Dyrektor regionalny U.S. Institute of Diplomacy and Human Rights: Tortury. W Polsce poważnie złamano prawa człowieka
W Polsce prawa człowieka poważnie złamano, decydując się na tortury wobec polityka opozycji i piękne słowa rządu nie zmienią faktu, że na arenie międzynarodowej wypowiedzi polskich polityków będą traktowane, jak słowa premierów i ministrów rządów Iranu, Rosji, Korei Północnej czy Sudanu Południowego.
Obecny rząd, któremu postawiono wprost zarzut łamania tych praw, nie zrobił z tymi oskarżeniami nic. Lekceważąc je, Donald Tusk i jego premierzy sami spozycjonowali się obok drużyn Alego Chameneia, Władimira Putina czy Kim Dzong Una. To najgorsza z możliwych wiadomości dla Polaków – przestrzeganie, lub nie, praw człowieka nad Wisłą uzależnione jest od przynależności politycznej, a wywieść można stąd przekonanie, że również od innych atrybutów – koloru skóry, pochodzenia i wyznania. Polacy – nawet ci z tęczowymi sztandarami domagający się wolności w każdym obszarze życia – już niedługo zauważą, jak bardzo łamanie praw człowieka ich będzie uwierać. I jak mało pewności będą mieli w zetknięciu z bezduszną maszyną administracji państwowej. Chińskie przysłowie z epoki walczących królestw mówi: „Coś, co się zdarzyło raz, może zdarzyć się po raz drugi; coś, co zdarzyło się dwa razy, z pewnością zdarzy się po raz trzeci”.
Co wolno czynić innemu człowiekowi
Głównym filarem praw człowieka jest Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, podpisana również przez Polskę w 1993 roku, już po upadku komunizmu w tym regionie Europy. Wolność, o której narody takie jak polski nie mogły marzyć za czasów zimnej wolny, eksplodowała na całym kontynencie, ucząc nas nie tylko radości z wolnego rynku, ale przede wszystkim praw przynależnych nam jako jednostkom ludzkim. Wśród nich były prawo do pracy – jednak nie niewolniczej, prawo do przemieszczania się zgodnie ze swoimi potrzebami, prawo do wychowywania dzieci zgodnie z naszym światopoglądem czy prawo do stowarzyszania się, zakładania partii politycznych i wyznawania jakiegokolwiek światopoglądu pod warunkiem, że nie łamie on praw człowieka innych obywateli. To tylko podstawa, bo wolności przynależne nam jako ludziom są dużo głębsze i często jeszcze bardziej fundamentalne. Jednym z filarów powszechnych praw człowieka są Reguły Nelsona Mandeli.
Mandela – laureat Pokojowej Nagrody Nobla, wojownik o wolność czarnych mieszkańców Republiki Południowej Afryki, który większość swojego życia spędził w więzieniach RPA, często torturowany i poniżany, wygrał swoją walkę i doprowadził do upadku apartheidu (systemu segregacji rasowej, który – w skrócie – ustanawiał wyższość białej rasy nad czarną) i zmiany ustroju ojczyzny niemal bez rozlewu krwi. Zrobił jednak coś znacznie ważniejszego – sprawił, że Republika Południowej Afryki stała się wspólną ojczyzną białych i czarnych. Pod koniec życia w oparciu o doświadczenia opracował dokument znany dzisiaj pod nazwą Reguł Nelsona Mandeli, mówiący o tym, jak przestrzegać praw człowieka wobec ludzi znajdujących się w zakładach penitencjarnych – więzieniach, aresztach i pozostałych ośrodkach detencyjnych. Reguły Nelsona Mandeli, podobnie jak Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, są podstawą funkcjonowania demokratycznego państwa. Reguły Nelsona Mandeli zostały pogwałcone w Polsce – w styczniu tego roku, kiedy w aresztach znaleźli się czynni politycy opozycji Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, byli szefowie Centralnego Biura Antykorupcyjnego (politycy KO mają powody nie lubić tego biura) i czynni posłowie na Sejm RP.
Oczywiście to sądy rozstrzygają, czy posłowie mogą pełnić swój mandat w oparciu o Konstytucję RP oraz ustawę o wykonywaniu mandatu posła. Jednak w tym przypadku pojawiła się niejasność w związku z udzielonym wcześniej przez prezydenta RP Andrzeja Dudę ułaskawieniem. Wątpliwości – nierozstrzygnięte nawet przez Sąd Najwyższy (różne izby SN różnie w tej sprawie wyrokowały) – powinny w tym wypadku działać zgodnie z zasadą in dubio pro reo, to kolejna podstawa cywilizacji zachodniej, do samego końca bowiem wątpliwości powinny być rozstrzygane na ich korzyść.
