[Tylko u nas] Nocny Kochanek: "Ludzie oczekują od nas rozrywki"
Krzysiek Sokołowski: – Wydaliśmy trzecią płytę. Fani i antyfani wiedzą, czego można się po nas spodziewać. Będzie to muzyka bazująca na klasykach heavymetalowych. Teksty z przymrużeniem oka ze specyficznym humorem. Tytuł płyty jest nawiązaniem do klimatu randkowego, który jest obecny na płycie. Czyli stawiamy na miłość i relacje damsko-męskie. Na „Randce w Ciemność” znajdziesz to, do czego przyzwyczailiśmy słuchaczy, ale podane nieco inaczej.
Robert Kazanowski: – Na krążku są co najmniej dwa utwory, które mogą zaskoczyć.
– Jak dobrze pamiętam, nie było lekko z graniem takiej muzyki w Polsce. Kiedy nastąpił moment przełamania w Waszej karierze, gdy słuchacze metalu otworzyli się na Waszą twórczość?
R.K.: – Materiał na pierwszą płytę powstawał dwa lata. Jeszcze jako zespół Night Mistress przeplataliśmy na koncertach nasze anglojęzyczne utwory numerami Nocnego Kochanka. Powoli przekonywaliśmy ludzi do grania metalu z humorem. Jak wyszła nasza pierwsza płyta, słuchacze znali już połowę numerów. Zauważyliśmy, że ludzie lepiej bawią się przy utworach sygnowanych znakiem towarowym Nocnego Kochanka.
K.S.: – Nocny Kochanek powstał przy okazji. Graliśmy na poważnie jako Night Mistress. Potem Bartek Walaszek, twórca m.in.. „Blok Ekipy”, zaproponował nam nagranie utworu „Minerał Fiutta”, który został wykorzystany w „Kapitanie Bombie”. Nie było chyba konkretnego momentu, w którym ludzie ewidentnie otworzyli się na naszą twórczość. Wszystko działo się spontanicznie i postępowało stopniowo. „Minerał” ewidentnie dał nam sygnał, że może fajnie będzie, jeśli nagramy coś jeszcze w humorystycznej konwencji.
– Jak reagowali na Was rasowi wielbiciele muzyki metalowej?
K.S.: – Początkowo spotykaliśmy się dosłownie z pojedynczymi przypadkami ostrej krytyki. Wraz ze wzrostem popularności zaczęło pojawiać się ich dużo więcej.
R.K.: – Z Krzyśkiem jesteśmy wielkimi fanami zespołu Helloween. Oni już 30 lat temu nagrywali jajcarskie numery. Nikt ich się nigdy nie czepiał, że grają humorystyczne numery.
– Macie duży dystans do muzyki, którą gracie…
R.K.: – To są żarty, które nas śmieszą. Okazuje się, że wielu ludzi dzieli z nami zamiłowanie do heavy metalu podanego w takiej formie. Cieszymy się, że nasze audytorium jest coraz większe.
K.S.: – Obecnie mamy zapełniony kalendarz do końca roku.
– Plener czy klub? Gdzie Nocny Kochanek najlepiej się czuje, w jakich warunkach?
K.S.: – Mamy tak dobrego realizatora, że wszędzie czujemy się dobrze.
– Teraz skupię się na wokaliście. Wciąż jesteś nauczycielem języka angielskiego?
K.S.: – Przestałem uczyć po 2. płycie Nocnego Kochanka. Jako ostatni w zespole porzuciłem swoje miejsce pracy. Lubiłem tę robotę. Uczyłem w gimnazjum.
– Gimnazjaliści znali Twoją twórczość?
K.S.: – Niekoniecznie. Chociaż wiedzieli, że w Nocnym Kochanku śpiewa ich nauczyciel. Większość uczniów słuchała rapu, ewentualnie popu. To była szkoła o profilu sportowym.
– Jak długo trzeba trenować, żeby móc zaśpiewać tak wysokie partie wokalne?
K.S.: – Opowiem ci anegdotę. Mój kumpel zagaił mnie przed koncertem Night Mistress wiele lat temu. Zapytał, jak sobie poradzę z wysokimi rejestrami na żywo, czy będę używał jakichś efektów. Po koncercie podszedł do mnie skonsternowany i stwierdził, że nie miałem żadnych efektów. Był zszokowany.
– Jesteś samoukiem?
K.S.: – Tak. Ćwiczyłem metodą prób i błędów, a dokładniej metodą odkrywkową. Odkrywałem swój potencjał. Próbowałem naśladować moich ulubionych wokalistów. Bardzo często zamykałem się w pokoju, puszczałem głośno muzykę, przytykałem poduszkę do twarzy i śpiewałem. Z czasem zaczęło mi to wychodzić coraz lepiej. Na lekcjach wokalu byłem może 5 razy w życiu. Te lekcje miały mi dać większe pojęcie na tematu wokalu. Z każdej z tych lekcji coś wyniosłem. Jednak żaden z nauczycieli nie uczył mnie śpiewu pod kątem muzyki metalowej. W każdym razie uważam, że każdy wokalista powinien wybrać się na lekcje śpiewu.
– A Ty, Robercie, chodziłeś na lekcje gry na gitarze?
R.K.: – Jestem samoukiem. Kiedyś jeździłem na warsztaty gitarowe prowadzone przez Marka Raduliego.
– Gitara jest marginalizowana na rzecz syntezatorów z różnymi efektami dźwiękowymi?
R.K.: – Niestety.
– Metal w ostatnich latach stracił na znaczeniu?
R.K.: – Ostatnio się nad tym zastanawiałem. Muzyka rockowa i metalowa jest obecnie w tym samym miejscu, co była 30-40 lat temu. Tylko mainstream się rozrósł. W radiu czy telewizji głównie lansuje się pop, przez co metal zszedł na dalszy plan. Ludzie teraz nawet nie wiedzą, jak różnorodna jest muzyka metalowa.
– Nocny Kochanek jest odtrutką na otaczającą nas rzeczywistość?
R.K.: – Na pewno. Wydajemy raczej imprezowe płyty.
K.S.: – Dlaczego ludzie przychodzą na nasze koncerty? Czego od nas oczekują? Rozrywki.
– Nocny Kochanek = Bracia Figo Fagot z mocnym gitarowym brzmieniem?
R.K.: – Często nas do nich porównują. My bardzo lubimy Braci (śmiech).
K.S.: – Z chłopakami od zawsze się lubimy. Porównanie do nich nas nie razi. Aczkolwiek nie jest do końca trafne.
R.K.: – Zagraliśmy z nimi wiele koncertów.
– Nie obawiacie się, że formuła Nocnego Kochanka może szybko się wyczerpać?
K.S.: – Czy żart opowiedziany – w naszym wypadku – trzeci raz będzie śmieszny? Teraz mamy zestaw nowych dowcipów. Na każdej płycie używamy nowych środków wyrazu do opowiedzenia naszych muzycznych kawałów.
– Nocny Kochanek niczym rasowy stand up z gitarami?
K.S.: – To jest bardzo trafna i pozytywna recenzja naszej muzyki.
– Night Mistress wciąż istnieje?
K.S.: – Jest w stanie letargu.
Rozmawiał: Bartosz Boruciak