„To największa zbrodnia wojenna w obecnym stuleciu”. Białoruś brała udział w porwaniach dzieci?

Międzynarodowy Trybunał Karny, wydając międzynarodowy list gończy za Władimirem Putinem jako za zbrodniarzem wojennym, w pierwszej kolejności uzasadniał go nie zbrodniami popełnianymi na cywilach na całej Ukrainie, ale porwaniami ukraińskich dzieci, które wywożone w głąb Rosji raz na zawsze przestawały istnieć w rosyjskim systemie jako dzieci z Ukrainy. Do Putina już niedługo może dołączyć Alaksandr Łukaszenka, samozwańczy prezydent Białorusi, który od prawie roku pomaga w uprowadzaniu dzieci z Ukrainy.
Twarz dziecka - zdjęcie poglądowe „To największa zbrodnia wojenna w obecnym stuleciu”. Białoruś brała udział w porwaniach dzieci?
Twarz dziecka - zdjęcie poglądowe / fot. pixabay.com

Na początku lipca Paweł Łatuszka, białoruski opozycjonista i jeden z najwaleczniejszych obrońców praw człowieka na Białorusi, w opozycyjnym gabinecie cieni całkiem poważny kandydat na premiera, przekazał Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu w Hadze materiały i dowody na udział reżimu Alaksandra Łukaszenki w deportacji ukraińskich dzieci i przekazywaniu części z nich do Rosji. Część została w domenie Mińska, ale – podobnie jak w przypadku Rosji – już ma zmienione imiona i nazwiska, a często nawet daty urodzenia. To gwarantuje, że po zakończeniu wojny ich rodzice nie będą mogli dzieci odnaleźć, znikną w systemie, podobnie jak zniknęło niemal 700 tysięcy dzieci uprowadzonych z Ukrainy przez Rosję. To największa zbrodnia wojenna w obecnym stuleciu.

Dzieci uprowadzane masowo

Liczba uprowadzonych do Rosji dzieci wciąż jest nie do końca jasna. Choć biuro prokuratora generalnego Ukrainy w każdym zgłoszonym przypadku uprowadzonego dziecka rozpoczyna postępowanie, dowodów na to, że dzieci znalazły się w Rosji, wcale nie ma tak dużo. Zgodnie z dokumentami można mówić o kilkudziesięciu tysiącach – nie o setkach tysięcy. Jednak nie wszystkie uprowadzone dzieci zostały zgłoszone. Wschodnie tereny Ukrainy widziały wiele śmierci, również dzieci. Te, których ciał nie udało się odnaleźć, uznano za zaginione, ale jeżeli w ostrzale rakietowym czy bombardowaniu zginęło oboje rodziców, nikt zaginięcia czy uprowadzenia dziecka nie zgłasza. Nie ma go więc w oficjalnych dokumentach. Paradoksalnie w ustaleniu skali uprowadzeń pomaga buńczuczna propaganda rosyjska, która swoich obywateli karmi informacjami o 700 tysiącach ewakuowanych dzieci. To kwestia nie tylko pokazania „ludzkiej twarzy” rzeźników w rosyjskich mundurach, ale również konieczność napędzenia koniunktury dla adopcji, które docelowo mają zlikwidować problem uprowadzeń i wywózek najmłodszych. Już w czasie najazdu na Ukrainę na początku 2022 roku Rosja zmieniła prawo adopcyjne, znacznie ułatwiając adopcję dzieci, po które nie zgłaszają się rodzice. Po te z Ukrainy rodzice, oczywiście, się nie zgłaszali. Nie wiedzieli nawet, gdzie swoich dzieci szukać, bo administracja rosyjska od razu zmieniała im dane osobowe i daty urodzenia, umieszczając je w specjalnych obozach reedukacyjnych, w których uczono miłości do Rosji i kazano zapomnieć język ukraiński. Kilka miesięcy takiego prania mózgów pozwalało Rosjanom, najczęściej z azjatyckich części Rosji, adoptować już nie porwanego Ukraińca, ale małego Rosjanina. Po dziecku wywiezionym z Chersonia, Charkowa czy Mariupola nie zostawał nawet ślad.

Skuteczność rosyjskiej polityki w tym obszarze najlepiej pokazują coraz rzadsze pomyślnie zakończone negocjacje w sprawie oddania wywiezionych dzieci, a prowadzone z udziałem Amerykanów między administracją ukraińską i Kremlem. Choć zdjęcia, wciąż możliwe do obejrzenia w internecie, z powrotu takich dzieci do rodziców naprawdę łapią za serce, jeszcze bardziej wzrusza – tym razem już na smutno – jaka jest skala tych powrotów. Raz jest to szesnaścioro dzieci, innym razem niewiele ponad dwadzieścioro, kolejnym razem zaledwie dziesięcioro. Większość rodziców swoich pociech już nie zobaczy – chyba że znajdzie sposób i pieniądze na to, żeby przeprowadzić wielką akcję poszukiwawczą w kraju wielkości kontynentu.

Nie wszystkie wrócą

Mykoła Kułeba, były rzecznik praw dziecka, a dzisiaj założyciel i szef prężnie działającej międzynarodowej organizacji Save Ukraine, która pośredniczy w powrotach dzieci, przyznaje, że wszystkich nie uda się odzyskać na pewno. Nawet po wojnie i przed międzynarodowymi trybunałami. Dlaczego?

– Uproszczona procedura aborcyjna w Rosji wiąże nam ręce w przypadku dzieci z sierocińców, a większość z nich została po prostu wyczyszczona z dzieci – wyjaśnia. – Zgodnie z prawem międzynarodowym bez względu na warunki dziecko adoptowane ma lepiej, niż miałoby w sierocińcu. Trudno będzie administracji ukraińskiej przeprowadzić postępowanie w taki sposób, żeby je odzyskać. W dużej części to będzie stracone pokolenie.

Czy łatwiej będzie rodzicom, których dzieci wywieziono? Nie w każdym przypadku – trzeba pamiętać, że część rodziców oddała swoje dzieci Rosjanom, żeby uniknąć ich śmierci podczas walk rosyjsko-ukraińskich o wschód kraju, szczęśliwie wygranych przez Kijów.
Mechanizm poznałem podczas jednego z moich wyjazdów na tę wojnę. Rosjanie z zajętych ukraińskich terytoriów proponowali mieszkańcom, żeby ich dzieci „dla bezpieczeństwa” jechały na „obozy wypoczynkowe”, takie – powiedzmy – kolonie z daleka od miejsc, w których toczy się wojna. Kolonie miały trwać kilka tygodni, tymczasem nie wróciło jak na razie żadne dziecko, choć od tego czasu minął grubo ponad rok.

Wiem o tym od Katji, Ukrainki, która była moim przewodnikiem podczas jednego z wyjazdów i do dzisiaj utrzymujemy kontakt. Z obwodu charkowskiego, w którym się poznaliśmy i w którym po raz pierwszy zetknąłem się z problemem masowo wywożonych dzieci, rodzice odzyskali ledwie kilkoro z nich, a już na początku wojny mówiono, że stamtąd właśnie wywieziono ich przynajmniej kilkanaście tysięcy – również kilkuletnich.

Białoruś brała udział w porwaniach

Katja próbowała pośredniczyć w kontaktach ukraińskich rodzin z wolontariuszami z Rosji, którzy pod groźbą więzienia pomagają Ukraińcom ustalić los swoich bliskich. Dzisiaj znane są losy przynajmniej kilkudziesięciu uprowadzonych pociech z podcharkowskich wiosek – przywieziono je i trafiły do obozów przejściowych. Później pojechały w głąb Rosji.

– Rozumiem, że nikt za nimi nie jechał, nikt ich nie szukał – wzdycha przez telefon. – Trzeba tych ludzi zrozumieć. Rosjanie boją się dzisiaj zbyt aktywnie występować w naszej sprawie, bo tylko moment dzieli ich od oskarżenia o wrogość wobec ojczyzny czy złe mówienie o „specjalnej operacji”. Łatwiej jest z Białorusinami, oni naprawdę chcą nam pomóc, mówię o zwykłych ludziach.
O porwaniach dzieci ukraińskich i wywożeniu ich na Białoruś świat dowiedział się dopiero niedawno. Tak samo jak niedawno poznał skalę tego procederu. Dokumenty zebrane przez Pawła Łatuszkę i przekazane haskiemu Trybunałowi Karnemu dotyczą wywiezionych ponad 2100 dzieci. Ale mieszkańcy miasteczek i wsi przy granicy z Ukrainą mówią o tym, że skala wywózek była jednak większa.

– Tyle uprowadzeń udokumentowaliśmy i tyle mamy materiału dowodowego – mówił Łatuszka po przedstawieniu dowodów haskiemu Trybunałowi. W piśmie przewodnim antyreżimowi prawnicy i opozycjoniści domagają się uznania Alaksandra Łukaszenki za zbrodniarza wojennego i wydania przeciwko niemu listu gończego, podobnie jak wydano go za Putinem.

– Ukraińskie dzieci, które były pod opieką państwa ukraińskiego, w tym sieroty, dzieci niepełnosprawne i te, których rodziców pozbawiono praw rodzicielskich, zostały nielegalnie przetransportowane na terytorium Białorusi. Materiały przekazane prokuratorom dowodzą, że Łukaszenka osobiście podpisywał dokumenty pod egidą organizacji o nazwie Związek Białorusi i Rosji, będącej parapaństwowym organizmem związkowym. To właśnie te dokumenty stały się podstawą organizowania i finansowania przewozu dzieci ukraińskich na Białoruś – wyjaśnia białoruski opozycjonista. – Wywożenie dzieci odbywa się z udziałem Fundacji Delfin z okupowanych przez siły rosyjskie rejonów obwodu donieckiego oraz białoruskiej Fundacji Alaksieja Tałaja. Działania te finansowane są z budżetu Państwa Związkowego Rosji i Białorusi. Wiadomo o czterech miejscach pobytu ukraińskich dzieci – trzech w obwodzie mińskim i jednym – w obwodzie homelskim.

Białorusini – nie tylko ci sprzyjający Ukraińcom, ale również zwolennicy reżimu – wstrzymali oddech i czekają na postępowanie Międzynarodowego Trybunały Karnego. Sędziowie z Hagi pokazali już, że w przypadku tego konfliktu, a szczególnie krzywdy najmłodszych, nie ustępują.

Ścigany zbrodniarz Putin

W marcu tego roku Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania prezydenta Rosji Władimira Putina w związku z domniemanymi zbrodniami wojennymi na Ukrainie. Sąd stwierdził, że posunięcie to miało związek z zarzutami, że Moskwa deportowała ukraińskie dzieci do Rosji po inwazji na sąsiada. Wydanie nakazu aresztowania Władimira Putina wpłynęło na bezprecedensowe osłabienie i umniejszenie jego pozycji na arenie międzynarodowej. Od marca Putin nie wziął osobistego udziału w żadnym międzynarodowym spotkaniu poza Federacją Rosyjską. Podobny nakaz aresztowania wydano dla rosyjskiej rzeczniczki praw dziecka Marii Lwowej-Biełowej, która odpowiada za tysiące rosyjskich procesów adopcyjnych ukraińskich dzieci.

Stronie ukraińskiej udało się przygotować dowody na to, że część uprowadzonych ukraińskich nastolatków była poddawana przeszkoleniu wojskowemu po to, żeby wrócić na Ukrainę i walczyć po stronie Rosji przeciwko własnym rodakom. Dowodów na to, że w podobny sposób postępują władze białoruskie, nie ma. Jednak wiadomo, że część uprowadzonych dzieci przekazywana jest stronie rosyjskiej.

Tekst pochodzi z 28 (1798) numeru „Tygodnika Solidarność”.


 

POLECANE
Rzadki widok w Sejmie: Jednogłośnie uchwalono ustawę. Wszyscy głosujący posłowie za z ostatniej chwili
Rzadki widok w Sejmie: Jednogłośnie uchwalono ustawę. Wszyscy głosujący posłowie za

Sejm jednogłośnie uchwalił w środę ustawę o zapewnieniu finansowania działań zmierzających do zwiększenia zdolności produkcji amunicji. Wcześniej posłowie odrzucili poprawkę PiS, według której środki na inwestycje w produkcję amunicji miałyby nie pochodzić z budżetu MON.

Samuel Pereira: Nowe szaty Donalda Tuska tylko u nas
Samuel Pereira: Nowe szaty Donalda Tuska

Angela Merkel w swoim najnowszym wywiadzie wspomina o swoich kontaktach z Władimirem Putinem, przyznając, że od dawna doskonale znała jego intencje. Nie ukrywa, że wiedziała, iż to wróg Europy, ale mimo tej wiedzy postawiła na – a jakże - dialog i pragmatyzm.

Czarna środa rosyjskiej gospodarki z ostatniej chwili
Czarna środa rosyjskiej gospodarki

Rosyjski system finansowy zmaga się z poważnym kryzysem, który doprowadził do drastycznego osłabienia rubla. Jak podają branżowe media, dolar w Rosji jest najdroższy od marca 2022 roku, a jego notowania w ostatnich dniach gwałtownie rosną. Główną bezpośrednią przyczyną obecnych problemów jest nałożenie przez USA sankcji na rosyjski Gazprombank.

Newsweek: Szymon Hołownia studiował na Collegium Humanum. Nie chodził na zajęcia, a oceny wpisywał rektor z ostatniej chwili
"Newsweek": "Szymon Hołownia studiował na Collegium Humanum. Nie chodził na zajęcia, a oceny wpisywał rektor"

W środę dziennikarz Piotr Krysiak, a następnie tygodnik "Newsweek" poinformowali, że na słynnej ostatnio uczelni Collegium Humanum "studiował" wicemarszałek Sejmu i "niezależny" kandydat na prezydenta Szymon Hołownia. 

Specjalny wysłannik USA ds. wojny na Ukrainie. Jest decyzja Trumpa z ostatniej chwili
Specjalny wysłannik USA ds. wojny na Ukrainie. Jest decyzja Trumpa

Prezydent elekt USA Donald Trump wybrał emerytowanego generała Keitha Kellogga, by służył jako specjalny wysłannik ds. Rosji i Ukrainy. Kellogg był autorem artykułu nazwanego przez media "planem pokojowym", który zakładał zawieszenie broni i zmuszenie obu stron do negocjacji.

Aktywista LGBT przeprasza posła PiS z ostatniej chwili
Aktywista LGBT przeprasza posła PiS

"Koniec batalii sądowej" – informuje w mediach społecznościowych polityk Suwerennej Polski i poseł Prawa i Sprawiedliwości Jan Kanthak, udostępniając wpis z przeprosinami, który opublikował aktywista LGBT Michał Kowalówka.

Niemcy mają przejąć polski port z ostatniej chwili
Niemcy mają przejąć polski port

W polskich portach może wkrótce dojść do spektakularnych roszad na poziomie właścicielskim. Grupa Rhenus jest bliska przejęcia kontroli nad spółką Bulk Cargo. Oferta konsorcjum Viterry i CM została natomiast uznana za najlepszą przez port w Gdyni. Obie transakcje mogę wywołać polityczną burzę – ocenił w środowym wydaniu "Puls Biznesu".

Anonimowy Sędzia: Adam robi biceps tylko u nas
Anonimowy Sędzia: Adam robi biceps

Minister Kujawiak czuł, że wystawili go na odstrzał. Z Adamem nie dało się nic ustalić, znikał gdzieś na całe dni, rozmarzony zerkał przez okno.

Szok w Niemczech. Kanclerz i jego zielony zastępca przeciwni unijnym karom za przekroczenie limitów emisji CO2 z ostatniej chwili
Szok w Niemczech. Kanclerz i jego "zielony" zastępca przeciwni unijnym karom za przekroczenie limitów emisji CO2

Na skutek decyzji UE od stycznia przyszłego roku producenci samochodowi mają obowiązek znacznego obcięcia emisji dwutlenku węgla, emitowanego przez sumę sprzedanych przez nich samochodów. Nieprzestrzeganie rygorystycznych norm ma być karane finansowo. Dość zaskakująco sprzeciw wobec tego rozwiązania wyrazili kanclerz Niemiec Olaf Scholz, a także nominowany z ugrupowania Zielonych wicepremier i minister gospodarki Robert Habeck. 

Znany deweloper i biznesmen zatrzymany. Policja przeszukała biura z ostatniej chwili
Znany deweloper i biznesmen zatrzymany. Policja przeszukała biura

Na zlecenie Prokuratury Okręgowej w Łodzi policja przeprowadziła działania w biurach grupy HRE Investments, zatrzymując Michała Sapotę – prezesa i głównego udziałowca spółki. Sprawa dotyczy licznych nieprawidłowości, w tym podejrzeń o oszustwa finansowe wobec klientów – podał portal TVP Info.

REKLAMA

„To największa zbrodnia wojenna w obecnym stuleciu”. Białoruś brała udział w porwaniach dzieci?

Międzynarodowy Trybunał Karny, wydając międzynarodowy list gończy za Władimirem Putinem jako za zbrodniarzem wojennym, w pierwszej kolejności uzasadniał go nie zbrodniami popełnianymi na cywilach na całej Ukrainie, ale porwaniami ukraińskich dzieci, które wywożone w głąb Rosji raz na zawsze przestawały istnieć w rosyjskim systemie jako dzieci z Ukrainy. Do Putina już niedługo może dołączyć Alaksandr Łukaszenka, samozwańczy prezydent Białorusi, który od prawie roku pomaga w uprowadzaniu dzieci z Ukrainy.
Twarz dziecka - zdjęcie poglądowe „To największa zbrodnia wojenna w obecnym stuleciu”. Białoruś brała udział w porwaniach dzieci?
Twarz dziecka - zdjęcie poglądowe / fot. pixabay.com

Na początku lipca Paweł Łatuszka, białoruski opozycjonista i jeden z najwaleczniejszych obrońców praw człowieka na Białorusi, w opozycyjnym gabinecie cieni całkiem poważny kandydat na premiera, przekazał Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu w Hadze materiały i dowody na udział reżimu Alaksandra Łukaszenki w deportacji ukraińskich dzieci i przekazywaniu części z nich do Rosji. Część została w domenie Mińska, ale – podobnie jak w przypadku Rosji – już ma zmienione imiona i nazwiska, a często nawet daty urodzenia. To gwarantuje, że po zakończeniu wojny ich rodzice nie będą mogli dzieci odnaleźć, znikną w systemie, podobnie jak zniknęło niemal 700 tysięcy dzieci uprowadzonych z Ukrainy przez Rosję. To największa zbrodnia wojenna w obecnym stuleciu.

Dzieci uprowadzane masowo

Liczba uprowadzonych do Rosji dzieci wciąż jest nie do końca jasna. Choć biuro prokuratora generalnego Ukrainy w każdym zgłoszonym przypadku uprowadzonego dziecka rozpoczyna postępowanie, dowodów na to, że dzieci znalazły się w Rosji, wcale nie ma tak dużo. Zgodnie z dokumentami można mówić o kilkudziesięciu tysiącach – nie o setkach tysięcy. Jednak nie wszystkie uprowadzone dzieci zostały zgłoszone. Wschodnie tereny Ukrainy widziały wiele śmierci, również dzieci. Te, których ciał nie udało się odnaleźć, uznano za zaginione, ale jeżeli w ostrzale rakietowym czy bombardowaniu zginęło oboje rodziców, nikt zaginięcia czy uprowadzenia dziecka nie zgłasza. Nie ma go więc w oficjalnych dokumentach. Paradoksalnie w ustaleniu skali uprowadzeń pomaga buńczuczna propaganda rosyjska, która swoich obywateli karmi informacjami o 700 tysiącach ewakuowanych dzieci. To kwestia nie tylko pokazania „ludzkiej twarzy” rzeźników w rosyjskich mundurach, ale również konieczność napędzenia koniunktury dla adopcji, które docelowo mają zlikwidować problem uprowadzeń i wywózek najmłodszych. Już w czasie najazdu na Ukrainę na początku 2022 roku Rosja zmieniła prawo adopcyjne, znacznie ułatwiając adopcję dzieci, po które nie zgłaszają się rodzice. Po te z Ukrainy rodzice, oczywiście, się nie zgłaszali. Nie wiedzieli nawet, gdzie swoich dzieci szukać, bo administracja rosyjska od razu zmieniała im dane osobowe i daty urodzenia, umieszczając je w specjalnych obozach reedukacyjnych, w których uczono miłości do Rosji i kazano zapomnieć język ukraiński. Kilka miesięcy takiego prania mózgów pozwalało Rosjanom, najczęściej z azjatyckich części Rosji, adoptować już nie porwanego Ukraińca, ale małego Rosjanina. Po dziecku wywiezionym z Chersonia, Charkowa czy Mariupola nie zostawał nawet ślad.

Skuteczność rosyjskiej polityki w tym obszarze najlepiej pokazują coraz rzadsze pomyślnie zakończone negocjacje w sprawie oddania wywiezionych dzieci, a prowadzone z udziałem Amerykanów między administracją ukraińską i Kremlem. Choć zdjęcia, wciąż możliwe do obejrzenia w internecie, z powrotu takich dzieci do rodziców naprawdę łapią za serce, jeszcze bardziej wzrusza – tym razem już na smutno – jaka jest skala tych powrotów. Raz jest to szesnaścioro dzieci, innym razem niewiele ponad dwadzieścioro, kolejnym razem zaledwie dziesięcioro. Większość rodziców swoich pociech już nie zobaczy – chyba że znajdzie sposób i pieniądze na to, żeby przeprowadzić wielką akcję poszukiwawczą w kraju wielkości kontynentu.

Nie wszystkie wrócą

Mykoła Kułeba, były rzecznik praw dziecka, a dzisiaj założyciel i szef prężnie działającej międzynarodowej organizacji Save Ukraine, która pośredniczy w powrotach dzieci, przyznaje, że wszystkich nie uda się odzyskać na pewno. Nawet po wojnie i przed międzynarodowymi trybunałami. Dlaczego?

– Uproszczona procedura aborcyjna w Rosji wiąże nam ręce w przypadku dzieci z sierocińców, a większość z nich została po prostu wyczyszczona z dzieci – wyjaśnia. – Zgodnie z prawem międzynarodowym bez względu na warunki dziecko adoptowane ma lepiej, niż miałoby w sierocińcu. Trudno będzie administracji ukraińskiej przeprowadzić postępowanie w taki sposób, żeby je odzyskać. W dużej części to będzie stracone pokolenie.

Czy łatwiej będzie rodzicom, których dzieci wywieziono? Nie w każdym przypadku – trzeba pamiętać, że część rodziców oddała swoje dzieci Rosjanom, żeby uniknąć ich śmierci podczas walk rosyjsko-ukraińskich o wschód kraju, szczęśliwie wygranych przez Kijów.
Mechanizm poznałem podczas jednego z moich wyjazdów na tę wojnę. Rosjanie z zajętych ukraińskich terytoriów proponowali mieszkańcom, żeby ich dzieci „dla bezpieczeństwa” jechały na „obozy wypoczynkowe”, takie – powiedzmy – kolonie z daleka od miejsc, w których toczy się wojna. Kolonie miały trwać kilka tygodni, tymczasem nie wróciło jak na razie żadne dziecko, choć od tego czasu minął grubo ponad rok.

Wiem o tym od Katji, Ukrainki, która była moim przewodnikiem podczas jednego z wyjazdów i do dzisiaj utrzymujemy kontakt. Z obwodu charkowskiego, w którym się poznaliśmy i w którym po raz pierwszy zetknąłem się z problemem masowo wywożonych dzieci, rodzice odzyskali ledwie kilkoro z nich, a już na początku wojny mówiono, że stamtąd właśnie wywieziono ich przynajmniej kilkanaście tysięcy – również kilkuletnich.

Białoruś brała udział w porwaniach

Katja próbowała pośredniczyć w kontaktach ukraińskich rodzin z wolontariuszami z Rosji, którzy pod groźbą więzienia pomagają Ukraińcom ustalić los swoich bliskich. Dzisiaj znane są losy przynajmniej kilkudziesięciu uprowadzonych pociech z podcharkowskich wiosek – przywieziono je i trafiły do obozów przejściowych. Później pojechały w głąb Rosji.

– Rozumiem, że nikt za nimi nie jechał, nikt ich nie szukał – wzdycha przez telefon. – Trzeba tych ludzi zrozumieć. Rosjanie boją się dzisiaj zbyt aktywnie występować w naszej sprawie, bo tylko moment dzieli ich od oskarżenia o wrogość wobec ojczyzny czy złe mówienie o „specjalnej operacji”. Łatwiej jest z Białorusinami, oni naprawdę chcą nam pomóc, mówię o zwykłych ludziach.
O porwaniach dzieci ukraińskich i wywożeniu ich na Białoruś świat dowiedział się dopiero niedawno. Tak samo jak niedawno poznał skalę tego procederu. Dokumenty zebrane przez Pawła Łatuszkę i przekazane haskiemu Trybunałowi Karnemu dotyczą wywiezionych ponad 2100 dzieci. Ale mieszkańcy miasteczek i wsi przy granicy z Ukrainą mówią o tym, że skala wywózek była jednak większa.

– Tyle uprowadzeń udokumentowaliśmy i tyle mamy materiału dowodowego – mówił Łatuszka po przedstawieniu dowodów haskiemu Trybunałowi. W piśmie przewodnim antyreżimowi prawnicy i opozycjoniści domagają się uznania Alaksandra Łukaszenki za zbrodniarza wojennego i wydania przeciwko niemu listu gończego, podobnie jak wydano go za Putinem.

– Ukraińskie dzieci, które były pod opieką państwa ukraińskiego, w tym sieroty, dzieci niepełnosprawne i te, których rodziców pozbawiono praw rodzicielskich, zostały nielegalnie przetransportowane na terytorium Białorusi. Materiały przekazane prokuratorom dowodzą, że Łukaszenka osobiście podpisywał dokumenty pod egidą organizacji o nazwie Związek Białorusi i Rosji, będącej parapaństwowym organizmem związkowym. To właśnie te dokumenty stały się podstawą organizowania i finansowania przewozu dzieci ukraińskich na Białoruś – wyjaśnia białoruski opozycjonista. – Wywożenie dzieci odbywa się z udziałem Fundacji Delfin z okupowanych przez siły rosyjskie rejonów obwodu donieckiego oraz białoruskiej Fundacji Alaksieja Tałaja. Działania te finansowane są z budżetu Państwa Związkowego Rosji i Białorusi. Wiadomo o czterech miejscach pobytu ukraińskich dzieci – trzech w obwodzie mińskim i jednym – w obwodzie homelskim.

Białorusini – nie tylko ci sprzyjający Ukraińcom, ale również zwolennicy reżimu – wstrzymali oddech i czekają na postępowanie Międzynarodowego Trybunały Karnego. Sędziowie z Hagi pokazali już, że w przypadku tego konfliktu, a szczególnie krzywdy najmłodszych, nie ustępują.

Ścigany zbrodniarz Putin

W marcu tego roku Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania prezydenta Rosji Władimira Putina w związku z domniemanymi zbrodniami wojennymi na Ukrainie. Sąd stwierdził, że posunięcie to miało związek z zarzutami, że Moskwa deportowała ukraińskie dzieci do Rosji po inwazji na sąsiada. Wydanie nakazu aresztowania Władimira Putina wpłynęło na bezprecedensowe osłabienie i umniejszenie jego pozycji na arenie międzynarodowej. Od marca Putin nie wziął osobistego udziału w żadnym międzynarodowym spotkaniu poza Federacją Rosyjską. Podobny nakaz aresztowania wydano dla rosyjskiej rzeczniczki praw dziecka Marii Lwowej-Biełowej, która odpowiada za tysiące rosyjskich procesów adopcyjnych ukraińskich dzieci.

Stronie ukraińskiej udało się przygotować dowody na to, że część uprowadzonych ukraińskich nastolatków była poddawana przeszkoleniu wojskowemu po to, żeby wrócić na Ukrainę i walczyć po stronie Rosji przeciwko własnym rodakom. Dowodów na to, że w podobny sposób postępują władze białoruskie, nie ma. Jednak wiadomo, że część uprowadzonych dzieci przekazywana jest stronie rosyjskiej.

Tekst pochodzi z 28 (1798) numeru „Tygodnika Solidarność”.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe