[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Świat dżihadystów

O tym, jak wygląda świat dżihadystów, opowiada Omar Nasiri w swoich wspomnieniach „Inside the Jihad: My Life with Al Qaeda” [Wewnątrz dżihadu: Moje życie z Al-Kaidą] (New York: Basic Books, 2006). „Omar Nasiri” to pseudonim podwójnego czy potrójnego agenta, a jednocześnie świetny wgląd w duszę takiego człowieka, a raczej paranoiczny system psychiczny, który takich ludzi charakteryzuje. Nasiri zdradza wszystkich, łącznie z samym sobą. Właściwie trudno stwierdzić, co w tym pamiętniku jest prawdą. Wiele rzeczy wygląda na naciągane, szczególnie tam, gdzie z butów dżihadysty – zachodniego szpiega wystaje bohaterska słoma muenchhasenowska. Chociaż z drugiej strony prawie wszystko jest możliwe.
Prof. Marek Jan Chodakiewicz [Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Świat dżihadystów
Prof. Marek Jan Chodakiewicz / Foto T. Gutry

Dostałem tę książkę od jednego z moich komandosów, który lakonicznie stwierdził, że „złapaliśmy go w Afganistanie, ale okazał się dobrem (asset) francuskim”, czyli pracował dla francuskiego wywiadu, zresztą belgijskiego, niemieckiego i brytyjskiego też. Notabene we wspomnieniach nie ma nic o tym, że w Afganistanie ujęli go Amerykanie. Przygoda afgańska Nasiriego kończy się wręcz w latach dziewięćdziesiątych, gdy USA nie były takimi sprawami zainteresowane. Pamiętniki urywają się niedługo po 11 września 2001 r. Czyżby zjawił się tam po raz drugi?

Omar Nasiri

Krótko: nasz bohater urodził się w Maroku, jego ojciec ściągnął całą rodzinę do Belgii. Ponieważ Nasiri chorował, umieszczono go w katolickim sierocińcu, nawet uczęszczał na katolickie nabożeństwa. Personel był jednak indyferentny i nie próbowano go pozyskać dla chrześcijaństwa. Pamięta jednak najlepiej to, że jego opiekun zastępczy nauczył go strzelać z pistoletu. Następnie Nasiri obijał się, wrócił do Maroka, handlował narkotykami i sam się szprycował. Z bagna wyciągnął go brat, który w międzyczasie się sfundamentalizował. Razem wrócili do Belgii, gdzie uczestniczyli w komórce islamistycznych terrorystów. Nie była to Al-Kaida, ale raczej pokrewna jej organizacja algierska. Notabene wygląda na to, że całe towarzystwo było na zapomodze społecznej, chociaż szefowie szastali pieniędzmi jak sułtani.

Najwspanialszy okres w życiu

Dzięki swoim kontaktom w narkotykowym półświatku gwiazdor swego pamiętnika potrafił znaleźć dojście do nielegalnych handlarzy bronią i materiałami wybuchowymi. W momencie jednak gdy odkrył, że szefowie jego komórki terrorystycznej urządzili sobie w domu jego matki tajny magazyn oraz że jego zakupy posłużyły do zamachów (wielka niespodzianka!), poszedł na skargę do wywiadu francuskiego. Stał się agentem. Doprowadził do wpadki swojej komórki, ale jednocześnie – aby się uwiarygodnić i z błogosławieństwem swego oficera prowadzącego – przeszmuglował do Maroka bombę, która następnie najpewniej eksplodowała w jego samochodzie umieszczonym strategicznie w Algierii. Spalony w Europie na własną rękę przedostał się do Pakistanu. Jego celem było zinfiltrowanie obozów szkoleniowych Al-Kaidy. Początkowo związał się pomyłkowo z jakąś pacyfistyczną sektą islamską, która wysłała go na pogranicze z Indiami, aby siłami mistycznymi doprowadzić do zwycięstwa dżihadu z niewiernymi. Wnet jednak okazało się, że wewnątrz sekty działa agentura Al-Kaidy, która po sprawdzeniu go posłała Marokańczyka do Afganistanu. Tam Nasiri egzaltował się wspaniałym towarzystwem fanatyków, doprowadził swoje ciało i kondycję fizyczną do perfekcji, nauczył się rzemiosła terrorysty oraz podniecał się islamistyczną indoktrynacją. Pragnął zwycięstwa ulemy i triumfu kalifatu na świecie. Jak podkreśla, był to najwspanialszy okres jego życia.

