Od nadziei do marginalizacji: upadek polityczny Szymona Hołowni

Zanik poparcia dla Szymona Hołowni oznacza, że z obecną władzą sympatyzuje już tylko najtwardszy, najbardziej nienawistny i fanatyczny elektorat. Wszyscy, którzy mieli nadzieję na racjonalne rządzenie, uciekają.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia Od nadziei do marginalizacji: upadek polityczny Szymona Hołowni
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia / PAP/Piotr Polak

Jeszcze półtora roku temu Szymon Hołownia mógł poważnie myśleć o prezydenturze, a przynajmniej o dostaniu się do drugiej tury wyborów. Teraz jego poparcie waha się między 2,5 a 4,5 procent. Sondaże, które dają mu więcej, nawet najbardziej przychylni eksperci uważają za mało wiarygodne. 
O ile sam upadek obecnego marszałka Sejmu był w gruncie rzeczy przewidywalny – jest to wszak polityk pozbawiony zaplecza, politycznej historii, programu, charyzmy, kreatywności i samodzielności – o tyle skala odpływu jego wyborców nie świadczy jedynie o jego porażce. To raczej poważny powód do zmartwienia dla całej rządzącej koalicji, gdyż odpłynęli od niej umiarkowani wyborcy. 

Jazda po bandzie

Utrzymujące się wysokie poparcie dla Rafała Trzaskowskiego i Koalicji Obywatelskiej tylko pozornie mogą cieszyć premiera Donalda Tuska. Jego kandydat i formacja utrzymują pozycje liderów, co przy fatalnych wynikach rządzenia nie jest przecież takie oczywiste. Tusk przyciąga około jednej trzeciej wyborców, gdyż na politycznej scenie jest politykiem najsilniejszym. To on zachowuje siłę sprawczą. 

Nie wykazuje zdolności do zarządzania gospodarką, nie ma osiągnięć w polityce zagranicznej i społecznej, ale mimo wszystko pozostaje centralną postacią sceny politycznej. Nawet jeśli jego siła jest głównie destrukcyjna, to od jego woli lub nastroju zależy to, czy w kraju będzie panował względny spokój, czy spirala nienawiści znowu się nakręci i za kratki trafi któryś z polityków PiS. Siła, a szczególnie prymitywna, przyciąga i zapewnia poparcie pewnej części obywateli. 

Jednak pokazy mocy, prześladowania politycznych przeciwników oraz poniewieranie sojusznikami co prawda konsoliduje część wyborców, zapewniając im poczucie politycznego spełnienia oraz zaspokajając najniższe instynkty, ale jednocześnie odstrasza innych. Szczególnie tych, którzy po obecnej władzy spodziewali się liberalizacji gospodarki, spokoju i rozwagi. Raczej obniżenia poziomu emocji niż eskalowania ich na niespotykaną od dawna w kraju skalę. 

Robiąc to, co potrafi najlepiej, czyli uwalniając najbardziej prymitywne, negatywne emocje, Tuskowi udaje się umacniać poparcie swojej partii i Rafała Trzaskowskiego, ale raczej kosztem koalicjantów niż opozycji. W rzeczywistości więc zmniejsza szanse na utrzymanie władzy i zdobycie Pałacu Prezydenckiego. Przynajmniej legalnie. 

Z tego punktu widzenia powolne, polityczne eliminowanie Hołowni, co zdaje się sprawiać Tuskowi satysfakcję i przyjemność, zaspokaja namiętność premiera do niszczenia wokół siebie wszystkich, którzy mają jakiekolwiek ambicje, ale jednocześnie jest dowodem na istnienie u niego silnego genu autodestrukcji. Bez Hołowni Tusk przecież by władzy nie uzyskał, bez niego także jej nie utrzyma. 

 

Bezwolne narzędzie 

Upojony wyborczym sukcesem lider Polski 2050 wierzył, że mając zdolności telewizyjnego showmana, będzie w stanie prowadzić z liderem PO grę jak równy z równym. Myślał, że umożliwi mu to fotel marszałka Sejmu, czyli osoby, która może decydować o przyspieszeniu bądź spowolnieniu prowadzonej przez rząd polityki. Nie rozumiał jednak, że gabinet Tuska nie zamierza reformować państwa i realizować ani stu, ani nawet pięćdziesięciu czy dwudziestu konkretów. W ogóle jakikolwiek plan pozytywny nie ma znaczenia. 

Do przeprowadzenia zemsty na Jarosławie Kaczyńskim, Mateuszu Morawieckim, Zbigniewie Ziobrze i całej reszcie polityków PiS niepotrzebne są ustawy, ale policja i prokuratura. Rola Hołowni została więc sprowadzona do osoby, która jedynie musi akceptować – bo przecież nie śmie się sprzeciwić – coraz bardziej brutalną i bezwzględną politykę rewanżu. 

I tu lider Polski 2050 nie wykazał się żadną podmiotowością. Miał wszystkie narzędzia, by zatrzymać eskalację przemocy wobec posłów PiS Mariusza Kamińskiego, Maciej Wąsika, a ostatnio Dariusza Mateckiego. Nie chodzi nawet o to, by chronił ich przed stawianiem zarzutów czy uchylaniem immunitetów. W imię powagi Sejmu mógł jednak przeciwstawić się posyłaniu ich za kratki. Paradoksalnie zadziałałby w ten sposób na korzyść swojej partii i całej rządzącej koalicji. Schładzając nieco temperaturę politycznej walki, utrzymłby poparcie umiarkowanych wyborców. 

A że było to możliwe, okazało się przy okazji próby liberalizacji prawa aborcyjnego. Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz potrafili postawić na swoim, przez co nie tylko zachowali własną tożsamość, ale też wygasili ideologiczny spór, który nie doprowadziłby do pozyskania nowych wyborców. 

Na więcej Hołowni jednak nie było stać. Realizował plan Tuska bez najmniejszego nawet zająknięcia. Pragnął być częścią obozu zwycięzców, by móc manifestować swoją wyższość nad pokonanymi. Radość nie trwała jednak zbyt długo. Tusk uwikłał go w serię naruszeń prawa – wygaszanie mandatów posłów PiS, łamanie konstytucji, nieuznawanie Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego – by zyskać nad nim kontrolę. By niczym szef gangu mieć haki na wszystkich podległych sobie żołnierzy. Zanim Hołownia się zdążył zorientować, został zupełnie zmarginalizowany. Z człowieka, który miał wnieść do polityki nową jakość, stał się jednym z wielu hochsztaplerów. 

 

Zawiedzione nadzieje

Wyborcy są w stanie wybaczyć wiele – pomyłki, lapsusy, niekompetencję czy nawet drobne kłamstwa – jednak trudno przychodzi im pogodzić się, że ktoś zawiódł ich własne nadzieje. Nie chodzi tu tylko o oszustwo, ale udzielony kredyt zaufania. Powierzone w ręce polityka własne ambicje, nadzieje i wyobrażenia.

Polacy doskonale wiedzą, że politycy kłamią i niechętnie przyznają się do popełnionych błędów. Nie tylko są dla nich wyrozumiali, czasem aż nadto, ale doskonale rozumieją też zasady gry i teatralność politycznych deklaracji. Gdy jednak obudzone zostaną oczekiwania prawdziwej zmiany – gospodarczej, moralnej, estetycznej czy aspiracyjnej – wtedy nagle wyrozumiałość się kończy. Zawód traktują niemal osobiście. Jakby oszukał ich ktoś bliski. Polityk, który dopuści się takiego występku, zostaje skreślony na długo. Czasem na zawsze. 

Dokładnie w takiej sytuacji znalazł się Szymon Hołownia. Miał tchnąć w polską politykę świeżość, otwartość i normalność. Nawet jeśli kredyt udzielony przez wielu wyborców był trochę na wyrost, to na horyzoncie nie było nikogo innego, kto dawałby nadzieję na pozytywną odmianę. 
Z zapowiedzi nic jednak nie wyszło. Szymek, który płakał nad konstytucją, przeistoczył się w marszałka będącego częścią destrukcyjnej polityczno-propagandowej machiny. Nie ma prostszych podatków, dobrowolnego ZUS-u, niższej składki zdrowotnej, wolności gospodarczej, przyjaznego rozdziału Kościoła od państwa itd. Jest za to prymitywna polityka walki z religią, wielka dziura w budżecie, wzrost bezrobocia, zamykanie fabryk i ucieczka inwestorów. 

