Szczepan Araszkiewicz: Byłem umordowany podziemną robotą

Siedemnasty dzień grudnia. Wczesny wieczór. Szczecin. Budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Rdzawe ognie wybuchają oknami żywym płomieniem. Wraz z nimi na pół spalone kartki zadrukowanego papieru. Czyjaś ręka wyrzuca dzieła Marksa, Engelsa, Lenina. Fragmenty nadpalonych mebli. Tylko od czasu do czasu tę niemal grobową mroźną ciszę przerywa syk trawionych szczap. Kilkusetosobowy tłum. Milicja. Wojsko. Nikt nie strzela. Nikt nie skanduje. Ten traumatyczny czas zatrzymany w obrazie lęku odnotowuje czternastoletni wówczas Szczepan Araszkiewicz. Odchodzi przerażony grozą i zafascynowany płonącym obrazem. Następnego dnia już wie, że komunistyczna władza strzelała do ludzi. Wie, że wielu zabito. Wśród nich Romana Kużaka, nauczyciela gimnastyki z jego podstawówki.
Szczepan Araszkiewicz Szczepan Araszkiewicz: Byłem umordowany podziemną robotą
Szczepan Araszkiewicz / fot. M. Wyrwich

Być może to wydarzenie ? Być może codzienne słuchanie Radia Wolnej Europy przez ojca, skłoniło dziesięć lat później Szczepana Araszkiewicza do działalności w legalnej, a później podziemnej Solidarności. Szukając swojej motywacji do działania, powiada, że wielki w tym udział miał również wybór Karola Wojtyły na papieża. I odwaga, jaką wyzwolił w Polakach.

– To było dla nas wielkie święto. Ludzie po wyborze Jana Pawła II zaczęli głośno rozmawiać o polityce. Często też, co wcześniej się nie zdarzało, powoływali się na informacje z RWE. Nie kryli tego. I to było bardzo wymowne. Aż po rok 1980 czuło się, że… „coś” musi się zadziać. Nie wiadomo co, ale… na to „coś” czekaliśmy. Ja także – wspomina dziś Szczepan Araszkiewicz.

Z awansu społecznego

Rodzice Szczepana Araszkiewicza przewędrowali do Szczecina w drugiej połowie lat czterdziestych. Ojciec Bolesław, pochodzący ze wsi bezrolny przed wojną, był wzorcowym kandydatem dla władzy komunistycznej, i skorzystał z „awansu społecznego”. Wstąpił do PZPR. Został przodownikiem pracy Socjalistycznej. Jego „awans” odnotowano w jednej z książek propagandowych opisujących „sukcesy gospodarki socjalistycznej”. Partia chciała, by został agitatorem, ale nie zgodził się, wykonując swój wyuczony na kursach zawód elektryka. W ramach protestu przeciwko zbrodni komunistów na Wybrzeżu i Pomorzu w 1970 roku rzucił legitymacją partyjną. Był człowiekiem na swój sposób uczciwym i niewątpliwie pracowitym. Po robocie w Szczecińskim Zakładzie Energetycznym szedł na tzw. fuchy, zapewniając żonie i z czasem czworgu dzieciom podstawowy byt. Choć należał do partii zwalczającej Kościół katolicki, sam chodził na Msze Święte, a o wychowanie religijne i patriotyczne dzieci, by chodziły na katechezę i przystępowały do sakramentów, z niezwykłą konsekwencją dbała mama Regina.

Czas nieszczególny

Patrząc wstecz, zarówno na lata szkoły podstawowej, jak i technikum, Szczepan Araszkiewicz nie przypomina sobie, by czas ten w jakiś szczególny sposób zapisał się w jego życiu. Jedno z wydarzeń jednak utkwiło mu dobrze w pamięci. Z nieznanych mu dotąd przyczyn został powołany do zasadniczej służby wojskowej, choć choroba uczuleniowa uwalniała go od tej socjalistycznej służby. Na komisji wojskowej uznano to za… „wymigiwanie się od wojska”. Może była to zemsta za ojca, który ostentacyjne rzucił legitymacją PZPR w 1970 roku? Nie wiadomo.

– Najpierw miałem służyć w Szczecinie. Później z jakichś powodów dostałem wezwanie do Nowego Dworu Mazowieckiego. Wojskowi lekarze uznali, że symuluję chorobę. Dopiero, kiedy byłem w niemal krytycznym stanie, zostałem zawieziony do szpitala, bo bali się, że mogą odpowiadać za moją śmierć. Tam mnie odratowano i po pół roku wróciłem do cywila – opowiada Szczepan Araszkiewicz.

Nie miał siły, by zorganizować strajk

Po wojsku został mistrzem w Szczecińskim Przedsiębiorstwie Budownictwa Przemysłowego. I wszystko zapowiadało, że – z czasem pewnie awansując – będzie tam pracował do emerytury. Nigdy mu nie przyszło do głowy, że Polak zostanie papieżem. A w jego zakładzie ludzie wystąpią przeciwko miejscowym watażkom partyjnym, którzy manipulowali dwutysięczną załogą. Nawet wtedy, kiedy rozpoczęły się strajki w Świdniku, Lublinie, później Gdańsku, Szczecinie i całej Polsce.

– Byłem niezadowolony, że nie ma u nas w zakładzie strajków – opowiada Szczepan Araszkiewicz. – Chodziłam na strajk do Fabryki Narzędzi w Dąbiu, gdzie pracował mój szwagier. Sam nie miałem takiej przebojowej siły autorytetu, by zorganizować je w naszym zakładzie. Ale doprowadziłem do zwolnienia kierownika, który zalazł wszystkim za skórę. Ludzie więc mnie poparli i wybrali na męża zaufania, a później delegata wydziału do KZ „S”. Wiedzieli, że prezentowałem postawę antykomunistyczną. Raczej antyreżimową. Nie kryłem się ze swoimi poglądami. Wiedzieli, że słucham RWE, że opowiadam się za Kościołem.

Szesnaście miesięcy legalnej działalności Solidarności Szczepan Araszkiewicz spędził na edukacji. Czytał mnóstwo wychodzących wówczas gazet i biuletynów Solidarności. „Tygodnik Solidarność” i miejscową gazetę „S” „Jedność”. Po raz pierwszy miał dostęp nie tylko do nieznanych mu dotychczas książek.

– Dużo czytałem i to wpływało na moją świadomość polityczną, choć już przed 1980 rokiem zapoznałem się z „Archipelagiem Gułag”. Dostawało się książkę i trzeba ją było przeczytać w ciągu nocy, oddać do podziemnej biblioteki i rano iść do pracy – wspomina Szczepan Araszkiewicz. – Prawie nie znałem tej zakazanej historii, choć sporo słuchałem Radia Wolna Europa. Dowiadywałem się o faktach z historii Polski, o których nie miałem pojęcia. Te książki bardzo mnie budowały. To była niezwykła edukacja. Moje wielkie dojrzewanie polityczne. Można powiedzieć: formacja polityczna. Szesnaście miesięcy było dla mnie czasem wzrastania politycznego. Gruntowało moją postawę. I to, co było dla mnie niezwykle ważne – otwierałem się na ludzi. Owszem, później zyskałem taką świadomość, ale wówczas uważałem już, że „S” to nie tylko związek zawodowy, ale organizacja polityczna dążąca do niepodległości. To był krok w kierunku czegoś większego. Nadzieja, że wywalczymy wolną Polskę. Doskonale wiedzieliśmy, że takiej szansy na obalenie komunizmu, jaką daje Solidarność, już może nie być w naszej historii. Bo Solidarność to w jakimś sensie samodzielny byt. To siła, do której każdy już się mógł odwołać.

W podziemiu od pierwszego dnia stanu wojennego

Trzynastego grudnia w te marzenia o wolnej Polsce uderzyli komuniści. Szczepan nie miał wątpliwości, że może się to któregoś dnia stać. Reżim miał bowiem świadomość, że coraz więcej ludzi nabiera przekonania, iż komunistyczne rządy można obalić bez przelewu krwi.
Szczepan już od pierwszego dnia stanu wojennego zabrał się do pracy podziemnej. Choć w jego zakładzie działacze „S” zapadli się pod ziemię i nie doszło do żadnego strajku, to znalazł jednego, który wprowadził go w tajniki podziemnej działalności. Najpierw więc Szczepan zaczął rozprowadzać ulotki. Później je drukować.

– Pierwszego dnia stanu wojennego wyszedłem na miasto ze znaczkiem Solidarności w klapie, szukając jakiejś manifestacji, by się do niej przyłączyć. Ale nic takiego się nie działo. Ani przez moment nie zastanawiałem się nad tym, jakie mogą mi grozić konsekwencje. Miałem ogromną chęć przeciwstawienia się komunistom – opowiada Araszkiewicz. – W końcu trafiłem w moim zakładzie na Andrzeja Schiera. On mnie wprowadził w to mityczne podziemie. Ale nie miałem z niego wiele pociechy, bo już po pół roku został aresztowany. Jednak przed aresztowaniem przekazał mi sito, czyli najprostsze urządzenie drukarskie, oraz walizki papieru. Dzięki niemu też nawiązałem kontakt z Wieśkiem Szajką i Zbyszkiem Jasiną, od czego zaczęła się moja poważna aktywność w podziemiu. Wiesiek po jakimś czasie, w ogromnej konspiracji, zaprowadził mnie do jakiegoś tajnego mieszkania, gdzie pomagałem mu w druku. Czułem się jak dopuszczony do pełnienia niezwykłej misji. Zaczęliśmy też ostro działać w zakładzie. Powstała tajna komisja „S”.

Rozpoczęto zbieranie składek związkowych, także prowadzono pomoc socjalną. Założono konspiracyjną bibliotekę książek bezdebitowych i kaset z piosenką niezależną. Szczepan organizował również projekcję filmów zakazanych. Produkował też napisy „Solidarność” na T-shirtach czy chusty z nadrukami „S” dla szczecińskich pielgrzymek na Msze Święte za Ojczyznę odprawiane przez Jerzego Popiełuszkę.
– Nasze pielgrzymki zaczęły się od organizowania Mszy Świętych za Ojczyznę u szczecińskich Chrystusowców. Organizatorem grup naszych budowlańców była Jadwiga Marszczek. W ramach represji zwolniono ją z pracy w urzędzie wojewódzkim. Podtrzymywała tę naszą grupę. Była niewątpliwie wielką postacią. Kiedy wydawałem nasze pismo budowlańców „Ogniwo”, bardzo wiele mi pomagała. Ona, można powiedzieć, otworzyła nas na świat. Dzięki niej poznałem Joannę i Jana Kulmów, którzy mieszkali w niedalekich Strumianach. To oni, między innymi, wprowadzili Dni Kultury Chrześcijańskiej. Przyjeżdżali tam aktorzy, pisarze, poeci. Wśród nich Ernest Bryll.

Blisko niepodległości

Dni przeradzały się w miesiące. Te w lata. Tak minęło ich ponad siedem działalności w konspiracji Szczepana Araszkiewicza aż po 1989 rok. Wcześniej, w 1986 roku, współtworzył Tajną Zakładową Komisję Solidarność Budowlanych. W tym samym roku wraz z Wiesławem Szajką oraz Dorotą i Zbigniewem Jasinami założył Szczecińską Oficynę „Solidarność”, która wydała m.in. poezję Joanny Kulmowej czy wiersze Jacka Kaczmarskiego. Rok później, wraz ze Stanisławem Możejką, legendarną postacią zachodniopomorskiego podziemia, współtworzył jawny Komitet Założycielski Związku Zawodowego „Solidarność”. Tę aktywną codzienność, łączenia pracy zawodowej z podziemną, wypełniała mu też praca przy drukowaniu szczecińskiej edycji „Tygodnika Wojennego” czy „Samorządnej Rzeczpospolitej”.
– Choć wiele działałem, to chcę uzupełnić, że nie drukowałem szczecińskiego miesięcznika „Obraz” czy „Prolet”. Nie wchodziłem też w skład Tajnej Komisji „S” Portu Szczecińskiego, co widnieje w moim biogramie zamieszczonym w Encyklopedii „S” – prostuje Szczepan Araszkiewicz.

Działalność Szczepana Araszkiewicza nie uszła uwadze miejscowej SB. Po jednym z przesłuchań funkcjonariusze nakazali, jak czytamy w dokumentach SB zgromadzonych w IPN: użycie „wobec podejrzanego” licznych szykan. Między innymi: „[…] zastosowanie wszelkich kar dyscyplinarnych, zakaz awansów, zakaz wyjazdów na budowy eksportowe, skreślenie z listy oczekujących na przydział mieszkań”.
Wreszcie po latach walki pokoleń z komunistycznym reżimem przyszedł rok 1989. Szczepan Araszkiewicz zabrał się aktywnie do pomocy w kampanii wyborczej miejscowych kandydatów do Sejmu i Senatu. Po wyborach wycofał się z życia związkowego i politycznego. Założył własną firmę. Dziś, jak powiada, z podziemnej działalności zostało mu piękne wspomnienie i żal, że Polska nie jest tak idealna, jak sobie wymarzył: całkowicie wolna, niezależna i sprawiedliwa. Niemniej cieszy się z tego, że przeżył piękne lata, walcząc o niepodległą Polskę. Także i z tego, że poznał wówczas swoją ukochaną żonę Hannę, która również wspomagała jego działalność. Skromnie przyznaje, że jest dumny z tego, iż jego praca została doceniona. Został bowiem odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski i Krzyżem Wolności i Solidarności.

– Byłem umordowany podziemną robotą. Ciągłym napięciem, stresem. Takim podświadomym. Uważaniem na to, co się robi, co się mówi, żeby się nie zdekonspirować. Często w pracy byłem niezbyt wyspany, bo pracowałem jakby na dwóch etatach. Czasem odnosiłem wrażenie, i chyba tak było, że za dużo na siebie wziąłem. Byłem już bardzo zmęczony. Owszem, widziałem, że moja, nasza działalność, prowadzi ku wolnej Polsce, ale byłem rozczarowany negocjacjami podczas obrad Okrągłego Stołu. I tymi wszystkimi oszustwami, manipulacjami, tym układaniem się działaczy podziemnej lewicy z komunistami. To mnie najbardziej zniechęciło do jakiejkolwiek działalności politycznej czy społecznej. Tak że wszedłem całkowicie w prywatność. Poświęciłem się sprawom rodzinnym, miałem już dwóch synów, i pracy zawodowej. Dziś niewątpliwie uważam, że był to najważniejszy czas w moim życiu.

Tekst pochodzi z 49 (1819) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Tusk pochwalił się wydatkiem na CPK. Tymczasem jest to kwota... 3 razy za mała z ostatniej chwili
Tusk pochwalił się wydatkiem na CPK. Tymczasem jest to kwota... 3 razy za mała

Premier Donald Tusk poinformował we wtorek o przekazaniu w tym roku 3,5 mld zł w formie papierów skarbowych na budowę CPK. Jednakże uchwała rady ministrów z października 2023 r. mówi o kilkukrotnie wyższej kwocie.

Krzysztof Skiba uderza w Karola Nawrockiego z ostatniej chwili
Krzysztof Skiba uderza w Karola Nawrockiego

Lider zespołu Big Cyc Krzysztof Skiba dał się w ostatnich latach poznać nie tylko jako artysta i osobowość telewizyjna, ale także komentator spraw społecznych czy politycznych. Skiba w komentarzach niejednokrotnie przekraczających granicę dobrego smaku nie ukrywa swojej wielkiej niechęci do PiS; tym razem zaatakował kandydata na prezydenta Karola Nawrockiego.

Nie żyje legendarny polski piłkarz Jan Furtok z ostatniej chwili
Nie żyje legendarny polski piłkarz Jan Furtok

Informację o śmierci Jana Furtoka, legendarnego polskiego piłkarza i trenera, przekazał GKS Katowice.

Nowa Sucha: Ciężarówka wjechała pod pociąg Intercity z ostatniej chwili
Nowa Sucha: Ciężarówka wjechała pod pociąg Intercity

Ciężarówka wjechała pod pociąg IC w miejscowości Nowa Sucha (pow. sochaczewski). Lekko rannych zostało 3 pasażerów. Ruch kolejowy na trasie Warszawa – Łowicz został wstrzymany w obu kierunkach.

IMGW wydał ostrzeżenie. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał ostrzeżenie. Oto co nas czeka

Jak wynika z komunikatu IMGW, dzisiejsza pogoda nie sprzyja dobremu samopoczuciu, a wieczorem dodatkowo czekają nas oblodzenia.

Reuters: Rosjanie zajmują nowe tereny najszybciej od początku wojny pilne
Reuters: Rosjanie zajmują nowe tereny najszybciej od początku wojny

Siły rosyjskie obecnie zajmują nowe tereny na Ukrainie najszybciej od początku pełnowymiarowej napaści; w ciągu ostatniego miesiąca zajęły obszar odpowiadający połowie powierzchni Londynu – poinformowała we wtorek agencja Reutera, powołując się na analityków i blogerów.

Rząd Tuska podejmie uchwałę ws. zabójczej dla rolnictwa umowy z Mercosur. Ekspert: Piłka jest w grze tylko u nas
Rząd Tuska podejmie uchwałę ws. zabójczej dla rolnictwa umowy z Mercosur. Ekspert: Piłka jest w grze

Na dzisiejszym posiedzeniu rządu ma zostać podjęta uchwała sprzeciwiająca się umowie handlowej UE – Mercosur, która jest korzystna dla niemieckiego przemysłu, ale zabójcza dla rolnictwa innych krajów członkowskich, również Polski. Sama uchwała nie ma żadnej mocy prawnej, jednak ekspert ds. hodowli bydła Jacek Zarzecki widzi w niej pewną szansę.

Cztery sondy, cztery miażdżące wygrane jednego kandydata gorące
Cztery sondy, cztery miażdżące wygrane jednego kandydata

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia podczas spotkania w Rypinie ogłosił, że oficjalna kampania wyborcza przed wyborami prezydenckimi 2025 rozpocznie się dopiero 8 stycznia przyszłego roku. De facto jednak "prekampania" trwa już w najlepsze.

Andrzej Mleczko zerwał współpracę z Polityką, sugerując cenzurę. Jest odpowiedź tygodnika z ostatniej chwili
Andrzej Mleczko zerwał współpracę z "Polityką", sugerując cenzurę. Jest odpowiedź tygodnika

"Wczorajsze oświadczenie Andrzeja Mleczki odczytaliśmy jak dowcip, ale taki z Radia Erewań" – głosi oświadczenie tygodnika "Polityka", odnoszące się do wypowiedzi słynnego rysownika.

Katastrofa samolotu w Wilnie. Odnaleziono czarne skrzynki pilne
Katastrofa samolotu w Wilnie. Odnaleziono czarne skrzynki

Jak poinformowało litewskie Ministerstwo Sprawiedliwości, odnaleziono czarne skrzynki samolotu towarowego, który w poniedziałek rozbił się nieopodal wileńskiego lotniska.

REKLAMA

Szczepan Araszkiewicz: Byłem umordowany podziemną robotą

Siedemnasty dzień grudnia. Wczesny wieczór. Szczecin. Budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Rdzawe ognie wybuchają oknami żywym płomieniem. Wraz z nimi na pół spalone kartki zadrukowanego papieru. Czyjaś ręka wyrzuca dzieła Marksa, Engelsa, Lenina. Fragmenty nadpalonych mebli. Tylko od czasu do czasu tę niemal grobową mroźną ciszę przerywa syk trawionych szczap. Kilkusetosobowy tłum. Milicja. Wojsko. Nikt nie strzela. Nikt nie skanduje. Ten traumatyczny czas zatrzymany w obrazie lęku odnotowuje czternastoletni wówczas Szczepan Araszkiewicz. Odchodzi przerażony grozą i zafascynowany płonącym obrazem. Następnego dnia już wie, że komunistyczna władza strzelała do ludzi. Wie, że wielu zabito. Wśród nich Romana Kużaka, nauczyciela gimnastyki z jego podstawówki.
Szczepan Araszkiewicz Szczepan Araszkiewicz: Byłem umordowany podziemną robotą
Szczepan Araszkiewicz / fot. M. Wyrwich

Być może to wydarzenie ? Być może codzienne słuchanie Radia Wolnej Europy przez ojca, skłoniło dziesięć lat później Szczepana Araszkiewicza do działalności w legalnej, a później podziemnej Solidarności. Szukając swojej motywacji do działania, powiada, że wielki w tym udział miał również wybór Karola Wojtyły na papieża. I odwaga, jaką wyzwolił w Polakach.

– To było dla nas wielkie święto. Ludzie po wyborze Jana Pawła II zaczęli głośno rozmawiać o polityce. Często też, co wcześniej się nie zdarzało, powoływali się na informacje z RWE. Nie kryli tego. I to było bardzo wymowne. Aż po rok 1980 czuło się, że… „coś” musi się zadziać. Nie wiadomo co, ale… na to „coś” czekaliśmy. Ja także – wspomina dziś Szczepan Araszkiewicz.

Z awansu społecznego

Rodzice Szczepana Araszkiewicza przewędrowali do Szczecina w drugiej połowie lat czterdziestych. Ojciec Bolesław, pochodzący ze wsi bezrolny przed wojną, był wzorcowym kandydatem dla władzy komunistycznej, i skorzystał z „awansu społecznego”. Wstąpił do PZPR. Został przodownikiem pracy Socjalistycznej. Jego „awans” odnotowano w jednej z książek propagandowych opisujących „sukcesy gospodarki socjalistycznej”. Partia chciała, by został agitatorem, ale nie zgodził się, wykonując swój wyuczony na kursach zawód elektryka. W ramach protestu przeciwko zbrodni komunistów na Wybrzeżu i Pomorzu w 1970 roku rzucił legitymacją partyjną. Był człowiekiem na swój sposób uczciwym i niewątpliwie pracowitym. Po robocie w Szczecińskim Zakładzie Energetycznym szedł na tzw. fuchy, zapewniając żonie i z czasem czworgu dzieciom podstawowy byt. Choć należał do partii zwalczającej Kościół katolicki, sam chodził na Msze Święte, a o wychowanie religijne i patriotyczne dzieci, by chodziły na katechezę i przystępowały do sakramentów, z niezwykłą konsekwencją dbała mama Regina.

Czas nieszczególny

Patrząc wstecz, zarówno na lata szkoły podstawowej, jak i technikum, Szczepan Araszkiewicz nie przypomina sobie, by czas ten w jakiś szczególny sposób zapisał się w jego życiu. Jedno z wydarzeń jednak utkwiło mu dobrze w pamięci. Z nieznanych mu dotąd przyczyn został powołany do zasadniczej służby wojskowej, choć choroba uczuleniowa uwalniała go od tej socjalistycznej służby. Na komisji wojskowej uznano to za… „wymigiwanie się od wojska”. Może była to zemsta za ojca, który ostentacyjne rzucił legitymacją PZPR w 1970 roku? Nie wiadomo.

– Najpierw miałem służyć w Szczecinie. Później z jakichś powodów dostałem wezwanie do Nowego Dworu Mazowieckiego. Wojskowi lekarze uznali, że symuluję chorobę. Dopiero, kiedy byłem w niemal krytycznym stanie, zostałem zawieziony do szpitala, bo bali się, że mogą odpowiadać za moją śmierć. Tam mnie odratowano i po pół roku wróciłem do cywila – opowiada Szczepan Araszkiewicz.

Nie miał siły, by zorganizować strajk

Po wojsku został mistrzem w Szczecińskim Przedsiębiorstwie Budownictwa Przemysłowego. I wszystko zapowiadało, że – z czasem pewnie awansując – będzie tam pracował do emerytury. Nigdy mu nie przyszło do głowy, że Polak zostanie papieżem. A w jego zakładzie ludzie wystąpią przeciwko miejscowym watażkom partyjnym, którzy manipulowali dwutysięczną załogą. Nawet wtedy, kiedy rozpoczęły się strajki w Świdniku, Lublinie, później Gdańsku, Szczecinie i całej Polsce.

– Byłem niezadowolony, że nie ma u nas w zakładzie strajków – opowiada Szczepan Araszkiewicz. – Chodziłam na strajk do Fabryki Narzędzi w Dąbiu, gdzie pracował mój szwagier. Sam nie miałem takiej przebojowej siły autorytetu, by zorganizować je w naszym zakładzie. Ale doprowadziłem do zwolnienia kierownika, który zalazł wszystkim za skórę. Ludzie więc mnie poparli i wybrali na męża zaufania, a później delegata wydziału do KZ „S”. Wiedzieli, że prezentowałem postawę antykomunistyczną. Raczej antyreżimową. Nie kryłem się ze swoimi poglądami. Wiedzieli, że słucham RWE, że opowiadam się za Kościołem.

Szesnaście miesięcy legalnej działalności Solidarności Szczepan Araszkiewicz spędził na edukacji. Czytał mnóstwo wychodzących wówczas gazet i biuletynów Solidarności. „Tygodnik Solidarność” i miejscową gazetę „S” „Jedność”. Po raz pierwszy miał dostęp nie tylko do nieznanych mu dotychczas książek.

– Dużo czytałem i to wpływało na moją świadomość polityczną, choć już przed 1980 rokiem zapoznałem się z „Archipelagiem Gułag”. Dostawało się książkę i trzeba ją było przeczytać w ciągu nocy, oddać do podziemnej biblioteki i rano iść do pracy – wspomina Szczepan Araszkiewicz. – Prawie nie znałem tej zakazanej historii, choć sporo słuchałem Radia Wolna Europa. Dowiadywałem się o faktach z historii Polski, o których nie miałem pojęcia. Te książki bardzo mnie budowały. To była niezwykła edukacja. Moje wielkie dojrzewanie polityczne. Można powiedzieć: formacja polityczna. Szesnaście miesięcy było dla mnie czasem wzrastania politycznego. Gruntowało moją postawę. I to, co było dla mnie niezwykle ważne – otwierałem się na ludzi. Owszem, później zyskałem taką świadomość, ale wówczas uważałem już, że „S” to nie tylko związek zawodowy, ale organizacja polityczna dążąca do niepodległości. To był krok w kierunku czegoś większego. Nadzieja, że wywalczymy wolną Polskę. Doskonale wiedzieliśmy, że takiej szansy na obalenie komunizmu, jaką daje Solidarność, już może nie być w naszej historii. Bo Solidarność to w jakimś sensie samodzielny byt. To siła, do której każdy już się mógł odwołać.

W podziemiu od pierwszego dnia stanu wojennego

Trzynastego grudnia w te marzenia o wolnej Polsce uderzyli komuniści. Szczepan nie miał wątpliwości, że może się to któregoś dnia stać. Reżim miał bowiem świadomość, że coraz więcej ludzi nabiera przekonania, iż komunistyczne rządy można obalić bez przelewu krwi.
Szczepan już od pierwszego dnia stanu wojennego zabrał się do pracy podziemnej. Choć w jego zakładzie działacze „S” zapadli się pod ziemię i nie doszło do żadnego strajku, to znalazł jednego, który wprowadził go w tajniki podziemnej działalności. Najpierw więc Szczepan zaczął rozprowadzać ulotki. Później je drukować.

– Pierwszego dnia stanu wojennego wyszedłem na miasto ze znaczkiem Solidarności w klapie, szukając jakiejś manifestacji, by się do niej przyłączyć. Ale nic takiego się nie działo. Ani przez moment nie zastanawiałem się nad tym, jakie mogą mi grozić konsekwencje. Miałem ogromną chęć przeciwstawienia się komunistom – opowiada Araszkiewicz. – W końcu trafiłem w moim zakładzie na Andrzeja Schiera. On mnie wprowadził w to mityczne podziemie. Ale nie miałem z niego wiele pociechy, bo już po pół roku został aresztowany. Jednak przed aresztowaniem przekazał mi sito, czyli najprostsze urządzenie drukarskie, oraz walizki papieru. Dzięki niemu też nawiązałem kontakt z Wieśkiem Szajką i Zbyszkiem Jasiną, od czego zaczęła się moja poważna aktywność w podziemiu. Wiesiek po jakimś czasie, w ogromnej konspiracji, zaprowadził mnie do jakiegoś tajnego mieszkania, gdzie pomagałem mu w druku. Czułem się jak dopuszczony do pełnienia niezwykłej misji. Zaczęliśmy też ostro działać w zakładzie. Powstała tajna komisja „S”.

Rozpoczęto zbieranie składek związkowych, także prowadzono pomoc socjalną. Założono konspiracyjną bibliotekę książek bezdebitowych i kaset z piosenką niezależną. Szczepan organizował również projekcję filmów zakazanych. Produkował też napisy „Solidarność” na T-shirtach czy chusty z nadrukami „S” dla szczecińskich pielgrzymek na Msze Święte za Ojczyznę odprawiane przez Jerzego Popiełuszkę.
– Nasze pielgrzymki zaczęły się od organizowania Mszy Świętych za Ojczyznę u szczecińskich Chrystusowców. Organizatorem grup naszych budowlańców była Jadwiga Marszczek. W ramach represji zwolniono ją z pracy w urzędzie wojewódzkim. Podtrzymywała tę naszą grupę. Była niewątpliwie wielką postacią. Kiedy wydawałem nasze pismo budowlańców „Ogniwo”, bardzo wiele mi pomagała. Ona, można powiedzieć, otworzyła nas na świat. Dzięki niej poznałem Joannę i Jana Kulmów, którzy mieszkali w niedalekich Strumianach. To oni, między innymi, wprowadzili Dni Kultury Chrześcijańskiej. Przyjeżdżali tam aktorzy, pisarze, poeci. Wśród nich Ernest Bryll.

Blisko niepodległości

Dni przeradzały się w miesiące. Te w lata. Tak minęło ich ponad siedem działalności w konspiracji Szczepana Araszkiewicza aż po 1989 rok. Wcześniej, w 1986 roku, współtworzył Tajną Zakładową Komisję Solidarność Budowlanych. W tym samym roku wraz z Wiesławem Szajką oraz Dorotą i Zbigniewem Jasinami założył Szczecińską Oficynę „Solidarność”, która wydała m.in. poezję Joanny Kulmowej czy wiersze Jacka Kaczmarskiego. Rok później, wraz ze Stanisławem Możejką, legendarną postacią zachodniopomorskiego podziemia, współtworzył jawny Komitet Założycielski Związku Zawodowego „Solidarność”. Tę aktywną codzienność, łączenia pracy zawodowej z podziemną, wypełniała mu też praca przy drukowaniu szczecińskiej edycji „Tygodnika Wojennego” czy „Samorządnej Rzeczpospolitej”.
– Choć wiele działałem, to chcę uzupełnić, że nie drukowałem szczecińskiego miesięcznika „Obraz” czy „Prolet”. Nie wchodziłem też w skład Tajnej Komisji „S” Portu Szczecińskiego, co widnieje w moim biogramie zamieszczonym w Encyklopedii „S” – prostuje Szczepan Araszkiewicz.

Działalność Szczepana Araszkiewicza nie uszła uwadze miejscowej SB. Po jednym z przesłuchań funkcjonariusze nakazali, jak czytamy w dokumentach SB zgromadzonych w IPN: użycie „wobec podejrzanego” licznych szykan. Między innymi: „[…] zastosowanie wszelkich kar dyscyplinarnych, zakaz awansów, zakaz wyjazdów na budowy eksportowe, skreślenie z listy oczekujących na przydział mieszkań”.
Wreszcie po latach walki pokoleń z komunistycznym reżimem przyszedł rok 1989. Szczepan Araszkiewicz zabrał się aktywnie do pomocy w kampanii wyborczej miejscowych kandydatów do Sejmu i Senatu. Po wyborach wycofał się z życia związkowego i politycznego. Założył własną firmę. Dziś, jak powiada, z podziemnej działalności zostało mu piękne wspomnienie i żal, że Polska nie jest tak idealna, jak sobie wymarzył: całkowicie wolna, niezależna i sprawiedliwa. Niemniej cieszy się z tego, że przeżył piękne lata, walcząc o niepodległą Polskę. Także i z tego, że poznał wówczas swoją ukochaną żonę Hannę, która również wspomagała jego działalność. Skromnie przyznaje, że jest dumny z tego, iż jego praca została doceniona. Został bowiem odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski i Krzyżem Wolności i Solidarności.

– Byłem umordowany podziemną robotą. Ciągłym napięciem, stresem. Takim podświadomym. Uważaniem na to, co się robi, co się mówi, żeby się nie zdekonspirować. Często w pracy byłem niezbyt wyspany, bo pracowałem jakby na dwóch etatach. Czasem odnosiłem wrażenie, i chyba tak było, że za dużo na siebie wziąłem. Byłem już bardzo zmęczony. Owszem, widziałem, że moja, nasza działalność, prowadzi ku wolnej Polsce, ale byłem rozczarowany negocjacjami podczas obrad Okrągłego Stołu. I tymi wszystkimi oszustwami, manipulacjami, tym układaniem się działaczy podziemnej lewicy z komunistami. To mnie najbardziej zniechęciło do jakiejkolwiek działalności politycznej czy społecznej. Tak że wszedłem całkowicie w prywatność. Poświęciłem się sprawom rodzinnym, miałem już dwóch synów, i pracy zawodowej. Dziś niewątpliwie uważam, że był to najważniejszy czas w moim życiu.

Tekst pochodzi z 49 (1819) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe