Zmiany w Ministerstwie Zdrowia. Czeka nas prywatyzacja szpitali?

Co musisz wiedzieć:
- W wyniku rekonstrukcji rządu, ze stanowiskiem ministra zdrowia pożegnała się Izabela Leszczyna
- Ministra Leszczyna okazała się przede wszystkim mało skuteczna, jaką miarą by tej skuteczności nie mierzyć. Zmiana na stanowisku nie wzbudziła więc w branży zdziwienia.
- Pogoń za pieniądzem w usługach zdrowotnych wywołuje zjawisko znane jako spijanie śmietanki – podmioty lecznicze wykonują wówczas przede wszystkim dobrze wycenione procedury, unikając tych mniej opłacalnych.
Dymisja Minister Zdrowia
Rekonstrukcja rządu przyniosła zmianę na stanowisku ministra zdrowia, na którym Izabelę Leszczynę zastąpiła dr Jolanta Sobierańska-Grenda. To zmiana nie tylko wizerunkowa – doświadczoną polityk z dobrym kontaktem z premierem, choć bez praktyki w systemie ochrony zdrowia, zastępuje menedżerka z dużym doświadczeniem w zarządzaniu szpitalami na Pomorzu. Tym samym dobiega końca eksperyment pod hasłem: „Weźmy na ministra zdrowia kogoś spoza środowiska medycznego, za to dobrze umocowanego politycznie”.
Lekarze, pielęgniarki, farmaceuci czy dyrektorzy szpitali – każda grupa ma własną perspektywę na system ochrony zdrowia, a wszystkie je trudno pogodzić. Oto więc przychodzi człowiek z zewnątrz i rozbija układy. Wiceprzewodnicząca Platformy Obywatelskiej wydawała się wręcz idealna do tego scenariusza, przez lata postulowanego przez ekspertów jako remedium na wewnętrzne konflikty interesów w sektorze.
W praktyce to posunięcie okazało się porażką. Widać to po podsumowaniach zdymisjonowanej ministry. Nawet te jej przychylne środowiska podkreślają punktowe dokonania, takie jak poprawa dostępu do znieczuleń okołoporodowych czy kompleksowe leczenie endometriozy. To, rzecz jasna, ważne dla konkretnych grup pacjentek zmiany, ale powiedzmy sobie szczerze – to sukcesy na miarę dyrektora departamentu, a nie ministra odpowiedzialnego za jeden z najważniejszych dla bezpieczeństwa obywateli i stabilności państwa sektorów. Szczególnie w sytuacji, gdy sektor ten znajduje się w bardzo poważnym kryzysie finansowym i organizacyjnym.
Przypomnijmy – Narodowy Fundusz Zdrowia pod rządami ministry Leszczyny wszedł w nowy rok z dziurą w budżecie, a do tego działał bez zatwierdzonego przez ministra finansów planu finansowego. Sam projekt planu nie brał pod uwagę części kosztów, w tym podwyżek minimalnych wynagrodzeń w ochronie zdrowia, choć te były całkowicie przewidywalne, bo gwarantowane ustawowo. Trudności z płynnością finansową NFZ odbiły się na placówkach medycznych, szczególnie szpitalach, które z opóźnieniem dostały pieniądze za wykonane świadczenia, nawet te teoretycznie nielimitowane. Na branżowych portalach wyroiły się porady dla małych praktyk stomatologicznych w związku z niepokojem, kiedy powstaje przychód z tytułu zrealizowanych nadwykonań, gdy NFZ płaci z kilkumiesięczną zwłoką? Jeśli ktoś zastanawia się, dlaczego dentyści nie chcą pracować na NFZ, to do niskich stawek może teraz doliczyć niepokój o zaległości podatkowe i naliczane odsetki od pieniędzy, których NFZ jeszcze nie zapłacił. Tu Krajowa Administracja Skarbowa uspokaja w odpowiedzi na wnioski o interpretacje, ale sam fakt, że prowadzący praktykę potrzebuje drugiego fakultetu z prawa podatkowego, by spać spokojnie, wiele mówi o systemie mało przyjaznym i lekarzom, i pacjentom. Cały system wymaga gruntownej reformy, ale nie da się jej zrobić bez pieniędzy.
