[Iść czy nie iść - recenzja] "Kod Dedala". Książka na śmierć i życie
A co przedstawia fabuła? Dziewięciu tłumaczy z różnych państw świata zostaje zamkniętych w bunkrze. Jednak to nie jest typowy bunkier. Wiele pałaców w filmach mogłoby pozazdrościć takiej fortecy. Chociaż brak kontaktu ze światem i surowe zasady potrafią zepsuć najlepszą atmosferę. Translatorzy wspólnymi siłami mają przetłumaczyć finałową cześć bestsellerową trylogię, na którą czekają miliony czytelników.
Jednak nie wszystko jest tak, jak być powinno. W Internecie pojawia się fragment książki z żądaniem okopu. I wtedy kończy się sielanka, a zaczyna się gorączkowe poszukiwanie winnego. W tym przełomowym momencie film się rozkręca. Kończy się zaufanie, gdy gra toczy się na śmierć i na życie.
Produkcja jest dla mnie dużym zaskoczeniem, gdyż jak na kino europejskie „Kod Dedala” trzyma w napięciu i wraz z bohaterami chcemy rozszyfrować zagadkę wycieku, który pozbawi wydawnictwo wielu milionów euro. W świetny sposób pokazane jest ciśnienie wydawcy na zysk. Jego nie obchodzi dzieło literackie, tylko ile ono zarobi. To ma przełożenie na każdą z dziedzin sztuki.
Iść czy nie iść? Iść. Może film „Kod Dedala” przyczyni się do wzrostu czytelnictwa w Polsce. Chociaż w naszym kraju wydawanych jest ponad 35 tysięcy tytułów polskich twórców. A podobno nikt nie czyta. Tak jak to w końcu jest?
Film w kinach od 20 grudnia. Dystrybutor: BestFilm
Bartosz Boruciak