Władysław Świątecki - z jego myśli technicznej korzystała połowa Europy

Tworzony od podstaw w II Rzeczpospolitej przemysł lotniczy mógł się poszczycić wynalazkami na skalę światową. Nie o wszystkich konstruktorach i ich dziełach dziś się pamięta – choć z owoców ich myśli korzystał w swoim czasie cały niemal świat. Tak właśnie było w wypadku pewnego lubelskiego inżyniera…
 Władysław Świątecki - z jego myśli technicznej korzystała połowa Europy
/ Fotolia
Aby samolot bombowy był skuteczny, musi mieć możliwość celnego i bezpiecznego dla załogi zrzutu ładunku – potrzebuje wyrzutników bombowych. W tej dziedzinie polska myśl techniczna w dwudziestoleciu międzywojennym była jedną z wiodących na świecie – głównie dzięki pomysłom jednego człowieka.

Lotnictwo było na początku ubiegłego wieku niezwykle bujnie rozkwitającą gałęzią techniki. Zaledwie piętnaście lat po pierwszym locie aparatu cięższego od powietrza samoloty stały się bardzo groźnym narzędziem zniszczenia. Jak w każdym jednak przypadku skuteczność każdego urządzenia zależy od drobiazgów.

Wyręczyć obserwatora

Polskie lotnictwo wojskowe korzystało w czasie wojen 1919-21 przede wszystkim z samolotów obserwacyjnych – powolnych, dwumiejscowych aparatów o niewielkim udźwigu. Aby uczynić nieprzyjacielowi krzywdę, drugi obok pilota członek załogi, czyli obserwator, zabierał do swojej kabiny przed startem wiązki granatów ręcznych lub kilka niewielkich bomb, po czym ręcznie wyrzucał je za burtę, celując starożytną metodą „na oko”. Skuteczność takich bombardowań była oczywiście znikoma. Po zakończeniu wojny, kiedy nasze siły lotnicze zaczęły ujednolicać swój sprzęt, pomyślano również o wyposażeniu polskich samolotów w urządzenia pozwalające na bezpieczny start z podwieszonym już ładunkiem bombowym i jego celny zrzut. I tu na scenie pojawił się główny bohater owego tekstu – kapitan pilot inżynier Władysław Świątecki. Ten absolwent warszawskiej Szkoły Mechaniczno-Technicznej Wawelberga oraz politechniki petersburskiej w czasie wojny był dzielnym lotnikiem bojowym w szeregach m.in. 8 Eskadry Lotniczej. Po wojnie wojsko postanowiło wykorzystać jego wiedzę. Świąteckiego wysłano do Paryża. Służył w Polskiej Misji Zakupów Wojskowych, studiując jednocześnie w École Supérieure d’Aéronautique. Tematem jego pracy dyplomowej na tej uczelni był projekt wyrzutnika bombowego. Podczas praktyk w zakładach Poteza zbudował pierwszy egzemplarz, uznany przez Francuzów za bardzo skuteczny i produkowany w tamtejszych zakładach przez wiele lat.

W 1925 roku Świątecki powrócił do Polski i został skierowany przez ówczesne władze lotnicze do pierwszej w naszym kraju fabryki samolotów – Zakładów Mechanicznych Plage i Laśkiewicz w Lublinie, jako szef wydziału lotniczego. Wyrzutniki konstrukcji Świąteckiego z powodzeniem montowano we wszystkich maszynach używanych w owym czasie przez nasze lotnictwo – Ansaldo A-300, Potezach XXV i Fokkerach F VII. Pod koniec lat dwudziestych pojawiły się pierwsze sukcesy eksportowe. Urządzenia konstrukcji lubelskiego inżyniera zakupiło lotnictwo rumuńskie i jugosłowiańskie. Świątecki konstruował kolejne, a za każdym razem dbał bardzo starannie o swoje prawa jako wynalazca, zgłaszając kolejne patenty. Nie podobało się to właścicielom fabryki, dążącym do jak największych zysków. Otwarty konflikt zakończył się odejściem wynalazcy z ZMPiL. Jesienią 1930 roku Świątecki (w spółce z Bohdanem Marchwińskim) otworzył własną fabrykę pod nazwą „Władysław Świątecki inżynier konstruktor. Dostawca wyrzutników bombowych w Lublinie”. Początkowo mieściła się przy ulicy Chopina 4, w dwóch niewielkich drewnianych baraczkach, pozbawionych ogrzewania i bardzo skromnie wyposażonych.

Trudny los we własnym kraju

Usamodzielnienie się Świąteckiego nie spodobało się również władzom polskiego lotnictwa, choć inżynier był już w tym czasie cywilem. Niepokornego naukowca postawiono ukarać. Od 1933 roku polskie siły powietrzne nie kupowały urządzeń konstrukcji i produkcji lubelskiej fabryczki, decydując się na francuską licencję firmy Michelin.
I chociaż nabywcy polskich samolotów (sprzedawano je do Rumunii, na Węgry, do Grecji) wciąż żądali, by w kupowanych przez nich maszynach były montowane wyrzutniki Świąteckiego (i były), polskie władze wojskowe nie były zainteresowane nawet próbami montażu wynalazków Świąteckiego (a umożliwiały one np. bombardowanie z lotu nurkowego). Otwarty konflikt wywołała próba zamontowania urządzeń produkcji Świąteckiego, bez jego zgody, w nowo skonstruowanym samolocie liniowym P23 „Karaś”. Po protestach wynalazcy i groźbie procesu sądowego konstruktorzy z Polskich Zakładów Lotniczych zdecydowali się na użycie znacznie gorszych i bardziej zawodnych urządzeń z Wytwórni Maszyn Precyzyjnych Avia. Podobnie postąpiono przy konstruowaniu najnowocześniejszego polskiego bombowca P37 „Łoś”.

Niepowodzenia we własnym kraju Świątecki nadrabiał zainteresowaniem zagranicy. Jego urządzenia montowano we wszystkich typach samolotów używanych przez lotnictwo Rumunii (tych produkowanych w tym kraju i tych kupionych we Francji). Podobnie było w wypadku lotnictwa Jugosławii. Licencję na produkcję różnorakich wyrzutników konstrukcji lubelskiego wynalazcy zakupiły także firmy z Wielkiej Brytanii, Belgii, Francji, Hiszpanii, Portugalii, Włoch i Holandii. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że z owoców myśli technicznej Świąteckiego korzystała połowa Europy. W 1936 roku firma przeniosła się do nowej siedziby, przy ulicy Lubartowskiej 50. W nowoczesnych i przestronnych budynkach zainstalowano szereg nowych maszyn. Firma stale zwiększała zatrudnienie. Tuż przed wybuchem wojny pracowało tam ponad czterdziestu robotników, kilku inżynierów i księgowych.

Przerwany rozwój

Po zmianach personalnych w dowództwie polskiego lotnictwa na początku 1939 roku firma Władysława Świąteckiego znów została zauważona. Na mocy podpisanych kontraktów miała ponownie dostarczać wyrzutniki do wszystkich polskich samolotów wojskowych – zarówno tych produkowanych w kraju (myśliwce PZL 38 Wilk i PZL 50 Jastrząb, liniowy PZL 46 Sum i bombowiec PZL 49 Miś), i tych kupowanych za granicą (myśliwce Morane 406, liniowe Fairey Battle i wodnosamoloty torpedowe Cant Z 506). Do lubelskiej fabryki zgłosili się przedstawiciele rządów Francji i Wielkiej Brytanii z propozycja zakupu wyrzutników, automatów do nich oraz licencji na wytwarzanie ich w obu krajach. Do transakcji jednak nie doszło – uniemożliwił ją wybuch wojny.

Lubelska fabryka wyrzutników zakończyła swój żywot w połowie września 1939 roku. Władysław Świątecki zniszczył całą fabryczną dokumentację techniczną, by nie wpadła w niemieckie ręce. Przez Zaleszczyki, Rumunię i Włochy dotarł do Francji, gdzie do czerwca 1940 pracował w fabryce Sadea nad rozwojem własnych konstrukcji. Po upadku Francji przedostał się do Wielkiej Brytanii i jako oficer rezerwy zgłosił się do służby w lotnictwie. Zaawansowany wiek nie pozwolił mu jednak na czynną służbę, przekazał więc bezpłatnie aliantom wszystkie prawa do swoich konstrukcji. Wyrzutniki Świąteckiego przez całą wojnę produkowała firma Vickers Armstrong, montując je w każdym z produkowanych w Wielkiej Brytanii samolotów bombowych. Z rozwiązań Świąteckiego korzystali także Amerykanie. Sam konstruktor służył w Biurze Tłumaczeń Dowództwa Polskich Sił Powietrznych. Zmagał się już w owym czasie z ciężką chorobą. Zmarł 28 kwietnia 1944 roku w polskim szpitalu wojskowym w Edynburgu.

Historia obeszła się ze Świąteckim okrutnie. O tym wybitnym inżynierze i wynalazcy nie pamięta się nawet w rodzinnym Lublinie. Nie doczekał się w Kozim Grodzie nawet ulicy swojego imienia.

Leszek Masierak

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (09/2017) dostępnego także w wersji cyfrowej tutaj

 

POLECANE
Plan na zakończenie wojny? Doradca Trumpa zabrał głos z ostatniej chwili
Plan na zakończenie wojny? Doradca Trumpa zabrał głos

Ekipa prezydenta elektra Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa rozpocznie współpracę z administracją prezydenta Joe Bidena w celu osiągniecia „porozumienia” między Ukrainą i Rosją - oświadczył w niedzielę w telewizji Fox News Michael Waltz, nominowany przez Trumpa na stanowisko doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego.

Genialne w swej prostocie. Zaskoczenie dla fanów Familiady z ostatniej chwili
"Genialne w swej prostocie". Zaskoczenie dla fanów "Familiady"

Z okazji 30-lecia „Familiady” produkcja programu zdecydowała się ujawnić tajemnicę słynnego kącika muzycznego. Przez lata widzowie wyobrażali sobie to miejsce jako profesjonalne, dźwiękoszczelne studio - być może szklany pokój lub elegancką kabinę. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna.

Nawrocki: Polska to moja miłość, dlatego jestem gotowy zostać jej prezydentem z ostatniej chwili
Nawrocki: Polska to moja miłość, dlatego jestem gotowy zostać jej prezydentem

Prezes IPN Karol Nawrocki zadeklarował podczas niedzielnej konwencji w Krakowie, że Polska to jego miłość, dlatego jest gotowy zostać jej prezydentem. Jego pierwszą obietnicą wyborczą jest zakończenie wojny polsko-polskiej.

Prof. Krasnodębski: mamy przedstawiciela warszawskiej elitki kontra przedstawiciela Polski tylko u nas
Prof. Krasnodębski: mamy przedstawiciela warszawskiej elitki kontra przedstawiciela Polski

- Mamy ponadpartyjnego kandydata, podkreślającego swoje związki ze zwykłymi Polakami, Karol Nawrocki dosyć też skutecznie wypunktował słabości przeciwnika, a z drugiej strony mówił o programie, o ambitnej Polsce, o inwestycjach, o tych wszystkich rzeczach, o których Polacy dyskutują - skomentował wybór kandydata PiS prof. Zdzisław Krasnodębski.

Rozpłakałam się. Uczestniczka Tańca z gwiazdami przerwała milczenie z ostatniej chwili
"Rozpłakałam się". Uczestniczka "Tańca z gwiazdami" przerwała milczenie

Vanessa Aleksander, która wygrała 15. edycję „Tańca z Gwiazdami”, po tygodniu milczenia przerwała ciszę i udzieliła pierwszego wywiadu. W rozmowie w programie „Halo tu Polsat” aktorka opowiedziała o emocjach związanych z wygraną i wielu trudnych momentach na drodze do finału.

Prezes PiS zabrał głos. Uzasadnił wybór kandydata z ostatniej chwili
Prezes PiS zabrał głos. Uzasadnił wybór kandydata

Prezes PiS Jarosław Kaczyński ocenił, że mamy dziś stan wojny polsko-polskiej, której Polacy nie chcą. Dlatego - jak przekonywał - potrzebny jest kandydat na prezydenta, który będzie niezależny od formacji politycznych i zakończy tę wojnę w imię interesu Polski. Dodał, że takim kandydatem jest Karol Nawrocki.

Potężne uderzenie w kieszenie Polaków. Drastyczny wzrost rachunków w 2025 roku z ostatniej chwili
Potężne uderzenie w kieszenie Polaków. Drastyczny wzrost rachunków w 2025 roku

Rok 2025 może okazać się finansowym wyzwaniem dla wielu Polaków. Jak wynika z badania Krajowego Rejestru Długów, aż 80% rodaków spodziewa się wzrostu rachunków i opłat. Najbardziej drastyczne podwyżki mogą dotknąć ogrzewania, a także innych podstawowych kosztów życia.

To już oficjalnie. Wiemy, kto będzie kandydatem PiS z ostatniej chwili
To już oficjalnie. Wiemy, kto będzie kandydatem PiS

Rozpoczęła się konwencja z udziałem m.in. prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, w trakcie której ogłoszono decyzję dotyczącą poparcia bezpartyjnego kandydata na prezydenta.

Drwiący wpis Tuska. Jest riposta PiS z ostatniej chwili
Drwiący wpis Tuska. Jest riposta PiS

W niedzielę, w krakowskiej Hali "Sokół", Prawo i Sprawiedliwość ogłosi swojego kandydata na prezydenta podczas wydarzenia określanego jako "spotkanie obywatelskie". Choć oficjalne nazwisko nie padło, według wielu doniesień medialnych to Karol Nawrocki, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, ma otrzymać poparcie partii Jarosława Kaczyńskiego. Proces wyłaniania kandydata był jednak burzliwy, a decyzję podjęto po długich negocjacjach.

Jaka pogoda nas czeka? IMGW wydał nowy komunikat z ostatniej chwili
Jaka pogoda nas czeka? IMGW wydał nowy komunikat

Synoptyk Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Ewa Łapińska poinformowała, że w niedzielę niemal w całej Polsce będzie pochmurnie. Kolejne dni przyniosą stopniową poprawę pogody; będzie coraz więcej przejaśnień i rozpogodzeń, choć niewykluczone są także miejscowe, silne porywy wiatru i gołoledź.

REKLAMA

Władysław Świątecki - z jego myśli technicznej korzystała połowa Europy

Tworzony od podstaw w II Rzeczpospolitej przemysł lotniczy mógł się poszczycić wynalazkami na skalę światową. Nie o wszystkich konstruktorach i ich dziełach dziś się pamięta – choć z owoców ich myśli korzystał w swoim czasie cały niemal świat. Tak właśnie było w wypadku pewnego lubelskiego inżyniera…
 Władysław Świątecki - z jego myśli technicznej korzystała połowa Europy
/ Fotolia
Aby samolot bombowy był skuteczny, musi mieć możliwość celnego i bezpiecznego dla załogi zrzutu ładunku – potrzebuje wyrzutników bombowych. W tej dziedzinie polska myśl techniczna w dwudziestoleciu międzywojennym była jedną z wiodących na świecie – głównie dzięki pomysłom jednego człowieka.

Lotnictwo było na początku ubiegłego wieku niezwykle bujnie rozkwitającą gałęzią techniki. Zaledwie piętnaście lat po pierwszym locie aparatu cięższego od powietrza samoloty stały się bardzo groźnym narzędziem zniszczenia. Jak w każdym jednak przypadku skuteczność każdego urządzenia zależy od drobiazgów.

Wyręczyć obserwatora

Polskie lotnictwo wojskowe korzystało w czasie wojen 1919-21 przede wszystkim z samolotów obserwacyjnych – powolnych, dwumiejscowych aparatów o niewielkim udźwigu. Aby uczynić nieprzyjacielowi krzywdę, drugi obok pilota członek załogi, czyli obserwator, zabierał do swojej kabiny przed startem wiązki granatów ręcznych lub kilka niewielkich bomb, po czym ręcznie wyrzucał je za burtę, celując starożytną metodą „na oko”. Skuteczność takich bombardowań była oczywiście znikoma. Po zakończeniu wojny, kiedy nasze siły lotnicze zaczęły ujednolicać swój sprzęt, pomyślano również o wyposażeniu polskich samolotów w urządzenia pozwalające na bezpieczny start z podwieszonym już ładunkiem bombowym i jego celny zrzut. I tu na scenie pojawił się główny bohater owego tekstu – kapitan pilot inżynier Władysław Świątecki. Ten absolwent warszawskiej Szkoły Mechaniczno-Technicznej Wawelberga oraz politechniki petersburskiej w czasie wojny był dzielnym lotnikiem bojowym w szeregach m.in. 8 Eskadry Lotniczej. Po wojnie wojsko postanowiło wykorzystać jego wiedzę. Świąteckiego wysłano do Paryża. Służył w Polskiej Misji Zakupów Wojskowych, studiując jednocześnie w École Supérieure d’Aéronautique. Tematem jego pracy dyplomowej na tej uczelni był projekt wyrzutnika bombowego. Podczas praktyk w zakładach Poteza zbudował pierwszy egzemplarz, uznany przez Francuzów za bardzo skuteczny i produkowany w tamtejszych zakładach przez wiele lat.

W 1925 roku Świątecki powrócił do Polski i został skierowany przez ówczesne władze lotnicze do pierwszej w naszym kraju fabryki samolotów – Zakładów Mechanicznych Plage i Laśkiewicz w Lublinie, jako szef wydziału lotniczego. Wyrzutniki konstrukcji Świąteckiego z powodzeniem montowano we wszystkich maszynach używanych w owym czasie przez nasze lotnictwo – Ansaldo A-300, Potezach XXV i Fokkerach F VII. Pod koniec lat dwudziestych pojawiły się pierwsze sukcesy eksportowe. Urządzenia konstrukcji lubelskiego inżyniera zakupiło lotnictwo rumuńskie i jugosłowiańskie. Świątecki konstruował kolejne, a za każdym razem dbał bardzo starannie o swoje prawa jako wynalazca, zgłaszając kolejne patenty. Nie podobało się to właścicielom fabryki, dążącym do jak największych zysków. Otwarty konflikt zakończył się odejściem wynalazcy z ZMPiL. Jesienią 1930 roku Świątecki (w spółce z Bohdanem Marchwińskim) otworzył własną fabrykę pod nazwą „Władysław Świątecki inżynier konstruktor. Dostawca wyrzutników bombowych w Lublinie”. Początkowo mieściła się przy ulicy Chopina 4, w dwóch niewielkich drewnianych baraczkach, pozbawionych ogrzewania i bardzo skromnie wyposażonych.

Trudny los we własnym kraju

Usamodzielnienie się Świąteckiego nie spodobało się również władzom polskiego lotnictwa, choć inżynier był już w tym czasie cywilem. Niepokornego naukowca postawiono ukarać. Od 1933 roku polskie siły powietrzne nie kupowały urządzeń konstrukcji i produkcji lubelskiej fabryczki, decydując się na francuską licencję firmy Michelin.
I chociaż nabywcy polskich samolotów (sprzedawano je do Rumunii, na Węgry, do Grecji) wciąż żądali, by w kupowanych przez nich maszynach były montowane wyrzutniki Świąteckiego (i były), polskie władze wojskowe nie były zainteresowane nawet próbami montażu wynalazków Świąteckiego (a umożliwiały one np. bombardowanie z lotu nurkowego). Otwarty konflikt wywołała próba zamontowania urządzeń produkcji Świąteckiego, bez jego zgody, w nowo skonstruowanym samolocie liniowym P23 „Karaś”. Po protestach wynalazcy i groźbie procesu sądowego konstruktorzy z Polskich Zakładów Lotniczych zdecydowali się na użycie znacznie gorszych i bardziej zawodnych urządzeń z Wytwórni Maszyn Precyzyjnych Avia. Podobnie postąpiono przy konstruowaniu najnowocześniejszego polskiego bombowca P37 „Łoś”.

Niepowodzenia we własnym kraju Świątecki nadrabiał zainteresowaniem zagranicy. Jego urządzenia montowano we wszystkich typach samolotów używanych przez lotnictwo Rumunii (tych produkowanych w tym kraju i tych kupionych we Francji). Podobnie było w wypadku lotnictwa Jugosławii. Licencję na produkcję różnorakich wyrzutników konstrukcji lubelskiego wynalazcy zakupiły także firmy z Wielkiej Brytanii, Belgii, Francji, Hiszpanii, Portugalii, Włoch i Holandii. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że z owoców myśli technicznej Świąteckiego korzystała połowa Europy. W 1936 roku firma przeniosła się do nowej siedziby, przy ulicy Lubartowskiej 50. W nowoczesnych i przestronnych budynkach zainstalowano szereg nowych maszyn. Firma stale zwiększała zatrudnienie. Tuż przed wybuchem wojny pracowało tam ponad czterdziestu robotników, kilku inżynierów i księgowych.

Przerwany rozwój

Po zmianach personalnych w dowództwie polskiego lotnictwa na początku 1939 roku firma Władysława Świąteckiego znów została zauważona. Na mocy podpisanych kontraktów miała ponownie dostarczać wyrzutniki do wszystkich polskich samolotów wojskowych – zarówno tych produkowanych w kraju (myśliwce PZL 38 Wilk i PZL 50 Jastrząb, liniowy PZL 46 Sum i bombowiec PZL 49 Miś), i tych kupowanych za granicą (myśliwce Morane 406, liniowe Fairey Battle i wodnosamoloty torpedowe Cant Z 506). Do lubelskiej fabryki zgłosili się przedstawiciele rządów Francji i Wielkiej Brytanii z propozycja zakupu wyrzutników, automatów do nich oraz licencji na wytwarzanie ich w obu krajach. Do transakcji jednak nie doszło – uniemożliwił ją wybuch wojny.

Lubelska fabryka wyrzutników zakończyła swój żywot w połowie września 1939 roku. Władysław Świątecki zniszczył całą fabryczną dokumentację techniczną, by nie wpadła w niemieckie ręce. Przez Zaleszczyki, Rumunię i Włochy dotarł do Francji, gdzie do czerwca 1940 pracował w fabryce Sadea nad rozwojem własnych konstrukcji. Po upadku Francji przedostał się do Wielkiej Brytanii i jako oficer rezerwy zgłosił się do służby w lotnictwie. Zaawansowany wiek nie pozwolił mu jednak na czynną służbę, przekazał więc bezpłatnie aliantom wszystkie prawa do swoich konstrukcji. Wyrzutniki Świąteckiego przez całą wojnę produkowała firma Vickers Armstrong, montując je w każdym z produkowanych w Wielkiej Brytanii samolotów bombowych. Z rozwiązań Świąteckiego korzystali także Amerykanie. Sam konstruktor służył w Biurze Tłumaczeń Dowództwa Polskich Sił Powietrznych. Zmagał się już w owym czasie z ciężką chorobą. Zmarł 28 kwietnia 1944 roku w polskim szpitalu wojskowym w Edynburgu.

Historia obeszła się ze Świąteckim okrutnie. O tym wybitnym inżynierze i wynalazcy nie pamięta się nawet w rodzinnym Lublinie. Nie doczekał się w Kozim Grodzie nawet ulicy swojego imienia.

Leszek Masierak

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (09/2017) dostępnego także w wersji cyfrowej tutaj


 

Polecane
Emerytury
Stażowe