Pamiętnik agenta

Po pewnym czasie wrócił triumfalnie do Europy, złożył raport Francuzom i został przekazany wywiadowi brytyjskiemu. Na Wyspach szpiegował po meczetach, starał się odkrywać spiski i radykalnych islamistów. Potem przerzucono go do Niemiec, gdzie miał podobne zadania. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych odstawiono go na bok jako bezwartościowego, ożenił się, ustatkował. Po atakach terrorystycznych 11 września 2001 r. zgłosił się na ochotnika do pomocy wywiadowi niemieckiemu. Zignorowano go. W związku z tym napisał niniejsze wspomnienia. Co w nich jest cennego? Po pierwsze, stan umysłu agenta, który jest jednocześnie dżihadystą i szpiegiem antyislamistycznym. Podkreślmy, on nie wczuwa się w te role. On ich nie gra. On po prostu jest i tym, i tym. Na tej samej stronie potrafi wyrazić zgrozę, ubraną w retorykę politycznie poprawnego socjalliberalizmu, z powodu aktów terrorystycznych, a zaraz obok szukać ich usprawiedliwienia językiem propagandowym prosto z podręczników Al-Kaidy: Zachód jest agresorem cywilizacyjnym i militarnym, poniża i atakuje muzułmanów i dlatego islamiści w samoobronie dokonują aktów terroru. Miejscami wygląda wręcz na to, że pamiętniki napisał mu jakiś biały socjalliberał.

Po drugie, cenny jest sam życiorys. Marokański małolat, który powinien był zostać w domu i poganiać wielbłądy, zamiast tego wpada w objęcia belgijskiego państwa opiekuńczego i propagandy egalitarnej demokracji zachodniej, co doprowadza go do wybujałego pojęcia o sobie samym; do uzurpowania sobie nie wiadomo jakich praw (bez wkładania w życie żadnego wysiłku, poza sprzedażą narkotyków); do zakompleksiałego niedowartościowania; a w końcu do terroru. Jest to charakterystyczna droga wielu islamistów, którzy otarli się o Zachód i poczuli się odrzuceni przez „rasizm” tzw. białych chrześcijan. Po prostu taka jest dynamika zderzenia „Innego” z „Innym”. Szczególnie gdy ten drugi „Inny” jest na wyższym szczeblu kultury materialnej, to wtedy podnosi się wyższość kultury duchowej własnej pierwszego „Innego”, mówiąc żargonem postmodernistów.

Po trzecie, cenny jest opis mechanizmu radykalizacji. Oprócz rozziewu między egalitarną retoryką a praktyką Zachodu funkcjonują tutaj jako katalizator fanatyzmu ideologia islamistyczna oraz mass media i elektroniczne środki przekazu. To za pomocą kaset magnetofonowych można było wysłuchać kazań radykalnych mułłów. To za pomocą telewizji i wideo można było pooglądać sobie walki mudżahedinów w Afganistanie (źródło dumy) oraz poczynania „białych chrześcijan” (przede wszystkim Amerykanów) oraz, przedtem, Sowietów na całym świecie. Oni to na każdym kroku bili i poniżali muzułmanów. I militarnie, i kulturowo, i gospodarczo. Szczególnie groźna islamistom wydawała się globalizacja. A jednocześnie jednostkom muzułmańskim była miła, bo przynosiła rozrywkę i zyski. Stąd proislamistyczni sutenerzy i handlarze narkotyków żerujący ekonomicznie na ludziach Zachodu, a jednocześnie nienawidzący ich.

Po czwarte, cenne są opisy antropologiczne świata islamu w Europie i poza nią. Na przykład bardzo interesujący jest fragment ujęcia rzekomego agenta wywiadu zachodniego w obozie szkoleniowym Al-Kaidy w Afganistanie. Otóż facet, który wyglądał na Araba i mówił świetnie po arabsku, wpadł dlatego, że w drzwiach ustąpił miejsca wchodzącemu z naprzeciwka terroryście. Jego kamraci uznali, że coś takiego mógł uczynić tylko i wyłącznie człowiek Zachodu. W Trzecim Świecie normą jest przecież chamskie przepychanie się. Jednym słowem – zdekonspirował się dobrym wychowaniem. To śmiertelny błąd. Podstawą sukcesu każdego agenta jest wczucie się w kulturę wroga. Stąd najlepsi agenci to zdrajcy z szeregów wroga.

Pamiętnik Shaffera

Wie coś o tym ppłk Anthony Shaffer, „Operation Dark Heart: Spycraft and Special Ops on the Frontlines of Afghanistan – and the Path to Victory” [Operacja Ciemne Serce: Szpiegostwo i operacje specjalne na frontach Afganistanu – oraz droga do zwycięstwa] (New York: St. Martin’s Press, Thomas Dunne Books, 2010). Właściwie nie napisał nic odkrywczego, lecz jego wspomnienia są dobrym uzupełnieniem prac wymienionych powyżej. Shaffer jest oficerem wywiadu wojskowego USA. Zajmował się psych ops i black ops, czyli operacjami psychologicznymi i czarnymi, mokrą robotą. Walczył w Afganistanie po 11 września 2001 r. Po tzw. zwycięstwie ostrzegał o nadchodzącej eskalacji przemocy. Proponował infiltrację obozów Talibanu i Al-Kaidy w Pakistanie. Sugerował zmianę taktyki walki przeciw partyzantom. Jego przełożeni, zgodnie z dyktatem propakistańskiej linii polityki USA, nie zgadzali się na to. Pamiętnik Shaffera to świetny psychologiczny portret taktyka wywiadu na polu bitwy.

Afera biurokratyczna w Pentagonie

Jest naturalnie kilka ciekawostek. Po pierwsze, książka została ocenzurowana przez Pentagon. Są całe fragmenty z zaczernionymi stronami. Wydawnictwo umieściło odpowiednie przeprosiny. Po drugie, autor ujawnia aferę biurokratyczną, nie z Afganistanu, a z czeluści biurokracji wywiadu wojskowego w Pentagonie. Otóż Defense Intelligence Agency (DIA) w latach dziewięćdziesiątych miało informacje o komórce Al-Kaidy w Nowym Jorku (na Brooklynie). Wśród terrorystów na celowniku był sam Mohammet Atta, szef zamachowców z 11 września. Niestety DIA nie powiadomiła ani FBI, ani CIA, ponieważ: po pierwsze – istnieje między tymi instytucjami rywalizacja, po drugie – ich bazy danych nie są skoordynowane, oraz po trzecie, najważniejsze – adwokaci DIA obawiali się kłopotów prawnych, gdyby taką wiedzą podzielili się z kimkolwiek. Chodziło przecież o raczej nielegalną inwigilację obywateli i rezydentów USA przez wywiad wojskowy. Na koniec warto dodać, że fakt ten Shaffer ujawnił komisji badającej 9/11. I temat pogrzebano.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 5 lutego br.

 

 

 

 

 

 

 


 

POLECANE
W Norwegii dla mordercy śpiewają kolorowe ptaki tylko u nas
W Norwegii dla mordercy śpiewają kolorowe ptaki

To, co dzieje się w Norwegii w sprawie Andersa Breivika - masowego mordercy, który przed 13 laty pozbawił życia siedemdziesięciu siedmiu niewinnych ludzi i zranił trzystu dziewiętnastu, powinno wykluczyć Norwegię z grona cywilizowanych krajów.

Zawieszenie broni w Libanie. Biden i Macron mają ogłosić je w ciągu 36 godzin z ostatniej chwili
Zawieszenie broni w Libanie. Biden i Macron mają ogłosić je w ciągu 36 godzin

Jak podaje agencja Reutera, prezydenci USA i Francji Joe Biden i Emmanuel Macron mają w przeciągu 36 godzin ogłosić zawieszenie broni w wojnie, którą Izrael toczy przeciwko Hezbollahowi w Libanie.

MSZ Francji o decyzji MTK ws. Netanjahu: Respektujemy prawo międzynarodowe polityka
MSZ Francji o decyzji MTK ws. Netanjahu: Respektujemy prawo międzynarodowe

Rzecznik francuskiego MSZ Christophe Lemoine, komentując w poniedziałek nakaz aresztowania premiera Izraela Benjamina Netanjahu wydany przez Międzynarodowy Trybunał Karny, oznajmił, że Francja respektuje prawo międzynarodowe.

Nawrocki kandydatem na prezydenta. Błaszczak: Nigdy nie był w partii polityka
Nawrocki kandydatem na prezydenta. Błaszczak: Nigdy nie był w partii

W poniedziałek gościem Przemysława Szubartowicza w programie "Punkt Widzenia" w Polsacie News był Mariusz Błaszczak. Przewodniczący klubu parlamentarnego PiS został zapytany o kwestię bezpartyjności Karola Nawrockiego.

Biały Dom: Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie z ostatniej chwili
Biały Dom: Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie

Poważnie podchodzimy do gróźb Rosji wobec bazy w Redzikowie, ale robimy wszystko, by zapewnić bezpieczeństwo naszym żołnierzom w Europie - powiedział w poniedziałek rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. W sposób zawoalowany przyznał, że USA zezwoliły Ukrainie na używanie ATACMS wewnątrz Rosji.

Niemcy przygotowują się na ewentualny atak. Berlin wzoruje się na Polsce z ostatniej chwili
Niemcy przygotowują się na ewentualny atak. Berlin wzoruje się na Polsce

Niemiecka gazeta „Bild” poinformowała, że Berlin jest zaniepokojony ewentualnym atakiem Rosji na NATO. W tym celu niemieckie władze mają opracowywać plan budowy bunkrów.

KE egzekwuje prawo unijne. Platforma społecznościowa dla liberałów ma kłopoty z ostatniej chwili
KE egzekwuje prawo unijne. Platforma społecznościowa dla liberałów ma kłopoty

Rzecznik Komisji Europejskiej Thomas Regnier powiedział dziennikarzom w poniedziałek podczas briefingu w Brukseli, że platforma Bluesky narusza unijne przepisy dotyczące m.in. nakazu ujawniania informacji o liczbie użytkowników.

Protesty rolników w Europie. Ardanowski: Los rolnictwa europejskiego leży w polskich rękach tylko u nas
Protesty rolników w Europie. Ardanowski: Los rolnictwa europejskiego leży w polskich rękach

– Protesty rolnicze, moim zdaniem, będą się rozszerzały i będą miały coraz większy wpływ na rządy, jeżeli już nie na Komisję Europejską, to na rządy krajów członkowskich, żeby ratowały rolnictwo europejskie – mówi Jan Krzysztof Ardanowski w rozmowie z Moniką Rutke.

Serbia dalej od członkostwa w UE. Porażka dyplomatyczna Węgier polityka
Serbia dalej od członkostwa w UE. Porażka dyplomatyczna Węgier

Węgry zamierzały zorganizować unijną konferencję międzyrządową. Budapeszt liczył na otwarcie przez Serbię kolejnych rozdziałów negocjacyjnych z Unią Europejską. 

Polscy uczniowie niepokonani w Zawodach Matematycznych Państw Bałtyckich pilne
Polscy uczniowie niepokonani w Zawodach Matematycznych Państw Bałtyckich

Od 14 do 18 listopada w Tartu (Estonia) odbywały się XXXV Zawody Matematyczne Państw Bałtyckich (Baltic Way). Polska reprezentacja zajęła w nich pierwsze miejsce, pozostawiając konkurentów w tyle.

REKLAMA

[Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Świat dżihadystów

O tym, jak wygląda świat dżihadystów, opowiada Omar Nasiri w swoich wspomnieniach „Inside the Jihad: My Life with Al Qaeda” [Wewnątrz dżihadu: Moje życie z Al-Kaidą] (New York: Basic Books, 2006). „Omar Nasiri” to pseudonim podwójnego czy potrójnego agenta, a jednocześnie świetny wgląd w duszę takiego człowieka, a raczej paranoiczny system psychiczny, który takich ludzi charakteryzuje. Nasiri zdradza wszystkich, łącznie z samym sobą. Właściwie trudno stwierdzić, co w tym pamiętniku jest prawdą. Wiele rzeczy wygląda na naciągane, szczególnie tam, gdzie z butów dżihadysty – zachodniego szpiega wystaje bohaterska słoma muenchhasenowska. Chociaż z drugiej strony prawie wszystko jest możliwe.
Prof. Marek Jan Chodakiewicz [Tylko u nas] Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Świat dżihadystów
Prof. Marek Jan Chodakiewicz / Foto T. Gutry

Dostałem tę książkę od jednego z moich komandosów, który lakonicznie stwierdził, że „złapaliśmy go w Afganistanie, ale okazał się dobrem (asset) francuskim”, czyli pracował dla francuskiego wywiadu, zresztą belgijskiego, niemieckiego i brytyjskiego też. Notabene we wspomnieniach nie ma nic o tym, że w Afganistanie ujęli go Amerykanie. Przygoda afgańska Nasiriego kończy się wręcz w latach dziewięćdziesiątych, gdy USA nie były takimi sprawami zainteresowane. Pamiętniki urywają się niedługo po 11 września 2001 r. Czyżby zjawił się tam po raz drugi?

Omar Nasiri

Krótko: nasz bohater urodził się w Maroku, jego ojciec ściągnął całą rodzinę do Belgii. Ponieważ Nasiri chorował, umieszczono go w katolickim sierocińcu, nawet uczęszczał na katolickie nabożeństwa. Personel był jednak indyferentny i nie próbowano go pozyskać dla chrześcijaństwa. Pamięta jednak najlepiej to, że jego opiekun zastępczy nauczył go strzelać z pistoletu. Następnie Nasiri obijał się, wrócił do Maroka, handlował narkotykami i sam się szprycował. Z bagna wyciągnął go brat, który w międzyczasie się sfundamentalizował. Razem wrócili do Belgii, gdzie uczestniczyli w komórce islamistycznych terrorystów. Nie była to Al-Kaida, ale raczej pokrewna jej organizacja algierska. Notabene wygląda na to, że całe towarzystwo było na zapomodze społecznej, chociaż szefowie szastali pieniędzmi jak sułtani.

Najwspanialszy okres w życiu

Dzięki swoim kontaktom w narkotykowym półświatku gwiazdor swego pamiętnika potrafił znaleźć dojście do nielegalnych handlarzy bronią i materiałami wybuchowymi. W momencie jednak gdy odkrył, że szefowie jego komórki terrorystycznej urządzili sobie w domu jego matki tajny magazyn oraz że jego zakupy posłużyły do zamachów (wielka niespodzianka!), poszedł na skargę do wywiadu francuskiego. Stał się agentem. Doprowadził do wpadki swojej komórki, ale jednocześnie – aby się uwiarygodnić i z błogosławieństwem swego oficera prowadzącego – przeszmuglował do Maroka bombę, która następnie najpewniej eksplodowała w jego samochodzie umieszczonym strategicznie w Algierii. Spalony w Europie na własną rękę przedostał się do Pakistanu. Jego celem było zinfiltrowanie obozów szkoleniowych Al-Kaidy. Początkowo związał się pomyłkowo z jakąś pacyfistyczną sektą islamską, która wysłała go na pogranicze z Indiami, aby siłami mistycznymi doprowadzić do zwycięstwa dżihadu z niewiernymi. Wnet jednak okazało się, że wewnątrz sekty działa agentura Al-Kaidy, która po sprawdzeniu go posłała Marokańczyka do Afganistanu. Tam Nasiri egzaltował się wspaniałym towarzystwem fanatyków, doprowadził swoje ciało i kondycję fizyczną do perfekcji, nauczył się rzemiosła terrorysty oraz podniecał się islamistyczną indoktrynacją. Pragnął zwycięstwa ulemy i triumfu kalifatu na świecie. Jak podkreśla, był to najwspanialszy okres jego życia.

Pamiętnik agenta

Po pewnym czasie wrócił triumfalnie do Europy, złożył raport Francuzom i został przekazany wywiadowi brytyjskiemu. Na Wyspach szpiegował po meczetach, starał się odkrywać spiski i radykalnych islamistów. Potem przerzucono go do Niemiec, gdzie miał podobne zadania. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych odstawiono go na bok jako bezwartościowego, ożenił się, ustatkował. Po atakach terrorystycznych 11 września 2001 r. zgłosił się na ochotnika do pomocy wywiadowi niemieckiemu. Zignorowano go. W związku z tym napisał niniejsze wspomnienia. Co w nich jest cennego? Po pierwsze, stan umysłu agenta, który jest jednocześnie dżihadystą i szpiegiem antyislamistycznym. Podkreślmy, on nie wczuwa się w te role. On ich nie gra. On po prostu jest i tym, i tym. Na tej samej stronie potrafi wyrazić zgrozę, ubraną w retorykę politycznie poprawnego socjalliberalizmu, z powodu aktów terrorystycznych, a zaraz obok szukać ich usprawiedliwienia językiem propagandowym prosto z podręczników Al-Kaidy: Zachód jest agresorem cywilizacyjnym i militarnym, poniża i atakuje muzułmanów i dlatego islamiści w samoobronie dokonują aktów terroru. Miejscami wygląda wręcz na to, że pamiętniki napisał mu jakiś biały socjalliberał.

Po drugie, cenny jest sam życiorys. Marokański małolat, który powinien był zostać w domu i poganiać wielbłądy, zamiast tego wpada w objęcia belgijskiego państwa opiekuńczego i propagandy egalitarnej demokracji zachodniej, co doprowadza go do wybujałego pojęcia o sobie samym; do uzurpowania sobie nie wiadomo jakich praw (bez wkładania w życie żadnego wysiłku, poza sprzedażą narkotyków); do zakompleksiałego niedowartościowania; a w końcu do terroru. Jest to charakterystyczna droga wielu islamistów, którzy otarli się o Zachód i poczuli się odrzuceni przez „rasizm” tzw. białych chrześcijan. Po prostu taka jest dynamika zderzenia „Innego” z „Innym”. Szczególnie gdy ten drugi „Inny” jest na wyższym szczeblu kultury materialnej, to wtedy podnosi się wyższość kultury duchowej własnej pierwszego „Innego”, mówiąc żargonem postmodernistów.

Po trzecie, cenny jest opis mechanizmu radykalizacji. Oprócz rozziewu między egalitarną retoryką a praktyką Zachodu funkcjonują tutaj jako katalizator fanatyzmu ideologia islamistyczna oraz mass media i elektroniczne środki przekazu. To za pomocą kaset magnetofonowych można było wysłuchać kazań radykalnych mułłów. To za pomocą telewizji i wideo można było pooglądać sobie walki mudżahedinów w Afganistanie (źródło dumy) oraz poczynania „białych chrześcijan” (przede wszystkim Amerykanów) oraz, przedtem, Sowietów na całym świecie. Oni to na każdym kroku bili i poniżali muzułmanów. I militarnie, i kulturowo, i gospodarczo. Szczególnie groźna islamistom wydawała się globalizacja. A jednocześnie jednostkom muzułmańskim była miła, bo przynosiła rozrywkę i zyski. Stąd proislamistyczni sutenerzy i handlarze narkotyków żerujący ekonomicznie na ludziach Zachodu, a jednocześnie nienawidzący ich.

Po czwarte, cenne są opisy antropologiczne świata islamu w Europie i poza nią. Na przykład bardzo interesujący jest fragment ujęcia rzekomego agenta wywiadu zachodniego w obozie szkoleniowym Al-Kaidy w Afganistanie. Otóż facet, który wyglądał na Araba i mówił świetnie po arabsku, wpadł dlatego, że w drzwiach ustąpił miejsca wchodzącemu z naprzeciwka terroryście. Jego kamraci uznali, że coś takiego mógł uczynić tylko i wyłącznie człowiek Zachodu. W Trzecim Świecie normą jest przecież chamskie przepychanie się. Jednym słowem – zdekonspirował się dobrym wychowaniem. To śmiertelny błąd. Podstawą sukcesu każdego agenta jest wczucie się w kulturę wroga. Stąd najlepsi agenci to zdrajcy z szeregów wroga.

Pamiętnik Shaffera

Wie coś o tym ppłk Anthony Shaffer, „Operation Dark Heart: Spycraft and Special Ops on the Frontlines of Afghanistan – and the Path to Victory” [Operacja Ciemne Serce: Szpiegostwo i operacje specjalne na frontach Afganistanu – oraz droga do zwycięstwa] (New York: St. Martin’s Press, Thomas Dunne Books, 2010). Właściwie nie napisał nic odkrywczego, lecz jego wspomnienia są dobrym uzupełnieniem prac wymienionych powyżej. Shaffer jest oficerem wywiadu wojskowego USA. Zajmował się psych ops i black ops, czyli operacjami psychologicznymi i czarnymi, mokrą robotą. Walczył w Afganistanie po 11 września 2001 r. Po tzw. zwycięstwie ostrzegał o nadchodzącej eskalacji przemocy. Proponował infiltrację obozów Talibanu i Al-Kaidy w Pakistanie. Sugerował zmianę taktyki walki przeciw partyzantom. Jego przełożeni, zgodnie z dyktatem propakistańskiej linii polityki USA, nie zgadzali się na to. Pamiętnik Shaffera to świetny psychologiczny portret taktyka wywiadu na polu bitwy.

Afera biurokratyczna w Pentagonie

Jest naturalnie kilka ciekawostek. Po pierwsze, książka została ocenzurowana przez Pentagon. Są całe fragmenty z zaczernionymi stronami. Wydawnictwo umieściło odpowiednie przeprosiny. Po drugie, autor ujawnia aferę biurokratyczną, nie z Afganistanu, a z czeluści biurokracji wywiadu wojskowego w Pentagonie. Otóż Defense Intelligence Agency (DIA) w latach dziewięćdziesiątych miało informacje o komórce Al-Kaidy w Nowym Jorku (na Brooklynie). Wśród terrorystów na celowniku był sam Mohammet Atta, szef zamachowców z 11 września. Niestety DIA nie powiadomiła ani FBI, ani CIA, ponieważ: po pierwsze – istnieje między tymi instytucjami rywalizacja, po drugie – ich bazy danych nie są skoordynowane, oraz po trzecie, najważniejsze – adwokaci DIA obawiali się kłopotów prawnych, gdyby taką wiedzą podzielili się z kimkolwiek. Chodziło przecież o raczej nielegalną inwigilację obywateli i rezydentów USA przez wywiad wojskowy. Na koniec warto dodać, że fakt ten Shaffer ujawnił komisji badającej 9/11. I temat pogrzebano.

Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, DC, 5 lutego br.

 

 

 

 

 

 

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe