Marek Matusiak, OSW: Po wojnie będziemy mieć do czynienia ze zdewastowaną Gazą i straumatyzowaną, zradykalizowaną ludnością
– Jak będzie wyglądało tegoroczne Boże Narodzenie w Ziemi Świętej?
– „Ziemia Święta” jest terminem symbolicznym, natomiast w praktyce, jeżeli chodzi o rzeczywistość polityczną i administracyjną, jest ona bardzo podzielona – mamy państwo Izrael, Strefę Gazy i Zachodni Brzeg, gdzie znajdują się bardzo ważne miejsca, takie jak Betlejem czy Jerycho. Administracyjnie jest to obszar bardzo skomplikowany, fragmenty Zachodniego Brzegu są pod administracją Autonomii Palestyńskiej, większość tego terenu jest natomiast pod zarządem okupacyjnej administracji izraelskiej. Boże Narodzenie w każdej z tych części Ziemi Świętej będzie wyglądać zupełnie inaczej.
– Jak będą je przeżywać chrześcijanie na tamtych terenach?
– To zależy od tego, gdzie mieszkają. Mamy w Izraelu chrześcijan najrozmaitszych obrządków: katolików, prawosławnych, obrządku ormiańskiego i innych, niewielka społeczność chrześcijan mieszkała także w Strefie Gazy ogarniętej obecnie wojną, palestyńscy chrześcijanie mieszkają również na Zachodnim Brzegu. Każda z tych społeczności chrześcijańskich będzie obchodzić święta Bożego Narodzenia w innych warunkach. Najtrudniejsza jest rzecz jasna sytuacja chrześcijan w Strefie Gazy, gdzie toczy się bardzo brutalna wojna, gdzie trwają izraelskie naloty i działania lądowe. Powierzchniowo Strefa Gazy odpowiada mniej więcej wielkości Krakowa. Obecnie żadna z jej części nie jest bezpieczna, a zatem mieszkający tam chrześcijanie w żaden sposób nie mogą czuć się niezagrożeni, nawet jeżeli nie mają nic wspólnego z Hamasem i nie biorą udziału w walce zbrojnej. Dla bardzo niewielkiej społeczności chrześcijańskiej w Gazie będą to święta w warunkach wojny z prawdziwego zdarzenia. Chrześcijanie mieszkający na terenie Izraela – czy to obywatele izraelscy, czy też cudzoziemcy, także będą przeżywali święta w trudnych warunkach. Terytorium Izraela nie jest bezpieczne, w jego stronę lecą rakiety ze strony Strefy Gazy, raz na jakiś czas ogłaszany jest alarm i trzeba biec do schronu, dotyczy to wszystkich mieszkańców Izraela, niezależnie od wyznania. To samo dzieje się w północnej części kraju ostrzeliwanej z kolei przez Hezbollah z terytorium Libanu. Nie mamy tu oczywiście do czynienia z wojną na tak dużą skalę jak ta, która toczy się w Gazie, ale także w Izraelu najbliższe święta nie będą spokojne. Niestety nie będą one także spokojne na Zachodnim Brzegu, gdzie mamy do czynienia z dużą niestabilnością, z izraelskimi operacjami zbrojnymi w palestyńskich miastach, z atakami osadników na społeczności palestyńskie, także i tutejsi chrześcijanie, będący zdecydowaną mniejszością wśród Palestyńczyków, będą doświadczali poczucia ogromnego napięcia i niepewności.
– Jak wygląda obecnie sytuacja zakładników przebywających w rękach Hamasu? Kilku osobom udało się uciec i zostały one zastrzelone przez armię izraelską, co nie mogło nie wywołać wzburzenia rodzin przetrzymywanych osób. Czy ich nacisk na rząd Izraela będzie skuteczny?
– Część zakładników została uwolniona podczas pierwszego zawieszenia broni. W rękach Hamasu pozostaje ich około 130. Istnieje bardzo duża presja wewnątrz Izraela na to, by rząd skupił się przede wszystkim na działaniach zmierzających do uwolnienia zakładników. W pierwszej fazie reakcji na zamach z 7 października Izrael skoncentrował się na działaniach wojennych, na odwecie militarnym w Strefie Gazy. Przez długie tygodnie w ogóle nie było mowy o kwestii zakładników. Oczywiście za kulisami toczyły się rozmowy w tej sprawie, natomiast nie przynosiły one żadnych rezultatów. Dopiero zawieszenie broni sprzed kilku tygodni pozwoliło dokonać pierwszej wymiany zakładników, a obecnie toczą się rozmowy na temat uwolnienia kolejnej grupy ludzi – a być może wszystkich. Prezydent Izraela zasygnalizował potencjalną gotowość do kolejnej przerwy humanitarnej i wymiany zakładników. Z pewnością rośnie związana z tym presja wewnętrzna w Izraelu. Wokół rodzin zakładników powstał ruch społeczny, który naciska na rząd, aby ten skoncentrował się w pierwszej kolejności na oswobodzeniu uwięzionych ludzi, nawet kosztem działań militarnych. Nie wiemy, jakie to przyniesie efekty i kiedy, ponieważ są to negocjacje bardzo poufne.
"W Izraelu istnieje olbrzymie przyzwolenie dla działań bardzo brutalnych"
– Czy wojna ma poparcie społeczne w Izraelu?
– To, co wydarzyło się 7 października i później, ma ogromne znaczenie polityczne i radykalnie wpłynęło na wyniki sondaży poparcia dla rządu. Jeżeli wybory miałyby odbyć się w najbliższym czasie, to premier Beniamin Netanjahu i jego koalicjanci zostaliby w nich zdziesiątkowani i mogliby stracić około połowy swoich mandatów w Knesecie. Surowo oceniany jest zarówno fakt, że w ogóle doszło do ataku Hamasu na Izrael, jak i ignorowanie kwestii zakładników. Nie przekłada się to jeszcze na izraelską rzeczywistość polityczną, u władzy są nadal ci sami ludzie z premierem na czele. Został utworzony bardzo wąski gabinet wojenny, do którego dokooptowano dwóch polityków opozycji. Nastroje wobec rządu i premiera są bardzo niechętne, ale nie ma to związku z tym, w jaki sposób prowadzona jest wojna, a raczej z faktem, że w ogóle doszło do ataku na Izrael 7 października. Fakt, że wojna wywołuje tak kolosalny poziom strat po stronie palestyńskiej ludności cywilnej, raczej nie jest przedmiotem protestu izraelskiej opinii publicznej. Rząd ma mandat na prowadzenie działań zbrojnych, nawet jeśli wywołują one kolosalne straty po przeciwnej stronie. To nie bulwersuje specjalnie izraelskiej opinii publicznej. Według jednego z najbardziej wiarygodnych sondaży przeprowadzonych na ten temat w Izraelu jakiś czas temu istnieje wręcz olbrzymie przyzwolenie dla działań bardzo brutalnych, a nawet bezwzględnych. Opinia publiczna zbulwersowana jest natomiast faktem, że Izrael w ogóle znalazł się w tej sytuacji.
– Chodzi o to, że rząd ignorował ostrzeżenia, że może dojść do ataku Hamasu?
– Między innymi, ale jest to tylko jeden z wielu elementów tej układanki. Porażka państwa izraelskiego była tutaj wielopoziomowa. Jej elementem było oczywiście to, że ignorowano sygnały o tym, że Hamas może szykować atak, ale nie chodziło tu o proste przeoczenie polegające na tym, że ktoś czegoś nie zauważył, pomylił czy nie przekazał jakiejś informacji, ale bardziej o kwestię całościowej politycznej oceny tego, czym jest Hamas, z jaką sytuacją mamy do czynienia w Strefie Gazy, jakie mogą płynąć stamtąd zagrożenia dla Izraela etc. Ocena tego wszystkiego była błędna, ale ponieważ była ona tak silnie wdrukowana w umysły ludzi z izraelskiego establishmentu odpowiedzialnych za kwestie bezpieczeństwa, nie pozwoliła ona na dostrzeżenie i prawidłową interpretację nadchodzących sygnałów. Uważano, że Hamas nie jest w stanie i także nie chce przeprowadzić tego rodzaju ataku i nawet jeśli pojawiały się informacje, że może być inaczej, bagatelizowano je, uważając, że Hamas jest zbyt prymitywną organizacją, żeby dokonać czegoś na dużą skalę, a poza tym, że jest zainteresowany stabilnością i otrzymywaniem pieniędzy płynących z Kataru, a nie atakami zbrojnymi.
"Wojna potrwa długo"
– Jak liczna jest społeczność, która została jeszcze w Strefie Gazy i co stanie się z uchodźcami z tamtych terenów?
– Przed wojną w Strefie Gazy mieszkało ok. 2,2–2,5 mln ludzi, możemy szacować, że biorąc pod uwagę statystyki osób zabitych i zaginionych, zginęło już ponad 20 000 osób, co jest ogromną liczbą, zważywszy na tak krótki czas trwania konfliktu. Palestyńczycy pozostają w Strefie Gazy i są przepychani z jednego miejsca na drugie, najpierw kazano im się ewakuować z północnej części Stefy i rzeczywiście istotna część ludności wyniosła się stamtąd na południe, teraz są informowani na bieżąco, w której części południa Izrael przeprowadza ataki. Realia są takie, że ludzie ci są koncentrowani na coraz to mniejszej przestrzeni. Co dalej? Nie wiadomo, Izrael nie udziela odpowiedzi na pytanie o to, do czego dąży. Podaje ogólnie formułowane cele polityczne tej operacji, czyli zniszczenie Hamasu, odzyskanie zakładników i upewnienie się, że już nigdy ze Strefy Gazy nie wyjdzie żadne zagrożenie dla Izraela. Co to oznacza w praktyce? Nie wiadomo. Istnieją bardzo poważne wątpliwości co do tego, czy Hamas da się zniszczyć. Jest to organizacja mająca wiele wymiarów. Istnieje oczywiście ramię zbrojne, które w dramatyczny sposób objawiło się 7 października, jednak Hamas jest także organizacją polityczną, charytatywną, religijną etc. Od 2007 r. Hamas sprawował władzę w Gazie, także organizacja ta ma wymiar administracyjny. Pojawia się pytanie, czy jej likwidacja miałaby objąć także urzędników. Wydaje się, że kwestia dotycząca tego, co zostanie uznane za likwidację Hamasu, będzie decyzją polityczną. Nie możemy zatem ocenić, kiedy wojna się zakończy. O ile odzyskanie zakładników to bardzo konkretny cel, o tyle uzyskanie pewności, że ze Strefy Gazy nigdy nie napłynie żadne zagrożenie dla Izraela, wydaje się niemożliwe. W moim przekonaniu Izrael w niewielkim stopniu będzie się przejmował losem ludności cywilnej, mimo że zdaje on sobie sprawę, że sposób prowadzenia tej wojny odbija się mocno na wizerunku państwa. Pierwszoplanowe będzie raczej zaprezentowanie efektów wojny jako swojego politycznego osiągnięcia. Od tego jest na razie bardzo daleko, także można obawiać się, że wojna potrwa długo. Będziemy mieć do czynienia ze zdewastowaną Gazą i straumatyzowaną, zradykalizowaną ludnością jeszcze silniej nienawidzącą Izraela niż wcześniej. Perspektywa na osiągnięcie pokoju i poczucia bezpieczeństwa pozwalającego ludziom na godne życie wydaje się mało realna.
– Czy światowa opinia publiczna posiada realne instrumenty działania mogące w jakimś stopniu ochronić palestyńską ludność cywilną? Czy też będzie co jakiś czas wyrażała swoje ubolewanie nad jej losem, ale w końcu się do tego stanu rzeczy przyzwyczai?
– Pojęcie „międzynarodowa opinia publiczna” jest bardzo umowne i kryje się za nim wielu różnych aktorów. Ma ona swoje ograniczenia, ponieważ Izrael jest bardzo niezależnym i suwerennym państwem, które w ograniczonym stopniu się tą opinią przejmuje. Bierze ją oczywiście pod uwagę, ale nie jest ona rozstrzygającym czynnikiem w jego działaniach. Państwem, którego zdanie Izrael rzeczywiście bierze pod uwagę, są rzecz jasna Stany Zjednoczone, ale także tutaj nie ma prostej zależności polegającej na tym, że USA ma faktyczną kontrolę nad tym, co zrobi Izrael. Mogą na niego naciskać, lobbować, namawiać, ale niekoniecznie przyniesie to oczekiwany skutek. Izrael ma swoje kalkulacje, cele i swoją politykę wewnętrzną i nie poddaje się łatwo presji, nawet ze strony USA. Opinii światowej można zarzucać hipokryzję i bierność, ale rzeczywistość jest taka, że możliwości realnego wpływania na izraelską politykę są ograniczone. Stany Zjednoczone jak na razie zajmują stanowisko bardzo sprzyjające Izraelowi i umożliwiające mu taką odpowiedź wojskową na atak z 7 października, jakiej Izrael chce udzielić. USA chronią Izrael na arenie międzynarodowej, na forum ONZ blokują rezolucje wzywające Izrael do zawieszenia broni etc. Oczywiście dla Stanów Zjednoczonych jest to coraz bardziej problematyczne, bo obrazy ze Strefy Gazy idą w świat i budzą bardzo gwałtowne emocje, a USA są oskarżane o to, że umożliwiają Izraelowi prowadzenie tak brutalnych działań. Coraz częściej ze strony wysokich urzędników amerykańskich – czy to sekretarza Antony’ego Blinkena, czy Lloyda Austina – słyszymy wezwania w stronę Izraela, żeby prowadził wojnę w inny sposób i redukował poziom strat wśród ludności cywilnej. Odnosi to zapewne jakiś skutek, nie jest on jednak duży. Izrael jest państwem, które w niewielkim stopniu poddaje się presji opinii międzynarodowej.
Tekst pochodzi z 1 (1823) numeru „Tygodnika Solidarność”.