Wyprosiła transseksualistę z damskiej toalety. Teraz grozi jej więzienie

Co musisz wiedzieć:
- Brazylia realizuje w praktyce "ideały" transrewolucji
- Na Uniwersytecie Federalnym w Paraíbie (UFPB) sprzątaczka wyprosiła transseksualistę z damskiej toalety
- Teraz jej i administratorowi grozi do pięciu lat więzienia
W Brazylii, w stanie Paraíba, dzieje się właśnie coś, co rzuca światło na wieczny konflikt miedzy “prawami trans” i wolnością słowa. Dwóm pracownikom Uniwersytetu Federalnego w Paraíbie (UFPB) – sprzątaczce oraz administratorowi – grozi kara do pięciu lat więzienia za rzekomy „społeczny rasizm” po tym, jak student i transseksualista, Odara Moraes, zgłosił ich na policję za „transfobię”. Brazylia natomiast od kilku lat przestała dbać o wolność słowa, a zamiast tego zaczęła wprowadzać ostrą cenzurę i absurdalne kary za „mowę nienawiści”.
Lis w kurniku
Sprawa rozpoczęła się, gdy Odara Moraes, mężczyzna i student psychologii na UFPB, który identyfikuje się jako osoba trans, wszedł do damskiej toalety na kampusie uniwersyteckim. Moraes został tam zauważony przez sprzątaczkę. Kobieta, która od dziewięciu lat pracowała na uniwersytecie, rzadko sprzątała w tej części kampusu. Tego dnia wraz z koleżanką zauważyła studenta ubranego w krótki, kobiecy „top” i minispódniczkę. Zaniepokojona jego obecnością w żeńskiej przestrzeni, poprosiła studenta o opuszczenie pomieszczenia. „Nie chciałam nikogo obrazić ani skrzywdzić. Po prostu uprzejmie zwróciłam mu uwagę, że to miejsce dla kobiet, a nie dla mężczyzn” – opowiadała później w mediach kobieta.
Transseksualista natychmiast zareagował emocjonalnie, odmawiając opuszczenia toalety i żądając rozmowy z przedstawicielem administracji uczelni. Został więc zaprowadzony do biura Luiza Adripaulo, dyrektora administracyjnego UFPB. Adripaulo próbował załagodzić sytuację, pytając transseksualistę, czy posiada dokumenty potwierdzające jego żeńską płeć. Student odpowiedział natomiast, że jego „słowo powinno wystarczyć”, po czym opuścił biuro, krzycząc, że jest „dyskryminowany”.
Cztery dni później sprzątaczka i Adripaulo zostali powiadomieni przez policję, że toczy się przeciwko nim śledztwo w sprawie "transfobii".
Rasizm i transfobia
Oboje pracownicy zostali formalnie oskarżeni o „przestępstwo oparte na uprzedzeniach”, definiowane w ramach kategorii „społecznego rasizmu”. Jest to stosunkowo nowy termin w brazylijskim prawie, wprowadzony przez tamtejszy Sąd Najwyższy w 2019 roku. Zgodnie z tą zmianą, dyskryminacja ze względu na orientację seksualną lub tożsamość płciową jest traktowana w Brazylii jako forma „rasizmu społecznego” i podlega karze na podstawie istniejących przepisów antydyskryminacyjnych dotyczących rasy lub pochodzenia narodowego. Przestępstwo takie, określane jako „obraza rasowa” (injúria racial), grozi karą od dwóch do pięciu lat więzienia.
Proces rozpoczął się w marcu 2025 roku, a wyrok ma zostać ogłoszony w najbliższych tygodniach.
Wyrok jeszcze nie zapadł, sama sprawa jednak już stała się ogromnym źródłem stresu, szczególnie dla sprzątaczki, która ma przez nią poważne problemy. Oskarżona kobieta, która jest matką pięcioletniej córki, wyraża więc teraz w mediach głębokie zaniepokojenie sytuacją i swoją przyszłością.
- W moim 41-letnim życiu nigdy nie byłam na komisariacie na policji. To był mój pierwszy raz. Martwię się o moje dzieci, moją rodzinę. To rodzaj zmartwienia, które odczuwa każdy rodzic.
Z informacji i ich kontekstu w brazylijskich mediach wynika też, że ze względu na oskarżenia o transfobię kobieta została zawieszona (zwolniona?) w swoich obowiązkach na uniwersytecie:
- Trudno mi znaleźć pracę, ponieważ mogę pracować tylko w godzinach, gdy moja córka jest w przedszkolu – od 7 rano do 16. Mój mąż i syn też pracują, więc nie mam nikogo, kto mógłby się nią zająć.
Szaleństwo w całym kraju
Tego rodzaju terror jest jednak jednym z najważniejszych celów ideologii gender, która stawianie granic pragnieniom transseksualistów uważa nie tylko za afront, ale też za formę realnej przemocy. W państwach, w których ideologia gender nie zdążyła jeszcze wywrzeć wpływu na prawo, brudną robotę odwalają za nią media głównego nurtu, szufladkując ludzi jako "transfobów". Tam zaś, gdzie skrajna lewica już przejeła władzę, za niechęć do ideologii gender grożą realne kary. Te dzielą się na trzy główne kategorię: misgendering, deadnaming i niesprawiedliwe rzekomo wykluczanie.
Misgendering to termin z języka angielskiego i oznacza (sic!) niepoprawne nazywanie czyjejś płci. Trans aktywiści twierdzą natomiast, że ich fikcyjnyna, oderwana od biologii płeć jest prawdziwa i wymagają, by inni się z nimi zgadzali. Jeżeli więc ktoś - zgodnie z prawdą - powie, że transseksualista jest mężczyzną, a nie kobietą, to jest to właśnie misgendering.
Deadnaming (kolejny anglicyzm) to natomiast używanie tzn. nekronomu, czyli "martwego", pierwotnego (lub nawet nadal prawdziwego, figurującego w dokumentach) imienia transseksuality. Kiedy jednak transseksualista porzuca swoje imię i wybiera inne, to według ideologii gender jest to pewnego rodzaju akt święty, który należy respektować. Wszyscy muszą się dopasować - czasem nawet (popularno) naukowe publikacje, które pod wpływem nacisków aktywistów gender usuwają pierwotne imię transseksualisty, tak by zatrzeć ślad po rzeczywistości biologicznej.
I na koniec: trans aktywiści uważają, że ich własny komfort stoi ponad prawami innych osób. Jeżeli więc jakiś transseksualista zacznie identyfikować się jako kobieta, to ma on niby otrzymać "z automatu" dostęp do kobiecych przestrzeni, np. szatni. Odmówienie mu takiego dostępu byłoby, oczywiście, "wykluczeniem".
Wszystkie te formy "transfobii" już karane są w wyżej wymienionej Brazylii. W Polsce jednak może być niedługo podobnie. Polskie lewicowe partie pracują bowiem już teraz nad projektami ustaw, które penalizowałyby w Polsce niezgodę wobec ideologii gender.