Unijczycy dostrzegli nową szansę wybicia się na niepodległość

Po dwóch dekadach od odrzucenia Konstytucji dla Europy sfrustrowani Unijczycy dostrzegli nową szansę wybicia się na niepodległość i ruszają do ofensywy.
Zwolennicy Unii Europejskiej, zdjęcie podglądowe
Zwolennicy Unii Europejskiej, zdjęcie podglądowe / Unsplash

W polskiej publicystyce prawicowej Unia Europejska często jawi się jako narzędzie niemieckiej ekspansji – i jest w tym wiele prawdy. Nie zmienia to jednak faktu, że rośnie liczba osób o tożsamości „europejskiej”, które szczerze wierzą w sens, a nawet konieczność utworzenia zupełnie nowego jakościowo, i kierującego się ponadnarodową ideologią unijnego państwa związkowego. Po „wielkiej smucie” pandemii, która dobitnie ukazała znaczenie państw narodowych, rosnące zagrożenie ze strony Rosji oraz zwycięstwo Donalda Trumpa w USA dostarczyły unijnym federalistom nowych narzędzi szantażu wobec społeczeństw krajów członkowskich. Warto więc przyjrzeć się tej formacji, której argumenty i propaganda staną się dla klasycznych patriotów coraz częstszym wyzwaniem. 

 

Ewolucja Unijczyka

Unijczyk jest starszy, niż mogłoby się wydawać. Już dwa wieki temu utopijny socjalista Henri de Saint-Simon postulował powołanie federacji europejskiej zarządzanej przez wspólny parlament. W XIX wieku ideę tę podejmowali m.in. polski powstaniec listopadowy Wojciech Jastrzębowski, pisarz Victor Hugo czy – poniekąd – klasyk nacjonalizmu Giuseppe Mazzini, który w emancypacji narodów dostrzegał jedynie etap wstępny do stworzenia szerszej wspólnoty opartej na głębszej kooperacji. W XX wieku pojawił się ruch paneuropejski Richarda Coudenhove-Kalergiego, a mniej więcej w tym samym czasie (1925 rok) postulat utworzenia Stanów Zjednoczonych Europy znalazł się w heidelberskim programie Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. Ostatecznie na scenę wkroczył ze swoim manifestem ulubiony „czarny charakter” współczesnej prawicy Altiero Spinelli, którego kontynuatorzy do dziś zajmują brukselskie gabinety. Idea zjednoczonej Europy ma więc długą historię i od dawna przyciąga postępowych humanistów, ideologów oraz artystów – zwłaszcza obietnicą pokoju między narodami. Inni dostrzegali w niej perspektywę efektywnego zarządzania potencjałem europejskich społeczeństw lub sposób na budowę socjalistycznego systemu w skali kontynentalnej. Jednak to właśnie wizja pokoju, bezpieczeństwa i harmonii najmocniej działała na wyobraźnię zwolenników unifikacji.

I niewiele się pod tym względem do dziś zmieniło. „Socjalistyczny spisek”, którego poszukują konserwatywni liberałowie, nie ma potwierdzenia w faktach – realnie, w Unii Europejskiej tendencje regulacyjne nieustannie konkurują z kierunkiem „luzującym” (vide: ograniczanie monopolu państwowych przedsiębiorstw). Oczywiście, książki w rodzaju „Skrępowanego olbrzyma” Martina Schulza, w której autor pisze, że celem integracji europejskiej musi być „poskromienie międzynarodowego drapieżnego kapitalizmu”, dostarczają pożywki dla tej narracji, jednak eurokraci wcale nie zamierzają likwidować gospodarki rynkowej. Bliższe prawdy jest stwierdzenie, że idea zjednoczonej Europy służy różnym postępowcom do realizacji własnych interesów. Schulz chciałby jej użyć do przejęcia kontroli nad systemem bankowym, Daniel Cohn-Bendit i „nasz” Edwin Bendyk – do przeprowadzenia ekologicznej rewolucji, Guy Verhofstadt i Anne Applebaum – do ochrony Europy przed odradzającymi się populistycznymi autorytaryzmami, a aktywiści LGBT do wzięcia za pysk miejscowych homofobicznych „talibów” przez tęczową centralę. 

