[Tylko u nas] Michał Szczerbiec dla Tysol.pl: "Nie ma co narzekać. Trzeba robić swoje"
– Gitarzysta, aktor. Czuję się bardziej gitarzystą niż wokalistą.
– Ok. Gitarzysta, aktor. Gdzie ciebie można zobaczyć?
– Gram głównie w warszawskich pubach. Jesienią chcę wyjechać poza Warszawę.
– Miałem na myśli twój drugą aktywność zawodową, czyli aktorstwo…
– Gram głównie w serialach. Są to drugoplanowe role w takich produkcjach jak: „Ojciec Mateusz”, „M jak miłość”, „Barwy szczęścia”. Moi fani są zaskoczeni, że również tworzę muzykę.
– Po co ci blues? Twój wizerunek nie jest spójny ze statycznym pojmowaniem muzyki bluesowej.
– Nie identyfikuje się jako bluesman. Jak ktoś posłucha moich płyt, to usłyszy tam odcienie bluesa. Nie gram korzennego bluesa. Mój styl cały czas się krystalizuje. Idę w kierunku rocka i popu. Jednak nie gram typowego rocka i popu.
– Chcesz odświeżyć polską scenę bluesową.
– Trzeba przede wszystkim łączyć różne gatunki muzyczne. Dać powietrze ze współczesności, w to co było dawniej.
– Z taką muzyką chcesz dotrzeć do masowego odbiorcy?
– Chcę się realizować. Przede wszystkim robię to dla siebie. Chcę uzewnętrzniać się.
– Plan filmowy nie wystarcza?
– Jest za mało. Mam ogromną potrzebę pracy twórczej. Dużym sukcesem będzie dla mnie jak kilka tysięcy będzie podążało za moją twórczością.
– Dlaczego nie ma ciebie na ściankach?
– Nie mam parcia na szkło. Czuję się outsiderem. Czuję się w tym bezpiecznie i swobodnie. Walczyłem o to od dawna. Nie chcę wychodzić z enklawy, w której dobrze się czuję. Cały czas działam. Nie wyważam drzwi z buta. Jeżeli ktoś mnie nie chce, to trudno. Pójdę dalej. Nic na siłę.
– Rzadkie podejście do kariery.
– Miejsce zawsze się znajdzie.
– Patrzysz na statystyki w twoich mediach społecznościowych. Jaka grupa wiekowa dominuje w zestawieniach?
– To jest bardzo zabawne. 13-18.
– To mnie nie zdziwiło. Jak dzieciaki mogą słuchać twojej muzyki?
– Nie wiem, w czym tkwi tajemnica. Zaskakuje mnie to i cieszy.
– Z jakiej działalności artystycznej utrzymujesz się obecnie? Aktorstwo czy muzyka?
– Muzyka. Uczę również gry na gitarze. Uczę dzieci, młodzież i dorosłych. Moją główną szkołą jest Kuźnia Gitarzystów w Warszawie przy niestety nieistniejącym już Kinie Femina.
– Wciąż dzieciaki pasjonują się gitarą?
– Gitara jest niszowym instrumentem.
– Naprawdę? Nie wierzę.
– Dla nastolatków jest to instrument niszowy. To, czy dziecko sięgnie po instrument, zależy od rodziców i od tego co chłonęło w najmłodszych latach swojego życia. 90% dzieciaków, które chcą się uczyć gry na instrumencie, mają rodziców, którzy mieli jakikolwiek kontakt z instrumentem. W większości dzieciaki same wykazują inicjatywę. To jest ich niezależna decyzja.
– Wielu masz uczniów?
– W tygodniu ok. 30.
– Rock umiera czy umarł?
– Żyje, istnieje, ale w alternatywnej rzeczywistości. Obok tego co się dzieje w mainstreamie. To się zmieniło na przełomie XX i XXI wieku. Zmieniły się gusta muzyczne odbiorców. Wszystko zostało spłaszczone do granic możliwości. Łatwiej jest stworzyć coś, co nie wymaga instrumentu muzycznego. Komputer zrobi wszystko za ciebie. Postęp technologiczny również zrobił swoje.
– Ale nie narzekasz.
– Nie ma co narzekać. Trzeba robić swoje.
– Jeżeli chodzi o muzykę, to jesteś statystą, epizodystą, aktorem drugoplanowym czy pierwszoplanowym?
– Zdecydowanie pierwszy plan. Natomiast na koncercie potrafię się schować, żeby inni muzycy mogli się wykazać.
Rozmawiał: Bartosz Boruciak