Macron i elity francuskie uciekają przed własnym narodem

Francja znalazła się w stanie głębokiego kryzysu politycznego i ustrojowego — rząd upada po jednym dniu, prezydent Emmanuel Macron traci społeczne zaufanie, a zadłużenie kraju bije kolejne rekordy. Coraz wyraźniej widać lęk francuskich elit przed demokracją i narodem, który miał być fundamentem V Republiki stworzonej przez Charles’a de Gaulle’a.
Emmanuel Macron
Emmanuel Macron / Fotoserwis PAP/EPA

Co musisz wiedzieć:

  • Zdaniem autora Francja pogrąża się w najpoważniejszym od II wojny światowej kryzysie ustrojowym, którego symbolem jest paraliż rządów i utrata zaufania obywateli do prezydenta Macrona.
  • Tekst stawia tezę, że obecne elity polityczne, ogarnięte lękiem przed wyborami i utratą władzy, doprowadziły do regresu instytucjonalnego i zerwania więzi między klasami społecznymi.
  • Publicysta Tygodnika Solidarność stwierdza, że strach Emmanuela Macrona przed demokratycznym werdyktem pokazuje pogardę dla ducha konstytucji V Republiki oraz dla samego narodu.

 

Rekordy i regresy demokracji

Wiele niechlubnych rekordów zostało pobitych. I trudno sobie wyobrazić, czy ostatnie tak wyśrubowane osiągnięcia polityczne i ekonomiczne Francji, eufemistycznie rzecz ujmując, zostaną kiedykolwiek przebite. Ile jeszcze osiągnięć wytrzyma francuski człowiek pospolity, monsieur Dupont i madame Martin, trudno orzec. Nie ulega jednak wątpliwości, że jesteśmy świadkami końca solidnych fundamentów ustrojowych stworzonych pod koniec lat pięćdziesiątych przez generała Charles’a de Gaulle’a.

Pierwszy wyczyn jest anegdotyczny i mierzony temporalnie. Rząd Sébastiena Lecornu funkcjonował niecałe dwadzieścia cztery godziny. Zdymisjonowani po niemal dobie rządzenia ministrowie, według francuskiego prawa pracy, dostaną odprawy w wysokości trzykrotności miesięcznej pensji, czyli grosso modo 30 tys. euro… Lecornu oznajmił kategorycznie, że żadnych odpraw nie będzie. Pożyjemy, zobaczymy…

Drugi „wyczyn” mierzy się słupkami poparcia. Według sondażu wykonanego przez pracownię Elabe dla dziennika „Les Echos” jedynie 14% Francuzów darzy zaufaniem prezydenta Emmanuela Macrona. W ten sposób obecny lokator Pałacu Elizejskiego dorównał niechlubnym osiągnięciom swojego poprzednika François Hollande’a. Przypomnijmy, że fundamentalny kryzys zaufania skutkował bezprecedensową decyzją Hollande’a. Po raz pierwszy w historii V Republiki panujący prezydent postanowił bowiem nie ubiegać się o reelekcję.

 

Kryzys finansowy

To nie koniec rapsodycznych osiągnięć. W drugim trymestrze 2025 roku zadłużenie Francji wyniosło 3416,3 miliarda euro, to jest 115,6% PKB kraju. Pułap 60% krajowego wytworu został zatem przekroczony dość istotnie, i to już dawno. Chyba nie trzeba podkreślać, że Francja nie przestrzega reguł budżetowych ustalonych w Traktacie z Maastricht. Ponaglenia Brukseli nic tu nie wskórają. Ponadto według obowiązującego kalendarza rząd winien uchwalić ustawę budżetową do końca października. Zegar tyka. Agencje ratingowe bankowo nomen omen perspektywy ekonomiczne Francji obniżą, zwiększając tym samym już faraoniczne oprocentowanie długu kraju przewodzonego przez „Mozarta finansjery” (tak nazywano Emmanuela Macrona, gdy obejmował swoje funkcje).

Jak widać, ogłupiające dreptanie w kole trwa, odkąd prezydent Macron postanowił rozpisać wcześniejsze wybory, przestraszywszy się rekordowej delegacji Zjednoczenia Narodowego w Parlamencie Europejskim. Mówił wówczas, w charakterystycznej dla siebie frazeologii, o niezbędnej klaryfikacji. I jako dobry „ojciec narodu” usłyszał „krzyk” francuskich peryferii.

Co ciekawe, owo niezadowolenie nie dochodziło do uszu Macrona wcześniej, ani podczas protestów „żółtych kamizelek”, ani po masowych manifestacjach sprzeciwiających się podwyższeniu wieku emerytalnego. Otumanienie, innego słowa nie sposób znaleźć, łączy się tutaj z osobliwą odrazą do narodu.

Ponieważ prezydent ponownie powierzył misję stworzenia rządu temu samemu Sébastienowi Lecornu. Wszystko wskazuje na to, że bliski współpracownik prezydenta, zostanie powtórnie poniżony i trwałego rządu nie stworzy.

 

Strach przed nacjonalistami

Wcześniej Macron, chcąc rachować możliwość osiągnięcia niezbędnego zaufania w Zgromadzeniu Narodowym, zaprosił na konsultację reprezentantów wszystkich stronnictw tzw. łuku republikańskiego (takiego sformułowania użyto), wyjąwszy liderów Zjednoczenia Narodowego i Nieuległej Francji. Pisano i mówiono wykręty usprawiedliwienia, że demokrację należy tworzyć z demokratami, że sytuacji nie należy zaogniać, paktując z wrogami ludowładztwa.

Ale dlaczego prezydent Francji nie rozwiąże znów Zgromadzenia Narodowego? Odpowiedź jest prosta. Przezornie ukryty za kulisami kuriozalnych decyzji Emmanuela Macrona jest strach przed rozpisaniem nowych wyborów. I mamy tutaj do czynienia z największym „dokonaniem”, bez precedensu nad Sekwaną, a mianowicie lękiem przed demokracją właśnie. Przed werdyktem wyborców, który z dużym prawdopodobieństwem stałby się końcem aktualnej elity politycznej. Prezydent Francji szuka politycznego ratunku za wszelką cenę, w przymierzu ze wszystkimi dostępnymi siłami, kosztem ustrojowego regresu, po to, aby – broń Boże! – nie rozpisywać przedwczesnych wyborów grożących rządami Marine Le Pen. Aby nigdy, przenigdy, nie wchodzić w polityczne konszachty ze Zjednoczeniem Narodowym. Aby zatem trzymać ludowego Hannibala przed bramami Rzymu. Jak pouczał Niccolò Machiavelli: „Nigdy nie jest się bardziej bliskim porażki niż wówczas, gdy żywi się obawy, iż nie zdoła się zwyciężyć”.

 

Groźny werdykt narodu

Co ciekawe, już Alexis de Tocqueville w „Dawnym ustroju i rewolucji” dostrzegał ową francuską niechęć rządzących do wyborów i gustów politycznych pospólstwa. Cecha ta łączyła królów i rewolucjonistów, Burbonów i Robespierystów, nie ufano ani jednostkom, ani grupom. Traktowano je jak dzieci. A Republika żądała od własnych dzieci respektowania swoich cnót: przede wszystkim zaś niepodzielności. Nieprzypadkowo Francja niemalże jako ostatnia przyznała kobietom prawa wyborcze. Długo traktowała je jako zależne (w tym przypadku od Kościoła). Wystarczy przypomnieć losy „niesfornych dzieci” Republiki, które marzyły o większym udziale w rządzeniu, począwszy od żyrondystów, na „żółtych kamizelkach” kończąc.

Izolacja elit

Według Christophe’a Guilly’ego, autora słynnego eseju „No society. Koniec zachodniej klasy średniej”, Francja jest w przededniu wielkich ruchów tektonicznych, które poruszą ogół jej społeczeństwa. Tradycyjna fosa między klasami ludowymi a elitami, oznajmia francuski socjolog, pogłębia się i staje się istotnym zagrożeniem dla spoistości francuskiego społeczeństwa. Co więcej, elity wydają się coraz mniej zainteresowane dobrem wspólnym. Nie ma co się dziwić, są bowiem zglobalizowane, nomadyczne i całkowicie mobilne. Mogą zamknąć się w wieży z kości słoniowej, w rezydencjach na Lazurowym Wybrzeżu czy na Korsyce, otoczone wysokim murem, bez kontaktu z lokalnymi, dzikimi plemionami. Jeśli zaś uzna francuski ład fiskalny za niekorzystny, po prostu wyjedzie. Znajdzie lepsze i korzystniejsze dla siebie pejzaże (vide Gérard Depardieu).

Efekty owego désintéressement dla spraw publicznych łatwo przewidzieć.

W obrębie tego samego terytorium powstają dwa duże bloki coraz mniej ze sobą powiązanych i zainteresowanych współistnieniem w tej samej wspólnocie.

Z jednej strony królestwo o nazwie „Metropolia”, dobrze ułożone i prosperujące. Z drugiej Korona „Peryferii”, popadająca coraz bardziej w odmęty ubóstwa, żyjąca z podczepienia się do państwowej kroplówki rozmaitych zapomóg. Co istotne, według Guilly’ego, masowo przyłącza się do „Peryferii” pauperyzująca się klasa średnia. Mieszkańcy przeważającego ilościowo na terenie Francji bloku dostrzegają wysychające źródło programów społecznych, przy jednoczesnym i stale rosnącym przepływie przybyszów z innych królestw i księstw. Państwo nie ma innego wyjścia: znów musi zwiększać zadłużenie, aby obecny model społeczny utrzymać. Natomiast, co ciekawe, kolejnych fal migracyjnych nie zatrzymuje. Używanie preferencji narodowej byłoby bowiem, jak się wydaje, ujmą dla kolebki Praw Człowieka i Obywatela. Byłoby również stosowaniem polityki suflowanej przez największego wroga establishmentu, barbarzyńskiego Hannibala w spódnicy, przez Marine Le Pen.

 

Kryzys ustrojowy

Francuski kryzys należy widzieć nie tylko jako upadek klasy politycznej, ogarniętej panicznym strachem przed utratą stanowisk, apanaży i dystynkcji. To nie tylko pogłębienie rozdźwięku między warstwami całego społeczeństwa. Ani też, li tylko!, kryzys republikańskich cnót zawartych nieodmiennie w hasłach: wolność, równość, braterstwo.

Rozmaite sploty i komplikacje, wieloletnie zaniedbania, niemoc w przeprowadzeniu uzdrawiających reform, małości i gierki parlamentarne, spowodowały najpoważniejszy kryzys ustrojowy od zakończenia drugiej wojny światowej.

Obecna karuzela rządów, rozłamy, szukanie sojuszy, brak dyscyplinującego wszystkie frakcje sporu politycznego autorytetu prezydenta, spowodowały instytucjonalny regres. Oto Francja z V cofnęła się do IV Republiki. Właśnie owa konstytucja, duchowo inspirowana bonapartyzmem, spowodowała, że Francja wyszła bez większych zgrzytów ze sromoty wojny i zainicjowała instytucjonalną stabilność trwającą do dziś. Nie ma co kryć. Autor ustawy zasadniczej Charles de Gaulle pisał ją pod siebie i dla siebie. Była garniturem szytym na miarę. A warto pamiętać, że generał był mężczyzną wysokim...

 

Powrót do IV Republiki

V Republika, w swoim legislacyjnym duchu, miała zerwać z niekończącymi się waśniami parlamentarnymi. To po pierwsze. Po drugie, miała łączyć bezpośrednią nicią suwerena z władcą. Stąd szerokie prerogatywy prezydenta, siedmioletnia kadencja (obniżona do pięciu w nowelizacji zaproponowanej przez Jacques’a Chiraca), możliwość mianowania przezeń rządu, rozwiązania Zgromadzenia Narodowego, odwołania się do referendum.

Słowem, ustrój Francji w wizji de Gaulle’a miał być syntezą republiki i monarchii. Premier w tej ustrojowej filozofii miał pozostać współpracownikiem i wykonawcą woli ośrodka prezydenckiego. Co ciekawe, francuska konstytucja przewiduje możliwość obstrukcji Zgromadzenia Narodowego poprzez słynny artykuł 49.3. Na jego mocy rząd może ominąć głosowanie w parlamencie, jeśli nie jest pewny swojej większości, i bezpośrednio uchwalać przygotowane ustawy. Najważniejsza zaś w intencji legislatora jest wola suwerena wyrażona przez prezydenta wybieranego w wyborach powszechnych. Tę bezpośrednią zależność Charles de Gaulle traktował z powagą. Do tego stopnia, że gdy przegrał referendum w 1969 roku (dotyczące deregionalizacji i reformy senatu), tego samego dnia zrezygnował ze swoich funkcji.

Strach Macrona przed ponownymi wyborami i plebiscytem jest połączony z pogardą – do konstytucji i do narodu.

[Tytuł, śródtytuły, lead i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]


 

POLECANE
Zełenski ujawnił amerykański plan pełnego porozumienia pokojowego. Co zawiera? z ostatniej chwili
Zełenski ujawnił amerykański plan pełnego porozumienia pokojowego. Co zawiera?

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przekazał, że amerykański plan pokojowy, dotyczący zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej, przewiduje zamrożenie konfliktu na obecnych liniach kontaktowych - poinformowały w środę media, w tym m.in. agencja AFP. Ukraiński prezydent rozmawiał z dziennikarzami we wtorek, ale wypowiedzi ze spotkania zostały opublikowane dopiero w środę. 

W Wigilię na straży bezpieczeństwa kraju stoi 20 tys. polskich żołnierzy z ostatniej chwili
W Wigilię na straży bezpieczeństwa kraju stoi 20 tys. polskich żołnierzy

W Wigilię Świąt Bożego Narodzenia na straży bezpieczeństwa państwa polskiego i naszych sojuszników stoi około 20 tysięcy żołnierzy - powiedział w środę wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz podczas spotkania z żołnierzami służącymi w Centrum Logistycznym Rzeszów-Jasionka.

Jest nowy ranking zaufania. Karol Nawrocki ponownie na czele [SONDAŻ] z ostatniej chwili
Jest nowy ranking zaufania. Karol Nawrocki ponownie na czele [SONDAŻ]

W Wigilię portal Onet.pl opublikował grudniowy sondaż zaufania do polityków. Na pierwszym miejscu ponownie znalazł się prezydent Karol Nawrocki. W badaniu widać też powrót Jarosława Kaczyńskiego do pierwszej dziesiątki oraz pogarszającą się sytuację Mateusza Morawieckiego.

„Niech ucichną dzisiaj wszelkie spory”. Świąteczne życzenia Pary Prezydenckiej z ostatniej chwili
„Niech ucichną dzisiaj wszelkie spory”. Świąteczne życzenia Pary Prezydenckiej

Para Prezydencka skierowała do Polaków w kraju i za granicą życzenia świąteczne. W bożonarodzeniowym przesłaniu podkreślono znaczenie wspólnoty, tradycji oraz nadziei płynącej z Narodzenia Pańskiego. W komunikacie znalazły się także słowa wdzięczności dla osób pełniących służbę w święta.