 

Stara nowa propaganda

Nowoczesny Unijczyk zwykle wierzy, że tzw. „zjednoczenie Europy” jest dziejową koniecznością. Coraz częściej słyszymy argumenty, że nie mamy innego wyjścia, jeśli chcemy konkurować z Chinami czy USA – bez centralizacji lub federalizacji jesteśmy skazani na pozostanie „skansenem świata” wegetującym gdzieś na marginesie. Obietnica przezwyciężenia tego złego losu opiera się na prymitywnym sumowaniu potencjałów: ludnościowych, produkcyjnych, technologicznych itp., które ma wykazać, że gdybyśmy tylko połączyli się w jedno, stalibyśmy się globalnym liderem we wszystkich dziedzinach. Nikt jednak nie odpowiada na podstawowe pytanie pominięte przy formułowaniu samych założeń tego rozumowania: dlaczego właściwie mielibyśmy jako jednolity organizm konkurować ze światowymi potęgami? Co nas do tego zmusza, skoro od kilkudziesięciu lat nie stanowimy zunifikowanej siły, a mimo to funkcjonujemy, rozwijamy się i współpracujemy? W rzeczywistości jest to wynikający z przekonania o własnej wyjątkowości typowo imperialny sposób myślenia – zamiast rozwijać współpracę, powinniśmy rywalizować, by w końcu narzucić swoją hegemonię innym graczom. Pokusa większej władzy dla eurokratów przedstawiana jest jako obiektywna konieczność wynikająca z obecnej sytuacji – optykę kooperacji zastępuje się optyką wyścigu, a dalsze błędy powstają samoistnie. 

Nie chodzi jednak wyłącznie o imperialne ambicje, ale także o sprawy bardziej „przyziemne” – naturalny rozrost warstwy urzędniczej, która żyje z administrowania unijnym organizmem. Im więcej obszarów znajduje się pod jej kontrolą, tym bardziej uzasadnione jest jej trwanie oraz dokooptowywanie kolejnych członków – najczęściej spośród własnych rodzin i przyjaciół, by mogli czerpać korzyści z tego „interesu”. To często przemilczana motywacja stojąca za wprowadzaniem nowych, rewolucyjnych unijnych projektów – nie tylko generują one zapotrzebowanie na nowych urzędników i ekspertów, ale także pozwalają uniknąć zarzutów o bezzasadność istnienia tej gigantycznej machiny. Strategie ekologiczne czy europejski system obronny to pod tym względem niezwykle obiecujące inicjatywy – urzędnicy patrzą na nie przychylnie, ponieważ działają w interesie ich samych oraz ich bliskich. Ubieranie tych działań w slogany aspirujące do miana nowej historiozofii wydaje się jednak jedynie próbą racjonalizacji poszukiwania korzyści dla własnego środowiska.

 

Ludzie z misją

Wielu Unijczyków dostrzegło w rosyjskiej inwazji na Ukrainę szansę na przyspieszenie integracji europejskiej. Łatwo bowiem przekonać społeczeństwo, że jednoczenie się w obliczu wspólnego wroga jest warunkiem koniecznym do zachowania bezpieczeństwa. Przedstawiono więc fałszywą alternatywę: albo rezygnujemy z suwerennych państw i skutecznie bronimy się przed Putinem, albo pozostajemy przy stanie obecnym, ale kosztem zagrożenia wojenną pożogą. Ten argument trafił do wyobraźni wielu osób. Część z nich zaczęła postrzegać brak dalszej centralizacji jako nieodpowiedzialny, a jej przeciwników – jako zdrajców lub fanatyków, którzy w imię narodowych sentymentów narażają wszystkich na śmierć. Takie głosy dało się słyszeć już w 2022 roku, jednak antytrumpowska histeria wyniosła ten moralny szantaż na nowy poziom absurdu – oto jeśli jesteś za utrzymaniem autonomicznego państwa polskiego, w oczach Unijczyka stajesz się wrogiem Polski. Co więcej, wystarczy choćby opowiadać się za zachowaniem obecnego (i tak już głębokiego) poziomu integracji, by dla niektórych stać się „nacjonalistą”. Ma to oczywiście wymiar propagandowy – nacjonalizm, kojarzony przez część społeczeństwa z agresją i przemocą, zostaje zręcznie zrównany ze zwykłą potrzebą posiadania własnego państwa, która jeszcze niedawno była czymś oczywistym dla wszystkich. Obiektem propagandowej neosemantyzacji padło też pojęcie „niepodległość” – Unijczyk gotów jest przekonywać, że w obliczu specyfiki międzynarodowego kapitalizmu, globalnego obiegu informacji, mobilności czy nowych wyzwań należy „zaktualizować” jej pojmowanie. Oczywiście w nowej interpretacji „podległość” jakiemuś centralnemu tworowi nie stoi już w sprzeczności z niepodległością, lecz staje się jej nowoczesnym przejawem. 

Marzenie o pokoju, bezpieczeństwie i harmonii to znakomite paliwo dla rozwijającego się – na razie tylko w sferze idei – nowego euroimperializmu. Zjawisko to znajduje swoje ujście w trawestacji słynnego cytatu: albo Europa stanie się imperium, albo nie będzie jej wcale. Unijczyk jednak lekceważy lub świadomie pomija koszty utworzenia takiego imperium: definitywną rezygnację z narodowych ambicji, centralne sterowanie kulturą i narzucanie niekompatybilnych stylów życia w imię ujednolicenia „ludu europejskiego”, wreszcie – całkowite odejście od demokracji na rzecz oligarchicznej władzy, otwarcie zwalczającej wszelkie siły zachowawcze. Póki co sztuczność europejskiej ideologii – niezbędnej do wykreowania wymarzonej przez Unijczyków „wspólnoty” – aż nazbyt rzuca się w oczy. Bo co tak naprawdę łączy Europejczyków? Krzyżowiec, tęcza czy gilotyna? Jedynie święta ignorancja chroni przed tym pytaniem.


 

POLECANE
Szokująca afera w Portugalii. Były wiceminister miał produkować i rozpowszechniać pornografię dziecięcą z ostatniej chwili
Szokująca afera w Portugalii. Były wiceminister miał produkować i rozpowszechniać pornografię dziecięcą

W domu byłego wiceministra sprawiedliwości Paulo Abreu dos Santosa policja znalazła pliki z blisko 600 materiałami zawierającymi dziecięcą pornografię, które polityk posiadał w komputerze, telefonie oraz na dyskach zewnętrznych - przekazały we wtorek portugalskie służby policyjne cytowane przez CNN Portugal.

Ford traci 19,5 mld dolarów na „elektrykach”. Wraca do aut spalinowych Wiadomości
Ford traci 19,5 mld dolarów na „elektrykach”. Wraca do aut spalinowych

Ford zmienia strategię rozwoju. Amerykański koncern przyznaje się do 19,5 mld dolarów strat na projektach samochodów elektrycznych, zamyka kluczowe inwestycje i rezygnuje z dużych modeli EV. Zamiast tego stawia ponownie na auta benzynowe i hybrydowe.

Nowe oświadczenie szefa BBN. ''Postępowanie w SKW i działania prokuratury to farsa'' z ostatniej chwili
Nowe oświadczenie szefa BBN. ''Postępowanie w SKW i działania prokuratury to farsa''

Nie milkną echa głośnej publikacji "Gazety Wyborczej", w której ujawniono wrażliwe dane medyczne Sławomira Cenckiewicza. Szef BBN wydał nowe oświadczenie, w którym odniósł się do reakcji SKW i prokuratury na ujawnienie jego danych.

UOKiK wydał pilny komunikat dla klientów Pekao SA z ostatniej chwili
UOKiK wydał pilny komunikat dla klientów Pekao SA

Prezes UOKiK nałożył łącznie blisko 119 mln zł kary na Bank Polska Kasa Opieki SA i Pekao Bank Hipoteczny SA za niezgodne z prawem utrudnianie korzystania z wakacji kredytowych – poinformował w środę Urząd. Banki zostały też zobowiązane do poinformowania o naruszeniach wszystkich poszkodowanych.

Sensacyjne wyniki sondażu. Partia Grzegorza Brauna trzecią siłą w Sejmie z ostatniej chwili
Sensacyjne wyniki sondażu. Partia Grzegorza Brauna trzecią siłą w Sejmie

Według najnowszego sondażu OGB opublikowanego w środę ugrupowanie Grzegorza Brauna zanotowało rekordowe poparcie i wyprzedziło Konfederację, zajmując trzecie miejsce w zestawieniu. Pierwsze miejsce zajmuje Koalicja Obywatelska, a drugie – Prawo i Sprawiedliwość.

Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Dobra wiadomość dla pasażerów MPK we Wrocławiu. Po udanych testach do normalnej eksploatacji włączono mijankę tramwajową na ul. Przyjaźni. Zmiana ma poprawić płynność ruchu i skrócić czas oczekiwania tramwajów na jednotorowym odcinku w kierunku Kleciny.

Trump ogłasza blokadę Wenezueli. USA uderzają w tankowce z ropą z ostatniej chwili
Trump ogłasza blokadę Wenezueli. USA uderzają w tankowce z ropą

Prezydent USA Donald Trump ogłosił we wtorek blokadę objętych sankcjami tankowców, które wpływają do portów Wenezueli i wypływają z nich. Oświadczył, że reżim Nicolasa Maduro w Wenezueli to „zagraniczna organizacja terrorystyczna”.

Beata Szydło krytykuje propozycję KE ws. aut spalinowych: „To gospodarcza katastrofa” Wiadomości
Beata Szydło krytykuje propozycję KE ws. aut spalinowych: „To gospodarcza katastrofa”

Beata Szydło na X skomentowała ostatnie doniesienia medialne o tym, że „Komisja Europejska rezygnuje z zakazu aut spalinowych od 2035 roku”. Jak podkreśliła europoseł PiS, nowe regulacje KE nadal zagrażają europejskiemu przemysłowi samochodowemu.

Tego w Volkswagenie jeszcze nie było. Koncern zamyka fabrykę w Dreźnie Wiadomości
Tego w Volkswagenie jeszcze nie było. Koncern zamyka fabrykę w Dreźnie

Z taśmy produkcyjnej fabryki Volkswagena w Dreźnie we wtorek zjechał ostatni samochód. Koncern tym samym zamknął ten zakład, co jest pierwszym takim przypadkiem dla tej firmy w Niemczech w ciągu 88 lat jej działalności. Fabryka w Dreźnie ma zostać przekształcona w centrum badań i rozwoju, skoncentrowane na półprzewodnikach, sztucznej inteligencji oraz robotyce. Połowę przestrzeni ma zająć Uniwersytet Techniczny w Dreźnie.

Chile skręca ostro w prawo. Prawicowa fala w Ameryce Łacińskiej tylko u nas
Chile skręca ostro w prawo. Prawicowa fala w Ameryce Łacińskiej

Ameryka Łacińska ma dość lewicowych eksperymentów, na dodatek prawicę w tej części świata natchnęło zwycięstwo Donalda Trumpa. W kolejnych krajach zwyciężają kandydaci konserwatywni, opowiadający się za wolnym rynkiem, rządami twardego prawa i współpracą z USA. Szczególnie symboliczny jest wynik wyborów prezydenckich w Chile: zdecydowane zwycięstwo polityka otwarcie chwalącego rządy Augusto Pinocheta.

REKLAMA

Unijczycy dostrzegli nową szansę wybicia się na niepodległość

Po dwóch dekadach od odrzucenia Konstytucji dla Europy sfrustrowani Unijczycy dostrzegli nową szansę wybicia się na niepodległość i ruszają do ofensywy.
Zwolennicy Unii Europejskiej, zdjęcie podglądowe
Zwolennicy Unii Europejskiej, zdjęcie podglądowe / Unsplash

W polskiej publicystyce prawicowej Unia Europejska często jawi się jako narzędzie niemieckiej ekspansji – i jest w tym wiele prawdy. Nie zmienia to jednak faktu, że rośnie liczba osób o tożsamości „europejskiej”, które szczerze wierzą w sens, a nawet konieczność utworzenia zupełnie nowego jakościowo, i kierującego się ponadnarodową ideologią unijnego państwa związkowego. Po „wielkiej smucie” pandemii, która dobitnie ukazała znaczenie państw narodowych, rosnące zagrożenie ze strony Rosji oraz zwycięstwo Donalda Trumpa w USA dostarczyły unijnym federalistom nowych narzędzi szantażu wobec społeczeństw krajów członkowskich. Warto więc przyjrzeć się tej formacji, której argumenty i propaganda staną się dla klasycznych patriotów coraz częstszym wyzwaniem. 

