[Felieton „TS”] Jan Wróbel: Powódź dała szansę, którą zmarnujemy
Jeżeli mamy zbudować Polskę lepszą od tej całkiem niezłej, którą mamy teraz, to właściwie wiemy, od czego zacząć. Pisowcy muszą porozmawiać z pisowcami, którzy uznali, że ulegną mądrości narodu, i nie zbudowali narodowi zbiorników. Błąd? Gorzej niż błąd – głupota? Czy nieuchronny efekt demokracji, na który nie ma rady? Peowcy powinni zadać te same pytania peowcom. Być może wszyscy razem powinniśmy sobie zadać pytanie o to, co robić, kiedy jakaś rozsądna, propaństwowa polityka nie zyskuje poparcia wyborców – a mimo to należy ją wprowadzić w życie. A dopiero potem brać się za rozliczanie drugiej strony.
Innym rozwiązaniem, jak się wydaje mającym większe poparcie w elektoracie, byłoby ocenzurowanie Mazurka. Nie żeby mu zakazać wystąpień. Skąd. To byłoby niedemokratyczne. Tylko po prostu niech swoje programy nagrywa w dwóch wersjach: dla peowców i dla pisowców, żeby się nikt niepotrzebnie nie denerwował.
Funkcjonowanie państwa
Po powodzi przydałby się skaner funkcjonowania państwa, a zwłaszcza koordynacji jego różnych, także samorządowych, struktur. To państwo – nie zaś „państwo PiS” czy „państwo Tuska” – osiągało sukcesy, ale i ponosiło porażki w walce z żywiołem, zawsze niebezpiecznym, ale przecież nie tak zupełnie nieprzewidywalnym. Zapewne, jak to bywa, im sytuacja była gorsza, tym więcej było poświęcenia i waleczności. Kiedy tragedia zagląda w oczy, wielu porzuca kostium czasów normalnych i działa, aby było zrobione. Niemniej „zacinki” zdarzały się różnej skali. Były do uniknięcia? Miały swoich „ojców chrzestnych”? Czy były nie do przeskoczenia? – Austriacy i Czesi też mieli swoje problemy.
Wyjaśnianie rzeczywistości
Warto by wiedzieć. Cóż nam jednak z tego przyjdzie, że do wskazywania i wyjaśniania („wyjaśniania”) rzeczywistości zabiorą się zaprawieni w obu propagandyści? Dostaniemy kolejne koktajle półprawd, zarzutów i histerii. Przedsmak mieliśmy w pierwszych dniach powodzi – wyliczanki kto co zbudował, a kto nie. I jakoś, kto by pomyślał, internetowe rycerstwo jednej strony wyliczało tylko zaniedbania (czy prawdziwe, to inna kwestia) drugiej. I jeszcze ta niewiarygodnie małostkowa inba wokół dożynek z udziałem prezydenta – a my odwołaliśmy koncerty, mecze, wesela? Paplanina, że głowa państwa, niemająca żadnych uprawnień do kierowania pracami wojewodów i służb, powinna koniecznie pojechać na tereny zalane wodą! Dopiero wtedy nieznający zmęczenia internetowi bohaterowie frontu ideologicznego mieliby o czym pisać: „A po cóż tam jechałeś, Adrianie?”. Głupsze są chyba tylko wydziwiania nad zupą szczawiową premiera Tuska.