Płoną europejskie fabryki broni. W tle rosyjskie służby
Tym razem w wybuchu w Sopocie (tak, „stolica” bułgarskiego przemysłu zbrojeniowego nazywa się jak nadmorski kurort w Polsce) zginął tylko jeden pracownik. To świadczy o tym, że wprowadzone po poprzednich zamachach procedury bezpieczeństwa są coraz skuteczniejsze. Eksplozja nastąpiła około południa i nastąpiła w dziale wytwarzającym materiały wybuchowe. Dyrekcja zakładów zbrojeniowych WMZ kilka godzin po wydarzeniu zapowiedziała rychłe przywrócenie pełnej produkcji i kontynuowanie dotychczasowej sprzedaży – większość konstruowanych tu pocisków i rakiet trafia od razu na Ukrainę, dla której wojska jest najpoważniejszym obecnie wsparciem. Być może dlatego, że w pierwszym półroczu tego roku zakład zwiększył produkcję o 80 proc., osiągając prawie 200 milionów euro przychodu.
Zamachy, podpalenia, otrucia
Czy eksplozja jest częścią serii wybuchów niszczących od kilku lat bułgarski przemysł zbrojeniowy? Śledczy i policja zapowiadają, że właśnie pod tym kątem jest prowadzone śledztwo. Dotychczasowe, związane z poprzednimi zamachami, pokazały, że były to starannie przygotowane ataki, za którymi stały rosyjskie służby specjalne. Wiele śladów prowadziło wprost do rosyjskiej ambasady w Sofii.
Poprzedni atak na skład i fabrykę amunicji, do którego doszło rok wcześniej, był tak widowiskowy, że mieszkańcy miasta Karnobat, przy którym w latach 90. wyrósł producent broni, wspominają go do dzisiaj. Przede wszystkim trwał przez parę godzin – powtarzające się co kilkanaście minut wybuchy i gigantyczny słup ognia dowodziły, że z ratowaniem fabryki nie radzi sobie miejscowa straż pożarna. Straż, która była przeszkolona m.in. właśnie w zakresie gaszenia składów z amunicją. Szkolenie to wymógł na bułgarskich władzach właściciel fabryki, Bułgar Emilian Gebrew, znany w Europie potentat branży zbrojeniowej. Kilka miesięcy wcześniej – w maju 2022 roku – wydarzył się tu podobny zamach, po którym fabryka dość szybko się podniosła i wróciła do pełnej produkcji. Już wówczas śledztwo, niezależnie od policji, zaczęła prowadzić Agencja Bezpieczeństwa Narodowego, czyli bułgarski kontrwywiad. Na ślad rosyjski niemal natychmiast wskazał właściciel zakładu – i nie bez powodu. Gebrew jest w rosyjskiej polityce i powiązanym z Kremlem biznesie wrogiem, który znajduje się wysoko na liście osób do wyeliminowania. Przede wszystkim z powodu wspierania wszystkich narodów i krajów, które chcą się wyzwolić z rosyjskich zależności. Jego zakłady płonęły już wielokrotnie – w 2011, 2012, 2015 i 2020 roku. Sam Gebrew był również otruty – nieskutecznie, bo wrócił do zdrowia. Lekarze badający go w szpitalu, gdzie trafił wprost ze spotkania biznesowego, na którym stracił przytomność, znaleźli w jego organizmie truciznę noviczok – to wręcz podpis rosyjskich morderców spod znaku GRU (tą samą trucizną GRU próbowało zabić w Londynie byłego rosyjskiego szpiega Siergieja Skripala w 2012 roku). W styczniu 2020 roku bułgarska prokuratura oskarżyła o próbę zabójstwa trzech morderców – funkcjonariuszy jednostki 29155 GRU, którzy przebywali w Bułgarii, kolegów niedoszłych morderców z Londynu. Podobnie jak w przypadku nieudanego londyńskiego morderstwa na byłym agencie Kremla przylecieli oni do Bułgarii kilka dni przed zamachem. Bułgarskim służbom dość szybko udało się ustalić personalia agentów GRU, jednak Rosja odmówiła ukarania agentów, nie przyznając się ani do próby otrucia, ani do zamachów na przedsiębiorstwa zbrojeniowe.
Jednostka 29155
Rosyjscy szpiedzy stali również za wysadzeniem składu amunicji w czeskich Vrběticach w 2014 roku. Zginęło wówczas dwóch pracowników składu, a za zamachem stali funkcjonariusze znanej w Europie jednostki 29155 GRU.
Sprawnie prowadzone kilkutygodniowe śledztwo czeskich służb również ustaliło, że za zamachem stali Rosjanie – konkretni funkcjonariusze, wszyscy zatrudnieni w moskiewskiej ambasadzie w Pradze. Ówczesny premier Czech po naradzie z dowództwem czeskiej Służby Bezpieczeństwa i Informacji podjął głośną wówczas decyzję o natychmiastowym wydaleniu (bez prawa powrotu) z Czech 18 pracowników ambasady rosyjskiej wraz z rodzinami. Czeskie służby do dzisiaj przekonują, że to właśnie wówczas, w 2014 roku, kiedy już był okupowany ukraiński Krym, a w ukraińskich Doniecku i Ługańsku dochodziło do pierwszych zbrodni wojennych, Rosja próbowała swoich możliwości w ataku na więcej niż jeden kraj i osłabienia możliwości obronnych wschodnioeuropejskich członków NATO.
Narodowe Centrum Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej (NCOZ) wystawiło list gończy za Aleksandrem Pietrowem i Rusłanem Boszirowem, funkcjonariuszami GRU. Choć korzystali oni z wielu paszportów – również mołdawskiego na nazwisko Nicolai Popa i tadżyckiego na nazwisko Rułlan Tabarow – właśnie pod swoimi prawdziwymi nazwiskami są dzisiaj mordercami z zakazem wjazdu nie tylko do całej Europy, ale także Australii, Kanady, Stanów Zjednoczonych i większości krajów Azji.
Zbrojeniówka pod nadzorem
Po ostatnim wybuchu w bułgarskiej fabryce amunicji służby wszystkich europejskich państw są postawione w stan podwyższonej gotowości i szczególnie starannie ochraniają infrastrukturę zbrojeniową swoich krajów.
NATO-wskie służby są jednak przekonane, że w najbliższym czasie dojdzie do kolejnych prób zamachów. Rosja przegrywająca na Ukrainie musi pokazać społeczeństwu, że „operacja specjalna” miała sens i wygrana oraz zdobycie „faszystowskiej Ukrainy” wciąż jest w zasięgu niegdyś największej armii świata.
Tekst pochodzi z 45 (1815) numeru „Tygodnika Solidarność”.