[FOTO] Uwaga na dyngusiarzy, czyli o tradycjach wielkanocnych słów kilka
– Niedziela wielkanocna rozpoczynała się podobnie we dworach i w wiejskich chałupach. Rodziny szlacheckie i chłopskie świętowanie rozpoczynały od uczestnictwa we mszy rezurekcyjnej. Po wyjściu z kościoła chłopi urządzali wyścig konny. Chodziło o to, aby jak najszybciej dotrzeć do chałupy. Wierzono, że to przynosi szczęście, zdrowie, powodzenie i zapewnia obfite plony w kolejnym roku – mówi „Tygodnikowi Solidarność” dr Górska-Streicher, kierownik Działu Kultury Muzeum Wsi Radomskiej.
Niedziela wielkanocna w dworze spędzana była w gronie rodzinnym. W gości zapraszano tylko kapłana, Rządcę majątku i jego żonę. Śniadania świąteczne były bardzo obfite. Stoły wręcz uginały się pod jedzeniem. Mięsiwo musiało być wędzone (także w gospodarstwach chłopskich). – Przejawem bogactwa był pieczony w całości prosiak, który obowiązkowo musiał być podany. Na wielkanocnym stole kładziono poświęconego w sobotę barana z ciasta i kolorowe pisanki. Wytworność ciast i nakrycie stołu również świadczyło o zamożności rodziny. Srebrne sztućce były ustawiane na koziołkach – opowiada dr Górska-Streicher. Chłopi świętowali bardzo skromnie. – U wyrobnicy wiejskiej, czyli kobiety nieposiadającej ziemi, śniadanie wielkanocne było niezwykle ubogie. Na stole ustawiano tzw. jedzenie ubogich, czyli kaszankę. Jeśli się znalazła kiełbasa, to było jej bardzo mało. Nie mogło natomiast zabraknąć chleba. Samo nakrycie stołu było bardzo biedne. Najczęściej misa i stare sztućce. Najubożsi mieszkańcy wsi niedzielę wielkanocną spędzali w swoich domach, nie gościli nikogo – wyjaśnia kierownik Działu Kultury Muzeum Wsi Radomskiej.
#NOWA_STRONA#
Gościnny poniedziałek
Drugi dzień Świąt Wielkanocnych spędzano w dworach i chałupach wiejskich inaczej. Poniedziałek był czasem przeznaczonym na odwiedziny rodziny, znajomych. Odwiedzali się wszyscy mieszkańcy wsi od biedoty po szlachtę. Dr Justyna Górska-Streicher zwraca uwagę, że drugi dzień Świąt Zmartwychwstania Pańskiego był bardzo ważny dla społeczności. Integrował ją, sprzyjał nawiązywaniu znajomości szczególnie pośród młodych osób. – Wiele rzeczy, np. wejście do sypialni młodej dziewczyny i wyrwanie jej z pościeli, w ciągu roku nie byłyby poprawne. Tymczasem w lany poniedziałek było to dozwolone – wskazuje.
#NOWA_STRONA#
Prawdziwa swawola
Ludowa tradycja mówiła, że w śmigus-dyngus wyprasza się dary. Każda panna musiała być oblana wodą, co świadczyło także, że ma powodzenie. – Tego dnia o wczesnej porze po wsiach chodzili kolędnicy z kurkiem lub kogutem. Nieraz był to żywy ptak przywiązany do kija. Kogut głośno protestował przeciwko przywiązaniu, ale dzięki temu wieś słyszała, że zbliżają się kolędnicy zwani dyngusiarzami – dodaje dr Górska-Streicher. Dyngusiarze przybywali do domów, gdzie były panny na wydaniu. Wbiegali do izb, gdzie spały i obficie oblewali je wodą. Panny piszczały i uciekały przed lodowatą wodą. Był harmider i wielki bałagan. – Wierzono, że woda nie tylko symbolizuje życie, ale także jest pewnego rodzaju symbolem oczyszczenia. Panna oblana wodą pięknieje i utrzymuje urodę – wskazuje nasza rozmówczyni.
#NOWA_STRONA#
Z kapelą od domu do domu
Kolędnicy wozili ze sobą także wózek dyngusowy – kolorowy, przystrojony bibułą. Mieli instrumenty muzyczne, np. bębenek, harmonię, skrzypce. Chodzili od domu do domu, grając i śpiewając. Wiejskie podwórka zamieniały się w miejsce tańców i zabawy. – Zwyczajowo kapela musiała być poczęstowana ciastem i kieliszkiem wódki. Miała to być forma podziękowania za występ i podtrzymania stosunków sąsiedzkich. Dzieci i młodzież chłopska wypraszała u szlachciców kawałek kiełbasy, ciasta. W śmigus-dyngus nie można było odmówić kolędnikom. Wieczorem gromadzono zebrane dary i wspólnie świętowano – mówi ekspertka.
Wielkanoc nie mogła się obyć bez pisanek. W Radomskiem jajka malowano woskiem, do czego służyło tzw. żelazko, i farbowano za pomocą barwnika. Po wyjęciu z wody i przetarciu otrzymywano dwubarwne pisanki. Jajka farbowano też w łupinach cebuli. Wykonywano ich bardzo dużo, od kopy do dwóch. Pisankami obdarowywano gości, chrześniaków i dyngusiarzy. Panny wręczały je kawalerom. – Jeżeli dziewczynie podobał się chłopak, to obdarzała go dużą liczbą pisanek. Taki prezent liczył od 60 do nawet 120 jaj. W zamian chłopak oblewał ją wodą. Wówczas wiadomo było, że para jest skojarzona – dodaje dr Górska-Streicher.
Izabela Kozłowska
Cały artykuł znajduje się w numerze "TS" (15/2017) dostępnym także w wersji cyfrowej TUTAJ.
#REKLAMA_POZIOMA#