Tragiczna Wigilia na Opolszczyźnie. Nie żyje sześć osób po wypadku na DK39 z ostatniej chwili
Tragiczna Wigilia na Opolszczyźnie. Nie żyje sześć osób po wypadku na DK39

Sześć osób zginęło w wypadku na drodze krajowej nr 39 w województwie opolskim w Wigilię o g. 6:30 rano. Po zderzeniu dwóch samochodów osobowych trasa została całkowicie zablokowana, a na miejscu pracują służby pod nadzorem prokuratury – poinformowała policja.

Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy

W świąteczne dni zmienią się rozkłady komunikacji miejskiej. Zawieszone zostanie kursowanie kilkudziesięciu linii, a inne będą jeździć rzadziej.

Nie żyje Maciej Misztal. Kabareciarz miał tylko 43 lata z ostatniej chwili
Nie żyje Maciej Misztal. Kabareciarz miał tylko 43 lata

Maciej Misztal, współzałożyciel Kabaretu Trzeci Wymiar i wieloletni współpracownik OFPA w Rybniku, zmarł 22 grudnia 2025 r. po ciężkiej chorobie. Miał 43 lata.

Katastrofa samolotu w Turcji. Nie żyje szef sztabu armii Libii z ostatniej chwili
Katastrofa samolotu w Turcji. Nie żyje szef sztabu armii Libii

Służby dotarły do wraku samolotu, którym leciał szef sztabu armii Libii Mohammed Ali Ahmed Al-Haddad – przekazał minister spraw wewnętrznych Turcji Ali Yerlikaya. Wcześniej informowano, że z samolotem utracono kontakt radiowy.

Ogłoszenia o pracę muszą być neutralne płciowo. Minister: Mamy piękny, bogaty język z ostatniej chwili
Ogłoszenia o pracę muszą być neutralne płciowo. Minister: "Mamy piękny, bogaty język"

Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk w TVP w likwidacji przekonywała, że w ogłoszeniach o pracę nie powinno się wskazywać płci. Zmiany wejdą w życie 24 grudnia 2025 r.

Nie żyje mężczyzna zaatakowany przez nożownika w Gdańsku z ostatniej chwili
Nie żyje mężczyzna zaatakowany przez nożownika w Gdańsku

Nie żyje mężczyzna, który w niedzielę w centrum Gdańska został zaatakowany przez 26-latka – poinformował serwis tvn24.pl.

REKLAMA

Macron i elity francuskie uciekają przed własnym narodem

Francja znalazła się w stanie głębokiego kryzysu politycznego i ustrojowego — rząd upada po jednym dniu, prezydent Emmanuel Macron traci społeczne zaufanie, a zadłużenie kraju bije kolejne rekordy. Coraz wyraźniej widać lęk francuskich elit przed demokracją i narodem, który miał być fundamentem V Republiki stworzonej przez Charles’a de Gaulle’a.
Emmanuel Macron
Emmanuel Macron / Fotoserwis PAP/EPA

Co musisz wiedzieć:

  • Zdaniem autora Francja pogrąża się w najpoważniejszym od II wojny światowej kryzysie ustrojowym, którego symbolem jest paraliż rządów i utrata zaufania obywateli do prezydenta Macrona.
  • Tekst stawia tezę, że obecne elity polityczne, ogarnięte lękiem przed wyborami i utratą władzy, doprowadziły do regresu instytucjonalnego i zerwania więzi między klasami społecznymi.
  • Publicysta Tygodnika Solidarność stwierdza, że strach Emmanuela Macrona przed demokratycznym werdyktem pokazuje pogardę dla ducha konstytucji V Republiki oraz dla samego narodu.

 

Rekordy i regresy demokracji

Wiele niechlubnych rekordów zostało pobitych. I trudno sobie wyobrazić, czy ostatnie tak wyśrubowane osiągnięcia polityczne i ekonomiczne Francji, eufemistycznie rzecz ujmując, zostaną kiedykolwiek przebite. Ile jeszcze osiągnięć wytrzyma francuski człowiek pospolity, monsieur Dupont i madame Martin, trudno orzec. Nie ulega jednak wątpliwości, że jesteśmy świadkami końca solidnych fundamentów ustrojowych stworzonych pod koniec lat pięćdziesiątych przez generała Charles’a de Gaulle’a.

Pierwszy wyczyn jest anegdotyczny i mierzony temporalnie. Rząd Sébastiena Lecornu funkcjonował niecałe dwadzieścia cztery godziny. Zdymisjonowani po niemal dobie rządzenia ministrowie, według francuskiego prawa pracy, dostaną odprawy w wysokości trzykrotności miesięcznej pensji, czyli grosso modo 30 tys. euro… Lecornu oznajmił kategorycznie, że żadnych odpraw nie będzie. Pożyjemy, zobaczymy…

Drugi „wyczyn” mierzy się słupkami poparcia. Według sondażu wykonanego przez pracownię Elabe dla dziennika „Les Echos” jedynie 14% Francuzów darzy zaufaniem prezydenta Emmanuela Macrona. W ten sposób obecny lokator Pałacu Elizejskiego dorównał niechlubnym osiągnięciom swojego poprzednika François Hollande’a. Przypomnijmy, że fundamentalny kryzys zaufania skutkował bezprecedensową decyzją Hollande’a. Po raz pierwszy w historii V Republiki panujący prezydent postanowił bowiem nie ubiegać się o reelekcję.

 

Kryzys finansowy

To nie koniec rapsodycznych osiągnięć. W drugim trymestrze 2025 roku zadłużenie Francji wyniosło 3416,3 miliarda euro, to jest 115,6% PKB kraju. Pułap 60% krajowego wytworu został zatem przekroczony dość istotnie, i to już dawno. Chyba nie trzeba podkreślać, że Francja nie przestrzega reguł budżetowych ustalonych w Traktacie z Maastricht. Ponaglenia Brukseli nic tu nie wskórają. Ponadto według obowiązującego kalendarza rząd winien uchwalić ustawę budżetową do końca października. Zegar tyka. Agencje ratingowe bankowo nomen omen perspektywy ekonomiczne Francji obniżą, zwiększając tym samym już faraoniczne oprocentowanie długu kraju przewodzonego przez „Mozarta finansjery” (tak nazywano Emmanuela Macrona, gdy obejmował swoje funkcje).

Jak widać, ogłupiające dreptanie w kole trwa, odkąd prezydent Macron postanowił rozpisać wcześniejsze wybory, przestraszywszy się rekordowej delegacji Zjednoczenia Narodowego w Parlamencie Europejskim. Mówił wówczas, w charakterystycznej dla siebie frazeologii, o niezbędnej klaryfikacji. I jako dobry „ojciec narodu” usłyszał „krzyk” francuskich peryferii.

Co ciekawe, owo niezadowolenie nie dochodziło do uszu Macrona wcześniej, ani podczas protestów „żółtych kamizelek”, ani po masowych manifestacjach sprzeciwiających się podwyższeniu wieku emerytalnego. Otumanienie, innego słowa nie sposób znaleźć, łączy się tutaj z osobliwą odrazą do narodu.

Ponieważ prezydent ponownie powierzył misję stworzenia rządu temu samemu Sébastienowi Lecornu. Wszystko wskazuje na to, że bliski współpracownik prezydenta, zostanie powtórnie poniżony i trwałego rządu nie stworzy.

 

Strach przed nacjonalistami

Wcześniej Macron, chcąc rachować możliwość osiągnięcia niezbędnego zaufania w Zgromadzeniu Narodowym, zaprosił na konsultację reprezentantów wszystkich stronnictw tzw. łuku republikańskiego (takiego sformułowania użyto), wyjąwszy liderów Zjednoczenia Narodowego i Nieuległej Francji. Pisano i mówiono wykręty usprawiedliwienia, że demokrację należy tworzyć z demokratami, że sytuacji nie należy zaogniać, paktując z wrogami ludowładztwa.

Ale dlaczego prezydent Francji nie rozwiąże znów Zgromadzenia Narodowego? Odpowiedź jest prosta. Przezornie ukryty za kulisami kuriozalnych decyzji Emmanuela Macrona jest strach przed rozpisaniem nowych wyborów. I mamy tutaj do czynienia z największym „dokonaniem”, bez precedensu nad Sekwaną, a mianowicie lękiem przed demokracją właśnie. Przed werdyktem wyborców, który z dużym prawdopodobieństwem stałby się końcem aktualnej elity politycznej. Prezydent Francji szuka politycznego ratunku za wszelką cenę, w przymierzu ze wszystkimi dostępnymi siłami, kosztem ustrojowego regresu, po to, aby – broń Boże! – nie rozpisywać przedwczesnych wyborów grożących rządami Marine Le Pen. Aby nigdy, przenigdy, nie wchodzić w polityczne konszachty ze Zjednoczeniem Narodowym. Aby zatem trzymać ludowego Hannibala przed bramami Rzymu. Jak pouczał Niccolò Machiavelli: „Nigdy nie jest się bardziej bliskim porażki niż wówczas, gdy żywi się obawy, iż nie zdoła się zwyciężyć”.

 

Groźny werdykt narodu

Co ciekawe, już Alexis de Tocqueville w „Dawnym ustroju i rewolucji” dostrzegał ową francuską niechęć rządzących do wyborów i gustów politycznych pospólstwa. Cecha ta łączyła królów i rewolucjonistów, Burbonów i Robespierystów, nie ufano ani jednostkom, ani grupom. Traktowano je jak dzieci. A Republika żądała od własnych dzieci respektowania swoich cnót: przede wszystkim zaś niepodzielności. Nieprzypadkowo Francja niemalże jako ostatnia przyznała kobietom prawa wyborcze. Długo traktowała je jako zależne (w tym przypadku od Kościoła). Wystarczy przypomnieć losy „niesfornych dzieci” Republiki, które marzyły o większym udziale w rządzeniu, począwszy od żyrondystów, na „żółtych kamizelkach” kończąc.

Izolacja elit

Według Christophe’a Guilly’ego, autora słynnego eseju „No society. Koniec zachodniej klasy średniej”, Francja jest w przededniu wielkich ruchów tektonicznych, które poruszą ogół jej społeczeństwa. Tradycyjna fosa między klasami ludowymi a elitami, oznajmia francuski socjolog, pogłębia się i staje się istotnym zagrożeniem dla spoistości francuskiego społeczeństwa. Co więcej, elity wydają się coraz mniej zainteresowane dobrem wspólnym. Nie ma co się dziwić, są bowiem zglobalizowane, nomadyczne i całkowicie mobilne. Mogą zamknąć się w wieży z kości słoniowej, w rezydencjach na Lazurowym Wybrzeżu czy na Korsyce, otoczone wysokim murem, bez kontaktu z lokalnymi, dzikimi plemionami. Jeśli zaś uzna francuski ład fiskalny za niekorzystny, po prostu wyjedzie. Znajdzie lepsze i korzystniejsze dla siebie pejzaże (vide Gérard Depardieu).

Efekty owego désintéressement dla spraw publicznych łatwo przewidzieć.

W obrębie tego samego terytorium powstają dwa duże bloki coraz mniej ze sobą powiązanych i zainteresowanych współistnieniem w tej samej wspólnocie.

Z jednej strony królestwo o nazwie „Metropolia”, dobrze ułożone i prosperujące. Z drugiej Korona „Peryferii”, popadająca coraz bardziej w odmęty ubóstwa, żyjąca z podczepienia się do państwowej kroplówki rozmaitych zapomóg. Co istotne, według Guilly’ego, masowo przyłącza się do „Peryferii” pauperyzująca się klasa średnia. Mieszkańcy przeważającego ilościowo na terenie Francji bloku dostrzegają wysychające źródło programów społecznych, przy jednoczesnym i stale rosnącym przepływie przybyszów z innych królestw i księstw. Państwo nie ma innego wyjścia: znów musi zwiększać zadłużenie, aby obecny model społeczny utrzymać. Natomiast, co ciekawe, kolejnych fal migracyjnych nie zatrzymuje. Używanie preferencji narodowej byłoby bowiem, jak się wydaje, ujmą dla kolebki Praw Człowieka i Obywatela. Byłoby również stosowaniem polityki suflowanej przez największego wroga establishmentu, barbarzyńskiego Hannibala w spódnicy, przez Marine Le Pen.

 

Kryzys ustrojowy

Francuski kryzys należy widzieć nie tylko jako upadek klasy politycznej, ogarniętej panicznym strachem przed utratą stanowisk, apanaży i dystynkcji. To nie tylko pogłębienie rozdźwięku między warstwami całego społeczeństwa. Ani też, li tylko!, kryzys republikańskich cnót zawartych nieodmiennie w hasłach: wolność, równość, braterstwo.

Rozmaite sploty i komplikacje, wieloletnie zaniedbania, niemoc w przeprowadzeniu uzdrawiających reform, małości i gierki parlamentarne, spowodowały najpoważniejszy kryzys ustrojowy od zakończenia drugiej wojny światowej.

Obecna karuzela rządów, rozłamy, szukanie sojuszy, brak dyscyplinującego wszystkie frakcje sporu politycznego autorytetu prezydenta, spowodowały instytucjonalny regres. Oto Francja z V cofnęła się do IV Republiki. Właśnie owa konstytucja, duchowo inspirowana bonapartyzmem, spowodowała, że Francja wyszła bez większych zgrzytów ze sromoty wojny i zainicjowała instytucjonalną stabilność trwającą do dziś. Nie ma co kryć. Autor ustawy zasadniczej Charles de Gaulle pisał ją pod siebie i dla siebie. Była garniturem szytym na miarę. A warto pamiętać, że generał był mężczyzną wysokim...

 

Powrót do IV Republiki

V Republika, w swoim legislacyjnym duchu, miała zerwać z niekończącymi się waśniami parlamentarnymi. To po pierwsze. Po drugie, miała łączyć bezpośrednią nicią suwerena z władcą. Stąd szerokie prerogatywy prezydenta, siedmioletnia kadencja (obniżona do pięciu w nowelizacji zaproponowanej przez Jacques’a Chiraca), możliwość mianowania przezeń rządu, rozwiązania Zgromadzenia Narodowego, odwołania się do referendum.

Słowem, ustrój Francji w wizji de Gaulle’a miał być syntezą republiki i monarchii. Premier w tej ustrojowej filozofii miał pozostać współpracownikiem i wykonawcą woli ośrodka prezydenckiego. Co ciekawe, francuska konstytucja przewiduje możliwość obstrukcji Zgromadzenia Narodowego poprzez słynny artykuł 49.3. Na jego mocy rząd może ominąć głosowanie w parlamencie, jeśli nie jest pewny swojej większości, i bezpośrednio uchwalać przygotowane ustawy. Najważniejsza zaś w intencji legislatora jest wola suwerena wyrażona przez prezydenta wybieranego w wyborach powszechnych. Tę bezpośrednią zależność Charles de Gaulle traktował z powagą. Do tego stopnia, że gdy przegrał referendum w 1969 roku (dotyczące deregionalizacji i reformy senatu), tego samego dnia zrezygnował ze swoich funkcji.

Strach Macrona przed ponownymi wyborami i plebiscytem jest połączony z pogardą – do konstytucji i do narodu.

[Tytuł, śródtytuły, lead i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]



 

Polecane