a rozesłanego do przedstawicieli środowiska Platformy Obywatelskiej, niedługo później został znaleziony martwy w swoim garażu, do którego udał się w czasie obiadu po wodę. Znajdująca się tam kamera dziwnym trafem nie objęła swoim zasięgiem tego tragicznego zdarzenia. Nie była to jedyna dziwna śmierć wśród ludzi dążących do wyjaśnienia okoliczności tragedii smoleńskiej. Po 10 kwietnia 2010 roku wolność słowa istniała głównie w internecie, gdzie niezależni blogerzy pieczołowicie analizowali każdy dostępny szczegół mogący wyjaśnić okoliczności tragicznej śmierci polskiego prezydenta i 95 osób delegacji zdążającej na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Wśród nich była m.in. legenda Solidarności, śp. Anna Walentynowicz. Jak wielokrotnie podkreślali jej syn Janusz i wnuk Piotr, do tej pory nie wiedzą oni, gdzie spoczywa ich Mama i Babcia, ponieważ – jak wykazały prace ekshumacyjne – w grobie rodzinnym państwa Walentynowiczów została pochowana inna osoba.

Kiedy dzieją się sprawy tego kalibru i kiedy nadal pozostają one niewyjaśnione, trudno oprzeć się wrażeniu iluzoryczności nie tylko naszej wolności, ale i podmiotowości. Do tej pory, mimo dwóch kadencji rządów Prawa i Sprawiedliwości, nie wiemy tak naprawdę, co stało się podczas lotu polskiej delegacji do Smoleńska i kto ponosi za to odpowiedzialność. Zataczamy kręgi wokół prawdy, zanadto się jednak do niej nie zbliżając. Podobnie rzecz się ma z wyjaśnieniem wszystkich okoliczności uprowadzenia i męczeńskiej śmierci patrona Solidarności, bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Prowadzone w tej sprawie śledztwo wciąż trwa. Innym obszarem, w którym wolność słowa istniała w III RP tylko iluzorycznie, była kwestia lustracji w Kościele, o którą tyle lat apelował śp. ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski i której brak – co pokazywały kolejne lata – był ogromnym błędem.

Treści dostępne, ale czy prawdziwe?

Internet przyniósł nam możliwość publicznego dzielenia się treściami przez dowolną osobę z dowolną grupą odbiorców. „Zakazane” kiedyś hasła, wypisywane na murach, drukowane na powielaczach i malowane na transparentach, a po odzyskaniu niepodległości – publikowane na łamach „Tygodnika Solidarność”, za sprawą internetu stały się dostępne dla wszystkich. Demokratyzacja rynku produkcji i konsumpcji treści przyniosła ze sobą jednak także wiele minusów, jak choćby plagę fake newsów, a w dobie dynamicznego rozwoju sztucznej inteligencji, także „deep fake’ów”. Przede wszystkim przyniosła jednak przesyt. Nie jesteśmy w stanie przetworzyć i przeanalizować docierających do nas informacji, zweryfikować ich treści, osadzić ich w kontekście i jeszcze na koniec być może podjąć z nimi polemiki. Kończy się to tym, że podłapujemy, choćby mimowolnie, najbardziej popularny medialny „przekaz dnia” i to wokół niego ogniskujemy w danym momencie naszą uwagę, często za kilka dni całkowicie już o nim zapominając. Dodatkowo, jako „zwierzęta stadne”, mamy silną potrzebę zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa i przynależności. Wiedzą o tym kreatorzy treści medialnych, chętnie podsyłając nam odpowiednią „pigułę” emocji związanych z tym, że oto stajemy się częścią jakiejś „mądrej/nowoczesnej/elitarnej/moralnie wyższej/bardziej postępowej” – niepotrzebne skreślić – grupy społecznej, w której możemy poczuć się względnie komfortowo i osadzić choć na chwilę, zyskując złudne poczucie stałości w zmieniającym się w nieogarnialnym tempie świecie.

Wolność słowa w III RP zarazem istnieje zatem cały czas, jak i nie ma jej wcale. Istnieje, bo przez cały okres trwania III RP są w Polsce ludzie zdolni, mądrzy, odważni i piszący prawdę „w porę i nie w porę”, jednak tworzone przez nic treści są zazwyczaj trudniej dostępne, bardziej wymagające w odbiorze, toteż często – niszowe. Wielkie media z kolei z wolnością słowa mają często niewiele wspólnego. Przełożenie jest tu proste – mediami publicznymi zarządzają aktualnie sprawujący władzę, prywatnymi – ich właściciele. Istnieje oczywiście internet, gdzie cenzura jest nieobecna tylko teoretycznie, ponieważ w praktyce jej rolę pełnią rozmaite algorytmy znacznie ograniczające zasięgi treściom uznawanym za „nieprawomyślne” przez właścicieli platform medialnych.

Inny wymiar duszenia wolności słowa – kto wie, czy nie najistotniejszy i najbardziej niebezpieczny – to coraz bardziej ograniczona możliwość komunikacji w obrębie danej wspólnoty. Mówimy innymi kodami, te same słowa odsyłają nas do innych pojęć. Widać to szczególnie na przykładzie młodzieży, która zazwyczaj porozumiewa się innym zestawem pojęć niż dorośli. Jest to do pewnego stopnia normalne w każdej kolejnej generacji, w obecnych czasach jednak – głównie za sprawą wielkich serwisów społecznościowych, takich jak TikTok – proces ten nabiera szalonego tempa i prowadzi do zerwania wspólnego kodu kulturowego. Zaczyna się on opierać na rzeczywistości wirtualnej, grach, internetowych „wyzwaniach”, a przede wszystkim na szybko zmieniających się emocjach, bodźcach i „trendach”. Jeśli dodamy do tego galopującą antyreformę edukacji, możemy za kilka lat znaleźć się w sytuacji, kiedy naszej wspólnoty narodowej nie będzie już spajał nawet pozytywny lub negatywny stosunek do największych partii naprzemiennie sprawujących władzę. A wtedy z rozrzewnieniem wspomnimy, że wzajemne obrzucanie się błotem zwolenników PiS-u i Platformy jednak nas jakoś – niczym Karguli i Pawlaków – łączyło.

CZYTAJ TAKŻE:



 

Polecane