CZYTAJ TAKŻE: „Fiducia supplicans” hamuje ekumenizm
Torturowany więzień
Już w więzieniu Mariusz Kamiński zdecydował się na głodówkę, pomimo której w związku ze swoim stanem zdrowia zgodził się na podawanie kroplówek. To była zgoda tylko i wyłącznie na karmienie pozajelitowe. Sędzia Sądu Penitencjarnego w przeddzień kolejnego aktu łaski wydanego przez prezydenta RP i publicznie zapowiedzianego, zdecydował się na przymusowe karmienie osadzonego przez rurę wprowadzoną do żołądka na siłę. W przypadku osadzonego nieuzasadnione stosowanie takiej sankcji jest zabronione przez prawo – i jest torturą, co zresztą wybrzmiało publicznie jako zarzut wobec Sądu Penitencjarnego już w pierwszych godzinach po decyzji. Stosowanie tortur w więzieniu jest wprost zabronione przez przepisy prawa międzynarodowego, a pozwalają sobie na nie tylko reżimy obłożone międzynarodowymi sankcjami.
Tak ciężki zarzut postawiony publicznie powinien natychmiast skutkować rozpoczęciem postępowania wyjaśniającego i postawieniem zarzutów sędziemu penitencjarnemu, za którego odpowiada resort sprawiedliwości. Nic takiego się nie stało. Minister Bodnar przeszedł nad zarzutem do porządku dziennego – podobnie jak robią to rządzący w Rosji, Iranie czy Korei Północnej. Samo publiczne oświadczenie, że był „skazany prawomocnym wyrokiem sądowym” (nawet jeżeli są – a są, o czym za chwilę – co do tego wątpliwości), nie usprawiedliwia stosowania tortur. To jasny sygnał, że prawa człowieka w Polsce są w imię partyjnego interesu lekceważone, zaś Polacy, również zwolennicy obecnego rządu, już niedługo będą musieli szukać pomocy w organizacjach międzynarodowych. Dzisiaj w Polsce nie można ufać nawet urzędowi rzecznika praw obywatelskich (nomen omen jeszcze niedawno prowadzonemu przez Adama Bodnara, obecnego ministra sprawiedliwości), bo też nie zareagował na postawione publicznie najpoważniejsze oskarżenie.
Jasno trzeba powiedzieć, że nie ma w tych torturach żadnej winy Służby Więziennej, której funkcjonariusze do końca zachowywali się tak, jak powinni (o czym mówił również sam torturowany). To kwestia Sądu Penitencjarnego, nadzorującego przestrzegania praw człowieka Ministerstwa Sprawiedliwości, wielu urzędów RP oraz polskiego premiera. Donald Tusk jeszcze nie zauważył, że dzisiaj na unijnych korytarzach w dobrym tonie jest traktować go na równi z politykami rosyjskimi. Chwalące go za niszczenie polskich wolności niemieckie media i poklepywanie po ramieniu nie zmienią faktu, że Unia Europejska nie przekazuje Polsce pieniędzy w ramach KPO, pomimo deklaracji (ile już ich było?), że stanie się to lada moment. Politycy w Brukseli nie będą sobie brudzić rąk uściskami z Tuskiem, bo w Brukseli to wstyd przyjaźnić się z kimś, kto lekceważy podstawowe prawa człowieka. Wie o tym świetnie były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder, który zaprzyjaźnił się z Władimirem Putinem.
Zagrożone prawa podstawowe
Kwestia lekceważenia przez rząd prezydenckiego ułaskawienia wobec Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika z 2015 roku to odrębny problem. Sprowadzenie tak ważnego przepisu (wspólnego dla wszystkich cywilizowanych krajów) nie obwarowanego w Konstytucji RP, jak inne polskie prawa, słowami: „chyba że odrębna ustawa stanowi inaczej”, postawiło pod znakiem zapytania honorowanie w Polsce podobnych ułaskawień zapadających w innych krajach, a nawet instytucję listu żelaznego – dokumentu, który w prawie międzynarodowym oznacza zagwarantowanie podczas międzynarodowego konfliktu przez jedno z państw tego konfliktu zazwyczaj obywatelowi państwa wrogiego bezpieczeństwa przejazdu i pobytu. To niebezpieczny precedens, bo honorowania i jednego, i drugiego już za kilka lat mogą potrzebować obecni premier i ministrowie. Łamanie fundamentalnych praw człowieka kończy się zawsze tak samo – wiedzą o tym spędzający życie w europejskich więzieniach za czystki etniczne byli oficerowie serbskich wojsk.
Brak wyjaśnienia zarzutu tortur wobec Mariusza Kamińskiego oznacza przyznanie się do winy. A stosowanie tortur jest niewybaczalne
[autor Paweł Pietkun jest dyrektorem regionalnym U.S. Institute of Diplomacy and Human Rights]
CZYTAJ TAKŻE: Andrzej Anusz, Instytut Józefa Piłsudskiego: Tusk szachuje swoich koalicjantów wcześniejszymi wyborami
Tekst pochodzi z 6 (1827) numeru „Tygodnika Solidarność”.