Składka zdrowotna
Tymczasem wydatki na zdrowie na tle innych państw UE plasują Polskę na odwróconym podium – jesteśmy bowiem na trzecim miejscu od końca. Ministrze Leszczynie nie tylko nie udało się rozpocząć zapowiadanych reform, w szczególności reformy szpitali, ale nawet zablokować zmian bezpośrednio uderzających w stabilność finansową systemu publicznej ochrony zdrowia. Akcję obniżki składki zdrowotnej dla przedsiębiorców przeprowadzano w sytuacji, gdy szpitalom nie płacono za wspomniane nadwykonania świadczeń.
Pierwsza obniżka, dotycząca najmniej zarabiających mikrofirm, przeszła jeszcze jesienią ubiegłego roku. Drugą, dotyczącą już nieźle zarabiających, przepchnięto przez parlament w czasie kampanii wyborczej w nadziei, że niechęć do utraty głosów powstrzyma opozycję przed zablokowaniem zmiany, która pogłębia niesprawiedliwe obciążenia osób zatrudnionych na umowy o pracę względem tych na jednoosobowej działalności gospodarczej. Ministra Leszczyna wbrew początkowym deklaracjom zagłosowała za tą zmianą zgodnie z linią własnej partii. Sprzeciw posłów PiS, Lewicy i koła Razem nie wystarczył, by powstrzymać zmiany, które na szczęście zawetował prezydent Andrzej Duda.
Dodajmy, że składka zdrowotna już w obecnej formie jest parapodatkiem regresywnym, czyli proporcjonalnie do dochodu najwięcej płacą z jej tytułu najmniej zarabiający. Dalsze obniżanie składki przedsiębiorcom oznaczałoby obniżenie jej… najbogatszym. Niewiele pomogłyby tu obiecywane dotacje do budżetu państwa, bo takie łatanie dziury nie zmienia fundamentalnej niesprawiedliwości rozwiązania, które nieproporcjonalnie rozkłada społeczne ciężary utrzymania krytycznej dla całego państwa infrastruktury.
Nowa szefowa resortu zdrowia
Ministra Leszczyna okazała się więc przede wszystkim mało skuteczna, jaką miarą by tej skuteczności nie mierzyć. Zmiana na stanowisku nie wzbudziła więc w branży zdziwienia. Pierwsza część kadencji już jednak minęła i czas na poważniejszą reformę zdrowia w tym Sejmie raczej się skończył. Minister Sobierańska-Grenda, jej następczyni, uchodzi za profesjonalistkę w zarządzaniu, nie będzie jednak miała przestrzeni na radykalne zmiany. Jest jednak potrzebna rządowi, by przynajmniej zwodować spóźnioną reformę szpitali, ważną z perspektywy rozliczenia Krajowego Planu Odbudowy. Zdefiniowana jako tzw. kamień milowy warunkuje ona wypłatę środków z tego funduszu.
Czy chociaż ta reforma wyjdzie nam na zdrowie? Niestety, trudno powiedzieć. Jedną z przyczyn niepowodzeń Leszczyny w tej materii były odkrywane w kolejnych wersjach projektów ustawy o reformie szpitali swoiste „jajka wielkanocne” – wrzutki, które według analityków stanowiły potencjalne furtki do prywatyzacji i komercjalizacji szpitali publicznych. Pod ogólnie słusznym hasłem konsolidacji przemycane były rozwiązania, które umożliwiały niejasne przekształcenia własnościowe, a według niektórych – torowały szybką ścieżkę do upadłości placówek i ich ewentualnej wyprzedaży.
Prywatyzacja szpitali?
Nowa minister otwarcie deklaruje, że prywatyzacji szpitali się nie boi, choć trudno ocenić, co dokładnie ma na myśli. Od 2017 roku pełniła funkcję prezeski Szpitali Pomorskich, czyli spółki zarządzającej czterema szpitalami, których właścicielem jest samorząd województwa pomorskiego, a więc szpitali publicznych. Jako prawniczka z pewnością rozumie wagę słów, jednak w wypowiedziach publicznych niemal wymiennie stosuje słowa „prywatyzacja” i „konsolidacja” szpitali.
Tymczasem konsolidacja jest owszem, potrzebna, by szpitale działały efektywniej, a przede wszystkim ze sobą współpracowały. Prywatyzacja natomiast budzić musi ogromne wątpliwości. To również wieloznaczne słowo. Na przykład większość poradni lekarzy rodzinnych w naszym kraju jest niepubliczna. Jednak działają one w ramach systemu publicznego i realizują jego zadania. Czymś całkiem odmiennym jest prywatyzacja jako nastawienie na działalność dla zysku. Tu dowody z praktyki międzynarodowej coraz mocniej wskazują na szkodliwość takiego modelu w działalności leczniczej. W szczególności zasada maksymalizacji zysków dla udziałowców jest po prostu fundamentalnie sprzeczna z naczelnym celem systemu zdrowotnego: dążeniem do zdrowia pacjentów i całego społeczeństwa, o czym wielokrotnie pisaliśmy z dr. Michałem Zabdyrem-Jamrozem na łamach wielu mediów.
Pogoń za pieniądzem w usługach zdrowotnych wywołuje bowiem zjawisko znane jako spijanie śmietanki – podmioty lecznicze wykonują wówczas przede wszystkim dobrze wycenione procedury, unikając tych mniej opłacalnych. Dotyczy to także selekcji pacjentów. Ci z wieloma chorobami, skomplikowani, stają się „kulą u nogi”, balastem, który lepiej przerzucić do konkurencji. Oznacza to de facto obniżenie jakości opieki medycznej, a także pogłębianie się nierówności w zdrowiu. Potwierdzają to międzynarodowe badania, które wskazują, że szpitale publiczne i niekomercyjne (not for profit) działają równie efektywnie, co komercyjne, a według niektórych analiz – nawet lepiej. Na polskim gruncie w pracy badaczy z Uniwersytetu Jagiellońskiego udokumentowano pewną przewagę szpitali publicznych w formie SPZOZ nad tymi przekształconymi w spółki prawa handlowego – i to w zakresie wskaźników finansowych!
A jak z jakością opieki? Szwedzkie badanie dotyczące prywatyzacji usług ratownictwa medycznego w Sztokholmie wykazało, że prywatne zespoły karetek rzeczywiście były tańsze i szybsze, ale zarazem… osiągały one gorsze wyniki w obszarach nieuwzględnionych w systemie bodźców finansowych. Niestety, należała do nich szansa długoterminowego przeżycia pacjentów. Autorzy badania zidentyfikowali mechanizmy pozwalające firmom prywatnym na redukcję kosztów, które zarazem obniżały jakość świadczeń – m.in. poprzez oszczędności na kwalifikacjach personelu.
W kontekście szwedzkiego systemu, w którym priorytetem jest równy dostęp do opieki wysokiej jakości, takie praktyki budzą poważne wątpliwości i stają się przedmiotem publicznej debaty. Czas, byśmy podobnie zaczęli myśleć w Polsce. Zamiast sprytnych tricków, dzięki którym oszczędzimy 5 złotych na ochronie zdrowia, powinniśmy skupić się na żmudnej reformie, dzięki której Polacy będą żyć dłużej i w dobrym zdrowiu.
- ZUS wydał pilny komunikat
- Upały nawet do 34 stopni. Wydano ostrzeżenia
- Prezydent czy premier? Ten sondaż wyznacza kierunek
- Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy
- Deportacje po koncercie na Narodowym. Postępowanie wobec 63 Ukraińców i Białorusinów
- Jednak się rozstaną. Roksana Węgiel i Kevin Mglej ogłosili smutne wieści
- Tatry: 17-latka niemal umarła po wypiciu wody ze strumienia
- „Wygasimy światła Warszawy”. Komunikat dla mieszkańców stolicy
- Komunikat dla mieszkańców Katowic
- PGE wydała pilny komunikat