 

Ewolucja Unijczyka

Unijczyk jest starszy, niż mogłoby się wydawać. Już dwa wieki temu utopijny socjalista Henri de Saint-Simon postulował powołanie federacji europejskiej zarządzanej przez wspólny parlament. W XIX wieku ideę tę podejmowali m.in. polski powstaniec listopadowy Wojciech Jastrzębowski, pisarz Victor Hugo czy – poniekąd – klasyk nacjonalizmu Giuseppe Mazzini, który w emancypacji narodów dostrzegał jedynie etap wstępny do stworzenia szerszej wspólnoty opartej na głębszej kooperacji. W XX wieku pojawił się ruch paneuropejski Richarda Coudenhove-Kalergiego, a mniej więcej w tym samym czasie (1925 rok) postulat utworzenia Stanów Zjednoczonych Europy znalazł się w heidelberskim programie Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. Ostatecznie na scenę wkroczył ze swoim manifestem ulubiony „czarny charakter” współczesnej prawicy Altiero Spinelli, którego kontynuatorzy do dziś zajmują brukselskie gabinety. Idea zjednoczonej Europy ma więc długą historię i od dawna przyciąga postępowych humanistów, ideologów oraz artystów – zwłaszcza obietnicą pokoju między narodami. Inni dostrzegali w niej perspektywę efektywnego zarządzania potencjałem europejskich społeczeństw lub sposób na budowę socjalistycznego systemu w skali kontynentalnej. Jednak to właśnie wizja pokoju, bezpieczeństwa i harmonii najmocniej działała na wyobraźnię zwolenników unifikacji.

I niewiele się pod tym względem do dziś zmieniło. „Socjalistyczny spisek”, którego poszukują konserwatywni liberałowie, nie ma potwierdzenia w faktach – realnie, w Unii Europejskiej tendencje regulacyjne nieustannie konkurują z kierunkiem „luzującym” (vide: ograniczanie monopolu państwowych przedsiębiorstw). Oczywiście, książki w rodzaju „Skrępowanego olbrzyma” Martina Schulza, w której autor pisze, że celem integracji europejskiej musi być „poskromienie międzynarodowego drapieżnego kapitalizmu”, dostarczają pożywki dla tej narracji, jednak eurokraci wcale nie zamierzają likwidować gospodarki rynkowej. Bliższe prawdy jest stwierdzenie, że idea zjednoczonej Europy służy różnym postępowcom do realizacji własnych interesów. Schulz chciałby jej użyć do przejęcia kontroli nad systemem bankowym, Daniel Cohn-Bendit i „nasz” Edwin Bendyk – do przeprowadzenia ekologicznej rewolucji, Guy Verhofstadt i Anne Applebaum – do ochrony Europy przed odradzającymi się populistycznymi autorytaryzmami, a aktywiści LGBT do wzięcia za pysk miejscowych homofobicznych „talibów” przez tęczową centralę. 

 

Stara nowa propaganda

Nowoczesny Unijczyk zwykle wierzy, że tzw. „zjednoczenie Europy” jest dziejową koniecznością. Coraz częściej słyszymy argumenty, że nie mamy innego wyjścia, jeśli chcemy konkurować z Chinami czy USA – bez centralizacji lub federalizacji jesteśmy skazani na pozostanie „skansenem świata” wegetującym gdzieś na marginesie. Obietnica przezwyciężenia tego złego losu opiera się na prymitywnym sumowaniu potencjałów: ludnościowych, produkcyjnych, technologicznych itp., które ma wykazać, że gdybyśmy tylko połączyli się w jedno, stalibyśmy się globalnym liderem we wszystkich dziedzinach. Nikt jednak nie odpowiada na podstawowe pytanie pominięte przy formułowaniu samych założeń tego rozumowania: dlaczego właściwie mielibyśmy jako jednolity organizm konkurować ze światowymi potęgami? Co nas do tego zmusza, skoro od kilkudziesięciu lat nie stanowimy zunifikowanej siły, a mimo to funkcjonujemy, rozwijamy się i współpracujemy? W rzeczywistości jest to wynikający z przekonania o własnej wyjątkowości typowo imperialny sposób myślenia – zamiast rozwijać współpracę, powinniśmy rywalizować, by w końcu narzucić swoją hegemonię innym graczom. Pokusa większej władzy dla eurokratów przedstawiana jest jako obiektywna konieczność wynikająca z obecnej sytuacji – optykę kooperacji zastępuje się optyką wyścigu, a dalsze błędy powstają samoistnie. 

Nie chodzi jednak wyłącznie o imperialne ambicje, ale także o sprawy bardziej „przyziemne” – naturalny rozrost warstwy urzędniczej, która żyje z administrowania unijnym organizmem. Im więcej obszarów znajduje się pod jej kontrolą, tym bardziej uzasadnione jest jej trwanie oraz dokooptowywanie kolejnych członków – najczęściej spośród własnych rodzin i przyjaciół, by mogli czerpać korzyści z tego „interesu”. To często przemilczana motywacja stojąca za wprowadzaniem nowych, rewolucyjnych unijnych projektów – nie tylko generują one zapotrzebowanie na nowych urzędników i ekspertów, ale także pozwalają uniknąć zarzutów o bezzasadność istnienia tej gigantycznej machiny. Strategie ekologiczne czy europejski system obronny to pod tym względem niezwykle obiecujące inicjatywy – urzędnicy patrzą na nie przychylnie, ponieważ działają w interesie ich samych oraz ich bliskich. Ubieranie tych działań w slogany aspirujące do miana nowej historiozofii wydaje się jednak jedynie próbą racjonalizacji poszukiwania korzyści dla własnego środowiska.

 

Ludzie z misją

Wielu Unijczyków dostrzegło w rosyjskiej inwazji na Ukrainę szansę na przyspieszenie integracji europejskiej. Łatwo bowiem przekonać społeczeństwo, że jednoczenie się w obliczu wspólnego wroga jest warunkiem koniecznym do zachowania bezpieczeństwa. Przedstawiono więc fałszywą alternatywę: albo rezygnujemy z suwerennych państw i skutecznie bronimy się przed Putinem, albo pozostajemy przy stanie obecnym, ale kosztem zagrożenia wojenną pożogą. Ten argument trafił do wyobraźni wielu osób. Część z nich zaczęła postrzegać brak dalszej centralizacji jako nieodpowiedzialny, a jej przeciwników – jako zdrajców lub fanatyków, którzy w imię narodowych sentymentów narażają wszystkich na śmierć. Takie głosy dało się słyszeć już w 2022 roku, jednak antytrumpowska histeria wyniosła ten moralny szantaż na nowy poziom absurdu – oto jeśli jesteś za utrzymaniem autonomicznego państwa polskiego, w oczach Unijczyka stajesz się wrogiem Polski. Co więcej, wystarczy choćby opowiadać się za zachowaniem obecnego (i tak już głębokiego) poziomu integracji, by dla niektórych stać się „nacjonalistą”. Ma to oczywiście wymiar propagandowy – nacjonalizm, kojarzony przez część społeczeństwa z agresją i przemocą, zostaje zręcznie zrównany ze zwykłą potrzebą posiadania własnego państwa, która jeszcze niedawno była czymś oczywistym dla wszystkich. Obiektem propagandowej neosemantyzacji padło też pojęcie „niepodległość” – Unijczyk gotów jest przekonywać, że w obliczu specyfiki międzynarodowego kapitalizmu, globalnego obiegu informacji, mobilności czy nowych wyzwań należy „zaktualizować” jej pojmowanie. Oczywiście w nowej interpretacji „podległość” jakiemuś centralnemu tworowi nie stoi już w sprzeczności z niepodległością, lecz staje się jej nowoczesnym przejawem. 

Marzenie o pokoju, bezpieczeństwie i harmonii to znakomite paliwo dla rozwijającego się – na razie tylko w sferze idei – nowego euroimperializmu. Zjawisko to znajduje swoje ujście w trawestacji słynnego cytatu: albo Europa stanie się imperium, albo nie będzie jej wcale. Unijczyk jednak lekceważy lub świadomie pomija koszty utworzenia takiego imperium: definitywną rezygnację z narodowych ambicji, centralne sterowanie kulturą i narzucanie niekompatybilnych stylów życia w imię ujednolicenia „ludu europejskiego”, wreszcie – całkowite odejście od demokracji na rzecz oligarchicznej władzy, otwarcie zwalczającej wszelkie siły zachowawcze. Póki co sztuczność europejskiej ideologii – niezbędnej do wykreowania wymarzonej przez Unijczyków „wspólnoty” – aż nazbyt rzuca się w oczy. Bo co tak naprawdę łączy Europejczyków? Krzyżowiec, tęcza czy gilotyna? Jedynie święta ignorancja chroni przed tym pytaniem.



 

Polecane