O co tak naprawdę chodzi w raporcie o rzekomych "pisowskich represjach"

Jak meteor przeleciał przez naszą infosferę pierwszy raport Komisji do spraw wyjaśnienia mechanizmów represji wobec organizacji społeczeństwa obywatelskiego oraz działaczy społecznych w latach 2015–2023.
Inwigilacja. Ilustracja poglądowa O co tak naprawdę chodzi w raporcie o rzekomych
Inwigilacja. Ilustracja poglądowa / Tygodnik Solidarność. Krzysztof Karnkowski

Co musisz wiedzieć:

 

Kontrowersyjny dokument

Dokument jednych wzburzył swoją stronniczością, innych kosztami generowanymi przez opłacanie tworzących go ekspertów, wywodzących się z kręgu organizacji wspierających zmianę władzy w 2023 roku, a niemal wszystkich pogodziła krytyka jego niechlujstwa.

Pomylono więc ludzi, miejsca i organizacje, w efekcie czego szumnie ogłoszony dokument został ukryty, a następnie powrócił w wersji, w której zanonimizowano wszystkie nazwiska.

To wszystko ważne wątki, tak jak istotny jest udział bardzo zaangażowanych w jedną stronę politycznego sporu aktywistów w pisanie rządowego, roszczącego sobie pretensje do obiektywizmu i naukowości, dokumentu. Nim jednak omówimy wątki, które mogą oburzać, ale i trochę bawić, skupmy się na dwóch bardzo istotnych i nie tak zabawnych sprawach. Na powielaniu narracji, która wydawałoby się została już ostatecznie porzucona przez środowiska Platformy w momencie objęcia przez nią władzy, a także na kończących raport rekomendacjach mogących stanowić zagrożenie dla wolności słowa pod przykrywką troski o debatę publiczną i wpisujących się w szerszy trend, który knebluje społeczeństwo Wielkiej Brytanii, a za chwilę dotknąć może również mieszkańców państw UE, w tym Polski.

 

Pod antyrosyjską maską

W styczniu tego roku swój raport opublikowała inna powołana przez obecny rząd komisja – Komisja do spraw badania wpływów rosyjskich i białoruskich na bezpieczeństwo wewnętrzne i interesy Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2004–2024. Ciało to miało zastąpić istniejącą wcześniej komisję badającą rosyjskie wpływy, kierowaną przez Sławomira Cenckiewicza. Raport Stróżyka wzbudził liczne kontrowersje. Problemem, na który chciałbym zwrócić uwagę, przypominając tamten dokument, jest ubieranie zgodnych z interesem Rosji narracji dotyczących przede wszystkim zagrażającej naszej wschodniej granicy wojny hybrydowej w kostium rzekomej antyrosyjskości. W styczniowym raporcie najbardziej głośnym chyba przykładem takiego działania było oskarżenie kilkorga białoruskich opozycjonistów o dezinformację. Ta polegać miała na… ostrzeganiu Polaków przed przygotowywanym szturmem na naszą granicę, do którego później faktycznie doszło. Walczący z reżimem Białorusini mieli tym samym generować chaos informacyjny, podczas gdy obecni na miejscu uchodźcy nie stanowili zagrożenia. W raporcie czytamy, że „na materiałach widać było ludzi przy ognisku lub powoli przemieszczającą się dużą grupę składającą się z rodzin. Nikt nie miał broni, nie zachowywali się agresywnie”. Fakt późniejszego ataku został pominięty.

W raporcie Komisji do spraw wyjaśnienia mechanizmów represji wobec organizacji społeczeństwa obywatelskiego oraz działaczy społecznych w latach 2015–2023 znajdziemy bardzo podobny mechanizm. Autorzy bardzo skrupulatnie starają się rozdzielić działania postsowieckich służb od przygranicznych działań aktywistów wspierających na terenie Polski ich zabiegi poprzez atakowanie polskich obrońców granicy i pomoc w przerzucie osób w głąb kraju.

I tak raport podnosi, że „pomoc uchodźcom i migrantom została przejęta przez organizacje pozarządowe, które w praktyce zastąpiły państwo polskie w realizacji jego obowiązków”, a „TVP i Polskie Radio całkowicie przemilczały działalność pomocową aktywistów i wolontariuszy, wygumkowując jej znaczenie społeczne”.

Powraca lansowana w mediach białoruskich i rosyjskich narracja o rzekomym złym traktowaniu uchodźców przez stronę polską. „Publiczne media przedstawiały migrantów wyłącznie jako zagrożenie, ignorując kryzys humanitarny i wzbudzając strach oraz wrogość wobec uchodźców i osób niosących pomoc”, a „[…] konsekwencją takiej narracji było społeczne przyzwolenie na nieludzkie traktowanie ludzi na granicy”. Ignorując całą, szeroko dostępną wiedzę na temat mechanizmu przerzutu ludzi przez handlarzy i służby Rosji i Białorusi, w raporcie czytamy narzekania na media publiczne nie pochylające się z odpowiednią empatią nad obecnymi na granicy aktywistami i uchodźcami. „mechanizmem manipulacji było ośmieszenie szeroko pojętej idei pomocy humanitarnej niesionej migrantom i uchodźcom. Pomoc pokazywano tylko z wykorzystaniem zdjęć czy nagrań polityków niosących śpiwory, wodę czy jedzenie, uciekających Straży Granicznej i policji czy zrzutów ekranu z mediów społecznościowych nawołujących do zaopiekowania się osobami, które utknęły przy granicy w Usnarzu. Pomijano natomiast historie osób, których życie i zdrowie było zagrożone, nie wyjaśniono, kim są, skąd przybyli i dlaczego decydowali się na takie desperackie wyprawy”.

 

Twórcy mitu

Aktywiści podlegają w raporcie ochronie w każdej sytuacji. Gdy przed siedzibą TVP Info na pl. Powstańców doszło do ataku na Magdalenę Ogórek, na potępienie agresywnego zachowania demonstrantów zdecydowali się nawet niektórzy dziennikarze sympatyzujący z ówczesną opozycją. Tymczasem autorzy raportu mają pretensję o to, że stacja, której gwiazda padła ofiarą agresji, nie niuansuje postaw i emocji napastników, używając określeń takich jak „napastnicy” czy „agresywne zachowania”. Gdy TVP Info pokazywała agresywne zachowania Marty Lempart wobec policjantów (raport temat dyskretnie pomija), zastrzeżenia budzi brak empatii reporterów stacji: „Nikt nie zadał pytania Marcie Lempart ani innym uczestnikom, jakim wysiłkiem fizycznym było dla nich uczestnictwo w marszach, przy narastającej agresji policji, ani ile płacili za to zdrowiem”.

O ile część teoretyczna raportu wprowadzająca nas w ramy prawne i pojęciowe zachowuje pozory obiektywizmu, opisy konkretnych wydarzeń w żadną bezstronność nie próbują się już bawić. To konkretny, jednowymiarowy przekaz.

Trudno się temu dziwić, już wstęp pokazuje, że mamy do czynienia z autoryzowaną przez obecny rząd laurką dla środowisk, które nieraz w kontrowersyjny i bezwzględny sposób walczyły z poprzednim rządem i tymi, których uważały za jego ekspozytury. Z wprowadzenia dowiemy się więc, że „Lata 2015–2023 to czas bezprecedensowego zamachu na wolności obywatelskie...”; że „Historia tej walki to kronika niezłomności, odwagi, determinacji i samoorganizacji zwykłych ludzi”, którzy „Pokazali, że najpotężniejsza moc tkwi w odwadze zwykłych ludzi kochających wolność i demokrację”. Naturalną konsekwencją tego moralnego uniesienia jest subiektywny opis protestów, w których nieraz brali udział autorzy raportu. „Protesty w obronie praw człowieka, demokracji liberalnej, konstytucji i praworządności były częścią wielkiego i bardzo zróżnicowanego ruchu społecznego oporu wobec coraz bardziej autorytarnej władzy” – piszą ministerialni eksperci, tworząc nie chłodny raport, a własną legendę.

Gwiazdy komisji

Widzimy to bardzo dobrze na przykładzie dwóch, chyba najbardziej kontrowersyjnych autorek raportu. Klementyna Suchanow to aktywistka, działaczka i współzałożycielka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, znana między innymi z obrzucenia jajkami wyjeżdżających z Pałacu Prezydenckiego limuzyn rządowych w 2017 roku i wejścia siłą do budynku TK, w którym przybiła do drzwi proaborcyjny plakat cztery lata później. Sylwia Gregorczyk-Abram uczestniczyła w protestach jako prawniczka i obrończyni, zobaczyć ją można było w wysokobudżetowym spocie, którym przed Bożym Narodzeniem rząd PiS atakowali prawnicy z inicjatywy Wolne Sądy. Jednak najbardziej kontrowersyjna w kontekście prezentowania raportu o mediach jest jej domniemana przynależność do tzw. Grupy Wejście, grona kilkorga doradców naradzających się w grudniu 2023 roku poprzez komunikatory, jak najbardziej efektywnie dokonać przejęcia mediów publicznych. Podczas prezentacji raportu adwokat była pytana o tę sprawę przez dziennikarza telewizji wPolsce24, jednak jej odpowiedź nie była dla stacji satysfakcjonująca. Również podczas ogłoszenia w kwietniu składu komisji Gregorczyk-Abram unikała odpowiedzi na pytanie o swój udział w grupie, w której przynajmniej raz, co wiemy z ujawnionych zrzutów ekranu, zabierała głos.

 

"400 stron publicystycznego bełkotu"

Interesującą lekturą jest część raportu poświęcona wykazaniu, że w debacie o aborcji media publiczne prezentowały stanowisko tylko jednej strony sporu. Mamy tu zarówno błędy osobowe (z naszego redakcyjnego kolegi Jakuba Pacana zapewne z powodu zbieżności nazwisk zrobiono doktoranta z Wrocławia), jak i idące jeszcze dalej. Wypowiedzi, de facto popierające liberalizację przepisów aborcyjnych, prof. Jacka Hołówki i red. Anny Gielewskiej przypisano do przykładów stanowiska antyaborcyjnego, a Gielewską dodatkowo powiązano z dwiema prawicowymi redakcjami, w których nigdy nie pracowała. Ta ostatnia sprawa przesądziła o losie pierwszej wersji dokumentu, który zaczął spotykać się z krytyką również w niezwiązanych z prawicą mediach.

Portal checkPRESS określa raport jako „400 stron publicystycznego bełkotu zamiast materiału dla prokuratury”. „Jeden z członków komisji, Andrzej Krajewski, emerytowany dziennikarz, przyznaje wprost, że w raporcie brakuje bezpośrednich dowodów na opisywane przez nią mechanizmy zorganizowanej nagonki, a jedyne, czym dysponowali, to archiwalne nagrania z propagandowych programów informacyjnych poprzedniego reżimu.

Powstaje więc pytanie, po co w ogóle powstała ta komisja, skoro to, o czym mówi Krajewski, i bez raportu dostrzegał każdy, kto w tym czasie oglądał TVP Kurskiego. Bo chyba nie po to, by członkowie tego gremium pobierali co miesiąc niemal 20 tysięcy złotych honorariów?” – zastanawia się portal. Stowarzyszenie Sieć Obywatelska Watchdog Polska zadało już pytanie o zarobki i sposób zatrudnienia członków komisji.

Wszystko to pokazuje, że wszelkie komisje, czy to śledcze, czy badawcze, powiązane z obecną ekipą zbyt mocno identyfikują się z przedmiotami swoich badań, by zdziałać cokolwiek w powierzonej im materii.

Chyba że chodzi o stworzenie publicystyki posiadającej te same cechy, które piętnuje się u politycznej konkurencji. Dodatkowym zarzutem wobec dokumentu jest prawdopodobne użycie przy formułowaniu sporej części tekstu sztucznej inteligencji, na co wskazują liczne powtórzenia, enumeracje, przesadnie rozbudowane definicje i charakterystyczny dla AI styl tworzenia wystąpień retorycznych w niektórych partiach tekstu.

 

Ukryta groźba

Z dokumentu można żartować lub załamywać nad nim ręce, jednak może i powinien budzić on pewne obawy. Raport zawiera bowiem także rekomendacje dotyczące zarówno zmiany struktury organizacyjnej mediów publicznych, jak i nowych mechanizmów nadzoru nad prezentowanymi przez nie treściami. Teoretycznie pomysły te nie brzmią nawet tak źle, zakładają bowiem zmniejszenie znaczenia polityków i partii politycznych w procesach decyzyjnych i ciałach programowych, równocześnie kładąc nacisk na walkę z dezinformacją i uprzedzeniami. Zbyt dobrze znamy jednak praktykę, by wiedzieć, jak selektywnie działają podobne mechanizmy w rękach liberałów i jakim organizacjom pozarządowym i ekspertom chcą oni dać większy wpływ na medialne przekazy.

Wystarczy spojrzeć, wobec których podmiotów raport zachowuje stosunek czołobitny, a którym wręcz odmawia udziału w debacie publicznej.

Można wyobrazić sobie, że w ramach realizacji postulatów z raportu prawica traci ostatnie przyczółki w KRRiT, RMN i radach programowych, po czym po zmianie władzy znajduje je zabetonowane przez pozytywnych bohaterów raportu wywodzących się z radykalnych środowisk opozycji lat 2015–2023.

Co więcej, autorzy postulują zmiany prawne nie tylko w zarządzaniu mediami, lecz również dotyczące ograniczeń swobody wypowiedzi. Na przykład poprzez poszerzenie katalogu poglądów penalizowanych pod pretekstem walki z mową nienawiści na przykładzie cytowanych w raporcie wypowiedzi konserwatywnych polityków i publicystów prezentowanych przez media publiczne w opisywanym okresie. Tak więc gdy już otrząśniemy się z szoku, jak złe dokumenty można dziś firmować powagą ministerstwa, przyjrzyjmy się, co szykują nam aktywiści i weterani antypisowskich protestów.

[Sekcja "Co musisz wiedzieć", FAQ i śródtytuły od Redakcji]

 

Najczęściej zadawane pytania - FAQ

Czego dotyczy raport o „pisowskich represjach”? Raport przygotowany przez Komisję do spraw wyjaśnienia mechanizmów represji wobec organizacji społeczeństwa obywatelskiego oraz działaczy społecznych w latach 2015–2023 ma przedstawiać przypadki rzekomych represji wobec aktywistów, dziennikarzy i organizacji społecznych w Polsce w latach 2015–2023. Autorzy dokumentu twierdzą, że w tym okresie doszło do nadużyć władzy i naruszeń praw obywatelskich.

Dlaczego raport budzi kontrowersje? Krytycy zarzucają raportowi brak obiektywizmu, liczne błędy rzeczowe i tendencyjne ujęcie faktów. Wskazują, że dokument ma charakter publicystyczny, a nie naukowy, i że autorzy pomijają kontekst wielu spraw lub powołują się na wątpliwe źródła.

Jakie błędy wskazano w analizie artykułu? W artykule zwrócono uwagę m.in. na błędne przypisywanie funkcji publicznych, mylenie osób, a także nieścisłości w opisie działań instytucji. Część danych miała zostać przedstawiona bez weryfikacji lub z pominięciem kluczowych faktów.

Czy raport ma znaczenie prawne lub polityczne? Nie, raport nie ma mocy prawnej. Jego znaczenie ma charakter opiniotwórczy i medialny — dokument może jednak wpływać na debatę publiczną i być wpodstawą decyzji politycznych.

Jakie są reakcje opinii publicznej i mediów? Raport spotkał się z mieszanymi reakcjami: środowiska opozycyjne przyjęły go z aprobatą, natomiast część dziennikarzy i komentatorów zarzuciła mu jednostronność i niską jakość analityczną. Debata wokół dokumentu szybko przeniosła się do mediów społecznościowych.


 

POLECANE
Ostry konflikt w niemieckim rządzie na punkcie obowiązkowej służby wojskowej tylko u nas
Ostry konflikt w niemieckim rządzie na punkcie obowiązkowej służby wojskowej

W niemieckim rządzie narasta ostry spór wokół projektu przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej. CDU i CSU domagają się powrotu do poboru, podczas gdy SPD upiera się przy dobrowolnym modelu rekrutacji. Konflikt, który miał zostać rozstrzygnięty w tym tygodniu w Bundestagu, obnaża głębokie różnice ideowe w koalicji i pogłębia kryzys Bundeswehry.

Poseł KO: jestem głęboko rozczarowany postawą Sikorskiego z ostatniej chwili
Poseł KO: jestem głęboko rozczarowany postawą Sikorskiego

Poseł KO, jeden z uczestników flotylli humanitarnej do Strefy Gazy, Franciszek Sterczewski, podkreślił po powrocie do Warszawy, że polska delegacja flotylli jest głęboko rozczarowana postawą wicepremiera, szefa MSZ Radosława Sikorskiego. — Dlaczego minister Sikorski bagatelizował sytuację? — pytał poseł.

Nowy wniosek przeciw Małgorzacie Manowskiej. Sędzia odpowiada mocnym oświadczeniem z ostatniej chwili
Nowy wniosek przeciw Małgorzacie Manowskiej. Sędzia odpowiada mocnym oświadczeniem

Po tym, jak Prokuratura Krajowa ponownie skierowała do Trybunału Stanu wniosek o uchylenie immunitetu Małgorzacie Manowskiej, sędzia zabrała głos i opublikowała oświadczenie.

Straż Graniczna wydała ważny komunikat  Wiadomości
Straż Graniczna wydała ważny komunikat 

Jak poinformowała Straż Graniczna, 7 października z lotniska w Radomiu wystartował samolot z 19 cudzoziemcami na pokładzie – 9 obywatelami Pakistanu i 10 obywatelami Gruzji. Była to już jedenasta w tym roku operacja powrotowa, zorganizowana przez Zarząd ds. Cudzoziemców Komendy Głównej Straży Granicznej we współpracy z Fronteksem, Europejską Agencją Straży Granicznej i Przybrzeżnej.

Jest wniosek do TK ws. sterowania składami sędziowskimi Żurka z ostatniej chwili
Jest wniosek do TK ws. sterowania składami sędziowskimi Żurka

Krajowa Rada Sądownictwa skierowała do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie zgodności z konstytucją rozporządzenia ministra sprawiedliwości dotyczącego systemu przydziału spraw sędziom. W tle zarzuty o łamanie prawa, chaos w sądach i polityczne napięcie między resortem sprawiedliwości a Pałacem Prezydenckim.

Nowe informacje nt. portretu polakożercy Fryderyka II na Uniwersytecie Wrocławskim z ostatniej chwili
Nowe informacje nt. portretu polakożercy Fryderyka II na Uniwersytecie Wrocławskim

W Auli Leopoldina Uniwersytetu Wrocławskiego powieszono portret pruskiego monarchy Fryderyka II, władcy odpowiedzialnego za I rozbiór Polski i znanego z pogardy wobec Polaków. Gazeta Polska opisała, co mogło się kryć za tym kontrowersyjnym gestem. GP pisze m.in. o niemieckim finansowaniu remontu i milionach złotych, które miały przejść przez uniwersytecką fundację, "a których do dziś nie sposób rozliczyć".

Wraca sprawa Sławomira Nowaka. Prokuratura: „Sąd dokonał nieuprawnionej oceny” pilne
Wraca sprawa Sławomira Nowaka. Prokuratura: „Sąd dokonał nieuprawnionej oceny”

Prokuratura Regionalna w Warszawie właśnie opublikowała komunikat, który stawia w zupełnie nowym świetle decyzję o umorzeniu postępowania wobec Sławomira Nowaka. Oceniono, że sąd przekroczył swoje uprawnienia – a sprawa, która miała być zamknięta, znów nabiera rozpędu.

Zamiast „związków partnerskich” ustawa „o statusie osoby najbliższej”. Kotula idzie na rękę PSL z ostatniej chwili
Zamiast „związków partnerskich” ustawa „o statusie osoby najbliższej”. Kotula idzie na rękę PSL

Lewica – pod presją PSL – rezygnuje z kluczowych zapisów i nawet z samej nazwy ustawy. Zamiast „związków partnerskich” ma być „ustawa o statusie osoby najbliższej”. To efekt twardego sprzeciwu ludowców i kalkulacji politycznych przed spotkaniem z prezydentem.

Jest decyzja RPP: Stopy procentowe obniżone z ostatniej chwili
Jest decyzja RPP: Stopy procentowe obniżone

Rada Polityki Pieniężnej obniżyła w środę stopy procentowe o 25 pkt bazowych; stopa referencyjna wyniesie 4,5 proc. w skali rocznej. To czwarta obniżka stóp procentowych w tym roku.

Nowacka wskazała winnych porażki edukacji zdrowotnej z ostatniej chwili
Nowacka wskazała winnych porażki edukacji zdrowotnej

Minister edukacji Barbara Nowacka znalazła winnych słabego zainteresowania nowym szkolnym przedmiotem. Według niej „burza polityczna rozpętana przez Episkopat i polityków prawicy” miała sprawić, że edukacja zdrowotna została wprowadzona jako nieobowiązkowa.

REKLAMA

O co tak naprawdę chodzi w raporcie o rzekomych "pisowskich represjach"

Jak meteor przeleciał przez naszą infosferę pierwszy raport Komisji do spraw wyjaśnienia mechanizmów represji wobec organizacji społeczeństwa obywatelskiego oraz działaczy społecznych w latach 2015–2023.
Inwigilacja. Ilustracja poglądowa O co tak naprawdę chodzi w raporcie o rzekomych
Inwigilacja. Ilustracja poglądowa / Tygodnik Solidarność. Krzysztof Karnkowski

Co musisz wiedzieć:

 

Kontrowersyjny dokument

Dokument jednych wzburzył swoją stronniczością, innych kosztami generowanymi przez opłacanie tworzących go ekspertów, wywodzących się z kręgu organizacji wspierających zmianę władzy w 2023 roku, a niemal wszystkich pogodziła krytyka jego niechlujstwa.

Pomylono więc ludzi, miejsca i organizacje, w efekcie czego szumnie ogłoszony dokument został ukryty, a następnie powrócił w wersji, w której zanonimizowano wszystkie nazwiska.

To wszystko ważne wątki, tak jak istotny jest udział bardzo zaangażowanych w jedną stronę politycznego sporu aktywistów w pisanie rządowego, roszczącego sobie pretensje do obiektywizmu i naukowości, dokumentu. Nim jednak omówimy wątki, które mogą oburzać, ale i trochę bawić, skupmy się na dwóch bardzo istotnych i nie tak zabawnych sprawach. Na powielaniu narracji, która wydawałoby się została już ostatecznie porzucona przez środowiska Platformy w momencie objęcia przez nią władzy, a także na kończących raport rekomendacjach mogących stanowić zagrożenie dla wolności słowa pod przykrywką troski o debatę publiczną i wpisujących się w szerszy trend, który knebluje społeczeństwo Wielkiej Brytanii, a za chwilę dotknąć może również mieszkańców państw UE, w tym Polski.

 

Pod antyrosyjską maską

W styczniu tego roku swój raport opublikowała inna powołana przez obecny rząd komisja – Komisja do spraw badania wpływów rosyjskich i białoruskich na bezpieczeństwo wewnętrzne i interesy Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2004–2024. Ciało to miało zastąpić istniejącą wcześniej komisję badającą rosyjskie wpływy, kierowaną przez Sławomira Cenckiewicza. Raport Stróżyka wzbudził liczne kontrowersje. Problemem, na który chciałbym zwrócić uwagę, przypominając tamten dokument, jest ubieranie zgodnych z interesem Rosji narracji dotyczących przede wszystkim zagrażającej naszej wschodniej granicy wojny hybrydowej w kostium rzekomej antyrosyjskości. W styczniowym raporcie najbardziej głośnym chyba przykładem takiego działania było oskarżenie kilkorga białoruskich opozycjonistów o dezinformację. Ta polegać miała na… ostrzeganiu Polaków przed przygotowywanym szturmem na naszą granicę, do którego później faktycznie doszło. Walczący z reżimem Białorusini mieli tym samym generować chaos informacyjny, podczas gdy obecni na miejscu uchodźcy nie stanowili zagrożenia. W raporcie czytamy, że „na materiałach widać było ludzi przy ognisku lub powoli przemieszczającą się dużą grupę składającą się z rodzin. Nikt nie miał broni, nie zachowywali się agresywnie”. Fakt późniejszego ataku został pominięty.

W raporcie Komisji do spraw wyjaśnienia mechanizmów represji wobec organizacji społeczeństwa obywatelskiego oraz działaczy społecznych w latach 2015–2023 znajdziemy bardzo podobny mechanizm. Autorzy bardzo skrupulatnie starają się rozdzielić działania postsowieckich służb od przygranicznych działań aktywistów wspierających na terenie Polski ich zabiegi poprzez atakowanie polskich obrońców granicy i pomoc w przerzucie osób w głąb kraju.

I tak raport podnosi, że „pomoc uchodźcom i migrantom została przejęta przez organizacje pozarządowe, które w praktyce zastąpiły państwo polskie w realizacji jego obowiązków”, a „TVP i Polskie Radio całkowicie przemilczały działalność pomocową aktywistów i wolontariuszy, wygumkowując jej znaczenie społeczne”.

Powraca lansowana w mediach białoruskich i rosyjskich narracja o rzekomym złym traktowaniu uchodźców przez stronę polską. „Publiczne media przedstawiały migrantów wyłącznie jako zagrożenie, ignorując kryzys humanitarny i wzbudzając strach oraz wrogość wobec uchodźców i osób niosących pomoc”, a „[…] konsekwencją takiej narracji było społeczne przyzwolenie na nieludzkie traktowanie ludzi na granicy”. Ignorując całą, szeroko dostępną wiedzę na temat mechanizmu przerzutu ludzi przez handlarzy i służby Rosji i Białorusi, w raporcie czytamy narzekania na media publiczne nie pochylające się z odpowiednią empatią nad obecnymi na granicy aktywistami i uchodźcami. „mechanizmem manipulacji było ośmieszenie szeroko pojętej idei pomocy humanitarnej niesionej migrantom i uchodźcom. Pomoc pokazywano tylko z wykorzystaniem zdjęć czy nagrań polityków niosących śpiwory, wodę czy jedzenie, uciekających Straży Granicznej i policji czy zrzutów ekranu z mediów społecznościowych nawołujących do zaopiekowania się osobami, które utknęły przy granicy w Usnarzu. Pomijano natomiast historie osób, których życie i zdrowie było zagrożone, nie wyjaśniono, kim są, skąd przybyli i dlaczego decydowali się na takie desperackie wyprawy”.

 

Twórcy mitu

Aktywiści podlegają w raporcie ochronie w każdej sytuacji. Gdy przed siedzibą TVP Info na pl. Powstańców doszło do ataku na Magdalenę Ogórek, na potępienie agresywnego zachowania demonstrantów zdecydowali się nawet niektórzy dziennikarze sympatyzujący z ówczesną opozycją. Tymczasem autorzy raportu mają pretensję o to, że stacja, której gwiazda padła ofiarą agresji, nie niuansuje postaw i emocji napastników, używając określeń takich jak „napastnicy” czy „agresywne zachowania”. Gdy TVP Info pokazywała agresywne zachowania Marty Lempart wobec policjantów (raport temat dyskretnie pomija), zastrzeżenia budzi brak empatii reporterów stacji: „Nikt nie zadał pytania Marcie Lempart ani innym uczestnikom, jakim wysiłkiem fizycznym było dla nich uczestnictwo w marszach, przy narastającej agresji policji, ani ile płacili za to zdrowiem”.

O ile część teoretyczna raportu wprowadzająca nas w ramy prawne i pojęciowe zachowuje pozory obiektywizmu, opisy konkretnych wydarzeń w żadną bezstronność nie próbują się już bawić. To konkretny, jednowymiarowy przekaz.

Trudno się temu dziwić, już wstęp pokazuje, że mamy do czynienia z autoryzowaną przez obecny rząd laurką dla środowisk, które nieraz w kontrowersyjny i bezwzględny sposób walczyły z poprzednim rządem i tymi, których uważały za jego ekspozytury. Z wprowadzenia dowiemy się więc, że „Lata 2015–2023 to czas bezprecedensowego zamachu na wolności obywatelskie...”; że „Historia tej walki to kronika niezłomności, odwagi, determinacji i samoorganizacji zwykłych ludzi”, którzy „Pokazali, że najpotężniejsza moc tkwi w odwadze zwykłych ludzi kochających wolność i demokrację”. Naturalną konsekwencją tego moralnego uniesienia jest subiektywny opis protestów, w których nieraz brali udział autorzy raportu. „Protesty w obronie praw człowieka, demokracji liberalnej, konstytucji i praworządności były częścią wielkiego i bardzo zróżnicowanego ruchu społecznego oporu wobec coraz bardziej autorytarnej władzy” – piszą ministerialni eksperci, tworząc nie chłodny raport, a własną legendę.

Gwiazdy komisji

Widzimy to bardzo dobrze na przykładzie dwóch, chyba najbardziej kontrowersyjnych autorek raportu. Klementyna Suchanow to aktywistka, działaczka i współzałożycielka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, znana między innymi z obrzucenia jajkami wyjeżdżających z Pałacu Prezydenckiego limuzyn rządowych w 2017 roku i wejścia siłą do budynku TK, w którym przybiła do drzwi proaborcyjny plakat cztery lata później. Sylwia Gregorczyk-Abram uczestniczyła w protestach jako prawniczka i obrończyni, zobaczyć ją można było w wysokobudżetowym spocie, którym przed Bożym Narodzeniem rząd PiS atakowali prawnicy z inicjatywy Wolne Sądy. Jednak najbardziej kontrowersyjna w kontekście prezentowania raportu o mediach jest jej domniemana przynależność do tzw. Grupy Wejście, grona kilkorga doradców naradzających się w grudniu 2023 roku poprzez komunikatory, jak najbardziej efektywnie dokonać przejęcia mediów publicznych. Podczas prezentacji raportu adwokat była pytana o tę sprawę przez dziennikarza telewizji wPolsce24, jednak jej odpowiedź nie była dla stacji satysfakcjonująca. Również podczas ogłoszenia w kwietniu składu komisji Gregorczyk-Abram unikała odpowiedzi na pytanie o swój udział w grupie, w której przynajmniej raz, co wiemy z ujawnionych zrzutów ekranu, zabierała głos.

 

"400 stron publicystycznego bełkotu"

Interesującą lekturą jest część raportu poświęcona wykazaniu, że w debacie o aborcji media publiczne prezentowały stanowisko tylko jednej strony sporu. Mamy tu zarówno błędy osobowe (z naszego redakcyjnego kolegi Jakuba Pacana zapewne z powodu zbieżności nazwisk zrobiono doktoranta z Wrocławia), jak i idące jeszcze dalej. Wypowiedzi, de facto popierające liberalizację przepisów aborcyjnych, prof. Jacka Hołówki i red. Anny Gielewskiej przypisano do przykładów stanowiska antyaborcyjnego, a Gielewską dodatkowo powiązano z dwiema prawicowymi redakcjami, w których nigdy nie pracowała. Ta ostatnia sprawa przesądziła o losie pierwszej wersji dokumentu, który zaczął spotykać się z krytyką również w niezwiązanych z prawicą mediach.

Portal checkPRESS określa raport jako „400 stron publicystycznego bełkotu zamiast materiału dla prokuratury”. „Jeden z członków komisji, Andrzej Krajewski, emerytowany dziennikarz, przyznaje wprost, że w raporcie brakuje bezpośrednich dowodów na opisywane przez nią mechanizmy zorganizowanej nagonki, a jedyne, czym dysponowali, to archiwalne nagrania z propagandowych programów informacyjnych poprzedniego reżimu.

Powstaje więc pytanie, po co w ogóle powstała ta komisja, skoro to, o czym mówi Krajewski, i bez raportu dostrzegał każdy, kto w tym czasie oglądał TVP Kurskiego. Bo chyba nie po to, by członkowie tego gremium pobierali co miesiąc niemal 20 tysięcy złotych honorariów?” – zastanawia się portal. Stowarzyszenie Sieć Obywatelska Watchdog Polska zadało już pytanie o zarobki i sposób zatrudnienia członków komisji.

Wszystko to pokazuje, że wszelkie komisje, czy to śledcze, czy badawcze, powiązane z obecną ekipą zbyt mocno identyfikują się z przedmiotami swoich badań, by zdziałać cokolwiek w powierzonej im materii.

Chyba że chodzi o stworzenie publicystyki posiadającej te same cechy, które piętnuje się u politycznej konkurencji. Dodatkowym zarzutem wobec dokumentu jest prawdopodobne użycie przy formułowaniu sporej części tekstu sztucznej inteligencji, na co wskazują liczne powtórzenia, enumeracje, przesadnie rozbudowane definicje i charakterystyczny dla AI styl tworzenia wystąpień retorycznych w niektórych partiach tekstu.

 

Ukryta groźba

Z dokumentu można żartować lub załamywać nad nim ręce, jednak może i powinien budzić on pewne obawy. Raport zawiera bowiem także rekomendacje dotyczące zarówno zmiany struktury organizacyjnej mediów publicznych, jak i nowych mechanizmów nadzoru nad prezentowanymi przez nie treściami. Teoretycznie pomysły te nie brzmią nawet tak źle, zakładają bowiem zmniejszenie znaczenia polityków i partii politycznych w procesach decyzyjnych i ciałach programowych, równocześnie kładąc nacisk na walkę z dezinformacją i uprzedzeniami. Zbyt dobrze znamy jednak praktykę, by wiedzieć, jak selektywnie działają podobne mechanizmy w rękach liberałów i jakim organizacjom pozarządowym i ekspertom chcą oni dać większy wpływ na medialne przekazy.

Wystarczy spojrzeć, wobec których podmiotów raport zachowuje stosunek czołobitny, a którym wręcz odmawia udziału w debacie publicznej.

Można wyobrazić sobie, że w ramach realizacji postulatów z raportu prawica traci ostatnie przyczółki w KRRiT, RMN i radach programowych, po czym po zmianie władzy znajduje je zabetonowane przez pozytywnych bohaterów raportu wywodzących się z radykalnych środowisk opozycji lat 2015–2023.

Co więcej, autorzy postulują zmiany prawne nie tylko w zarządzaniu mediami, lecz również dotyczące ograniczeń swobody wypowiedzi. Na przykład poprzez poszerzenie katalogu poglądów penalizowanych pod pretekstem walki z mową nienawiści na przykładzie cytowanych w raporcie wypowiedzi konserwatywnych polityków i publicystów prezentowanych przez media publiczne w opisywanym okresie. Tak więc gdy już otrząśniemy się z szoku, jak złe dokumenty można dziś firmować powagą ministerstwa, przyjrzyjmy się, co szykują nam aktywiści i weterani antypisowskich protestów.

[Sekcja "Co musisz wiedzieć", FAQ i śródtytuły od Redakcji]

 

Najczęściej zadawane pytania - FAQ

Czego dotyczy raport o „pisowskich represjach”? Raport przygotowany przez Komisję do spraw wyjaśnienia mechanizmów represji wobec organizacji społeczeństwa obywatelskiego oraz działaczy społecznych w latach 2015–2023 ma przedstawiać przypadki rzekomych represji wobec aktywistów, dziennikarzy i organizacji społecznych w Polsce w latach 2015–2023. Autorzy dokumentu twierdzą, że w tym okresie doszło do nadużyć władzy i naruszeń praw obywatelskich.

Dlaczego raport budzi kontrowersje? Krytycy zarzucają raportowi brak obiektywizmu, liczne błędy rzeczowe i tendencyjne ujęcie faktów. Wskazują, że dokument ma charakter publicystyczny, a nie naukowy, i że autorzy pomijają kontekst wielu spraw lub powołują się na wątpliwe źródła.

Jakie błędy wskazano w analizie artykułu? W artykule zwrócono uwagę m.in. na błędne przypisywanie funkcji publicznych, mylenie osób, a także nieścisłości w opisie działań instytucji. Część danych miała zostać przedstawiona bez weryfikacji lub z pominięciem kluczowych faktów.

Czy raport ma znaczenie prawne lub polityczne? Nie, raport nie ma mocy prawnej. Jego znaczenie ma charakter opiniotwórczy i medialny — dokument może jednak wpływać na debatę publiczną i być wpodstawą decyzji politycznych.

Jakie są reakcje opinii publicznej i mediów? Raport spotkał się z mieszanymi reakcjami: środowiska opozycyjne przyjęły go z aprobatą, natomiast część dziennikarzy i komentatorów zarzuciła mu jednostronność i niską jakość analityczną. Debata wokół dokumentu szybko przeniosła się do mediów społecznościowych.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe