Tȟašúŋke Witkó: Raport z oblężonej twierdzy, czyli "Donald musi odejść"

Co musisz wiedzieć:
- Poparcie dla rządów Koalicji 13 grudnia nieustannie spada
- Nieoficjalnie media informują o spadającym morale w administracji Tuska
- W Tuska uderzają nawet "zaprzyjaźnione" z nim wcześniej media
Ja pokusiłem się o taki wyczyn i doszedłem do wniosku, że ów opis może być zatrważający, bowiem ze wschodu napierali „białoruscy” Murzyni, mający za plecami – popychających ich na płot graniczny – funkcjonariuszy służb specjalnych dowodzonych z Mińska. Z zachodu atakowali nasz kraj „niemieccy” Murzyni, wspierani przez policję kierowaną z Berlina. W wyniku intensywnych opadów, z południa nadciągała wielka woda, której nie można było nijak zatrzymać, bowiem kilka lat wcześniej, będący w opozycji liberałowie z socjalistami – pod wątpliwym pozorem ratowania przyrody, przy biernej, spowodowanej bojaźliwością postawie rządzącej wówczas Zjednoczonej Prawicy – sparaliżowali budowę systemu zbiorników retencyjnych. Z północy – grożąc zalaniem wszystkiego, co spotka na swojej drodze – również nacierała ściana deszczu, wobec potęgi której nieprzygotowane państwo okazało się bezsilne. W środku tego kotła zostali bezradni: Donald Tusk, Tomasz Siemoniak, Marcin Kierwiński, Paulina Hennig-Kloska i Urszula Zielińska. Ach, jedynie przez krótkotrwałe roztargnienie nie przywołałem grubo ponad trzech i pół dziesiątka milionów obywateli, którzy także – najczęściej z trwogą w sercu – czekali na dalszy rozwój wypadków, obserwując w napięciu nerwowe komunikaty poszczególnych instytucji, a także teatrum urządzane przez wyżej wymienione persony i ich kompanionów, tworzących obóz władzy.
Zaskoczenie i bezradność
Matematyka jest moją piętą Achillesową, dlatego nie jestem w stanie – nawet w przybliżeniu – wyliczyć prawdopodobieństwa wystąpienia zagrożenia powodziami, które mogą nawiedzić Rzeczpospolitą w przeciągu nieco ponad dziewięciu miesięcy. Jednak, nawet taki laik jak ja domyśla się, że jest ono bardzo niewielkie, co potwierdzają zaskoczone miny premiera i otaczających go oficjeli. Przyroda znów pokazała swoją potęgę, jednocześnie przypominając wszystkim o sprawie powodzian, których ciężko doświadczyła jesienią 2024 roku. I tym razem, wszystkim na co mogła zdobyć się spanikowana władza, było nawoływanie do zachowania czujności i gotowości, jakby owe oklepane slogany i puste zaklęcia miały komukolwiek w czymkolwiek pomóc. Wielu wyrobionych obserwatorów sceny politycznej odniosło wrażenie, że najdalszą granicą możliwości premiera Tuska, do której mógł on dotrzeć podczas nadciągającego kataklizmu, było zorganizowanie transmitowanego przez media posiedzenia sztabu kryzysowego. W czasie owego żałosnego konwentyklu, prezes Rady Ministrów rwącym głosem wyartykułował kilka eklektycznych zdań właściwie o niczym. Jedynym płynnym elementem – przechodzącym w tyradę – było zapewnienie, że monitorowane są poczynania przeciwników państwa polskiego i dywersantów informacyjnych, co chyba nikogo nie zaskoczyło. Dlaczego nie było zdziwienia? Dlatego, że Tusk znany jest jako człek zastraszający oponentów i rozpętujący konflikty, mające przykryć jego nieudolność organizacyjną, a nie zwalczający skutecznie realne problemy.
Ciosy na korpus rządu
„W pięściarstwie ciosy na korpus nie są punktowane, ale odbierają oddech uderzanemu”. Ta stara prawda z ringu zdaje się idealnie pasować do obecnej sytuacji obozu rządzącego. Opinia publiczna widzi, że ten organizm ledwie zipie, a wszystko dookoła się wali. Długotrwały pościg za zabójcą z okolic Limanowej, teutońskie radiowozy dowożące na teren Polski kohorty śniadolicych mężczyzn, dziurawa granica z Litwą, na której szaleją przemytnicy ludzi, rosyjskie ataki rakietowe na tereny ukraińskie sąsiadujące z Podkarpaciem, drożyzna i Latynosi z nożami napadający na ludzi; wobec tych wydarzeń cały aparat władzy centralnej okazuje się bierny i bezradny. Jedyna aktywność, jaką jest on w stanie wykazać, to siłowo-administracyjne zwalczanie Ruchu Obrony Granic oraz dewastowanie i deprecjonowanie struktur państwa, poprzez podważanie wyniku wyborów prezydenckich. Jednak te tanie igrzyska nie są w stanie poprawić notowań rządu.
„Donald Tusk musi odejść!”
„Donald Tusk musi odejść!” – tego hasła nie skandują media opozycyjne, a tytuły od dekad przyjazne szefowi rządu. W żaden sposób nie uspokaja żurnalistów zapowiadana rekonstrukcja gabinetu, mająca być cudownym antidotum na katastrofę. Każdy widzi, że owego organizmu – skłóconego wewnętrzne i będącego zlepkiem wielu ugrupowań – zreformować się nie da, gdyż żaden z liderów partii nie pozwoli, by pozbawić go władania w wywalczonych resortach. Premier nie potrafi już nikogo zmusić do ustępstw, czego najlepszym przykładem jest postawa Szymona Hołowni, jawnie i publicznie odmawianego wykonywania sztuczek prawnych, mających zapobiec zaprzysiężeniu Karola Nawrockiego. W odwodzie pozostaje Tuskowi jedynie Adam Bodnar, wraz z całym systemem prokuratorskim, ale komunikaty o wszczęciu kolejnych postępowań tak spowszedniały, że już chyba nikt nie zawraca na nie większej uwagi. Sam prokurator generalny także przestał budzić respekt po kompromitacji, jaką przyniósł mu występ przed Sądem Najwyższym. Wówczas był w stanie zaprezentować jedynie jakąś półprywatną publicystykę quasi-prawną, która została brutalnie skonfrontowana z literą obowiązujących przepisów. Finalnie, dzieło mózgu ministra Bodnara okazało się jedynie zlepkiem pobożnych życzeń, bez żadnego umocowania w Konstytucji, ustawach i kodeksach. To wszystko widzą najzagorzalsi stronnicy Tuska i, chcąc ratować resztki swojej pozycji, nawołują do zmiany premiera. Problem w tym, że do podniesienia się z upadku potrzebne są wyspecjalizowane kadry, a ich zwyczajnie nie ma, gdyż Tusk już dawno wykończył najlepszych. Widocznie Polska musi odbyć peregrynację na samo dno, aby mieć podparcie do kolejnego odbicia. Tylko… Czy starczy nam na to czasu? Odpowiedź pozostawiam już Państwu!
Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 18 lipca 2025 r.
Autor jest emerytowanym oficerem wojsk powietrznodesantowych. Miłośnik kawy w dużym kubku ceramicznym – takiej czarnej, parzonej, słodzonej i ze śmietanką. Samotnik, cynik, szyderca i czytacz politycznych informacji. Dawniej nerwus, a obecnie już nie nerwus.