Zaplecze Tuska nie za bardzo przejmuje się pogorszeniem warunków życia obywateli, jego marzeniem jest zobaczyć Jarosława Kaczyńskiego czy Mateusza Morawieckiego w więzieniu. Na Hołownię głosował ktoś inny: zawiedzeni wyborcy PiS i PO, mniej radykalni zwolennicy Konfederacji czy wreszcie aspirujący mieszkańcy miast, których zniechęca spór Tusk – Kaczyński. Ich Szymek zawiódł na dobre. 

 

Polityczna ślepa uliczka 

Tusk jako stary, polityczny wyga doskonale wiedział, jak przejąć wyborców swoich koalicjantów, szczególnie ugrupowanie Hołowni. Jednak większość z tych, którzy półtora roku temu głosowali na Polskę 2050, dziś swoje sympatie zwróciła w kierunku Konfederacji i Sławomira Mentzena. To właśnie ten exodus powoduje, że notowania Mentzena rosną jak na drożdżach. 

Hołownia jeszcze udaje, że walczy, ale im bardziej stara się być radykalny, tym wyraźniej trąca groteską. Gdy za pół roku przestanie był marszałkiem Sejmu – jest nim wszak rotacyjnie – jego polityczna rola się skończy i będzie musiał zejść ze sceny jako upadła gwiazda. Wątpliwości co do jego przyszłości nie kryje nawet najbliższy sojusznik Władysław Kosiniak-Kamysz, który nie pozostawia złudzeń: umowy koalicyjne trzeba dotrzymywać. Ludowcy zagłosują więc za wyborem Włodzimierza Czarzastego na nowego marszałka.

Teoretycznie Hołownia mógłby zostać jakimś ministrem, ale jeśli za pół roku będzie wchodził do rządu, to będzie to już gabinet wyjątkowo niepopularny. Już dziś krytycznie wyraża się o nim ponad połowa Polaków, a zgodnie z ostatnim sondażem IBRIS blisko 60 procent z nas uważa, że w ciągu ostatniego roku pogorszyła się nasza sytuacja gospodarcza. Lider Polski 2050, obejmując jakiś resort, brałby na siebie raczej bagaż dwóch lat nieudolnych rządów, niż budził nadzieję na nowe otwarcie. 

Poza tym jako osoba bez wyższego wykształcenia nie może uchodzić za eksperta w jakiejkolwiek dziedzinie. Trudno znaleźć dla niego resort, w którym mógłby zrealizować jakiś ambitny program. Hołownia po prostu na niczym się nie zna. Mógł to ukrywać jako marszałek Sejmu, nie zdoła już tego zrobić jako minister. Zresztą wówczas stałby się bezpośrednim podwładnym Donalda Tuska, który nie przepuściłby okazji do poniżania i kompromitowania politycznego konkurenta. 

Szansą dla Hołowni było kontestowanie i blokowanie obłędnej polityki obecnego rządu. Przegapił jednak czas, gdy mógł to robić skutecznie i wiarygodnie. 


 

POLECANE
Ekspert: Sędzia wytatuowała sobie logo Iustitii. Symbol przynależności do subkultury, czy zagrożenie niezależności? [FOTO] tylko u nas
Ekspert: Sędzia wytatuowała sobie logo Iustitii. Symbol przynależności do subkultury, czy zagrożenie niezależności? [FOTO]

Wczoraj żartobliwie zasugerowałam, że może za niestosowanie się do wykładni justicji należałoby wprowadzić obowiązek tatuażu z logo stowarzyszenia.

Uroczystości Bożego Ciała. Abp Wojciech Polak: Zapominamy o karmieniu naszego życia mocą Eucharystii Wiadomości
Uroczystości Bożego Ciała. Abp Wojciech Polak: Zapominamy o karmieniu naszego życia mocą Eucharystii

Kościół żyje dzięki Eucharystii. Nie dzięki sobie. Nie dzięki biskupowi, księżom, siostrom - mówił w homilii w uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej w gnieźnieńskiej katedrze prymas Polski abp Wojciech Polak.

Realista i wizjoner. Za nami premiera książki o Jarosławie Kaczyńskim, pod redakcją Adama Chmieleckiego i Jana Drausa Wiadomości
"Realista i wizjoner". Za nami premiera książki o Jarosławie Kaczyńskim, pod redakcją Adama Chmieleckiego i Jana Drausa

Wczoraj, w dniu 76. urodzin Jarosława Kaczyńskiego, w Krakowie odbyła się premiera książki pt.: "Jarosław Kaczyński. Realista i wizjoner", pod redakcją Adama Chmieleckiego i Jana Drausa.

Kuriozalne wypowiedzi w TVP. Czy można przyjąć zaprzysiężenie prezydenta?  z ostatniej chwili
Kuriozalne wypowiedzi w TVP. "Czy można przyjąć zaprzysiężenie prezydenta?"

Do kuriozalnych wniosków dochodzili wczoraj rozmówcy w TVP, prof. Marek Safjan i prowadząca program Dorota Wysocka-Schnepf. Były prezes TK i sędzia TSUE stwierdził "nie ma podstawy do tego, by przyjmować zaprzysiężenie prezydenta". A dziennikarka wtórowała mu, zastanawiając się, czy w ogóle można już mówić o wybranym prezydencie elekcie. Obserwatorzy wskazują jednak na zaskakującą zmianę opinii prawnika w porównaniu z tym, co mówił jeszcze kilka miesięcy temu. 

Niemcy tracą Chiny tylko u nas
Niemcy tracą Chiny

Niemiecka gospodarka jest silnie reprezentowana w Chinach, zwłaszcza w przemyśle motoryzacyjnym. Koncerny takie jak Volkswagen, BMW i Mercedes-Benz zainwestowały miliardy euro w rozwój lokalnych mocy produkcyjnych. Na przykład Volkswagen posiada ponad 30 fabryk w Chinach i ma tam około 15 procent udziału w rynku. Rośnie jednak konkurencja ze strony lokalnych producentów, takich jak BYD, który zdobywa punkty dzięki tanim pojazdom elektrycznym. Dostawcy tacy jak Bosch i BASF są również mocno zaangażowani, a BASF buduje ogromny kompleks chemiczny w Guangdong.

Trump waha się, czy zaatakować Iran. Jaki byłby cel nalotów USA? z ostatniej chwili
Trump waha się, czy zaatakować Iran. Jaki byłby cel nalotów USA?

Prezydent USA Donald Trump wciąż nie podjął decyzji w sprawie ataku na Iran, bo zastanawia się, czy bomby penetrujące rzeczywiście zdołają zniszczyć irański podziemny obiekt nuklearny - napisał w środę Axios, powołując się na doradców amerykańskiego przywódcy.

Tragiczny pożar w Rzeszowie. Zginęła nastolatka Wiadomości
Tragiczny pożar w Rzeszowie. Zginęła nastolatka

Do tragicznego w skutkach pożaru doszło w środę wieczorem w Rzeszowie. Z płonącego mieszkania strażacy zdołali wyprowadzić  69-letniego mężczyznę, niestety, nie udało się uratować 14-letniej mieszkanki bloku.   

Komunikat IMGW: Nadchodzi największa od kilku lat fala upałów w czerwcu. W których regionach najgoręcej? z ostatniej chwili
Komunikat IMGW: Nadchodzi największa od kilku lat fala upałów w czerwcu. W których regionach najgoręcej?

Według prognozy Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w długi weekend najcieplej będzie na zachodzie, a najchłodniej na Warmii i Mazurach oraz na Podlasiu. Od niedzieli na zachodzie nawet 32 st. C. Upały utrzymają się przez kolejny tydzień.

Reakcja Polaków na zbrodnię migranta w Toruniu jest obserwowana. I ten egzamin oblaliśmy. Pozamiatane gorące
Reakcja Polaków na zbrodnię migranta w Toruniu jest obserwowana. I ten egzamin oblaliśmy. Pozamiatane

Dziś w nocy mija tydzień od okrutnego ataku wenezuelskiego migranta na Polkę w Toruniu. Do tej pory nie zabierałem w tej sprawie głosu. Bo czekałem. Obserwowałem, jaki rezonans wywoła w Polsce ta straszliwa zbrodnia.

Samuel Pereira: Dziś Lech Kaczyński, podobnie jak jego brat Jarosław, obchodziłby 76. urodziny tylko u nas
Samuel Pereira: Dziś Lech Kaczyński, podobnie jak jego brat Jarosław, obchodziłby 76. urodziny

To są ważne rocznice dla państwa, narodu, ale i te osobiste, które dotyczą jednej (w tym wypadku dwóch osób), a jednocześnie nas wszystkich. Dziś jest jeden z takich dni. Śp. prezydent Lech Kaczyński rozumiał i kochał Polskę.

REKLAMA

Od nadziei do marginalizacji: upadek polityczny Szymona Hołowni

Zanik poparcia dla Szymona Hołowni oznacza, że z obecną władzą sympatyzuje już tylko najtwardszy, najbardziej nienawistny i fanatyczny elektorat. Wszyscy, którzy mieli nadzieję na racjonalne rządzenie, uciekają.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia Od nadziei do marginalizacji: upadek polityczny Szymona Hołowni
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia / PAP/Piotr Polak

Jeszcze półtora roku temu Szymon Hołownia mógł poważnie myśleć o prezydenturze, a przynajmniej o dostaniu się do drugiej tury wyborów. Teraz jego poparcie waha się między 2,5 a 4,5 procent. Sondaże, które dają mu więcej, nawet najbardziej przychylni eksperci uważają za mało wiarygodne. 
O ile sam upadek obecnego marszałka Sejmu był w gruncie rzeczy przewidywalny – jest to wszak polityk pozbawiony zaplecza, politycznej historii, programu, charyzmy, kreatywności i samodzielności – o tyle skala odpływu jego wyborców nie świadczy jedynie o jego porażce. To raczej poważny powód do zmartwienia dla całej rządzącej koalicji, gdyż odpłynęli od niej umiarkowani wyborcy. 

Jazda po bandzie

Utrzymujące się wysokie poparcie dla Rafała Trzaskowskiego i Koalicji Obywatelskiej tylko pozornie mogą cieszyć premiera Donalda Tuska. Jego kandydat i formacja utrzymują pozycje liderów, co przy fatalnych wynikach rządzenia nie jest przecież takie oczywiste. Tusk przyciąga około jednej trzeciej wyborców, gdyż na politycznej scenie jest politykiem najsilniejszym. To on zachowuje siłę sprawczą. 

Nie wykazuje zdolności do zarządzania gospodarką, nie ma osiągnięć w polityce zagranicznej i społecznej, ale mimo wszystko pozostaje centralną postacią sceny politycznej. Nawet jeśli jego siła jest głównie destrukcyjna, to od jego woli lub nastroju zależy to, czy w kraju będzie panował względny spokój, czy spirala nienawiści znowu się nakręci i za kratki trafi któryś z polityków PiS. Siła, a szczególnie prymitywna, przyciąga i zapewnia poparcie pewnej części obywateli. 

Jednak pokazy mocy, prześladowania politycznych przeciwników oraz poniewieranie sojusznikami co prawda konsoliduje część wyborców, zapewniając im poczucie politycznego spełnienia oraz zaspokajając najniższe instynkty, ale jednocześnie odstrasza innych. Szczególnie tych, którzy po obecnej władzy spodziewali się liberalizacji gospodarki, spokoju i rozwagi. Raczej obniżenia poziomu emocji niż eskalowania ich na niespotykaną od dawna w kraju skalę. 

Robiąc to, co potrafi najlepiej, czyli uwalniając najbardziej prymitywne, negatywne emocje, Tuskowi udaje się umacniać poparcie swojej partii i Rafała Trzaskowskiego, ale raczej kosztem koalicjantów niż opozycji. W rzeczywistości więc zmniejsza szanse na utrzymanie władzy i zdobycie Pałacu Prezydenckiego. Przynajmniej legalnie. 

Z tego punktu widzenia powolne, polityczne eliminowanie Hołowni, co zdaje się sprawiać Tuskowi satysfakcję i przyjemność, zaspokaja namiętność premiera do niszczenia wokół siebie wszystkich, którzy mają jakiekolwiek ambicje, ale jednocześnie jest dowodem na istnienie u niego silnego genu autodestrukcji. Bez Hołowni Tusk przecież by władzy nie uzyskał, bez niego także jej nie utrzyma. 

 

Bezwolne narzędzie 

Upojony wyborczym sukcesem lider Polski 2050 wierzył, że mając zdolności telewizyjnego showmana, będzie w stanie prowadzić z liderem PO grę jak równy z równym. Myślał, że umożliwi mu to fotel marszałka Sejmu, czyli osoby, która może decydować o przyspieszeniu bądź spowolnieniu prowadzonej przez rząd polityki. Nie rozumiał jednak, że gabinet Tuska nie zamierza reformować państwa i realizować ani stu, ani nawet pięćdziesięciu czy dwudziestu konkretów. W ogóle jakikolwiek plan pozytywny nie ma znaczenia. 

Do przeprowadzenia zemsty na Jarosławie Kaczyńskim, Mateuszu Morawieckim, Zbigniewie Ziobrze i całej reszcie polityków PiS niepotrzebne są ustawy, ale policja i prokuratura. Rola Hołowni została więc sprowadzona do osoby, która jedynie musi akceptować – bo przecież nie śmie się sprzeciwić – coraz bardziej brutalną i bezwzględną politykę rewanżu. 

I tu lider Polski 2050 nie wykazał się żadną podmiotowością. Miał wszystkie narzędzia, by zatrzymać eskalację przemocy wobec posłów PiS Mariusza Kamińskiego, Maciej Wąsika, a ostatnio Dariusza Mateckiego. Nie chodzi nawet o to, by chronił ich przed stawianiem zarzutów czy uchylaniem immunitetów. W imię powagi Sejmu mógł jednak przeciwstawić się posyłaniu ich za kratki. Paradoksalnie zadziałałby w ten sposób na korzyść swojej partii i całej rządzącej koalicji. Schładzając nieco temperaturę politycznej walki, utrzymłby poparcie umiarkowanych wyborców. 

A że było to możliwe, okazało się przy okazji próby liberalizacji prawa aborcyjnego. Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz potrafili postawić na swoim, przez co nie tylko zachowali własną tożsamość, ale też wygasili ideologiczny spór, który nie doprowadziłby do pozyskania nowych wyborców. 

Na więcej Hołowni jednak nie było stać. Realizował plan Tuska bez najmniejszego nawet zająknięcia. Pragnął być częścią obozu zwycięzców, by móc manifestować swoją wyższość nad pokonanymi. Radość nie trwała jednak zbyt długo. Tusk uwikłał go w serię naruszeń prawa – wygaszanie mandatów posłów PiS, łamanie konstytucji, nieuznawanie Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego – by zyskać nad nim kontrolę. By niczym szef gangu mieć haki na wszystkich podległych sobie żołnierzy. Zanim Hołownia się zdążył zorientować, został zupełnie zmarginalizowany. Z człowieka, który miał wnieść do polityki nową jakość, stał się jednym z wielu hochsztaplerów. 

 

Zawiedzione nadzieje

Wyborcy są w stanie wybaczyć wiele – pomyłki, lapsusy, niekompetencję czy nawet drobne kłamstwa – jednak trudno przychodzi im pogodzić się, że ktoś zawiódł ich własne nadzieje. Nie chodzi tu tylko o oszustwo, ale udzielony kredyt zaufania. Powierzone w ręce polityka własne ambicje, nadzieje i wyobrażenia.

Polacy doskonale wiedzą, że politycy kłamią i niechętnie przyznają się do popełnionych błędów. Nie tylko są dla nich wyrozumiali, czasem aż nadto, ale doskonale rozumieją też zasady gry i teatralność politycznych deklaracji. Gdy jednak obudzone zostaną oczekiwania prawdziwej zmiany – gospodarczej, moralnej, estetycznej czy aspiracyjnej – wtedy nagle wyrozumiałość się kończy. Zawód traktują niemal osobiście. Jakby oszukał ich ktoś bliski. Polityk, który dopuści się takiego występku, zostaje skreślony na długo. Czasem na zawsze. 

Dokładnie w takiej sytuacji znalazł się Szymon Hołownia. Miał tchnąć w polską politykę świeżość, otwartość i normalność. Nawet jeśli kredyt udzielony przez wielu wyborców był trochę na wyrost, to na horyzoncie nie było nikogo innego, kto dawałby nadzieję na pozytywną odmianę. 
Z zapowiedzi nic jednak nie wyszło. Szymek, który płakał nad konstytucją, przeistoczył się w marszałka będącego częścią destrukcyjnej polityczno-propagandowej machiny. Nie ma prostszych podatków, dobrowolnego ZUS-u, niższej składki zdrowotnej, wolności gospodarczej, przyjaznego rozdziału Kościoła od państwa itd. Jest za to prymitywna polityka walki z religią, wielka dziura w budżecie, wzrost bezrobocia, zamykanie fabryk i ucieczka inwestorów. 

Zaplecze Tuska nie za bardzo przejmuje się pogorszeniem warunków życia obywateli, jego marzeniem jest zobaczyć Jarosława Kaczyńskiego czy Mateusza Morawieckiego w więzieniu. Na Hołownię głosował ktoś inny: zawiedzeni wyborcy PiS i PO, mniej radykalni zwolennicy Konfederacji czy wreszcie aspirujący mieszkańcy miast, których zniechęca spór Tusk – Kaczyński. Ich Szymek zawiódł na dobre. 

 

Polityczna ślepa uliczka 

Tusk jako stary, polityczny wyga doskonale wiedział, jak przejąć wyborców swoich koalicjantów, szczególnie ugrupowanie Hołowni. Jednak większość z tych, którzy półtora roku temu głosowali na Polskę 2050, dziś swoje sympatie zwróciła w kierunku Konfederacji i Sławomira Mentzena. To właśnie ten exodus powoduje, że notowania Mentzena rosną jak na drożdżach. 

Hołownia jeszcze udaje, że walczy, ale im bardziej stara się być radykalny, tym wyraźniej trąca groteską. Gdy za pół roku przestanie był marszałkiem Sejmu – jest nim wszak rotacyjnie – jego polityczna rola się skończy i będzie musiał zejść ze sceny jako upadła gwiazda. Wątpliwości co do jego przyszłości nie kryje nawet najbliższy sojusznik Władysław Kosiniak-Kamysz, który nie pozostawia złudzeń: umowy koalicyjne trzeba dotrzymywać. Ludowcy zagłosują więc za wyborem Włodzimierza Czarzastego na nowego marszałka.

Teoretycznie Hołownia mógłby zostać jakimś ministrem, ale jeśli za pół roku będzie wchodził do rządu, to będzie to już gabinet wyjątkowo niepopularny. Już dziś krytycznie wyraża się o nim ponad połowa Polaków, a zgodnie z ostatnim sondażem IBRIS blisko 60 procent z nas uważa, że w ciągu ostatniego roku pogorszyła się nasza sytuacja gospodarcza. Lider Polski 2050, obejmując jakiś resort, brałby na siebie raczej bagaż dwóch lat nieudolnych rządów, niż budził nadzieję na nowe otwarcie. 

Poza tym jako osoba bez wyższego wykształcenia nie może uchodzić za eksperta w jakiejkolwiek dziedzinie. Trudno znaleźć dla niego resort, w którym mógłby zrealizować jakiś ambitny program. Hołownia po prostu na niczym się nie zna. Mógł to ukrywać jako marszałek Sejmu, nie zdoła już tego zrobić jako minister. Zresztą wówczas stałby się bezpośrednim podwładnym Donalda Tuska, który nie przepuściłby okazji do poniżania i kompromitowania politycznego konkurenta. 

Szansą dla Hołowni było kontestowanie i blokowanie obłędnej polityki obecnego rządu. Przegapił jednak czas, gdy mógł to robić skutecznie i wiarygodnie. 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe