"Piekło". Rozwiązanie wprowadzające Strefy Czystego Transportu narusza szereg praw
Według definicji „strefy czystego transportu to wydzielony obszar, po którym mogą poruszać się wyłącznie pojazdy spełniające odpowiednie normy emisji spalin, tzw. normy Euro, które są powiązane z datą produkcji pojazdu”.
„Piekło dla całej masy ludzi”
Normy te w każdym kolejnym etapie wprowadzania SCT stają się coraz bardziej restrykcyjne, co uderza szczególnie we właścicieli starszych samochodów, a więc w ludzi najmniej zamożnych.
„Mam niepełnosprawne intelektualnie dziecko (jest orzeczenie, dokumentacja itd.). Opóźnienie intelektualne, autyzm i cała masa zaburzeń. Dziecko uczy się w szkole w klasie specjalnej. Nie posiadamy karty parkingowej osoby niepełnosprawnej, bo dziecko chodzi... Ale nie mogę korzystać z komunikacji miejskiej ze względu na paniczny strach dziecka przed tłumem, hałasem itd. Wielokrotnie musiałem opuszczać środki komunikacji miejskiej, bo dziecko zwyczajnie nie dawało rady. Mam samochód niespełniający wymogów SCT. Muszę dowozić dziecko z Wilanowa do szkoły na Mokotowie każdego dnia. Co w takim przypadku? Czy moje dziecko obejmie ulga dla osób niepełnosprawnych? Czy ja, jadąc do szkoły po moje dziecko, mogę wjechać czy muszę być z dzieckiem «na pokładzie»? Cała masa pytań bez odpowiedzi... SCT to piekło dla całej masy ludzi...” – dzieli się z nami refleksją Mateusz z Warszawy.
„Według projektu ogłoszonego w listopadzie 2023 r. warszawska strefa czystego transportu, która obejmie całe dzielnice Śródmieście, Żoliborz i Pragę Północ, prawie całą Ochotę i Pragę Południe, większość Mokotowa i połowę obszaru Woli, będzie wdrażana w pięciu etapach. Pierwszy etap zostanie wprowadzony w lipcu 2024 r. Później, konsekwentnie co dwa lata, będą zwiększać się wymagania dotyczące standardów emisji spalin dla aut poruszających się po strefie. Nowy projekt wprowadza ulgę dla mieszkańców strefy – będą mieli cztery lata na dostosowanie się do jej wymogów. Wprowadzony zostanie również dodatkowy wyjątek dla seniorów (osób, które do końca 2023 r. ukończą 70 lat), o ile przed 1 stycznia 2024 r. byli właścicielami swoich pojazdów” – czytamy na stronie miasta. Jak jednak uczulali prelegenci konferencji poświęconej STC zorganizowanej w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Warszawie, jeden z absurdów „udogodnień” dla starszych osób to założenie, że za kierownicą wpuszczanego do SCT pojazdu musi siedzieć jego właściciel – senior, co oznacza, że starszego rodzica nie może np. zawieźć na wizytę lekarską jego dziecko czy wnuk. Na dodatek nie należy zbyt często chorować. Jak głosi zapis projektu SCT mówiący o „wyłączeniach gminnych okazjonalnych”, przypadki losowe, np. dojazd do szpitala, lekarza, miejsca zdawania matury ma obejmować przepustka do wykorzystania przez cztery dni w roku.
Drastyczne naruszenie wolności
„Działania mające na celu poprawę jakości powietrza to jedno z zadań państwa, natomiast ocena, czy Strefy Czystego Transportu rzeczywiście przyczynią się do polepszenia jakości powietrza na terenie miast to już zupełnie inna sprawa, którą należy oddać specjalistom z tej dziedziny. Pod względem prawnym natomiast możemy ocenić, że wprowadzenie Stref Czystego Transportu jest bardzo radykalnym rozwiązaniem, z pewnością naruszającym szereg praw i wolności gwarantowanych konstytucyjnie, w tym przede wszystkim prawa do przemieszczania się” – zauważa w rozmowie z „Tygodnikiem Solidarność” Łukasz Bernaciński, prawnik z Ordo Iuris. „Strefy Czystego Transportu ograniczają również prawo własności, ponieważ poprzez ich wprowadzenie nie możemy w pełni dysponować naszą własnością w postaci samochodu. W wielu przypadkach będziemy mieć także do czynienia z ograniczaniem prawa do edukacji, ponieważ osoby mieszkające na obrzeżach miast mogą mieć utrudniony proces dotarcia do szkół, do pracy, do obiektów kulturalnych. Utrudniony może być także dostęp do szpitali. Szczególnie w miejscach, w których komunikacja publiczna jest słabo rozwinięta, utrudnienia mogą być dotkliwe i rzutować na wiele sfer funkcjonowania obywateli. Samorządy mają narzędzia służące poprawie jakości powietrza, które nie ingerują tak drastycznie w sferę wolności człowieka. Myślę tu przede wszystkim o narzędziach związanych z zagospodarowaniem przestrzennym, z pozostawianiem pasów zieleni czy korytarzy, którymi można «przewietrzać» miasto. Nie każda parcela i działka musi być zabudowywana przez deweloperów. Możemy tu wskazać przykład Wrocławia, w którym Strefy Czystego Transportu chce się wprowadzić z tego względu, że na obszarze całego województwa dolnośląskiego tylko jedna stacja pomiarowa odczytała przekroczenie norm stężenia tlenku azotu. Była to stacja umieszczona w okolicach skrzyżowania Alei Wiśniowej i ulicy Powstańców Śląskich we Wrocławiu. I ze względu na to chce się we Wrocławiu ustanowić Strefę Czystego Transportu, która na dodatek w ogóle nie obejmie swoim terenem tego skrzyżowania.
Natomiast samo skrzyżowanie, na którym został dokonany pomiar, jest położone w niecce, łączy dwie duże ulice, a w okolicy znajdują się stare zabudowania ze starymi sposobami ogrzewania. Miasto nie podejmuje tutaj absolutnie podstawowych działań, takich jak przebudowa tego miejsca, czyszczenie ulic na mokro, wspomaganie wymiany pieców ogrzewających mieszkania w starym budownictwie etc. Zamiast tego chce w bardzo radykalny sposób ograniczać prawa i wolności obywateli” – tłumaczy nasz rozmówca. „Z perspektywy prawnej można ocenić to jako wprowadzenie najbardziej radykalnych działań, także wątpliwych konstytucyjnie. Na podstawie artykułu 31 ustęp 3 Konstytucji mówiącego o warunkach, na jakich można ograniczać prawa i wolności obywateli, działania mające na celu wprowadzenie Stref Czystego Transportu można ocenić jako nieproporcjonalne. Warto byłoby skorzystać z rozwiązań, które są mniej dotkliwe dla obywateli, a jednocześnie być może są bardziej skuteczne w kwestii dbałości o jakość powietrza. Gdyby Strefy Czystego Transportu były badane przez Trybunał Konstytucyjny, mogłyby się nie ostać” – konkluduje Bernaciński.
„Wypychanie mieszkańców miast z miast, argumentowane tym, że człowiek tylko szkodzi w naturalnym środowisku to idea szalona, ale znajduje swoich wyznawców w kręgach decyzyjnych w Polsce i w Europie. Prawdziwym celem ich ataku jest prawo do powszechnej własności prywatnej, a walka z samochodami to tylko jedna z odsłon szerszej, antywolnościowej kampanii. Dzisiaj chcą oni odebrać szerokim kręgom społecznym prawo do posiadania samochodów w cenach dostępnych nawet dla ludzi mniej zamożnych. Obecne realia ekonomiczne sprawiają, że samochód elektryczny jest dostępny dla ludzi bogatych, przedstawicieli władzy i korporacji dysponujących dużym kapitałem, pozwalającym na uwzględnienie kosztów eksploatacji jako części kosztów uzyskania przychodów przez firmę” – podkreślają na swojej stronie internetowej przeciwnicy SCT zrzeszeni wokół inicjatywy „Nie oddamy miasta”. „Jeżeli plany przeciwników własności prywatnej zostaną zrealizowane, z naszych garaży i ulic znikną samochody dające nam dzisiaj komfort podróżowania w rodzinnym gronie. Narzucane w dużych miastach tzw. Strefy Czystego Transportu (SCT) to sposób na wprowadzenie kolejnych ograniczeń dla właścicieli samochodów i zmuszanie ich do kupna drogich i niepewnych samochodów elektrycznych. Pod pretekstem ochrony powietrza i walki z emisją CO2 eko-rewolucjoniści de facto wymuszają wycofywanie z rynku samochodów, które są w zasięgu możliwości finansowych niezamożnych osób. Oceniając ceny i parametry techniczne aut elektrycznych, już widzimy, że będą to pojazdy dla bogatych wybrańców, a ich eksploatacja podniesie koszty transportu, a w ślad za tym także wszystkiego, co spożywamy i z czego korzystamy” – puentują.
Tekst pochodzi z 48 (1818) numeru „Tygodnika Solidarność”.