Ludwik Pęzioł: Jak wolny rynek zjada prawicę

Konserwatywni liberałowie przekonują młodych Polaków, że prawica to przede wszystkim wolny rynek i państwo minimum. To poważne przekłamanie, które fałszuje historię idei politycznych, domaga się pilnego sprostowania.
Gotówka, uściśnięte dłonie, zdjęcie podglądowe Ludwik Pęzioł: Jak wolny rynek zjada prawicę
Gotówka, uściśnięte dłonie, zdjęcie podglądowe / Pixabay

Trudno dziś jednoznacznie stwierdzić, czy łączenie turbokapitalizmu z prawicą wynika z celowej propagandy, ideologicznej ignorancji, czy obu tych zjawisk jednocześnie. W polskim kontekście może to być skutkiem myślenia w kategoriach prostych opozycji – na przykład: „Skoro realny socjalizm czasów PRL-u był lewicowy, to prawica musi być jego dokładnym przeciwieństwem”. Tego rodzaju rozumowanie, uproszczone aż do granic zafałszowania, prowadzi na manowce. Wdrażając skrajnie wolnorynkowe rozwiązania, obserwujemy bowiem erozję konserwatywnego porządku społecznego – co potwierdzają choćby doświadczenia ostatnich dekad.

 

Ślepa wiara 

W czasach, gdy przez Zachód przetaczała się rewolucja seksualna, radykalny feminizm, narkopolityka, aktywizm queer oraz wszelkie możliwe wywrotowe idee, w Polsce – poza walką władz z Kościołem katolickim o zmiennym natężeniu – konserwatyzm obyczajowy pozostawał czymś oczywistym, nawet wśród wielu starych towarzyszy partyjnych. Po transformacji ustrojowej, która przyniosła społeczną gospodarkę rynkową (z początku z wyraźną dominacją komponentu rynkowego), sytuacja uległa gwałtownej zmianie: jak grzyby po deszczu wyrastały sex-shopy, rozpowszechniła się prostytucja, rozkwitł przaśny przemysł antyklerykalny, a półki w sklepach zapełniły się filmami i czasopismami szerzącymi demoralizację. Na niespotykaną dotąd skalę rozpleniły się również mafie, gangi i subkultury dresiarzy rozbijające porządek publiczny. Zmienił się także system wartości. Pomimo deklaratywnego oddania „papieżowi, co papieskie”, społeczeństwo szybko przyswoiło sobie agresywny materializm i postawę dorobkiewicza – często kosztem czasu poświęcanego rodzinie, jej emocjonalnym potrzebom oraz trwałości więzi. Dodajmy do tego wszechobecną westernizację kultury, która nierzadko odbywała się kosztem lokalnych zwyczajów i dziedzictwa kulturowego całych regionów.

Dla wielu spostrzeżenie erozji tradycji i obyczajów było wręcz banalne, a mimo to niszowe środowiska skupione wokół Unii Polityki Realnej i „Najwyższego Czasu!” twierdziły, że problemem nie była samowolka producentów, globalne przepływy kapitału czy hodowanie egoistycznego konsumenta, lecz... zbyt mała zawartość „kapitalizmu w kapitalizmie”. Poza romantyzowaną ustawą Wilczka panowała tam osobliwa narracja, zgodnie z którą generał Jaruzelski „zostawił socjalizm, a skasował zamordyzm”, podczas gdy lekarstwem na polskie bolączki miałoby być odwrócenie tego stanu rzeczy. Co warto zauważyć – oczekiwany „zamordyzm” nie obejmowałby jednak zakazu produkcji i dystrybucji towarów ani praktyk rynkowych niszczących tradycyjne normy kulturowe. Było więc aż nadto jasne, że gdy liberalna „wolność” wchodziła w kolizję z tradycyjnym porządkiem, konserwatywni liberałowie opowiadali się po stronie tej pierwszej – przekonując jednocześnie, że między tymi wartościami nie ma sprzeczności, ponieważ ludzie rzekomo spontanicznie wybierają postawy kulturowo zachowawcze. Gdy wbrew tym zapewnieniom rynek ewidentnie naruszał narodowo-chrześcijańską tkankę kulturową Polski, uruchamiono pseudointelektualny wentyl bezpieczeństwa: rozpoczynały się poszukiwania winowajcy zastępczego, mającego charakter sezonowy (masoni, marksiści, globaliści etc.). Konserwatywni liberałowie płodzili na ich temat teorie spiskowe – przyciągające różnej maści dziwaków i osoby psychicznie niestabilne, często o skłonnościach paranoicznych, co pokutuje w tych środowiskach po dziś dzień.

Pomimo determinacji przez dekady nie udawało im się przekonać Polaków do swych diagnoz i pozostawali politycznym marginesem, a ich guru – Janusza Korwin-Mikkego kojarzono głównie jako „tego, który nie chce zapinania pasów w samochodach”. Sytuacja zmieniła się radykalnie, gdy pod strzechy zawitał internet, a Korwin-Mikke zaproponował formułę buntowniczo-rozrywkowego uprawiania polityki, która przyciągnęła uwagę młodych mężczyzn urodzonych już po transformacji lub tuż przed nią. W atmosferze żartu i łamania nudnych konwencji następowało stopniowe formatowanie ich myślenia – zwłaszcza w sferze gospodarki. Część z tych odbiorców zainspirowana ruszyła w dalsze poszukiwania intelektualne: ku austriackiej szkole ekonomii, randyzmowi czy myślicielom libertariańskim. Duża część z nich dziś współtworzy aktyw Konfederacji oraz sprzyjające jej media internetowe.

 

Ideologiczny analfabetyzm

Niszczenie tradycyjnego porządku społecznego przez podmioty kapitałowe było faktem oczywistym, a jednak często spotykało się z kontrargumentem, że wolny rynek jako taki jest „neutralny”, a ostatecznie decyduje moralna kondycja społeczeństwa. To twierdzenie jest jednak sprzeczne z podstawami myśli konserwatywnej, która postrzega człowieka jako istotę z natury skażoną – obdarzoną pewnym pierwiastkiem zepsucia. Być może gdyby ludzie byli z natury dobrzy, wolny rynek nie prowadziłby do społecznej degeneracji. Ale nigdy tacy nie będą, a odrzucenie tego antropologicznego pesymizmu skutkowałoby zawaleniem się całej konstrukcji ideowej konserwatyzmu. Można oczywiście uciec w perspektywę indywidualistyczną – uznać, że każdy odpowiada jedynie za siebie i, ewentualnie, za swoją rodzinę. Ale to również jest sprzeczne z myślą konserwatywną, która od początku ujmowała społeczeństwo metaforycznie jako organizm, a nie zbiór jednostek. Jedyne logiczne wyjście z tej sprzeczności to zaakceptowanie jakiejś formy socjaldarwinizmu – a ten pozostaje w całkowitym konflikcie z religijnymi korzeniami konserwatyzmu, zwłaszcza w jego polskiej odmianie.

Wyłączenie katolicyzmu z polskiej prawicy byłoby fałszerstwem niemającym precedensu – próbą spreparowania nowej ideologii, która tylko dla niepoznaki nosiłaby starą nazwę. Cała polska obyczajowość i normatywność była przecież w ogromnym stopniu zdeterminowana przez katolicyzm, który już od niemal półtora wieku oficjalnie sprzeciwia się idei wolnego rynku (a wcześniej czynił to nieformalnie). Tzw. konserwatywni liberałowie próbowali rozmaicie radzić sobie z „kłopotliwą” dla nich katolicką nauką społeczną. Jedni po prostu ją przemilczali, licząc na ignorancję młodego odbiorcy. Inni – samawolnie rozciągali jej granice, korzystając z tego, że nie parametryzuje ona pożądanego poziomu opodatkowania. Jeszcze inni uznawali ją za rupieć, który można bez większego problemu porzucić, bo przecież nie jest to jednoznaczne z aktem apostazji. Był to kolejny dowód, że gdy „wolność” w sensie liberalnym ścierała się z tradycyjnym (w tym przypadku: katolickim) porządkiem, zwyciężała niechęć wobec zakazów i regulacji – bo to ona była właściwym punktem odniesienia.

Wróćmy jednak do tezy o „neutralności” wolnego rynku. Jej obrońcy ignorują fakt, że problem nie sprowadza się wyłącznie do kwestii tworzenia popytu zarówno na dobra „moralne”, jak i „niemoralne”. Idzie o coś głębszego: system ten propaguje określony sposób myślenia o świecie, narzuca optykę, według której wszystko jest rodzajem transakcji. Widać to wyraźnie w relacjach międzyludzkich: małżeństwo przestało być postrzegane jako święta więź, a coraz częściej bywa redukowane do formy kontraktu. Podobnie przyjaźń – kiedyś pojmowana jako trwała, bezinteresowna relacja „na dobre i na złe” – dziś często funkcjonuje, dopóki się opłaca. Transakcyjność wdarła się także do środowiska pracy – pojęcie „wspólnoty pracowniczej” brzmi dziś jak archaizm. Seksualność – podobnie: „sponsoring”, ekspansja „sex workingu” itp. to tylko konsekwencje uznania, że każda aktywność jest moralnie dopuszczalna, o ile spełnia warunek dobrowolności zawarcia umowy. Im więcej wolnego rynku, tym bardziej jednowymiarowe staje się postrzeganie relacji międzyludzkich. Element transakcji – kiedyś tylko jednym z wielu – dziś staje się dominującym, a często jedynym. To zaś oznacza stopniowe, ale systematyczne niszczenie konserwatywnego pojmowania więzi społecznych.

 

Powstrzymać wrogie przejęcie

Przykłady destrukcyjnego wpływu wolnorynkowej ideologii na wartości utożsamiane z prawicą można mnożyć. Niechęć do instytucji państwowych pełniących funkcje porządkowe, transnarodowe rządy kapitału, pochłanianie tradycji regionalnych przez prymitywny, zunifikowany model konsumpcyjny... To wszystko są symptomy głębokiego kryzysu wartości, będącego następstwem nieokiełznanych praktyk rynkowych. Oczywiście nie wszystkie z tych wartości są jednakowo obecne w każdej kulturze. W różnych krajach prawica przybiera odmienne oblicza – konserwatyzm amerykański czy brytyjski może w większym stopniu akceptować ideę wolnego rynku jako element swojej tożsamości. Jednak w całym katolickim i postkatolickim kręgu cywilizacyjnym tego typu klasyfikacja wchodzi w zasadniczą sprzeczność z historycznym dziedzictwem i duchową tożsamością.

Sztuczka polegająca na sprowadzeniu całej debaty do binarnego, najczęściej emocjonalnego przeciwstawienia: „wolny rynek albo socjalizm”, z całkowitym pominięciem szerokiego spektrum rozwiązań pośrednich, ugruntowanych w konserwatywnej aksjologii – wyjątkowo dobrze działa na młodych. Formatuje ich myślenie często na całe życie. A zweryfikowanie tych błędnych tez często jest udaremniane przez podsuwanie ideologii przedstawiającej się mianem „naukowej ekonomii” – to dokładnie ten sam zabieg, który prawicowcy zarzucają swoim przeciwnikom, gdy ci próbują przedstawiać gender studies czy ideologię klimatyczną jako „naukowe” i bezdyskusyjne. Efekt jest tragiczny – konserwatywni liberałowie próbują gasić pożar rewolucji kulturowej benzyną, a w przyczynie buchających coraz wyżej płomieni doszukiwać spisku ukrytych sił.


 

POLECANE
Przypominamy stacji TVN, że czasy Urbana i Waltera się skończyły z ostatniej chwili
"Przypominamy stacji TVN, że czasy Urbana i Waltera się skończyły"

Stacja TVN24 bezpodstawnie uderzyła w NSZZ "Solidarność" i Telewizję Republika w związku z obchodami 45. rocznicy Porozumień Sierpniowych. "Przypominamy stacji TVN, że czasy Jerzego Urbana i jego protegowanego Mariusza Waltera skończyły się – właśnie dzięki rewolucji Solidarności" – oświadczył w swoim wpisie dyrektor programowy Telewizji Republika Michał Rachoń.

Ukrainiec, który groził Polakom podpaleniami został deportowany. Jest nagranie z ostatniej chwili
Ukrainiec, który groził Polakom podpaleniami został deportowany. Jest nagranie

W niedzielę 31 sierpnia Straż Graniczna opublikowała w mediach społecznościowych nagranie przedstawiające deportację Ukraińca, który groził Polakom podpaleniami.

Von der Leyen: Europa ma plan wysłania wojsk na Ukrainę z ostatniej chwili
Von der Leyen: Europa ma plan wysłania wojsk na Ukrainę

– Europa ma "dość precyzyjny" plan wysłania wojsk na Ukrainę – oświadczyła w rozmowie z "Financial Times" szefowa KE Ursula von der Leyen.

TVN obraził się na Solidarność. Jest oświadczenie stacji z ostatniej chwili
TVN obraził się na Solidarność. Jest oświadczenie stacji

Stacja TVN24 bezpodstawnie uderzyła w NSZZ "Solidarność" w związku z obchodami 45. rocznicy Porozumień Sierpniowych. Związek proponował stacji udostępnienie sygnału Telewizji Republika, która realizowała i bezpłatnie udostępniała wszystkim chętnym transmisję z obchodów 45-lecia Solidarności.

Niemcy przerażeni. Niebezpieczny trend wśród młodych z ostatniej chwili
Niemcy przerażeni. Niebezpieczny trend wśród młodych

W Niemczech rośnie liczba zatruć gazem rozweselającym. W 2024 roku otrzymano w tej sprawie dwa razy więcej telefonów niż w 2023 roku.

Prezydent nie przeszedł obojętnie wobec łez młodej damy na obchodach 45-lecia NSZZ Solidarność z ostatniej chwili
Prezydent nie przeszedł obojętnie wobec łez młodej damy na obchodach 45-lecia NSZZ Solidarność

Prezydent Karol Nawrocki gościł dzisiaj w historycznej Sali BHP Stoczni Gdańskiej na uroczystościach 45. rocznicy powstania NSZZ "Solidarność" i podpisania Porozumień Gdańskich.

Gdańsk: Już jutro Msza Święta w 86. rocznicę wybuchu II wojny światowej z ostatniej chwili
Gdańsk: Już jutro Msza Święta w 86. rocznicę wybuchu II wojny światowej

W najbliższy poniedziałek 1 września 2025 r. o godz. 13:30 w Gdańsku na Placu Obrońców Poczty Polskiej odbędzie się Msza Święta w 86. rocznicę wybuchu II wojny światowej.

Szokująca relacja z meczu Polska–Izrael. Za flagę Palestyny na policję? z ostatniej chwili
Szokująca relacja z meczu Polska–Izrael. Za flagę Palestyny na policję?

Ochroniarze zagrozili mi zatrzymaniem za podżeganie do nienawiści na tle rasowym i narodowościowym za namalowaną na twarzy flagę Palestyny – relacjonuje kibic, który był na sobotnim meczu Polska–Izrael w Eurobaskecie.

Nowy problem Waldemara Żurka. Sędziowie na gapę nie uzyskali pozwolenia KRS na orzekanie z ostatniej chwili
Nowy problem Waldemara Żurka. Sędziowie "na gapę" nie uzyskali pozwolenia KRS na orzekanie

Sędziowie po 65. roku życia orzekają mimo formalnego zakazu. "Ogromny problem mają strony, których orzeczenia będą uchylane, a sprawy przekazywane do ponownego rozpoznania - komentuje niepokojące zjawisko mec. dr Bartosz Lewandowski. Nowy problem prawny ma też minister Waldemar Żurek.

Komunikat dla mieszkańców Lublina z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Lublina

12 sierpnia 2025 roku w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Lubelskiego stwierdzono naruszenie ochrony danych osobowych, polegające na nieuprawnionym skopiowaniu danych kadrowych przez pracownika Urzędu, który nie posiadał stosownego upoważnienia do ich przetwarzania.

REKLAMA

Ludwik Pęzioł: Jak wolny rynek zjada prawicę

Konserwatywni liberałowie przekonują młodych Polaków, że prawica to przede wszystkim wolny rynek i państwo minimum. To poważne przekłamanie, które fałszuje historię idei politycznych, domaga się pilnego sprostowania.
Gotówka, uściśnięte dłonie, zdjęcie podglądowe Ludwik Pęzioł: Jak wolny rynek zjada prawicę
Gotówka, uściśnięte dłonie, zdjęcie podglądowe / Pixabay

Trudno dziś jednoznacznie stwierdzić, czy łączenie turbokapitalizmu z prawicą wynika z celowej propagandy, ideologicznej ignorancji, czy obu tych zjawisk jednocześnie. W polskim kontekście może to być skutkiem myślenia w kategoriach prostych opozycji – na przykład: „Skoro realny socjalizm czasów PRL-u był lewicowy, to prawica musi być jego dokładnym przeciwieństwem”. Tego rodzaju rozumowanie, uproszczone aż do granic zafałszowania, prowadzi na manowce. Wdrażając skrajnie wolnorynkowe rozwiązania, obserwujemy bowiem erozję konserwatywnego porządku społecznego – co potwierdzają choćby doświadczenia ostatnich dekad.

 

Ślepa wiara 

W czasach, gdy przez Zachód przetaczała się rewolucja seksualna, radykalny feminizm, narkopolityka, aktywizm queer oraz wszelkie możliwe wywrotowe idee, w Polsce – poza walką władz z Kościołem katolickim o zmiennym natężeniu – konserwatyzm obyczajowy pozostawał czymś oczywistym, nawet wśród wielu starych towarzyszy partyjnych. Po transformacji ustrojowej, która przyniosła społeczną gospodarkę rynkową (z początku z wyraźną dominacją komponentu rynkowego), sytuacja uległa gwałtownej zmianie: jak grzyby po deszczu wyrastały sex-shopy, rozpowszechniła się prostytucja, rozkwitł przaśny przemysł antyklerykalny, a półki w sklepach zapełniły się filmami i czasopismami szerzącymi demoralizację. Na niespotykaną dotąd skalę rozpleniły się również mafie, gangi i subkultury dresiarzy rozbijające porządek publiczny. Zmienił się także system wartości. Pomimo deklaratywnego oddania „papieżowi, co papieskie”, społeczeństwo szybko przyswoiło sobie agresywny materializm i postawę dorobkiewicza – często kosztem czasu poświęcanego rodzinie, jej emocjonalnym potrzebom oraz trwałości więzi. Dodajmy do tego wszechobecną westernizację kultury, która nierzadko odbywała się kosztem lokalnych zwyczajów i dziedzictwa kulturowego całych regionów.

Dla wielu spostrzeżenie erozji tradycji i obyczajów było wręcz banalne, a mimo to niszowe środowiska skupione wokół Unii Polityki Realnej i „Najwyższego Czasu!” twierdziły, że problemem nie była samowolka producentów, globalne przepływy kapitału czy hodowanie egoistycznego konsumenta, lecz... zbyt mała zawartość „kapitalizmu w kapitalizmie”. Poza romantyzowaną ustawą Wilczka panowała tam osobliwa narracja, zgodnie z którą generał Jaruzelski „zostawił socjalizm, a skasował zamordyzm”, podczas gdy lekarstwem na polskie bolączki miałoby być odwrócenie tego stanu rzeczy. Co warto zauważyć – oczekiwany „zamordyzm” nie obejmowałby jednak zakazu produkcji i dystrybucji towarów ani praktyk rynkowych niszczących tradycyjne normy kulturowe. Było więc aż nadto jasne, że gdy liberalna „wolność” wchodziła w kolizję z tradycyjnym porządkiem, konserwatywni liberałowie opowiadali się po stronie tej pierwszej – przekonując jednocześnie, że między tymi wartościami nie ma sprzeczności, ponieważ ludzie rzekomo spontanicznie wybierają postawy kulturowo zachowawcze. Gdy wbrew tym zapewnieniom rynek ewidentnie naruszał narodowo-chrześcijańską tkankę kulturową Polski, uruchamiono pseudointelektualny wentyl bezpieczeństwa: rozpoczynały się poszukiwania winowajcy zastępczego, mającego charakter sezonowy (masoni, marksiści, globaliści etc.). Konserwatywni liberałowie płodzili na ich temat teorie spiskowe – przyciągające różnej maści dziwaków i osoby psychicznie niestabilne, często o skłonnościach paranoicznych, co pokutuje w tych środowiskach po dziś dzień.

Pomimo determinacji przez dekady nie udawało im się przekonać Polaków do swych diagnoz i pozostawali politycznym marginesem, a ich guru – Janusza Korwin-Mikkego kojarzono głównie jako „tego, który nie chce zapinania pasów w samochodach”. Sytuacja zmieniła się radykalnie, gdy pod strzechy zawitał internet, a Korwin-Mikke zaproponował formułę buntowniczo-rozrywkowego uprawiania polityki, która przyciągnęła uwagę młodych mężczyzn urodzonych już po transformacji lub tuż przed nią. W atmosferze żartu i łamania nudnych konwencji następowało stopniowe formatowanie ich myślenia – zwłaszcza w sferze gospodarki. Część z tych odbiorców zainspirowana ruszyła w dalsze poszukiwania intelektualne: ku austriackiej szkole ekonomii, randyzmowi czy myślicielom libertariańskim. Duża część z nich dziś współtworzy aktyw Konfederacji oraz sprzyjające jej media internetowe.

 

Ideologiczny analfabetyzm

Niszczenie tradycyjnego porządku społecznego przez podmioty kapitałowe było faktem oczywistym, a jednak często spotykało się z kontrargumentem, że wolny rynek jako taki jest „neutralny”, a ostatecznie decyduje moralna kondycja społeczeństwa. To twierdzenie jest jednak sprzeczne z podstawami myśli konserwatywnej, która postrzega człowieka jako istotę z natury skażoną – obdarzoną pewnym pierwiastkiem zepsucia. Być może gdyby ludzie byli z natury dobrzy, wolny rynek nie prowadziłby do społecznej degeneracji. Ale nigdy tacy nie będą, a odrzucenie tego antropologicznego pesymizmu skutkowałoby zawaleniem się całej konstrukcji ideowej konserwatyzmu. Można oczywiście uciec w perspektywę indywidualistyczną – uznać, że każdy odpowiada jedynie za siebie i, ewentualnie, za swoją rodzinę. Ale to również jest sprzeczne z myślą konserwatywną, która od początku ujmowała społeczeństwo metaforycznie jako organizm, a nie zbiór jednostek. Jedyne logiczne wyjście z tej sprzeczności to zaakceptowanie jakiejś formy socjaldarwinizmu – a ten pozostaje w całkowitym konflikcie z religijnymi korzeniami konserwatyzmu, zwłaszcza w jego polskiej odmianie.

Wyłączenie katolicyzmu z polskiej prawicy byłoby fałszerstwem niemającym precedensu – próbą spreparowania nowej ideologii, która tylko dla niepoznaki nosiłaby starą nazwę. Cała polska obyczajowość i normatywność była przecież w ogromnym stopniu zdeterminowana przez katolicyzm, który już od niemal półtora wieku oficjalnie sprzeciwia się idei wolnego rynku (a wcześniej czynił to nieformalnie). Tzw. konserwatywni liberałowie próbowali rozmaicie radzić sobie z „kłopotliwą” dla nich katolicką nauką społeczną. Jedni po prostu ją przemilczali, licząc na ignorancję młodego odbiorcy. Inni – samawolnie rozciągali jej granice, korzystając z tego, że nie parametryzuje ona pożądanego poziomu opodatkowania. Jeszcze inni uznawali ją za rupieć, który można bez większego problemu porzucić, bo przecież nie jest to jednoznaczne z aktem apostazji. Był to kolejny dowód, że gdy „wolność” w sensie liberalnym ścierała się z tradycyjnym (w tym przypadku: katolickim) porządkiem, zwyciężała niechęć wobec zakazów i regulacji – bo to ona była właściwym punktem odniesienia.

Wróćmy jednak do tezy o „neutralności” wolnego rynku. Jej obrońcy ignorują fakt, że problem nie sprowadza się wyłącznie do kwestii tworzenia popytu zarówno na dobra „moralne”, jak i „niemoralne”. Idzie o coś głębszego: system ten propaguje określony sposób myślenia o świecie, narzuca optykę, według której wszystko jest rodzajem transakcji. Widać to wyraźnie w relacjach międzyludzkich: małżeństwo przestało być postrzegane jako święta więź, a coraz częściej bywa redukowane do formy kontraktu. Podobnie przyjaźń – kiedyś pojmowana jako trwała, bezinteresowna relacja „na dobre i na złe” – dziś często funkcjonuje, dopóki się opłaca. Transakcyjność wdarła się także do środowiska pracy – pojęcie „wspólnoty pracowniczej” brzmi dziś jak archaizm. Seksualność – podobnie: „sponsoring”, ekspansja „sex workingu” itp. to tylko konsekwencje uznania, że każda aktywność jest moralnie dopuszczalna, o ile spełnia warunek dobrowolności zawarcia umowy. Im więcej wolnego rynku, tym bardziej jednowymiarowe staje się postrzeganie relacji międzyludzkich. Element transakcji – kiedyś tylko jednym z wielu – dziś staje się dominującym, a często jedynym. To zaś oznacza stopniowe, ale systematyczne niszczenie konserwatywnego pojmowania więzi społecznych.

 

Powstrzymać wrogie przejęcie

Przykłady destrukcyjnego wpływu wolnorynkowej ideologii na wartości utożsamiane z prawicą można mnożyć. Niechęć do instytucji państwowych pełniących funkcje porządkowe, transnarodowe rządy kapitału, pochłanianie tradycji regionalnych przez prymitywny, zunifikowany model konsumpcyjny... To wszystko są symptomy głębokiego kryzysu wartości, będącego następstwem nieokiełznanych praktyk rynkowych. Oczywiście nie wszystkie z tych wartości są jednakowo obecne w każdej kulturze. W różnych krajach prawica przybiera odmienne oblicza – konserwatyzm amerykański czy brytyjski może w większym stopniu akceptować ideę wolnego rynku jako element swojej tożsamości. Jednak w całym katolickim i postkatolickim kręgu cywilizacyjnym tego typu klasyfikacja wchodzi w zasadniczą sprzeczność z historycznym dziedzictwem i duchową tożsamością.

Sztuczka polegająca na sprowadzeniu całej debaty do binarnego, najczęściej emocjonalnego przeciwstawienia: „wolny rynek albo socjalizm”, z całkowitym pominięciem szerokiego spektrum rozwiązań pośrednich, ugruntowanych w konserwatywnej aksjologii – wyjątkowo dobrze działa na młodych. Formatuje ich myślenie często na całe życie. A zweryfikowanie tych błędnych tez często jest udaremniane przez podsuwanie ideologii przedstawiającej się mianem „naukowej ekonomii” – to dokładnie ten sam zabieg, który prawicowcy zarzucają swoim przeciwnikom, gdy ci próbują przedstawiać gender studies czy ideologię klimatyczną jako „naukowe” i bezdyskusyjne. Efekt jest tragiczny – konserwatywni liberałowie próbują gasić pożar rewolucji kulturowej benzyną, a w przyczynie buchających coraz wyżej płomieni doszukiwać spisku ukrytych sił.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe