"Alternatywy 4" dziś by nie powstały. Polska jest podzielona bardziej niż za PRL-u

Polska coraz bardziej przypomina kraj dwóch rzeczywistości – zantagonizowanych emocjami, interesami i mediami, które karmią odrębne wizje świata. Dawna różnica poglądów przekształciła się w przepaść mentalną, w której racjonalne argumenty ustępują miejsca wzajemnemu wykluczaniu.
Mężczyzna, z tyłu godło z orłem
Mężczyzna, z tyłu godło z orłem / Screenshot z serialu Alternatywy 4, przekształcony

Co musisz wiedzieć:

  • Autorka opisuje pogłębiający się w Polsce podział społeczny, w którym emocje i interesy całkowicie zastąpiły racjonalną debatę.
  • Wskazuje, że dawniej spory polityczne miały charakter merytoryczny, a dziś dominują w nich nienawiść i poczucie wykluczenia z obu stron.
  • Przywołując serial „Alternatywy 4”, autorka podkreśla, że współczesna Polska utraciła wspólnotowy wymiar, który niegdyś łączył ludzi mimo różnic.

 

Życie w alternatywie

Termin z logiki matematycznej został w uproszczonej formie zakorzeniony w mowie potocznej: dla większości alternatywa oznacza wybór z dwóch wykluczających się możliwości. O ile nauki ścisłe nie uwzględniają w dowodzeniu emocji, o tyle „usocjologicznione” pojęcie alternatywy przeciwnie – na ogół wyklucza racjonalne argumenty, odwołując się do uczuć i odczuć. A najczęściej – do interesów. Bo ideowość bywa przykrywką pazerności, paskudnej cechy motywującej sporą część rodaków.

Jak żyje się w Polsce podzielonej na dwa zwalczające się obozy? Coraz gorzej, bo pod presją: musisz opowiedzieć się, po którejś jesteś ze stron. I nie daj Boże, gdybyś okazał się symetrystą…

 

Po dwóch stronach przepaści

Znacie ten stan, kiedy przy stole rodzinnym czy przyjacielskim nagle orientujecie się, że jesteście po przeciwnej stronie? Nie mebla, lecz rzeczywistości. Ten podział pęczniał od wygranej PiS-u w 2015 roku, kiedy „elita” poczuła się zagrożona w swej przodującej społecznie pozycji. Wtedy to KOD-erzy wyszli na ulice i wymogli jednoznaczną deklarację. Już nie było możliwości wyrażania jakichkolwiek wątpliwości wobec lewej strony, trzeba było bezwzględnie nienawidzić prawicę.

Dwa lata temu przeciwnicy PiS-u przeżywali euforię. Wygrali! Milion serc zabiło nadzieją, że nadejdą światłe rządy Europejczyków, którzy zrealizują 100 postulatów, rozliczą pisiorów, ogarną media, sądy, kulturę, szkolnictwo… Całokształt polskich realiów. Po upływie 24 miesięcy nadszedł czas na konkluzje stosowne na półmetku. I wtedy okazało się, że Polacy bytują w dwóch Polskach. Jakby jaźń się nam rozjechała.

Polska wieloraka

Te same cyfry dla jednej strony znaczą same pozyty, dla przeciwnej – są dołujące. Jedni łykają socjotechniczne manewry, inni pozostają wobec nich sceptyczni. Zależy, jakim mediom daje się wiarę. Te oficjalne uprawiają propagandę nie mniej nachalną niż ta z czasów „Kury”, natomiast kanały prywatne bezlitośnie punktują wpadki obozu rządzącego. Niby jedna i druga strona podaje „twarde” dane, ale nawet konkrety prowadzą do odmiennych wniosków. Wiadomo, statystyka pozwala na pewną ekwilibrystykę interpretacyjną, jednak gdzieś powinny być punkty styczne. Skoro zaś nic nie trybi, a dwie różne wizje rozdziela czarna przepaść alternatywy, to nie wina cyfr, lecz procesów mentalnych. A te zaczęły się za komuny, kilkadziesiąt lat temu. Kto pamięta lata propagandy sukcesu (za Gierka), ten wie, o czym mowa. A komu (choć tych świadków coraz mniej wśród żywych) w pamięci pozostał obłęd stalinowskiego naginania realiów, temu nic nie trzeba tłumaczyć.

 

Spojrzenie z dwóch stron

„Z jednej strony śmiech szalony –
Z drugiej strony gorzka łza
Z jednej strony pensja żony –
Z drugiej – smaruj, gdzie się da
Z jednej strony praca zbrzydła –
Z drugiej – awans może przyjść
Z jednej strony wejść bez mydła –
Z drugiej zaś na swoje wyjść”

Tak pod koniec lat 70. Jan Tadeusz Stanisławski zdiagnozował morale (i postawy) Polaków. Czy nadal tkwimy w ambiwalentnym systemie etycznym, czy przeciwnie – wobec sporu o wartości potrafimy zająć ugruntowane stanowiska, na poparcie których mamy mocne argumenty? Niestety, wydaje mi się, że dzisiejsi polityczni adwersarze chcą tylko „wyjść na swoje”, w ten sam sposób kaptując swych popleczników.

„Jak nasi nie wygrają, będzie po was”.

Taki prosty szantaż mobilizuje najbardziej leniwych. A także tych, których troszkę sumienie uwiera.

 

Wykluczanie

Od kiedy pamiętam, domowo-prywatne dyskusje (jeszcze za PRL-u) wokół bieżącej sytuacji w kraju koncentrowały się na wymianie argumentów – co bardziej Polsce opłacało/opłaca się w kontekście ogólnoświatowych, a bardziej aktualnych europejskich okoliczności. Nawet z partyjniakami dawało się rozmawiać, choćby stało się w całkowitej kontrze. Choć wtedy, w latach 80., w środowisku, w którym funkcjonowałam, fani generała i jego rozwiązań należeli do zdecydowanej mniejszości. Ale po naszej transformacji towarzyskie spotkania, w których uczestniczyli zwolennicy reformy Balcerowicza i jej przeciwnicy, też przebiegały w miarę pokojowej atmosferze.

Dopiero dekadę temu, po wygranej PiS-u, coś się zmieniło. Jakiekolwiek koncyliacyjne rozważania zaniknęły, przeobrażając się w otwartą walkę pomiędzy zwolennikami lewej i prawej strony. Już nie chodziło o racje – zwyciężyły emocje. Wybuzowała nienawiść za utraconą (no, tylko troszkę) „elitarność” tych, którzy uważali się za sól naszej ziemi; o przywileje utracone na korzyść „suwerena”, który dostał 500+ i stać go było na wakacje. Pamiętam moje pierwsze zderzenie z uliczną manifestacją KOD-erów. Nie mogłam uwierzyć, że ta Francja elegancja potrafi być tak agresywna, wulgarna i – niestety – durnie zaślepiona. Potem dotarło do mnie, że to ja jestem wykluczona. W opcji wielu moich znajomych „stoczyłam się” do prawej strony i wobec tego należy mnie izolować od zdrowego lewackiego organizmu. Ot, takie przypadki: telefon do kumpli, z którymi niejedną imprezę się zaliczyło, taki z gatunku „co u was słychać”, a ten kwitowany jest chrząkaniem nasyconym niesmakiem, kwasem, w ogóle zdziwieniem, że się ośmielam. Lub jeszcze drastyczniej – dzwonię do znajomych, którzy sporo mi zawdzięczali, i zamiast kurtuazyjnych powitań słyszę: „Jak ci nie wstyd”. Po czym następuje rzucenie słuchawki.

 

Moje ankiety

Wydawało się, że zwycięstwo odniesione dwa lata temu przez obóz lewoskrętny uspokoi emocje tegoż i pozwoli prawakom jako tako egzystować, choćby na uboczu. Nic z tych rzeczy. Wygrana Karola Nawrockiego na prezydenta roznieciła wręcz mordercze zapędy jego przeciwników. Przecież miał nam prezydentować Europejczyk władający językami, taki ładny, że tylko podziwiać. Ktoś, kto uwierzył, że już sprawa klepnięta, po 1 czerwca poczuł głębokie rozczarowanie – a nie ma równie przykrego stanu emocji, jak poczucie, że dało się nabrać.

Kto posuwał w marszu miliona serc w towarzystwie innych wielbicieli Tuska, ten niechętnie przyzna, że wódz… no, trochę wszystkich wymanewrował. Tym większa irytacja, że za dwa lata znów może się odwyrtnąć. Ostatnie socjologiczne badania wskazują na przestawienie światopoglądowej wajchy z resztek altruizmu na czysty, nieskrywany egoizm oraz aspołeczność. Trzeba szybko się ustawić, „nachapać” w perspektywie zmiany rządu. Czy w tym alternatywnym świecie są jeszcze jakieś wartości const?

 

Podział moralny

Na własny użytek przeprowadziłam wśród znajomych nieformalną ankietę: „Co sądzisz o dotacjach z KPO?”. Sądziłam, że moi bliżsi i dalsi kumple mają podobnie negatywne zdanie o przyznawaniu kroci na absurdy, choćby z najbliższej nam branży wciąż zwanej kulturą. A tu – buzia w ciup, wzruszenie ramion i szybka zmiana tematu. Ktoś dostał kasę za friko, cóż to nowego? Jeszcze jeden grant dla samych swoich, był już czas się przyzwyczaić. Tak, rekcja (negacja lub przyzwolenie) na przekręty z KPO dobitnie mi uzmysłowiły, że jesteśmy moralnie podzieleni jak chyba nigdy dotąd. Jednak to sfera etyki, a jak wiadomo, dawny sztywny system etyczny uległ rozmyciu, tak w stronę oglądu Kalego.

Ale co z twardymi faktami, cyframi, danymi? Otóż okazuje się, że także w tej kategorii nie ma nic pewnego. O czym przekonało nas zróżnicowanie w ocenach dwulecia rządów Koalicji 15 października. W tym przypadku ostrość podziałów sięgnęła zenitu. I trochę się przelękłam: próba rozpoznania i zracjonalizowania przesłanek z obydwu stron prowadzi do schizofrenii.

 

Alternatywa w jednym bloku

Zastanawiam się, czy dziś mógłby powstać serial na wzór „Alternatywy 4”? Obawiam się, że nie – obecna polaryzacja postaw utrudniłaby przedstawienie barwnej panoramy społeczeństwa. I tu kilka słów o tamtym kultowym przedsięwzięciu Stanisława Barei. Początkowo serial miał nosić tytuł „Stanisław Anioł”, lecz reżyser przemianował go na „Alternatywy 4”, tak to uzasadniając:

„Polska to kraj na rozstaju dróg. Ma cztery alternatywy: lewo–prawo–góra–dół”.

Niby to sprzeczne z logiką, ale w kontekście absurdów dogorywającej komuny jakoś prorocze. Myślę o tamtych „alternatywach”, gdy czasem przechodzę mimo bloku przy Kazury 10 z muralem przedstawiającym Stanisława Anioła o twarzy i posturze Romana Wilhelmiego. Ciekawam, czy tamto dzieło z czasów końcówki socu jest do zrozumienia przez tych, którym nie było dane tamtego systemu doświadczyć?

 

Przekrój społeczny

Wilhelmi grał anty-anioła, wyjątkowo wrednego gospodarza domu o naturze inwigilatora-despoty, manipulującego podstępnie zdobytymi informacjami oraz swą kadukiem osiągniętą „władzą”. Prototypem postaci był niejaki Albin Siwak, aparatczyk z frakcji moczarowców. Anioł-Wilhelmi uosabiał rozmaitych komunistycznych kacyków, co nie mogło spotkać się z aprobatą PRL-owskiej cenzury. Toteż serial Barei, którego produkcja rozpoczęła się jesienią 1981 roku na fali solidarnościowej „odwilży”, po wprowadzeniu stanu wojennego napotykał liczne przeszkody. Ukończony w 1983 roku, przez trzy lata nie był dopuszczony do emisji. Jednak krążył w nielegalnym obiegu, na partyzancko odgrywanych kasetach wideo. To ostatecznie sprawiło, że serial dopuszczono na małe ekrany w 1986 roku, choć z telewizyjnej emisji usunięto nadmiernie „antysocjalistyczne” sceny.

Bareja osadził akcję serialu w czasach, gdy na piaskach, polach i nieużytkach powstawało największe osiedle południowej Warszawy. Tamże, w tej warszawskiej Nibylandii z adresem Alternatywy 4, skomasowano lokatorów stanowiących przekrój ówczesnego społeczeństwa. Wywodzili się z różnych środowisk, mieli różne podejście do życia, legitymowali się odmienną przynależnością, a przecież coś ich łączyło. Tym spoiwem był… skromny stan majątkowy ogółu oraz żałosna oferta handlu, co wymuszało międzyludzką kooperację. Co zaś tyczyło się metaforyki tytułu: alternatywa była, jak zawsze – w sferze etyki.

[Tytuł, niektóre śródtytuły, lead i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]


 

POLECANE
Jest nowy ranking zaufania. Karol Nawrocki ponownie na czele [SONDAŻ] z ostatniej chwili
Jest nowy ranking zaufania. Karol Nawrocki ponownie na czele [SONDAŻ]

W Wigilię portal Onet.pl opublikował grudniowy sondaż zaufania do polityków. Na pierwszym miejscu ponownie znalazł się prezydent Karol Nawrocki. W badaniu widać też powrót Jarosława Kaczyńskiego do pierwszej dziesiątki oraz pogarszającą się sytuację Mateusza Morawieckiego.

„Niech ucichną dzisiaj wszelkie spory”. Świąteczne życzenia Pary Prezydenckiej z ostatniej chwili
„Niech ucichną dzisiaj wszelkie spory”. Świąteczne życzenia Pary Prezydenckiej

Para Prezydencka skierowała do Polaków w kraju i za granicą życzenia świąteczne. W bożonarodzeniowym przesłaniu podkreślono znaczenie wspólnoty, tradycji oraz nadziei płynącej z Narodzenia Pańskiego. W komunikacie znalazły się także słowa wdzięczności dla osób pełniących służbę w święta.

Tragiczna Wigilia na Opolszczyźnie. Nie żyje sześć osób po wypadku na DK39 z ostatniej chwili
Tragiczna Wigilia na Opolszczyźnie. Nie żyje sześć osób po wypadku na DK39

Sześć osób zginęło w wypadku na drodze krajowej nr 39 w województwie opolskim w Wigilię o g. 6:30 rano. Po zderzeniu dwóch samochodów osobowych trasa została całkowicie zablokowana, a na miejscu pracują służby pod nadzorem prokuratury – poinformowała policja.

Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla mieszkańców Warszawy

W świąteczne dni zmienią się rozkłady komunikacji miejskiej. Zawieszone zostanie kursowanie kilkudziesięciu linii, a inne będą jeździć rzadziej.

Nie żyje Maciej Misztal. Kabareciarz miał tylko 43 lata z ostatniej chwili
Nie żyje Maciej Misztal. Kabareciarz miał tylko 43 lata

Maciej Misztal, współzałożyciel Kabaretu Trzeci Wymiar i wieloletni współpracownik OFPA w Rybniku, zmarł 22 grudnia 2025 r. po ciężkiej chorobie. Miał 43 lata.

Katastrofa samolotu w Turcji. Nie żyje szef sztabu armii Libii z ostatniej chwili
Katastrofa samolotu w Turcji. Nie żyje szef sztabu armii Libii

Służby dotarły do wraku samolotu, którym leciał szef sztabu armii Libii Mohammed Ali Ahmed Al-Haddad – przekazał minister spraw wewnętrznych Turcji Ali Yerlikaya. Wcześniej informowano, że z samolotem utracono kontakt radiowy.

Ogłoszenia o pracę muszą być neutralne płciowo. Minister: Mamy piękny, bogaty język z ostatniej chwili
Ogłoszenia o pracę muszą być neutralne płciowo. Minister: "Mamy piękny, bogaty język"

Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk w TVP w likwidacji przekonywała, że w ogłoszeniach o pracę nie powinno się wskazywać płci. Zmiany wejdą w życie 24 grudnia 2025 r.

Nie żyje mężczyzna zaatakowany przez nożownika w Gdańsku z ostatniej chwili
Nie żyje mężczyzna zaatakowany przez nożownika w Gdańsku

Nie żyje mężczyzna, który w niedzielę w centrum Gdańska został zaatakowany przez 26-latka – poinformował serwis tvn24.pl.

Szokujące wieści z Włoch. Znany biathlonista znaleziony martwy podczas zgrupowania z ostatniej chwili
Szokujące wieści z Włoch. Znany biathlonista znaleziony martwy podczas zgrupowania

Sivert Guttorm Bakken, reprezentant Norwegii w biathlonowym Pucharze Świata, został we wtorek znaleziony martwy w hotelu we włoskim Lavaze – poinformowała norweska federacja biathlonu.

Leszek Czarnecki pozywa Telewizję Republika z ostatniej chwili
Leszek Czarnecki pozywa Telewizję Republika

Leszek Czarnecki pozywa Telewizję Republika. Chodzi o opublikowane przez stację w czerwcu tzw. "taśmy Giertycha". – Powodem tej sprawy jest to, że opublikowaliśmy jego rozmowę z Romanem Giertychem. Czyli nie to, że pokazaliśmy nieprawdę – stwierdził szef Telewizji Republika Tomasz Sakiewicz.

REKLAMA

"Alternatywy 4" dziś by nie powstały. Polska jest podzielona bardziej niż za PRL-u

Polska coraz bardziej przypomina kraj dwóch rzeczywistości – zantagonizowanych emocjami, interesami i mediami, które karmią odrębne wizje świata. Dawna różnica poglądów przekształciła się w przepaść mentalną, w której racjonalne argumenty ustępują miejsca wzajemnemu wykluczaniu.
Mężczyzna, z tyłu godło z orłem
Mężczyzna, z tyłu godło z orłem / Screenshot z serialu Alternatywy 4, przekształcony

Co musisz wiedzieć:

  • Autorka opisuje pogłębiający się w Polsce podział społeczny, w którym emocje i interesy całkowicie zastąpiły racjonalną debatę.
  • Wskazuje, że dawniej spory polityczne miały charakter merytoryczny, a dziś dominują w nich nienawiść i poczucie wykluczenia z obu stron.
  • Przywołując serial „Alternatywy 4”, autorka podkreśla, że współczesna Polska utraciła wspólnotowy wymiar, który niegdyś łączył ludzi mimo różnic.

 

Życie w alternatywie

Termin z logiki matematycznej został w uproszczonej formie zakorzeniony w mowie potocznej: dla większości alternatywa oznacza wybór z dwóch wykluczających się możliwości. O ile nauki ścisłe nie uwzględniają w dowodzeniu emocji, o tyle „usocjologicznione” pojęcie alternatywy przeciwnie – na ogół wyklucza racjonalne argumenty, odwołując się do uczuć i odczuć. A najczęściej – do interesów. Bo ideowość bywa przykrywką pazerności, paskudnej cechy motywującej sporą część rodaków.

Jak żyje się w Polsce podzielonej na dwa zwalczające się obozy? Coraz gorzej, bo pod presją: musisz opowiedzieć się, po którejś jesteś ze stron. I nie daj Boże, gdybyś okazał się symetrystą…

 

Po dwóch stronach przepaści

Znacie ten stan, kiedy przy stole rodzinnym czy przyjacielskim nagle orientujecie się, że jesteście po przeciwnej stronie? Nie mebla, lecz rzeczywistości. Ten podział pęczniał od wygranej PiS-u w 2015 roku, kiedy „elita” poczuła się zagrożona w swej przodującej społecznie pozycji. Wtedy to KOD-erzy wyszli na ulice i wymogli jednoznaczną deklarację. Już nie było możliwości wyrażania jakichkolwiek wątpliwości wobec lewej strony, trzeba było bezwzględnie nienawidzić prawicę.

Dwa lata temu przeciwnicy PiS-u przeżywali euforię. Wygrali! Milion serc zabiło nadzieją, że nadejdą światłe rządy Europejczyków, którzy zrealizują 100 postulatów, rozliczą pisiorów, ogarną media, sądy, kulturę, szkolnictwo… Całokształt polskich realiów. Po upływie 24 miesięcy nadszedł czas na konkluzje stosowne na półmetku. I wtedy okazało się, że Polacy bytują w dwóch Polskach. Jakby jaźń się nam rozjechała.

Polska wieloraka

Te same cyfry dla jednej strony znaczą same pozyty, dla przeciwnej – są dołujące. Jedni łykają socjotechniczne manewry, inni pozostają wobec nich sceptyczni. Zależy, jakim mediom daje się wiarę. Te oficjalne uprawiają propagandę nie mniej nachalną niż ta z czasów „Kury”, natomiast kanały prywatne bezlitośnie punktują wpadki obozu rządzącego. Niby jedna i druga strona podaje „twarde” dane, ale nawet konkrety prowadzą do odmiennych wniosków. Wiadomo, statystyka pozwala na pewną ekwilibrystykę interpretacyjną, jednak gdzieś powinny być punkty styczne. Skoro zaś nic nie trybi, a dwie różne wizje rozdziela czarna przepaść alternatywy, to nie wina cyfr, lecz procesów mentalnych. A te zaczęły się za komuny, kilkadziesiąt lat temu. Kto pamięta lata propagandy sukcesu (za Gierka), ten wie, o czym mowa. A komu (choć tych świadków coraz mniej wśród żywych) w pamięci pozostał obłęd stalinowskiego naginania realiów, temu nic nie trzeba tłumaczyć.

 

Spojrzenie z dwóch stron

„Z jednej strony śmiech szalony –
Z drugiej strony gorzka łza
Z jednej strony pensja żony –
Z drugiej – smaruj, gdzie się da
Z jednej strony praca zbrzydła –
Z drugiej – awans może przyjść
Z jednej strony wejść bez mydła –
Z drugiej zaś na swoje wyjść”

Tak pod koniec lat 70. Jan Tadeusz Stanisławski zdiagnozował morale (i postawy) Polaków. Czy nadal tkwimy w ambiwalentnym systemie etycznym, czy przeciwnie – wobec sporu o wartości potrafimy zająć ugruntowane stanowiska, na poparcie których mamy mocne argumenty? Niestety, wydaje mi się, że dzisiejsi polityczni adwersarze chcą tylko „wyjść na swoje”, w ten sam sposób kaptując swych popleczników.

„Jak nasi nie wygrają, będzie po was”.

Taki prosty szantaż mobilizuje najbardziej leniwych. A także tych, których troszkę sumienie uwiera.

 

Wykluczanie

Od kiedy pamiętam, domowo-prywatne dyskusje (jeszcze za PRL-u) wokół bieżącej sytuacji w kraju koncentrowały się na wymianie argumentów – co bardziej Polsce opłacało/opłaca się w kontekście ogólnoświatowych, a bardziej aktualnych europejskich okoliczności. Nawet z partyjniakami dawało się rozmawiać, choćby stało się w całkowitej kontrze. Choć wtedy, w latach 80., w środowisku, w którym funkcjonowałam, fani generała i jego rozwiązań należeli do zdecydowanej mniejszości. Ale po naszej transformacji towarzyskie spotkania, w których uczestniczyli zwolennicy reformy Balcerowicza i jej przeciwnicy, też przebiegały w miarę pokojowej atmosferze.

Dopiero dekadę temu, po wygranej PiS-u, coś się zmieniło. Jakiekolwiek koncyliacyjne rozważania zaniknęły, przeobrażając się w otwartą walkę pomiędzy zwolennikami lewej i prawej strony. Już nie chodziło o racje – zwyciężyły emocje. Wybuzowała nienawiść za utraconą (no, tylko troszkę) „elitarność” tych, którzy uważali się za sól naszej ziemi; o przywileje utracone na korzyść „suwerena”, który dostał 500+ i stać go było na wakacje. Pamiętam moje pierwsze zderzenie z uliczną manifestacją KOD-erów. Nie mogłam uwierzyć, że ta Francja elegancja potrafi być tak agresywna, wulgarna i – niestety – durnie zaślepiona. Potem dotarło do mnie, że to ja jestem wykluczona. W opcji wielu moich znajomych „stoczyłam się” do prawej strony i wobec tego należy mnie izolować od zdrowego lewackiego organizmu. Ot, takie przypadki: telefon do kumpli, z którymi niejedną imprezę się zaliczyło, taki z gatunku „co u was słychać”, a ten kwitowany jest chrząkaniem nasyconym niesmakiem, kwasem, w ogóle zdziwieniem, że się ośmielam. Lub jeszcze drastyczniej – dzwonię do znajomych, którzy sporo mi zawdzięczali, i zamiast kurtuazyjnych powitań słyszę: „Jak ci nie wstyd”. Po czym następuje rzucenie słuchawki.

 

Moje ankiety

Wydawało się, że zwycięstwo odniesione dwa lata temu przez obóz lewoskrętny uspokoi emocje tegoż i pozwoli prawakom jako tako egzystować, choćby na uboczu. Nic z tych rzeczy. Wygrana Karola Nawrockiego na prezydenta roznieciła wręcz mordercze zapędy jego przeciwników. Przecież miał nam prezydentować Europejczyk władający językami, taki ładny, że tylko podziwiać. Ktoś, kto uwierzył, że już sprawa klepnięta, po 1 czerwca poczuł głębokie rozczarowanie – a nie ma równie przykrego stanu emocji, jak poczucie, że dało się nabrać.

Kto posuwał w marszu miliona serc w towarzystwie innych wielbicieli Tuska, ten niechętnie przyzna, że wódz… no, trochę wszystkich wymanewrował. Tym większa irytacja, że za dwa lata znów może się odwyrtnąć. Ostatnie socjologiczne badania wskazują na przestawienie światopoglądowej wajchy z resztek altruizmu na czysty, nieskrywany egoizm oraz aspołeczność. Trzeba szybko się ustawić, „nachapać” w perspektywie zmiany rządu. Czy w tym alternatywnym świecie są jeszcze jakieś wartości const?

 

Podział moralny

Na własny użytek przeprowadziłam wśród znajomych nieformalną ankietę: „Co sądzisz o dotacjach z KPO?”. Sądziłam, że moi bliżsi i dalsi kumple mają podobnie negatywne zdanie o przyznawaniu kroci na absurdy, choćby z najbliższej nam branży wciąż zwanej kulturą. A tu – buzia w ciup, wzruszenie ramion i szybka zmiana tematu. Ktoś dostał kasę za friko, cóż to nowego? Jeszcze jeden grant dla samych swoich, był już czas się przyzwyczaić. Tak, rekcja (negacja lub przyzwolenie) na przekręty z KPO dobitnie mi uzmysłowiły, że jesteśmy moralnie podzieleni jak chyba nigdy dotąd. Jednak to sfera etyki, a jak wiadomo, dawny sztywny system etyczny uległ rozmyciu, tak w stronę oglądu Kalego.

Ale co z twardymi faktami, cyframi, danymi? Otóż okazuje się, że także w tej kategorii nie ma nic pewnego. O czym przekonało nas zróżnicowanie w ocenach dwulecia rządów Koalicji 15 października. W tym przypadku ostrość podziałów sięgnęła zenitu. I trochę się przelękłam: próba rozpoznania i zracjonalizowania przesłanek z obydwu stron prowadzi do schizofrenii.

 

Alternatywa w jednym bloku

Zastanawiam się, czy dziś mógłby powstać serial na wzór „Alternatywy 4”? Obawiam się, że nie – obecna polaryzacja postaw utrudniłaby przedstawienie barwnej panoramy społeczeństwa. I tu kilka słów o tamtym kultowym przedsięwzięciu Stanisława Barei. Początkowo serial miał nosić tytuł „Stanisław Anioł”, lecz reżyser przemianował go na „Alternatywy 4”, tak to uzasadniając:

„Polska to kraj na rozstaju dróg. Ma cztery alternatywy: lewo–prawo–góra–dół”.

Niby to sprzeczne z logiką, ale w kontekście absurdów dogorywającej komuny jakoś prorocze. Myślę o tamtych „alternatywach”, gdy czasem przechodzę mimo bloku przy Kazury 10 z muralem przedstawiającym Stanisława Anioła o twarzy i posturze Romana Wilhelmiego. Ciekawam, czy tamto dzieło z czasów końcówki socu jest do zrozumienia przez tych, którym nie było dane tamtego systemu doświadczyć?

 

Przekrój społeczny

Wilhelmi grał anty-anioła, wyjątkowo wrednego gospodarza domu o naturze inwigilatora-despoty, manipulującego podstępnie zdobytymi informacjami oraz swą kadukiem osiągniętą „władzą”. Prototypem postaci był niejaki Albin Siwak, aparatczyk z frakcji moczarowców. Anioł-Wilhelmi uosabiał rozmaitych komunistycznych kacyków, co nie mogło spotkać się z aprobatą PRL-owskiej cenzury. Toteż serial Barei, którego produkcja rozpoczęła się jesienią 1981 roku na fali solidarnościowej „odwilży”, po wprowadzeniu stanu wojennego napotykał liczne przeszkody. Ukończony w 1983 roku, przez trzy lata nie był dopuszczony do emisji. Jednak krążył w nielegalnym obiegu, na partyzancko odgrywanych kasetach wideo. To ostatecznie sprawiło, że serial dopuszczono na małe ekrany w 1986 roku, choć z telewizyjnej emisji usunięto nadmiernie „antysocjalistyczne” sceny.

Bareja osadził akcję serialu w czasach, gdy na piaskach, polach i nieużytkach powstawało największe osiedle południowej Warszawy. Tamże, w tej warszawskiej Nibylandii z adresem Alternatywy 4, skomasowano lokatorów stanowiących przekrój ówczesnego społeczeństwa. Wywodzili się z różnych środowisk, mieli różne podejście do życia, legitymowali się odmienną przynależnością, a przecież coś ich łączyło. Tym spoiwem był… skromny stan majątkowy ogółu oraz żałosna oferta handlu, co wymuszało międzyludzką kooperację. Co zaś tyczyło się metaforyki tytułu: alternatywa była, jak zawsze – w sferze etyki.

[Tytuł, niektóre śródtytuły, lead i sekcja "Co musisz wiedzieć" pochodzą od redakcji]



 

Polecane