Piotr Skwieciński: Nocna prohibicja to pomysł głęboko ideologiczny

Co musisz wiedzieć:
- Za próbą wprowadzenia "nocnej prohibicji" w Warszawie stoją tzw. ruchy miejskie, będące w istocie kadrami nowej lewicy.
- Walka z nocną sprzedażą alkoholu nie wynikała z palącej potrzeby - w Polsce spożycie alkoholu jest średnie na tle UE.
- Przyczyną tego typu inicjatyw jest purytańska, w gruncie rzeczy - utopistyczna ideologia.
- Dodatkowym elementem jest tu walka między pokoleniami.
Powstrzymanie "nocnej prohibicji"
Po pierwsze zatem – zmianę stanowiska, czyli przejście na pozycje prohibicyjne, na rządzącej w stolicy Platformie wymusiły tzw. ruchy miejskie. To taka eufemistyczna nazwa nowej lewicy, która nie lubi być nazywana lewicą trochę z obrzydzenia do lewicy starej, czyli postpezetpeerowskiej, a trochę po to, żeby przyciągać tych, którzy w ogóle na samo słowo „lewica”, niezależnie już od tego jaka, reagują niechętnie.
Ruchy miejskie, wspierane przez wciąż potężną „Gazetę Wyborczą”, potrafią wymusić dość poniżającą rejteradę partii rządzącej – to lekcja warta zapamiętania.
Ideologia, a nie paląca potrzeba
Po drugie, sprawa ma głęboki sens ideologiczny. Bo przecież zakaz nie jest reakcją na jakiś dziejący się czy to w Polsce, czy to lokalnie w stolicy horror, co usiłują sugerować jego inicjatorzy i zwolennicy. Polacy wcale nie są w czołówce alkoholizujących się narodów – w Unii zajmują pod względem konsumpcji tego rodzaju pozycję z obszaru „średnich stref stanów średnich”, by użyć poetyki komunikatów meteorologicznych. A jeśli chodzi o rzekome zagrożenie przez pijackie burdy, to cudzoziemcy, w tym z krajów, gdzie kupno alkoholu dawno temu uczyniono nieskończenie trudniejszym niż w Polsce, zazdroszczą nam bezpieczeństwa. O co więc naprawdę chodzi?
Tak naprawdę o trzy rzeczy. Przede wszystkim – o ustanowienie dyktatu ideologicznego. W sprawie, na razie, niezbyt istotnej. Ale to jest właśnie szansa, bo metoda pt. „Od rzemyczka do koniczka” pozwala uśpić czujność tych, wobec których się ją aplikuje – jak się przyzwyczają, to potem przejdziemy do kwestii większych. To będzie łatwiejsze, bo już ustanowione będą reguły, jak to nazwał Antonio Gramsci, hegemonii. Czyli będzie już wiadomo, kto ma prawo określać obowiązujące wszystkich zasady. A potem – co trzeba myśleć.
Ku purytańskiej utopii
Kilka lat temu, walcząc publicystycznie z inną ofensywą przeciw ludzkiej wolności, czyli epidemią „antymolestacyjną” (ruch „Mee Too”), napisałem, że stoi za nią „ponury sojusz purytańsko-feministyczny”. Nie dokładnie to samo, ale coś bardzo podobnego dostrzegam za ofensywą prohibicyjną. Urzeczywistnioną utopią, rajem prowadzących ją strategów ma być społeczeństwo czyste od wszystkiego, co nowocześni purytanie postrzegają jako brud. Ma zapanować powszechna trzeźwość, zaś obyczaje wszystkich mają być harcerskie. Wszyscy i wszystko ma być jasne, bo wszelkie odcienie szarości od Złego pochodzą. I ten ponury świat – to jest następny cel.
Wreszcie – to ma być, i sprzyjający prohibicyjnym pomysłom publicyści wcale tego nie ukrywają, rewolucja młodych. Stare pokolenia są bowiem ze swej natury zanieczyszczone, muszą ustąpić miejsca czystym, czyli młodym.
Młodzi versus starzy raz jeszcze
No cóż, nie pierwszy to moment w historii, w którym zablokowanie przez poprzednie generacje karier ambitnych działaczy z generacji nowej owocuje szukaniem przez tych ostatnich ideowego sztandaru, pod którym można by najłatwiej i najbardziej psychologicznie komfortowo, w poczuciu własnej prawości, rozsadzić personalny korek i wysadzić z siodła starych. W marcu ’68 był to antysyjonizm (stare kadry PZPR = Żydzi), dziś jest to prohibicja (pokolenie lat 90. = obrońcy obrzydliwego pijaństwa).
Wszystko to razem wzbudza we mnie chęć przypomnienia komentarza, którym niemal sto lat temu podobną ofensywę antyalkoholowych purytanów skwitował George Orwell: „Wolę Anglię wolną od Anglii trzeźwej”.
[Sekcje "Co musisz wiedzieć", FAQ, oraz lead i śródtytułu od Redakcji]